艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
W zawieszeniu mi臋dzy niebem i ziemi膮 1 |
Ostre d藕wi臋ki muzyki skutecznie utrudnia艂y rozmow臋, a szary dym wypuszczany co jaki艣 czas spod sceny powodowa艂, 偶e fanom stoj膮cym najbli偶ej zaczyna艂y 艂zawi膰 oczy. Wytrwale jednak pozostawali na swoich pozycjach i podekscytowani ogl膮dali show, jakie sprezentowa艂a im nowa, wschodz膮ca rockowa gwiazda. Zesp贸艂 energicznie porusza艂 si臋 na scenie i wida膰 po nich by艂o, 偶e koncert sprawia im tyle samo, je艣li nie wi臋cej rado艣ci, co zgromadzonym w klubie ludziom.
Wysoki m臋偶czyzna o br膮zowych, kr贸tko przystrzy偶onych w艂osach stan膮艂 przy drzwiach i usi艂uj膮c odnale藕膰 wzrokiem, w ogromnym t艂umie m艂odych ludzi, znajom膮 twarz. Wkr贸tce okaza艂o si臋, 偶e zadanie pozornie trudne, by艂o wprost trywialne. Mimo dalej niezmiennego, ponurego wygl膮du, w jego oczach przez chwil臋 mign臋艂a iskierka rozbawienia. Natychmiast ruszy艂 w kierunku sk贸rzanych kanap.
- Asmodai - rzek艂 do ch艂opaka popijaj膮cego piwo z wysokiej, rozszerzanej u g贸ry szklanki.
Jasna burza d艂ugich, kr臋conych w艂os贸w zawirowa艂a w ci臋偶kim od dymu powietrzu klubu, a b艂臋kitne oczy, w kt贸rych malowa艂o si臋 zaskoczenie, spojrza艂y na m臋偶czyzn臋. Na g艂adkiej, lekko zaczerwienionej od nadmiaru alkoholu twarzy szybko pojawi艂 si臋 szeroki u艣miech ukazuj膮cy szereg prostych, bia艂ych z臋b贸w.
- Azazel! - Ch艂opak chwiejnie podni贸s艂 si臋 z czerwonej kanapy i zarzuci艂 m臋偶czy藕nie r臋ce na szyj臋 - Jak ja ci臋 dawno nie widzia艂em!
- Mo偶emy na chwil臋 wyj艣膰? - Zapyta艂 niewzruszony jego zachowaniem m臋偶czyzna.
- Odpierdol si臋 od mojego ch艂opaka! - krzykn膮艂 stoj膮cy obok, jeszcze bardziej pijany metal o d艂ugich czarnych, najwyra藕niej farbowanych w艂osach i przyci膮gn膮艂 go do siebie.
- Vincent, to m贸j kumpel - za艣mia艂 si臋 w odpowiedzi na przejaw zazdro艣ci i pozwoli艂 si臋 poca艂owa膰 w szyj臋. Nast臋pnie niech臋tnie wypl膮ta艂 si臋 z zaborczych ramion i wraz z Azazelem wyszed艂 przed klub.
Asmodai szed艂 chwiejnym krokiem, wspieraj膮c si臋 odrobin臋 na ramieniu przyjaciela. Razem dotarli do czarnej, stylowanej na star膮 艂awki umieszczonej niedaleko klubu, w pobliskim parku.
- Jak ja ci臋 dawno nie widzia艂em! - Asmodai pijackim uchwytem przyklei艂 si臋 do ponurego m臋偶czyzny, na co ten tym razem mrukn膮艂 niezadowolony.
- Ju偶 to m贸wi艂e艣. Mam do ciebie pro艣b臋 - powiedzia艂 po chwili ch艂odnym g艂osem, na co blondyn z g艂upim u艣miechem popatrzy艂 si臋 w jego szare oczy. - Pom贸偶 mi uwolni膰 Semyazz臋.
Ch艂opak zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i zdawa艂o si臋, 偶e jest ju偶 zupe艂nie trze藕wy. Spojrza艂 na niego, jakby widzia艂 go pierwszy raz w swym d艂ugim 偶yciu, a w b艂臋kitnych oczach b艂ysn膮艂 strach i dezorientacja.
- Masz mnie za idiot臋?! Nie jestem a偶 tak pijany!
