The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 15:19:53   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Uczta 2
II


Wszyscy 艣wi臋towali, nawet s艂u偶ba i grabarze. W dolnych ogrodach rozpalono wielkie ogniska, podobne o艣wietla艂y szerokie kana艂y wyp艂ywaj膮ce z miasta. Na brudnej, m臋tnej wodzie unosi艂y si臋 dziesi膮tki p艂askodennych, szerokich 艂odzi u偶ywanych do transportu towar贸w. Na wi臋kszo艣ci z nich zapalono tr贸jnogi i pochodnie. Wko艂o lawirowa艂y w膮skie cz贸艂na stra偶nik贸w i biedoty. Na jednym z nich, przycumowanym do brzegu, siedzia艂 m臋偶czyzna od st贸p do g艂贸w spowity w brudn膮 burk臋 typow膮 dla grabarzy. Nie by艂 to nietypowy widok, zajmowali si臋 oni te偶 wy艂awianiem zw艂ok i 艣mieci z kana艂贸w i pobliskich rzek. Jako 偶e profesja ta uwa偶ana by艂a za wykl臋t膮, wykonywan膮 tylko przez nie-ludzi, chromych czy niedawnych w艂贸cz臋g贸w, inne 艂odzie mija艂y go szerokim 艂ukiem.
Z pobliskich krzak贸w wy艂oni艂y si臋 kolejne trzy postacie, r贸wnie偶 nosz膮ce opo艅cze grabarzy. Dw贸ch pomaga艂o i艣膰 swemu towarzyszowi, silnie utykaj膮cemu. Za nimi, od strony niedalekiego ogniska, nadlecia艂o kilka kamieni, ko艣ci i ga艂臋zi. Oraz przekle艅stwa rozochoconych s艂u偶膮cych. Czy艣ciciele nie zareagowali, przyzwyczajeni do wszelakich atak贸w powoli wsiedli do cz贸艂na. Siedz膮cy w nim m臋偶czyzna wsta艂, silnie odbi艂 si臋 od brzegu d艂ugim dr膮giem. W migotliwym blasku ognia wyra藕nie wida膰 by艂o brodawki i blizny pokrywaj膮ce jego d艂onie. Przewo藕nik kilkoma ruchami skierowa艂 艂贸dk臋 na 艣rodek kana艂u, w g艂贸wny nurt. Tam, niemal bez pomocy cz艂owieka, wartko ruszyli w stron臋 wodnej bramy w murach miejskich.
Dos艂ownie p贸艂 hejna艂u po ich odp艂yni臋ciu na pograniczu g贸rnych i dolnych ogrod贸w wybuch艂 po偶ar. P艂omienie strzela艂y ku niebu. Podnios艂y si臋 dzikie krzyki, pierwsze rozbawienia, p贸藕niejsze przera偶enia, gdy zgromadzeni zrozumieli, 偶e w 艣rodku znajduj膮 si臋 dwie osoby.
Mimo rozpaczliwych pr贸b, wyci膮gni臋to tylko zw臋glone zw艂oki.

W tym samym czasie cz贸艂no, sprawnie sterowane przez skomplikowan膮 siatk臋 kana艂贸w i naturalnych rzek, opu艣ci艂o ju偶 tereny miasta, min臋艂o te偶 podmiejskie zabudowania i najbli偶sze pola. Nim 艣wit zacz膮艂 r贸偶owi膰 horyzont dotarli do dwunastej, ostatniej grodzi, chroni膮cej oddalone o dziesi臋膰 stajni miasto przez zalaniem. Tu przybyli do brzegu, wci膮gn臋li 艂贸dk臋 na brzeg. Z kamiennej chaty nale偶膮cej do wodziarza, wysz艂a wysoka, postawna posta膰 r贸wnie偶 ubrana w burk臋 grabarzy. Jak wszyscy brudny kaptur mia艂a owini臋ty zawojem. Podesz艂a od wychodz膮cych na brzeg, jednemu z nich u艣cisn臋艂a prawic臋. Nic nie powiedzieli, tylko skierowali si臋 do niewysokiej, kamiennej zagrody. Czeka艂 tam na nich sz贸sty wy艂awiacz zw艂ok i sze艣膰 ma艂o efektownych, kr臋pych koni o szarej sier艣ci i w prostych rz臋dach.
Nim s艂o艅ce wsta艂o ruszyli. Kierowali si臋 w stron臋 G贸r Liana. Okolica by艂a do艣膰 bezludna, kiedy sko艅czy艂y si臋 grodzie i 艣luzy, gdy nic nie chroni艂o przed cz臋stymi wylewami i powodziami, za to blisko by艂o do las贸w i wp贸艂dzikich ska艂, kmiecie obawiali si臋 osiedla膰. Do tego podr贸偶nicy wybierali opustosza艂e boczne drogi, cz臋sto skracali sobie drog臋 przez opustosza艂e pastwiska i ju偶 z偶臋te pola szarego zbo偶a. Okolica by艂a mo偶e i do艣膰 malownicza, ale monotonna. Nie spos贸b by艂o nie zauwa偶y膰, 偶e zbli偶a艂a si臋 jesie艅… Dnie i noce ci膮gle by艂y ciep艂e, ale niebo sta艂o si臋 wyblak艂e, jakby md艂e. Co jaki艣 czas zrywa艂 si臋 ostry, porywisty wiatr. Im by艂o bli偶ej do skalistych szczyt贸w, tym bardziej nieprzyjemnym wydawa艂o si臋 powietrze.
Gdzie艣 ko艂o po艂udnia min臋li po drugiej stronie k臋p臋 wysokich niezwyk艂ych drzew. Mia艂y one smuk艂e, w膮skie pnie a ich korony zdawa艂y si臋 p艂on膮膰 wszystkimi odcieniami zieleni i b艂臋kitu. Jeden z je藕d藕c贸w na moment wstrzyma艂 konia, przyjrza艂 si臋 dziwnemu zjawisku.
- Linia magii - zauwa偶y艂 mrukliwie.
- Linia magii - potwierdzi艂 jeden z jego towarzyszy.
Nic wi臋cej nie powiedzieli, tylko pop臋dzili swoje apatyczne wierzchowce. Konie, mimo nieszczeg贸lnego wygl膮du i raczej ospa艂ego charakteru, by艂y silne i wytrzyma艂e. I, co najbardziej zaskakuj膮ce, potrafi艂y by膰 do艣膰 szybkie. Nie wymaga艂y specjalnej paszy, dzikie odmiany szarego zbo偶a, okoliczne krzewy i trawa podskubywana w marszu w zupe艂no艣ci im wystarcza艂y. Je藕d藕cy nic nie jedli, tylko czasem dzielili si臋 wod膮 z przytroczonych do siode艂 buk艂ak贸w. Dzi臋ki temu poruszali si臋 bez postoj贸w i pod wiecz贸r dotarli do pierwszych, strzelistych ska艂.
Ksi臋偶yc by艂 ju偶 na niebie, gdy w ko艅cu urz膮dzili popas. Zatrzymali si臋 w niewielkiej, ukrytej w艣r贸d stromych zboczy kotlince. Ros艂y tu mi臋siste, szerokolistne byliny i kr臋pe, kolczaste krzaki oraz wysokie, ponure sosny. Wierzchowce zosta艂y rozkulbaczone, przywi膮zane za uzdy do ga艂臋zi, napojone w pobliskim strumieniu i wyczyszczone. Teraz, z filozoficznym spokojem, jaki cechowa艂 je przez ca艂y dzie艅, 偶u艂y obrok. Podr贸偶nicy r贸wnie偶 szykowali si臋 do spoczynku. Rozpalili niewielkie ognisko, raczej dla 艣wiat艂a i ciep艂a ni偶 strawy, zacz臋li wyci膮ga膰 z juk贸w suszone mi臋so i ciemny, twardawy chleb. Jeden z nich odszed艂 ku wodzie. Po chwili pod膮偶y艂 za nim nast臋pny, zdj膮艂 ju偶 swoje przebranie, odwin膮艂 zaw贸j z g艂owy ukazuj膮c wysokosklepion膮, smuk艂膮 g艂ow臋 ogryta.
Zwinnie przeszed艂 przez chaszcze, odruchowo omijaj膮c wszelkie ga艂膮zki podejrzane o trzaskanie i kamienie kt贸re mog艂y si臋 obsun膮膰 spod st贸p. Zatrzyma艂 si臋 o kilka krok贸w od niewielkiego rozlewiska. Elf ko艅czy艂 zdejmowa膰 swoj膮 burk臋. Starannie z艂o偶y艂 j膮 na jednym z kamieni.
- Zm臋czony? - spyta艂 si臋 przez rami臋.
- A ty?
- Jak po kampanii - u艣miechn膮艂 si臋, odpinaj膮c bi偶uteri臋 i podaj膮c j膮 ogrytowi. - Schowaj j膮, mo偶e by膰 nam przydatn膮.
Goblinoid obejrza艂 z zainteresowaniem srebrne drobiazgi, ka偶dy przez chwil臋 trzyma艂 mi臋dzy palcami, podziwia艂 w 艣wietle ksi臋偶yca, a potem ostro偶nie chowa艂 do mieszka przytoczonego do pasa.