- Co艣 tak czu艂em, 偶e udajesz - westchn膮艂 Azazel. - Oczywi艣cie nie m贸wi臋, aby艣 zrobi艂 to bezinteresownie.
- Nie ma niczego, czym m贸g艂by艣 mnie przekupi膰! Nie jestem jeszcze samob贸jc膮! Poza tym...
- Pomog臋 ci zem艣ci膰 si臋 na Rafaelu - jak ostrym no偶em uci膮艂 potok s艂贸w, wylewaj膮cy si臋 z ust Asmodaia.
Ch艂opak znieruchomia艂 i przez chwil臋 zdawa艂 si臋 by膰 wyrze藕bion膮 w wosku statu膮. W ko艅cu powoli wypu艣ci艂 z p艂uc powietrze i zamkn膮艂 powieki. Gdy otworzy艂 je ponownie jego oczy by艂y czerwone i bi艂a z nich niepohamowana furia.
- Jak - sykn膮艂.
Zdecydowanie nie by艂o to pytanie. Azazel nie mia艂 co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋 tylko, czy to proste s艂owo odnosi艂o si臋 do tego, w jaki spos贸b ma mu pom贸c rozprawi膰 si臋 z Rafaelem, czy do tego, jak uwolni膰 Semyazz臋.
- Uspok贸j si臋 i ukryj oblicze - odpar艂, nie zrzucaj膮c maski oboj臋tno艣ci i spokoju. - Wygl膮dasz jakby艣 ju偶 z miejsca chcia艂 uwolni膰 skrzyd艂a, a to nic nie da.
Asmodai w odpowiedzi rozchyli艂 usta i pozwoli艂, by d艂ugi i w膮ski rozdwojony na ko艅cu j臋zyk pow臋drowa艂 na wysoko艣膰 oczu Azazela. Tak, rzeczywi艣cie by艂 ju偶 na skraju uwolnienia mocy i doskonale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e ten wybuch gniewu do niczego po偶ytecznego nie doprowadzi. Jakkolwiek, gdy tylko my艣la艂 o Rafaelu, mia艂 ochot臋 zg艂adzi膰 wszystko dooko艂a.
Nie do艣膰, 偶e odebra艂 mu Sar臋 - jedyn膮 kobiet臋, jak膮 kiedykolwiek kocha艂, to jeszcze upokorzy艂 go w p贸藕niejszej walce. Jakby tego by艂o ma艂o, p贸藕niej przekaza艂 Salomonowi pentagram, dzi臋ki kt贸remu Syn Gliny m贸g艂 zniewoli膰 Syna Ognia [1]. Na samo wspomnienie niewolniczej pracy przy budowie 艣wi膮tyni po plecach gna艂y mu ciarki. Tu na szcz臋艣cie sobie poradzi艂. Nawet na pewien czas uda艂o mu si臋 zasi膮艣膰 na miejscu "m膮drego kr贸la".
Splun膮艂 na chodnik. Robi艂 tak zawsze, gdy wspomina艂 Salomona. W sumie przyzwyczajenie to naros艂o do wyuczonego odruchu i matka niejednokrotnie 艣mia艂a si臋 z niego, nazywaj膮c "Psem Paw艂owa" (oczywi艣cie zacz臋艂a go tak nazywa膰 dopiero po dotarciu do jego teorii).
- Masz racj臋 - sykn膮艂, staraj膮c si臋 uspokoi膰 nerwy i powr贸ci膰 do ludzkiej formy. - Co masz na Rafaela?
- Uriela - odpar艂 bez chwili wahania Azazel, na co Asmodai spojrza艂 na niego ze zdziwieniem w ju偶 b艂臋kitnych oczach - Przyja藕ni膮 si臋 i doskonale znaj膮. Na pewno jeden drugiemu bez wahania pospieszy z pomoc膮. Co wi臋cej dowiedzia艂em si臋, 偶e teraz on przej膮艂 stra偶 nad Semyazz膮 i towarzyszy mu tylko trzech innych, ni偶szej klasy mal'achich[2]. Po raz pierwszy stra偶 jest tak s艂aba, 偶e mo偶na my艣le膰 o wyzwoleniu. Poza tym, mogliby艣my przy okazji pojma膰 Uriela, a st膮d ju偶 prosta droga do zemsty na Rafaelu - m贸wi艂 beznami臋tnie i jego twarz w dalszym ci膮gu pozostawa艂a niewzruszona 偶adnymi emocjami, jednak w oczach b艂yszcza艂o 艂atwe do odczytania napi臋cie.
- Nie znam go osobi艣cie, ale s艂ysza艂em, 偶e Uriel to kawa艂 sukinsyna - odpar艂 po d艂u偶szej chwili Asmodai. - Mog膮 by膰 z nim problemy.
- Mog膮, ale nie b臋d膮, gdy podamy mu to - Azazel wypiel臋gnowan膮 d艂oni膮 si臋gn膮艂 do kieszeni modnych obecnie spodni i wyci膮gn膮艂 wykonan膮 z ciemnego szk艂a fiolk臋.
Brwi Asmodaia unios艂y si臋 nieznacznie w g贸r臋, gdy z pow膮tpiewaniem patrzy艂 na to, co jego przyjaciel trzyma艂 w r臋ce, kt贸rej paznokcie, by艂 tego pewien, pomalowane zosta艂y bezbarwnym lakierem. U艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, gdy zda艂 sobie z tego spraw臋. Doskonale wiedzia艂, 偶e Azazel lubi makija偶, w ko艅cu sam go wymy艣li艂, ale nie wiedzia艂, 偶e lubi go w jakim艣 stopniu r贸wnie偶 na sobie.
- Co to jest? - zapyta艂 i odegna艂 z my艣li g艂upie obrazy, kt贸rych wola艂 nie wyci膮ga膰 na 艣wiat艂o dzienne tym bardziej w obecno艣ci przyjaciela.
- Mieszanka r贸偶nych inhibitor贸w i katalizator贸w z azotanem srebra w do艣膰 du偶ym st臋偶eniu - u艣miechn膮艂 si臋 do niego. A na twarzy Asmodaia zacz臋艂o malowa膰 si臋 coraz wi臋ksze zrozumienie i cie艅 aprobaty dla planu - Wiesz, jak to dzia艂a na Syn贸w Ognia.
- Oczywi艣cie, masz mnie za g艂upca? - ch艂opak o jasnych w艂osach u艣miechn膮艂 si臋 zadziornie - Chcesz mu to poda膰, a og艂upia艂y i pozbawiony mocy nie b臋dzie ju偶 stanowi膰 zagro偶enia. Sprytnie. Pytanie tylko, czy mieszanka jest w odpowiednich proporcjach, inaczej nic z tego.
- Jest. M贸j zaufany przyjaciel od dawna pracowa艂 nad ni膮, nawet j膮 przetestowa艂. W chwili wstrzykni臋cia niemal natychmiast moc spadnie o po艂ow臋, a gdy substancja rozejdzie si臋 po organizmie, co zajmie do trzech minut, straci skrzyd艂a i przytomno艣膰. Zanim j膮 odzyska min膮 jakie艣 trzy doby, zanim odrosn膮 mu skrzyd艂a - oko艂o dwa miesi膮ce, a by zregenerowa膰 pe艂n膮 moc potrzebowa艂by mniej wi臋cej rok.
- Brzmi dobrze, do艣膰 czasu, by zaj膮膰 si臋 Rafaelem. - Pokiwa艂 z aprobat膮 g艂ow膮 i odwr贸ci艂 si臋 do Azazela plecami. - Wchodz臋 w to, kiedy ruszamy?
- Jak najszybciej, najlepiej to zaraz.
Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i podejrzliwie spojrza艂 w szare oczy m臋偶czyzny. Zdecydowanie nie 偶artowa艂.
- Teraz? Kto jeszcze z nami wyrusza?
- Nikt, gdyby by艂o nas wi臋cej trudniej by艂oby nam si臋 tam dosta膰 niezauwa偶onymi.
- Racja - Asmodai szepn膮艂 po chwili zastanowienia. - Jeszcze nie wytrze藕wia艂em.
- Nie k艂am, tolerancja Syn贸w Ognia na alkohol jest wprost niesamowita, a ty i tak bijesz nas wszystkich na g艂ow臋.
Jasna czupryna zatrz臋s艂a si臋, gdy jej w艂a艣ciciel us艂ysza艂 te s艂owa i wybuchn膮艂 g艂o艣nym 艣miechem.
***
Dostanie si臋 do miejsca niedoli Semyazzy nie by艂o trudne. Azazel doskonale wiedzia艂, gdzie nale偶y si臋 uda膰, aby znale藕膰 si臋 tam jak najszybciej i ograniczy膰 do minimum mo偶liwo艣膰 zostania odkrytym. Przemienieni w swoje w艂a艣ciwe formy, lec膮c starali si臋 t艂umi膰 w sobie moc, by wra偶liwe na wibracje aury istoty nie zdo艂a艂y ich odczu膰.
Nagle Azazel zatrzyma艂 si臋. D艂o艅mi zako艅czonymi pi臋ciocentymetrowymi, czarnymi szponami zerwa艂 z grubej, niemal ko艅skiej szyi 艂a艅cuch z przewieszon膮 na艅 fiolk膮 z trucizn膮 i poda艂 go Asmodaiowi. Ten uwa偶aj膮c, by si臋 nie skaleczy膰 o jego pazury ostro偶nie odebra艂 buteleczk臋.
"Masz strzykawk臋?" - zapyta艂 telepatycznie, na co Asmodai rozszerzy艂 w u艣miechu zupe艂nie bia艂e usta i przytakn膮艂. - "Pami臋taj, 偶e musisz wstrzykn膮膰 ca艂膮 zawarto艣膰 fiolki w ci膮gu dziesi臋ciu minut od nape艂nienia strzykawki, bo potem si臋 rozk艂ada i nie b臋dzie a偶 tak skuteczne, je艣li w og贸le zadzia艂a"
"Jasne" - Asmodai zatrzepota艂 bia艂ymi rz臋sami.
"I jeszcze jedno... w sumie to najwa偶niejsze" - Azazel wyra藕nie wygl膮da艂 teraz na niepewnego. Wy艂upiaste, 偶贸艂te oczy cheruba unika艂y spojrzenia towarzysza. Zaniepokoi艂o to Asmodaia - "To jak masz poda膰 trucizn臋"
"Nie wystarczy jej po prostu wstrzykn膮膰?"
"Substancja musi wymiesza膰 si臋 z p艂ynem m贸zgowo-rdzeniowym i to najlepiej, by dosta艂a si臋 mniej wi臋cej w po艂owie d艂ugo艣ci kr臋gos艂upa"
Asmodai szerzej otworzy艂 czerwone oczy, a jego pi臋kn膮, porcelanow膮 twarz wykrzywi艂a z艂o艣膰.
"Jak sobie to, do cholery, wyobra偶asz?! Podlec臋 do niego i zapytam 'Wybacz, b膮d藕 przez chwil臋 w bezruchu, bo chc臋 ci wstrzykn膮膰 trucizn臋?!' Zwariowa艂e艣, to niemo偶liwe!"
"Wierz臋, 偶e sobie poradzisz. Jak ju偶 zlikwidujemy podrz臋dnych mal'achich, co jak mniemam nie zajmie du偶o czasu, 艣ci膮gn臋 na siebie uwag臋 Uriela, a wtedy ty zaatakujesz go od ty艂u" - Azazel wywin膮艂 g贸rn膮 warg臋, ods艂aniaj膮c ostre, zwierz臋ce z臋by, co by艂o pewnym rodzajem u艣miechu, jedynym na jaki m贸g艂 sobie pozwoli膰, b臋d膮c w formie mocy.
"Nie jestem co do tego przekonany, ale ju偶 si臋 zgodzi艂em i nie cofam raz danego s艂owa" - odpowiedzia艂 do艣膰 niech臋tnie Asmodai. - "Ale ty szpetny jeste艣" - doda艂, gdy zadowolony Azazel kilkakrotnie obdarzy艂 go swoim u艣miechem.
"Szpetny to jest tw贸j ojciec" - odci膮艂 si臋 natychmiast - "A co najmniej tak go Synowie Gliny przechrzcili"
Asmodai u偶y艂 g贸rnych skrzyde艂 i mocno uderzy艂 nimi, tworz膮c nieprzyjemn膮 fal臋 gor膮cego wiatru, kt贸ra uderzy艂a Azazela w twarz. Ognisty podmuch nie mia艂 na celu wyrz膮dzenie krzywdy cherubowi, lecz raczej irytacj臋 ze wzgl臋du na brak argument贸w na jego szybk膮 ripost臋.
"Kiedy b臋dziemy na miejscu?"
"Pytasz kiedy nape艂ni膰 strzykawk臋? Ju偶 mo偶esz, za jak膮艣 minut臋 zacznie si臋 zabawa" - g贸rna warga ponownie zosta艂a odwini臋ta, na co Asmodai ruchem pe艂nym zniesmaczenia odwr贸ci艂 od niego twarz. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i wyci膮gn膮艂 strzykawk臋. Odkorkowa艂 fiolk臋 i szybko wydoby艂 z niej do t艂oka dziesi臋膰 mililitr贸w bezbarwnego p艂ynu. Szybko te偶 za艂o偶y艂 grub膮, steryln膮 ig艂臋, po czym skin膮艂 g艂ow膮 na Azazela.
Co艣 b艂ysn臋艂o w oddali. Asmodai zmru偶y艂 oczy, mocniej 艣cisn膮艂 w d艂oniach strzykawk臋 i sw贸j ulubiony miecz z obusiecznym ostrzem. Azazel wysun膮艂 si臋 na prowadzenie i z 艂opotem ogromnych, pokrytych szarymi i czarnymi pi贸rami skrzyde艂 polecia艂 w kierunku b艂ysku.
Seraf [3] dopiero po chwili rozpozna艂, czym ten b艂ysk by艂. Kolczyk. Kolczyk z najtwardszego metalu, b臋d膮cy jedn膮 z kar wymierzonych na Sezyazzie. Przebija艂 oba p艂atki jego nosa i uniemo偶liwia艂 zaczerpni臋cie powietrza. Od ponad pi臋ciuset lat m贸g艂 oddycha膰 jedynie ustami.
Sezyazza p贸艂przytomnie, z ogromn膮 pr臋dko艣ci膮 spada艂 w d贸艂, a po obu jego stronach szybowali dwaj mal'achi. Zanim Asmodai zd膮偶y艂 si臋 lepiej przyjrze膰 jeden z nich zosta艂 rozci臋ty na p贸艂 mieczem Azazela, a drugi, ledwo zauwa偶aj膮c 艣mier膰 kolegi, zacz膮艂 spada膰, bezlito艣nie pozbawiony bia艂ych skrzyde艂, kt贸re cherub wyrwa艂 jednym ruchem, a nast臋pnie odrzuci艂 za siebie. Azazel zawis艂 w powietrzu i ruchem d艂oni przywo艂a艂 do siebie Asmodaia.
Szybko podlecia艂 do przyjaciela i spojrza艂 porozumiewawczo w jego przera偶aj膮co zwierz臋ce oczy. W bezruchu czekali, a偶 Sezyazza zostanie moc膮 piecz臋ci ponownie podniesiony w g贸r臋, by stamt膮d m贸g艂 po raz kolejny spa艣膰 w d贸艂. W kilka sekund p贸藕niej seraf znalaz艂 si臋 na ich wysoko艣ci, a wtedy razem z nim, zast臋puj膮c zabit膮 eskort臋, wznie艣li si臋 na spotkanie z Urielem i trzecim z mal'ach.
Do ich uszu dobieg艂 cichy, st艂umiony p臋dem szept p贸艂przytomnego serafa. Otwartym, czerwonym okiem spogl膮da艂 z przestrachem na Azazela.
- Trzymaj si臋, Aza, ju偶 my ci臋 z tego wyci膮gniemy - powiedzia艂 cherub, wywijaj膮c warg臋 na chwil臋 przed tym, gdy stan臋li przed zaskoczonym Urielem.
Archanio艂 nie mia艂 czasu na zastanowienie, od razu skrzy偶owa艂 ostrze z Azazelem. Asmodai zacz膮艂 szuka膰 wzrokiem trzeciego z mal'ach, ale ten najwyra藕niej si艂膮 przyzwyczajenia zacz膮艂 lecie膰 w d贸艂 obok Sezyazzy. W pierwszej chwili nie dos艂ysza艂 tego, co szepn膮艂 chwil臋 temu seraf. Zrozumia艂 tylko, 偶e wspomnia艂 imi臋 Uriela, ale drugiego s艂owa nie m贸g艂 odszyfrowa膰. Gdy dotar艂 na g贸r臋, wszystko si臋 wyja艣ni艂o.
Tron. - Ciarki przebieg艂y mu wzd艂u偶 kr臋gos艂upa, gdy zobaczy艂 wiruj膮ce obr臋cze i setk臋 bezrz臋sych oczu patrz膮cych w jego stron臋.
Pal膮cy snop 艣wiat艂a wystrzeli艂 niespodziewanie, odrywaj膮c lewe skrzyd艂o z trzeciej pary i przebijaj膮c na wylot udo. Rykn膮艂 z b贸lu i natychmiast przyst膮pi艂 do kontrataku. G贸rn膮 par膮 skrzyde艂 zacz膮艂 tworzy膰 ognisty wiatr. W d艂oni mocniej 艣cisn膮艂 miecz i z ca艂ej si艂y uderzy艂 w obracaj膮ce si臋 obr臋cze. Opr贸cz skowytu us艂ysza艂 pi臋膰 trzask贸w. Za ma艂o, pomy艣la艂 szybko, jednocze艣nie unikaj膮c kolejnego ataku Trona. Skuteczno艣膰 kolejnych uderze艅 by艂a zbli偶ona. Z ka偶dym uderzeniem miecza p臋ka艂o od czterech do siedmiu obr臋czy. Przez g艂ow臋 przelecia艂a mu szybka my艣l, 偶e to jak jedzenie ma艂偶y - najpierw pozby膰 si臋 twardej skorupy, by dosta膰 si臋 do delikatnego 艣rodka.
Kolejny atak Trona okaza艂 si臋 skuteczny. Ma艂e rozkojarzenie zaowocowa艂o niezbyt powa偶n膮 ran膮 na boku. Przepe艂niony furi膮 rykn膮艂 ostrzegawczo i ruszy艂 do jeszcze intensywniejszego ataku. Min臋艂a ju偶 po艂owa czasu, w kt贸rym trucizna zachowa艂a pe艂ni臋 mocy.
Postawi艂 wszystko na jedn膮 kart臋. Odnalaz艂 szpar臋 w obronie obr臋czy i zanurzy艂 w ni膮 ostrze. Ulubiony miecz szybko rozpad艂 si臋 na kawa艂ki, ale Tron zacz膮艂 bezw艂adnie spada膰 w d贸艂. Martwy.
Odwr贸ci艂 si臋 do Walcz膮cych Azazela i Uriela. Przygotowa艂 strzykawk臋.
Uriel okaza艂 si臋 w艂ada膰 mieczem r贸wnie dobrze, co Azazel. Cherub nie by艂 w stanie znale藕膰 luki w jego obronie, ale r贸wnie偶 archanio艂 nie dawa艂 rady go zrani膰. Seraf przez kr贸tk膮 chwil臋 zapatrzy艂 si臋 na walcz膮cych, ale szybko si臋 otrz膮sn膮艂 i krzykn膮艂:
- Przytrzymaj go! - g艂os przypominaj膮cy ryk lwa hukn膮艂 w otaczaj膮cej ich pustce. Odwr贸ci艂o to uwag臋 Uriela na tyle, 偶e Azazel zdo艂a艂 niegro藕nie zrani膰 jego nadgarstek i ten wypu艣ci艂 z d艂oni ogromny miecz. Nast臋pnie pochwyci艂 go w 偶elaznym u艣cisku, z kt贸rego archanio艂, mimo swoich usilnych pr贸b, nie by艂 w stanie si臋 wyrwa膰. Cherub spojrza艂 na jego twarz i wywin膮艂 warg臋.
Asmodai podlecia艂 do nich i gwa艂townym, zdecydowanym ruchem zerwa艂 b艂臋kitn膮 szat臋 z plec贸w unieruchomionego. Palcem przebieg艂 po kr臋gos艂upie archanio艂a i wybra艂 miejsce na oko w po艂owie, dok艂adnie mi臋dzy bij膮cymi desperacko skrzyd艂ami.
- Puszczaj! - krzycza艂 zupe艂nie ludzkim g艂osem Uriel, kiedy Asmodai przypomina艂 sobie w my艣lach wszystkie seriale o tych dzielnych lekarzach robi膮cych nak艂ucie l臋d藕wiowe. W sumie on mia艂 to wykona膰 troch臋 wy偶ej, ale zasada powinna by膰 ta sama.
Dwa pykni臋cia? - pomy艣la艂 zanim przy艂o偶y艂 ig艂臋 do cia艂a.
- Zaboli - rykn膮艂 ostrzegawczo do ucha Uriela nim przeszy艂 metalem jego cia艂o.
Pyk.
Ludzki krzyk rozleg艂 si臋 w niebiosach.
Pyk.
- Co ty zrobi艂e艣?! - krzycza艂 archanio艂, gdy Asmodai wyci膮ga艂 ig艂臋 - Po偶a艂ujesz! Zap艂acisz za to!
- Ju偶 s艂abnie, czuj臋 to - powiedzia艂 Azazel. - Potrzymam go jeszcze troch臋, a ty zniszcz piecz臋膰 - wskaza艂 na zawieszony w pustce 艣wietlisty pentagram.
- Daj sw贸j miecz - ryk zdawa艂 si臋 nie pasowa膰 do delikatnej postury serafa.
Azazel wywin膮艂 warg臋 i d艂ugim, cienkim ogonem poda艂 sw贸j miecz Asmodaiowi. Ten natomiast bez zastanowienia wycelowa艂 nim dok艂adnie w sam 艣rodek pentagramu, dezaktywuj膮c go.
Gdy rozp艂yn膮艂 si臋 zupe艂nie w powietrzu, Asmodaia nagle ol艣ni艂o, cho膰 dla niego by艂o to bardziej jak kube艂 zimnej wody.
"O czym艣 zapomnieli艣my" - przekaza艂 telepatycznie Azazelowi, na co ten podni贸s艂 na niego 偶贸艂te 艣lepia.
"O czym?"
"Sezyazza"
Azazel natychmiast pu艣ci艂 os艂abionego archanio艂a, na kt贸rego czole pojawi艂y si臋 b艂yszcz膮ce krople potu i ruszy艂 w d贸艂. Asmodai odprowadzi艂 go wzrokiem nim ten znikn膮艂 w oddali, a nast臋pnie zacz膮艂 przygl膮da膰 si臋 Urielowi.
- Co wy艣cie zrobili? - szepn膮艂 archanio艂 z trudem poruszaj膮c skrzyd艂ami.
Seraf chwil臋 na niego patrzy艂 w milczeniu, by nast臋pnie si臋 do niego zbli偶y膰 i przytrzyma膰. Niemal natychmiast bia艂e skrzyd艂a zaj臋艂y si臋 ogniem, kt贸ry zajarzy艂 si臋 jako艣 od 艣rodka. Niemal natychmiast uleg艂y zw臋gleniu, by po chwili rozsypa膰 si臋 w popi贸艂. Asmodai patrzy艂 zafascynowany na gin膮cy p艂omie艅, kt贸ry odebra艂 Urielowi przytomno艣膰.
***
Fromezin kilkakrotnie, u boku nieprzerwanie spadaj膮cego i wznosz膮cego si臋 Sezyazzy znalaz艂 si臋 na tyle wysoko, by widzie膰 rozgrywaj膮c膮 si臋 na g贸rze sceneri臋. Wiedzia艂 doskonale, 偶e jego obecno艣膰 w 偶aden spos贸b nie pomog艂aby Urielowi, ani pot臋偶nemu tronowi, kt贸rego imienia nie zna艂. Ba艂 si臋 podlecie膰 na tyle wysoko, by znale藕膰 si臋 w polu ra偶enia miecza przera偶aj膮cego cheruba i ognistego serafa o pi臋knej twarzy. W bezpiecznej odleg艂o艣ci czeka艂, a偶 Sezyazza odb臋dzie swoje wznoszenie do ko艅cowego punktu, by natychmiast zacz膮膰 opada膰 w d贸艂.
Zanim po raz ostatni zacz膮艂 opada膰 z uwi臋zionym serafem, zobaczy艂, jak cherub cienkim ogonem podaje miecz swojemu towarzyszowi. By艂 pewny, 偶e jego chwile s膮 ju偶 policzone, jednak nie potrafi艂 przerwa膰 zadania i ratowa膰 si臋 ucieczk膮. Poza tym mia艂 chroni膰 i pilnowa膰 wi臋藕nia, kt贸rego um臋czona twarz od samego pocz膮tku niezwykle go fascynowa艂a,
Co艣 w upadku serafa zacz臋艂o wygl膮da膰 inaczej ni偶 zwykle, co艣 by艂o nie tak. Fromezin zmarszczy艂 brwi i uwa偶nie zacz膮艂 艣ledzi膰 wszelki ruch, jaki wykonywa艂 pi臋kny wi臋zie艅. Z przera偶eniem rozszerzy艂 oczy, gdy min膮艂 punkt, w kt贸rym normalnie si艂a piecz臋ci ponownie wci膮ga go na g贸r臋. Zasch艂o mu w gardle, a na czo艂o wst膮pi艂 zimny pot przera偶enia.
On zginie, w my艣lach bez przerwy powtarza艂 sobie te s艂owa. Odruchowo przyspieszy艂 lot i wysun膮艂 si臋 na prowadzenie w wy艣cigu do ziemi. W ramiona pochwyci艂 opadaj膮ce bezw艂adnie cia艂o i zacz膮艂 desperacko bi膰 skrzyd艂ami. Upadek by艂 nieunikniony, ale mia艂 nadziej臋, 偶e chocia偶 zdo艂a go z艂agodzi膰.
W chwili gdy dotkn臋li ziemi, tumany kurzu wzbi艂y si臋 w powietrze. Fromezin dopiero po kilku sekundach zda艂 sobie spraw臋, 偶e odczuwa rw膮cy b贸l plec贸w. Domy艣li艂 si臋, 偶e spadli na ska艂y. M臋tnym spojrzeniem, mocno zdezorientowany rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Widok zdecydowanie nie przypad艂 mu do gustu. Na ziemi le偶a艂y trupy pokonanych w powietrznej walce. Odwr贸ci艂 wzrok i przeni贸s艂 go na odzyskuj膮cego przytomno艣膰, uwolnionego wi臋藕nia.
Czerwone oczy spojrza艂y w jego i dopiero po chwili pojawi艂 si臋 w nich cie艅 zrozumienia, a nast臋pnie og艂upia艂ej rado艣ci. Ramiona oplot艂y jego szyj臋, a op臋ta艅czy 艣miech, kt贸ry brzmia艂 bardziej, jak seria urywanych lwich ryk贸w, kierowany by艂 prosto do jego ucha. Nie m贸g艂 go znie艣膰, ale by艂 szcz臋艣liwy, 偶e seraf prze偶y艂 i nie odni贸s艂 偶adnych powa偶nych obra偶e艅.
- Ja nie spadam, stoj臋 w miejscu!
Fromezin, usi艂uj膮c pokona膰 rw膮cy b贸l, podni贸s艂 d艂o艅 i zanurzy艂 j膮 w spl膮tanych w艂osach Sezyazzy. Spojrza艂 nast臋pnie w g贸r臋. W b艂臋kitnej toni powietrza dostrzeg艂 zbli偶aj膮cy si臋 punkt. Zwierz臋ca bestia szar偶owa艂a prosto na niego. Nie ma ucieczki, pomy艣la艂 nim odruchowo postara艂 si臋 by膰 jeszcze mniejszym, ni偶 by艂 w rzeczywisto艣ci i g艂臋biej schroni艂 si臋 w ramionach ciesz膮cego si臋, jak dziecko serafa. Zamkn膮艂 oczy i straci艂 przytomno艣膰.
Przypisy:
[1] "...Syn Gliny m贸g艂 zniewoli膰 Syna Ognia" - anio艂owie powstali z ognia bezdymnego, a Adam z gliny
[2] "mal'ach" - z j臋zyka hebrajskiego, oznacza "pos艂aniec". Okre艣lane tak by艂y w Starym Testamencie byty duchowne. Tutaj stosowane tylko na najni偶sz膮 pozycj臋 w hierarchii.
[3] Hierarchia:
Pierwszy kr膮g:
Serafy
Cheruby
Trony
Drugi kr膮g:
Panowania
Moce
Pot臋gi
Trzeci kr膮g:
Kr贸lestwa
Archanio艂owie
Anio艂owie
 |
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|