- Rzeczywi艣cie, pi臋kna robota - oceni艂 z uznaniem. - Zale偶a艂o im na tobie.
Elf za艣mia艂 si臋, posy艂aj膮c mu jedno ze swoich pow艂贸czystych spojrze艅 i potrz膮saj膮c prowokuj膮co w艂osami. W odpowiedzi na zaczepk臋 lekko wyszczerzy艂 k艂y i gard艂owo zawarcza艂. Czarnow艂osy pokaza艂 mu j臋zyk. Zsun膮艂 z ramion podart膮 tunik臋, przykl膮k艂 przy brzegu i zacz膮艂 si臋 my膰. Ogryt ukl膮k艂 obok. Woda by艂a lodowato zimna, wspaniale orze藕wia艂a. Przemy艂 twarz, przedramiona sp艂ukuj膮c brud drogi i sw膮d ludzkich ubra艅.
- Urtyk…
- Tak?
- Po co tu przyby艂e艣?
- By ci pom贸c. - Zby艂 pytanie. Elf spojrza艂 podejrzliwie.
- To nie musia艂e艣 by膰 ty.
- I mia艂bym zaufa膰 d艂ugouchemu zdrajcy? - prychn膮艂, co wygl膮da艂o dziwnie przy jego nieludzkiej twarzy. - Powierzy膰 ci tak delikatn膮 misj臋? Albo i zezwoli膰, by艣 sam p艂awi艂 si臋 w glorii zwyci臋zcy?
- Wszak wszystkie splendory tobie si臋 nale偶膮 - mrukn膮艂 sarkastycznie.
- A jak偶e… - przyzna艂, ze 艣miechem.
Czarnow艂osy r贸wnie偶 si臋 za艣mia艂. W 艣wietle ksi臋偶yca jego blada sk贸ra niemal fosforyzowa艂a. Urtyk ze zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e sutki elfa s膮 du偶o ciemniejsze ni偶 zwykle. Chwil臋 przygl膮da艂 im si臋, zachodz膮c w g艂ow臋 co dlaczego i po co. Elf zauwa偶y艂 jego spojrzenie.
- To szminka - star艂 barwnik kciukiem. - Dzia艂a na ludzi, warto by艣 pami臋ta艂, gdy b臋dziesz uwodzi艂 wojownik贸w mi臋czak贸w.
- Dzi臋ki za rad臋, najstarszy - sk艂oni艂 nisko g艂ow臋. - Karin, powiesz po k膮 wkrad艂e艣 si臋 tam jako kokota?
- Wywiad uzna艂, 偶e tak b臋dzie najpewniej - sko艅czy艂 toalet臋, przysiad艂 na kamieniu, zaplataj膮c w艂osy w warkocz. - Sam wiesz, 偶e Diuka nie mo偶na by艂o zdj膮膰 na jego ziemiach. A o jego sk艂onno艣ci do elf贸w kr膮偶y艂y legendy. Oficerowie i ja uznali艣my, 偶e to najlepsza metoda. Czysta kalkulacja.
Urtyk pokiwa艂 g艂ow膮 ze zrozumieniem. Sam zna艂 troch臋 inn膮 wersj臋 wydarze艅. O ile wiedzia艂, wszyscy oficerowie wywiadu umierali z ciekawo艣ci czy Karin zachowa si臋 jak zawodowiec i nie straci g艂owy, czy te偶 prze艣pi si臋 z dowolnym cz艂owiekiem jak tylko b臋dzie mia艂 okazj臋. Dla tego szybko zaaran偶owali sposobno艣膰. I porobili zak艂ady, a Urtyk, nieomal kumpel elfa oraz jeden z bardziej zainteresowanych, zosta艂 wytypowany by wybada膰 wynik.
Sprawa by艂a o tyle niepewna, 偶e od przesz艂o trzech lat d艂ugouchy mieszka艂 w Berlaw, gdzie si艂膮 rzeczy nie mia艂 co liczy膰 na potencjalnych kochank贸w, czy cho膰by przyjaci贸艂, a Diuk uchodzi艂 za niezwykle przystojnego m臋偶czyzn臋.
Ogryt musia艂 przyzna膰, 偶e ci膮gle nie jest pewien, czy co艣 si臋 wydarzy艂o. Jasne, podarta tunika, malinka na szyi, niewielkie obtarcie na nadgarstku i lekkie utykanie do艣膰 jasno wskazywa艂y jaka jest odpowied藕, ale nie chcia艂 straci膰 pieni臋dzy tylko przez niepewne obserwacje. A obawia艂 si臋 zapyta膰 wprost, bo Karin, cho膰 s艂aby fizycznie i kiepski wojownik, by艂 nerwowy. I z odleg艂o艣ci trzydziestu krok贸w trafia艂 sztyletem w najmniejsze nawet jab艂ko.
- Kiedy ruszymy?
- O 艣wicie. B臋dziemy trzyma膰 ostre tempo, wi臋c do granic pa艅stwa dotrzemy za dwa dni - wyja艣ni艂, zastanawiaj膮c si臋 czy blizna na twarzy elfa przypadkiem nie zmieni艂a lekko kszta艂tu.
- Dobrze.
- Nie obawiaj si臋, eliksiru starczy a偶 do Branka. - Bezb艂臋dnie odczyta艂 jego obawy. Karin skin膮艂 lekko g艂ow膮, potem wsta艂, przeci膮gn膮艂 si臋 t艂umi膮c j臋k.
- Id臋 spa膰. - Ziewn膮艂. Ponownie za艂o偶y艂 tunik臋, wi膮偶膮c rozdarcie rzemieniem. - Urtyk, mam pro艣b臋.
- Jak膮?
- Jak b臋dziesz go przes艂uchiwa膰, z艂am mu kilka 偶eber w moim imieniu.
- Nie ja b臋d臋 prowadzi艂 badanie, ale przeka偶臋. - To przes膮dza艂o spraw臋, zakl膮艂 w my艣lach. Co go podkusi艂o, by stawia膰 trzydzie艣ci sztuk srebra? - Powiedz, d艂ugouchy, a偶 tak by艂 z艂y w 艂贸偶ku? Czy tylko brutalny?
- Urtyk… - Karin zmierzy艂 go lodowatym wzrokiem, co by艂o trudne przy jego czerwonych oczach, ale mo偶liwe. Nagle u艣miechn膮艂 si臋 uroczo. - Urtyk, je偶eli naprawd臋 zale偶y ci na nie przekazaniu swojej krwi nast臋pnym pokoleniom, powt贸rz to, co powiedzia艂e艣. Bardzo 艂adnie prosz臋.
Zach臋caj膮cy u艣miech nie schodzi艂 mu z warg. Jednocze艣nie przebiera艂 palcami po g艂owni w膮skiego sztyletu do rzucania przytroczonego do pasa. Ogryt przez chwil臋 obserwowa艂 go wp贸艂przymkni臋tymi oczyma. By艂 w艣ciek艂y na siebie, 偶e nie utrzyma艂 j臋zyka za k艂ami; na d艂ugoucha kt贸ry okaza艂 si臋 by膰 mi臋czakiem i nie zapanowa艂 nad chuci膮. Pieprzone Elfy i ich nami臋tno艣ci. Nagle za艣mia艂 si臋 warkliwie, ukazuj膮c z臋by. Mi臋czak, czy nie udowodni艂 swoj膮 warto艣膰. Jak trzeba by艂o sam nie tylko odnalaz艂, ale i poder偶n膮艂 gard艂o niewolnikowi kt贸rego miejsce p贸藕niej zaj膮艂. Oczywi艣cie wed艂ug planu mia艂 go otru膰, a zw艂oki przechowa膰 do ko艅ca akcji, a nie topi膰, a wi臋c jakby nie patrze膰 zawali艂 spraw臋, cho膰 potem szybko naprawi艂 b艂膮d. No i uwiedzenie Dodge'a te偶 by艂o cz臋艣ci膮 planu, i wykona艂 j膮 doskonale. Tylko czemu od razu szed艂 z nim na ca艂o艣膰? Mia艂 szczer膮 ochot臋 potrz膮sn膮膰 solidnie elfi膮tkiem, i to tak, by zatrz膮s艂 z臋bami.
Gdzie艣 w pobli偶u zawy艂y Worty - prawie dwumetrowe, pokryte br膮zow膮 szczecin膮 drapie偶niki. Obaj oficerowie odwr贸cili si臋 b艂yskawicznie w stron臋, z kt贸rej dobiega艂y odg艂osy.
Skowyt powt贸rzy艂 si臋.
To zadecydowa艂o. Bez zb臋dnych s艂贸w zabrali swoje rzeczy i b艂yskawicznie wr贸cili do obozowiska. K艂贸tnia posz艂a w zapomnienie i wkr贸tce te偶 przysn臋li, zm臋czeni wielogodzinn膮 akcj膮, cho膰 tak naprawd臋 wszyscy cz艂onkowie pi臋cioosobowego oddzia艂y wiedzieli, 偶e odpoczn膮 dopiero w kraju goblinoid贸w.












 


Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum