The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 13:47:37   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Klejnoty 3
Du偶e podzi臋kowania dla Anathae za korekt臋. Teoretycznie powinnam podzi臋kowa膰 te偶 Mirvece i Pandorze, ale nie wiem, czy zas艂uguj膮, zwa偶ywszy na to, ile czasu zaj臋艂o mi ZMUSZANIE ich do przeczytania :)


3


Deszcz gwa艂townie uderza艂 w dach starego domu, szumia艂 w li艣ciach drzew owocowych w zapuszczonym sadzie. We wn臋trzu pomieszczenia zrobi艂o si臋 ch艂odno, a gwa艂towny wiatr targa艂 p艂omyki stoj膮cych na sto艂ach i p贸艂kach 艣wiec. W powietrzu wci膮偶 jeszcze unosi艂a si臋 s艂aba wo艅 kadzid艂a.
Kevan-shee le偶a艂 na dywanie, dopiero teraz, gdy by艂 nieprzytomny, by艂o wida膰, jak drobnej jest budowy i jak delikatne s膮 jego ukryte pod g臋stymi fa艂dami bordowego aksamitu ramiona. Pono膰 niekt贸rzy Sidhe mieli puste ko艣ci, niczym ptaki, i jak ptaki umieli unosi膰 si臋 w powietrzu. Lehan nie zdziwi艂by si臋, gdyby te legendy mia艂y okaza膰 si臋 prawd膮 – mag by艂 lekki jak pi贸rko i przeniesienie go do ukrytej za kotar膮 ma艂ej sypialni nie by艂o 偶adnym wysi艂kiem. By艂 te偶 stary, bardzo stary, liczne zmarszczki oplata艂y jego twarz niczym paj臋czyna, sk贸ra na jego d艂oniach by艂a wiotka i mia艂a barw臋 pergaminu. Kolejna legenda m贸wi艂a o tym, 偶e po opuszczeniu Sidhe-are Sidhe prze偶ywali wiele setek lat, lecz nie mogli p艂odzi膰 i wydawa膰 na 艣wiat potomstwa. Z ka偶dym stuleciem ich populacja w Starym 艢wiecie mala艂a i spotkanie kt贸rego艣 z nich graniczy艂o z cudem.
M臋偶czyzna po艂o偶y艂 srebrn膮 monet臋 na stoliku obok 艂贸偶ka, a mo偶e raczej pos艂ania, Kevan-shee i wyszed艂 z jego domu prosto w deszcz.
Czu艂 艂omotanie w skroniach. Mo偶e jego przyczyn膮 by艂 dym kadzid艂a, ale niewykluczone, 偶e chodzi艂o, o co innego. Kaza艂 magowi odnale藕膰 Kyle’a, lecz ten znalaz艂 co艣 innego, co艣, co przerazi艂o go i wyssa艂o z niego si艂y. Dwa zdania wypowiedziane przed utrat膮 przytomno艣ci nie stanowi艂y 偶adnej wskaz贸wki, na pewno nie m贸wi艂y, gdzie ma szuka膰 ch艂opca. Kyle m贸g艂 ju偶, przy odrobinie szcz臋艣cia, opu艣ci膰 miasto i ruszy膰 dalej, a Lehan m贸g艂 jedynie domy艣la膰 si臋, w kt贸rej stronie 艣wiata znajdowa艂 si臋 jego cel.
Ale ta niewiedza nie t艂umaczy艂a nachalnego b贸lu g艂owy. Mag widzia艂 co艣, nim upad艂 na pod艂og臋. Mo偶e widzia艂 koniec tego wszystkiego, mo偶e widzia艂, dok膮d poprowadz膮 Lehana podejmowane prze z niego decyzje. Jakie b臋d膮 mia艂y konsekwencje dla przysz艂ych los贸w 艣wiata podejmowane teraz przez niego czyny, jak to wszystko si臋 sko艅czy i w jakim sensie on i Kyle byli sobie przeznaczeni. I zapewne co艣 jeszcze, co艣 mrocznego, widzia艂 przecie偶 podobne objawy u mag贸w, kt贸rzy w swoich poszukiwaniach zaszli za daleko. Niekt贸rzy umierali.
Dla Kevan-shee nie m贸g艂 zrobi膰 nic, co najwy偶ej modli膰 si臋, by Ta Trzecia nie z艂o偶y艂a lodowatego poca艂unku na jego pomarszczonym czole.
W strugach deszczu wr贸ci艂 do gospody. By艂 przemoczony, zzi臋bni臋ty, g艂odny i z艂y. Kolacj臋 poleci艂 dostarczy膰 sobie do pokoju i jedz膮c zacz膮艂 znowu si臋 zastanawia膰 nad perspektyw膮 sprowadzenia sobie towarzystwa w osobie spotkanej rano dziewczyny. Powstrzyma艂 si臋 jednak, pami臋taj膮c, 偶e je艣li chce jak najszybciej dotrze膰 do Salise, powinien zadba膰 o zakup wierzchowca. Zjad艂, wi臋c po prostu, umy艂 si臋 i poszed艂 spa膰, ca艂y czas sfrustrowany.
Wyjecha艂 nast臋pnego dnia popo艂udniu, nie zajrzawszy nawet do domu maga, mo偶e ze strachu przed tym, co m贸g艂 tam zasta膰, mo偶e, aby unikn膮膰 poczucia odpowiedzialno艣ci. Droga do Salise zaj臋艂a mu kilka dni, w czasie, kt贸rych wypytywa艂 wszystkich mijanych podr贸偶nych o ch艂opaka. Wszyscy odpowiadali przecz膮co, zupe艂nie, jakby Kyle zapad艂 si臋 pod ziemi臋 albo wyruszy艂 do miasta inn膮 drog膮. Rudow艂osy mia艂 nadziej臋, 偶e znajdzie go w mie艣cie, cho膰 rzecz jasne b臋dzie to nie艂atwe. Salise by艂a prawdziw膮 metropoli膮, kt贸rej wszystkich sekret贸w nie mo偶na by艂o pozna膰 w ci膮gu jednego 偶ycia. W艣r贸d staro偶ytnych wie偶, dom贸w z czas贸w imperium i p贸藕niejszych nie brakowa艂o kryj贸wek, kt贸rych nie zaznaczono nawet na najbardziej szczeg贸艂owych mapach. Labirynty piwnic i kana艂贸w, ci膮gn膮ce si臋 na wiele poziom贸w pod miastem i wok贸艂 niego dope艂nia艂y ca艂o艣ci. Lehan mia艂 nadziej臋 nigdy nie schodzi膰 na ni偶sze poziomy, same pog艂oski o rzeczach, kt贸re mo偶na by艂o spotka膰 w mroku wystarczy艂y mu najzupe艂niej.
Po przybyciu do miasta wynaj膮艂 pok贸j w gospodzie niedaleko samego centrum. Zatrzymywali si臋 tu g艂ownie kupcy, ale karczmarz m贸g艂 bez problemu wskaza膰 miejsca, w kt贸rym mo偶na by艂o wynaj膮膰 informatora lub zostawi膰 wiadomo艣膰. Nic dziwnego, w艣r贸d kupc贸w przemierzaj膮cych ca艂y Stary 艢wiat nietrudno by艂o spotka膰 takiego, kt贸ry dla zarobku, ze strachu czy te偶 nawet z przekonania zosta艂 szpiegiem. Kupcy musieli mie膰 oczy i uszy otwarte, a polityka i handel zawsze wi膮za艂y si臋 ze sob膮.
W swoim pokoju Lehan po raz kolejny rozpru艂 podszewk臋 kaftana, wyjmuj膮c zza niej tym razem przewi膮zane sznurkiem listy. Mimo wszelkich stara艅, pergamin musia艂 zamokn膮膰 podczas podr贸偶y, lecz oznaczenia na kopertach by艂y nadal czytelne a piecz臋cie nienaruszone. Pierwszy list by艂 w istocie po艣wiadczeniem jego prawa do konta w Banku Imperialnym. W艂a艣ciciel dokumentu mia艂 prawo podj膮膰 pieni膮dze w siedzibie banku w Salise b膮d藕 te偶 w kt贸rej艣 z jego filii w innym mie艣cie. Drugi list skierowany by艂 do Gerena Takety, sekretarza gubernatora. Gdyby Lehan z jakiego艣 powodu popad艂 w k艂opoty, ten list mia艂 otworzy膰 przed nim wszelkie drzwi, rudow艂osy mia艂 jednak nadziej臋, ze nie b臋dzie to konieczne. Na razie wykorzysta艂 jedynie dokument z banku. Przyjemnie by艂o mie膰 kieszenie na powr贸t pe艂ne monet z g艂ow膮 Stra偶niczki Imperium na awersie. Pieni膮dze przysparza艂y du偶o problem贸w, ale trzeba je by艂o mie膰, je艣li chcia艂o si臋 przetrwa膰, a tym bardziej, je艣li chcia艂o si臋 znale藕膰 cos lub kogo艣 w tak wielkim mie艣cie.
Tego wieczora Lehan znalaz艂 si臋 w pod艂ej tawernie na obrze偶ach miasta. Jej wn臋trze by艂o brudne i pe艂ne dymu, cuchn臋艂o ludzkim potem, skwa艣nia艂ym winem i wymiocinami. Piwo sprzedawali tu czarne jak zaka偶ona krew, a przy tym mocne i zawiesiste, konsystencj膮 przypominaj膮ce raczej zup臋 ni偶 nap贸j, wino by艂o o krok od zamienienia si臋 w ocet, a us艂uguj膮ce dziewcz臋ta mia艂y poczernione w臋glem brwi i ur贸偶owane policzki. Bywalcom tawerny nie przeszkadza艂a ani jako艣膰 trunk贸w, ani nieco tandetna uroda dziewek. Mijaj膮c kolejne sto艂y rudow艂osy przygl膮da艂 si臋 uwa偶nie zebranym. Stra偶nicy miejscy i 偶o艂nierze, przepijali resztki 偶o艂du i grali w ko艣ci, pr贸buj膮c zyska膰 wi臋cej pieni臋dzy na wino. Kilku ch艂opc贸w w lepszych ni偶 pozostali ubraniach pr贸bowa艂o dosi膮艣膰 si臋 do kt贸rego艣 ze stolik贸w, nieudolnie udaj膮c mieszka艅c贸w gorszych dzielnic. Pewnie byli w艣r贸d nich synowie kupc贸w i lord贸w, znudzeni obowi膮zkami, spragnieni mocnych wra偶e艅. Je艣li kt贸remu艣 z nich uda si臋 wr贸ci膰 do domu nie zostawszy wcze艣niej przynajmniej okradzionym, b臋dzie m贸g艂 uwa偶a膰 si臋 za szcz臋艣ciarza. Lehan traktowa艂 takich jak oni z pogard膮. Niewiele od nich starszy, czu艂 dum臋 na my艣l o tym, 偶e nigdy nie znalaz艂 si臋 w takim towarzystwie.
Min膮艂 ch艂opc贸w, nie zwracaj膮c uwagi na ich pr贸by zawarcia z nim znajomo艣ci i skierowa艂 si臋 do jednego z nielicznych pustych stolik贸w w k膮cie sali. Zam贸wi艂 piwo – z dwojga z艂ego g臋sta breja bardziej zbli偶ona by艂a do piwa, ni偶 kwa艣ny p艂yn do wina – i pij膮c je wolno, obserwowa艂 sale. Ch艂opcom uda艂o dosi膮艣膰 si臋 do 偶o艂nierzy i zaczynali traci膰 swoje z艂oto na rzecz uradowanych m臋偶czyzn. Jaki艣 osobnik wygl膮daj膮cy na z艂odzieja przygl膮da艂 si臋 im z zainteresowaniem – ostatecznie pieni膮dze ch艂opc贸w mia艂y w ko艅cu trafi膰 do niego. Kilku innych podejrzanych typk贸w nie interesowa艂o si臋 obserwacj膮 potencjalnych ofiar kradzie偶y, przy osobnym stoliku omawiaj膮c szczeg贸艂y jakiego艣 bardziej skomplikowanego planu. Paru innych po prostu pi艂o, 艣miej膮c si臋 g艂o艣no i szczypi膮c przechodz膮ce dziewki. M艂ody m臋偶czyzna skupi艂 si臋 w艂a艣nie na tym towarzystwie, pr贸buj膮c domy艣le膰 si臋, kt贸ry z rzezimieszk贸w mo偶e doprowadzi膰 go do serca p贸艂艣wiatka.
Drzwi gospody otwar艂y si臋 i w dusznym, zadymionym pomieszczeniu zjawi艂a si臋 okryta p艂aszczem smuk艂a posta膰. Lehan przypatrywa艂 si臋 jej z zainteresowaniem, gdy pe艂nym gracji krokiem sun臋艂a przez sal臋, zupe艂nie niepasuj膮ca do tego miejsca. Czy偶by poszukiwa艂a kogo艣, kto za艂atwi艂by za ni膮 jak膮艣 brudn膮 robot臋? Je艣li tak, nie wybra艂a dobrej metody. Kobieta, bo kobiec膮 gracj膮 charakteryzowa艂y si臋 ruchy postaci, zbyt zwraca艂a na siebie uwag臋 w takim miejscu, krocz膮c przez sal臋 niczym kr贸lowa. Rudow艂osy wiedzia艂, 偶e zaraz zaczn膮 si臋 k艂opoty.
Jaki艣 podpity m臋偶czyzna szarpn膮艂 mocno za peleryn臋, kt贸ra spad艂a, ods艂aniaj膮c wytwornie wykrojon膮, podkre艣laj膮c膮 kszta艂ty cia艂a kobiety, sukni臋. Reakcja pozosta艂ych by艂a natychmiastowa. Spro艣ne komentarze i propozycje posypa艂y si臋 jak grad, a gdy kobieta schyli艂a si臋, by podnie艣膰 p艂aszcz, jeden z siedz膮cych przy pobliskim stole rzezimieszk贸w chwyci艂 j膮 w pasie i poci膮gn膮艂 na swoje kolana.
-Napij si臋 ze mn膮, z艂otko – mrukn膮艂 prosto do jej ucha.
Kobieta szarpn臋艂a si臋, a gdy to nie pomog艂o, splun臋艂a mu w twarz.
-Ostra dziewka – u艣miechn膮艂 si臋 napastnik i, wywo艂uj膮c gwizdy i aplauz bywalc贸w knajpy, poliza艂 swoja ofiar臋 po smuk艂ej, bia艂ej szyi. R贸wnocze艣nie jedna z jego d艂oni bezceremonialnie w艣lizgn臋艂a si臋 pod gorset sukni.
Stra偶nicy miejscy patrzyli na scen臋 oboj臋tnie, wychodz膮c z za艂o偶enia, 偶e w czasie wolnym nie powinny ich obchodzi膰 takie rzeczy. Kt贸ry艣 z kupieckich syn贸w, jeszcze trze藕wy, m艂ody i ci膮gle pe艂en wiary w ludzko艣膰, krzykn膮艂 co艣, ale jego protest zgina艂 w艣r贸d 艣miech贸w, gwizd贸w i okrzyk贸w zach臋ty.
Lehan wsta艂. Scena nie nale偶a艂a do takich, kt贸re chcia艂by ogl膮da膰. Ruszy艂 w stron臋 wej艣cia, mijaj膮c st贸艂, przy kt贸rym rzezimieszek mocowa艂 si臋 w艂a艣nie z gorsetem, za艣 jego kompan, przykl臋kn膮wszy na pod艂odze i zadar艂wszy sp贸dnic臋 kobiety, przesuwa艂 d艂o艅 pomi臋dzy jej uda. Pi臋kno艣膰 przez ca艂y czas nie wyda艂a z siebie ani jednego d藕wi臋ku, lecz szarpa艂a si臋 z wyrazem w艣ciek艂o艣ci na wykrojonej w kszta艂t serca twarzy. Gdy rudow艂osy mija艂 ca艂a scen臋, poczu艂 na sobie jej wzrok. Mimowolnie odwr贸ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 w lekko sko艣ne, srebrzyste oczy.
Jego d艂o艅 poma艂u pow臋drowa艂a w stron臋 r臋koje艣ci miecza. Mimo wszystko mia艂 poczucie, 偶e zostawienie sytuacji w takim stanie nie jest w艂a艣ciwym rozwi膮zaniem.
Zach臋cony aplauzem 艂otr, kt贸ry dot膮d kl臋cza艂 na pod艂odze, obmacuj膮c nogi ofiary, wsta艂 i rozpi膮艂 pas swoich spodni. Drugi rzezimieszek r贸wnie偶 podni贸s艂 si臋 z wyra藕nym zamiarem po艂o偶enia kobiety na stole, lecz nagle j臋kn膮艂 z b贸lu i zgi膮艂 si臋 w p贸艂. Ciemna plama wykwit艂a na jego ubraniu i zacz臋艂a powi臋ksza膰 si臋 coraz bardziej. Kobieta wyci膮gn臋艂a n贸偶 i precyzyjnym ruchem kopn臋艂a stoj膮cego przed ni膮 m臋偶czyzn臋 w ods艂oni臋te genitalia. Koledzy ich obu zerwali si臋 w艣ciekli od sto艂u, wyci膮gaj膮c no偶e.
Lehan nie czeka艂. Jego miecz ze szcz臋kiem opu艣ci艂 pochw臋, za艣 wolna r臋ka chwyci艂a nadgarstek kobiety. Nie mia艂 ochoty ryzykowa膰 walki, cho膰 pewnie 偶aden z rzezimieszk贸w nie dor贸wnywa艂 mu umiej臋tno艣ciami. Pobieg艂 w kierunku drzwi, ci膮gn膮c za sob膮 niedosz艂膮 ofiar臋 gwa艂tu. Kilku m臋偶czyzn rzuci艂o si臋 w po艣cig, ale 偶aden z nich nie by艂 do艣膰 trze藕wy by nad膮偶y膰. Dwoje uciekinier贸w znikn臋艂o w ciemno艣ciach salisja艅skiej nocy.
-Wiedzia艂am, 偶e mi pomo偶esz – oznajmi艂a kobieta, gdy zatrzymali si臋 w jednym z zau艂k贸w, pomi臋dzy jedn膮 z tajemniczych budowli miasta, a kamienic膮 z czas贸w klasycznego imperium. Jej g艂os brzmia艂 jak szemrz膮cy g贸rski strumie艅.
-Przeceniasz mnie – mrukn膮艂 rudow艂osy, pr贸buj膮c odwr贸ci膰 wzrok od ods艂oni臋tych piersi swojej towarzyszki. By艂y pe艂ne i zadziwiaj膮co, jak na ich rozmiar, j臋drne, bia艂e jak ko艣膰 s艂oniowa, zako艅czone blador贸偶owymi sutkami. – nie jestem jakim艣 tam rycerzem w l艣ni膮cej zbroi.
-Ale jeste艣 lepszy ni偶 ca艂a reszta - odpar艂a, chowaj膮c atrakcyjne elementy swojego cia艂a na powr贸t pod stanikiem. – mo偶e jeste艣 cz艂owiekiem, kt贸rego szukam? – wbi艂a w niego spojrzenie swoich srebrzystych oczu.
Lehan gapi艂 si臋 na ni膮 nadal, podziwiaj膮c jej egzotyczna, pe艂na gracji urod臋. Ze sw膮 bia艂膮 sk贸r膮 i srebrzystymi w艂osami wygl膮da艂a jak stworzona z ksi臋偶ycowego 艣wiat艂a. Rozumia艂 w pe艂ni napastnik贸w z tawerny, cho膰 on sam u偶y艂by o wiele bardziej subtelnych metod, by j膮 posi膮艣膰.
-Nie s膮dz臋 – oznajmi艂 suchym g艂osem. – mam swoje w艂asne sprawy, a ty, pani, przeszkodzi艂a艣 mi.
-Kie – powiedzia艂a. W pierwszej chwili nie poj膮艂, co mia艂a na my艣li. – Nazywam si臋 Kie. A ty pragniesz mnie tak samo, jak tamci, nieprawda偶?
-Pani, to, czego pragn臋 nie ma znaczenia – oznajmi艂, za偶enowany.
-Ale偶 ma – u艣miechn臋艂a si臋, odgarniaj膮c srebrzyste w艂osy za spiczaste ucho. Nie by艂 zaskoczony. – Nie, co dzie艅 Verana-shee oferuje 艣miertelnikowi swoje cia艂o w zamian za drobn膮 przys艂ug臋, czy偶 nie? – zbli偶y艂a si臋, dotykaj膮c jego karku d艂ugimi palcami.
-Musze odm贸wi膰 – wycedzi艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. Wola艂 nie wiedzie膰, co kobieta sidhe ma na my艣li, m贸wi膮c „drobna przys艂uga”.
Kie 艣ci膮gn臋艂a brwi.
-Pragniesz mnie, ale nie chcesz skorzysta膰 z propozycji? Jeste艣 zaiste inni ni偶 wszyscy. Obawiam si臋, 偶e 偶adna nagroda nie skusi kogo艣 o tak 偶elaznych jak twoje zasadach? Powiedz, jakie sprawy s膮 dla ciebie tak wa偶ne? Mo偶e, je艣li ja pomog臋 tobie, zgodzisz si臋 pom贸c mnie?
-Najpierw powiedz, czego oczekujesz.
-Ach, jeste艣 ostro偶ny, czy偶 nie? To te偶 dobra cecha, nie potrzebuj臋 g艂upca, kt贸ry pozwoli si臋 zabi膰. Dobrze, powiem ci. Kilka przecznic st膮d, w jednej z wie偶, ma swoja wsp贸lnot臋 moje Konklawe. Malej膮ce Konklawe. Co艣 zabija nas, co艣, co wysz艂o z katakumb. Przychodzi noc膮 i wysysa krew z moich braci i si贸str, my za艣 jeste艣my zbyt s艂abi, by to pokona膰. Dlatego szuka艂am kogo艣 silnego, odwa偶nego i szlachetnego, kto nam pomo偶e. Przyznaje, szuka艂am 藕le, lecz jednak dobrze, bo znalaz艂am ciebie.
Rudow艂osy poczu艂 dreszcz na plecach. Co艣, co wysz艂o z katakumb? Mia艂 szczer膮 nadziej臋, ze nie czekaj膮 go odwiedziny w tym miejscu.
-Wahasz si臋, czy tak? – spyta艂a Verana-shee. – Mo偶e jeszcze jedna wie艣膰 zdo艂a przewa偶y膰 szal臋. To co艣 zacznie 偶ywi膰 si臋 wami, gdy zniszczy nas. A b臋dzie ju偶 wtedy tak silne, 偶e nawet ca艂a stra偶 miejska sobie z tym nie poradzi.
-Pani...
-My艣l臋 – uj臋艂a jego d艂o艅. – 偶e doszli艣my do porozumienia.
-Nie chcesz... nie chcesz wiedzie膰, jakiego rodzaju pomocy b臋d臋 chcia艂 w zamian?
-Cokolwiek to b臋dzie, moje Konklawe podejmie si臋 tego. Teraz za艣 zdrad藕 mi swoje imi臋.
-Lehan Savel, pani.
-A wi臋c, Lehanie Savel, je艣li zechcesz uda膰 si臋 ze mn膮...
Poszed艂, nie wierz膮c, 偶e to czyni, za zjawiskowo pi臋kn膮 Verana-shee, kt贸r膮 uratowa艂 przed ha艅b膮, i kt贸rej wdzi臋ki odrzuci艂, cho膰 by艂 pewien, 偶e w zamian za zabicie istoty z katakumb gotowa by艂a odda膰 mu si臋 cho膰by teraz, w brudnej alejce.


***


-Lady Kie – ciemnow艂osy Verana-shee pochyli艂 g艂ow臋, gdy srebrzysta pi臋kno艣膰 przekroczy艂a pr贸g pradawnego budynku. – Witaj z powrotem. Widz臋, ze tym razem ci si臋 powiod艂o? – spyta艂, patrz膮c na stoj膮cego za kobiet膮 Lehana.
M艂ody m臋偶czyzna poczu艂 si臋 dziwnie, gdy srebrzyste oczy sidhe zacz臋艂y analizowa膰 jego sylwetk臋. Mia艂 ochot臋 nie przekracza膰 progu, lecz Kie poci膮gn臋艂a go za sob膮.
-Tak, Lordzie Essari. Oby ten m艂odzieniec spe艂ni艂 nadzieje, jakie w nim pok艂adam.
-Oby, Lady Kie – Essari kiwn膮艂 g艂ow膮. – Czy mog臋 pozna膰 twe imi臋, szlachetny panie?
-Lehan Savel.
-Ah – Essari zmarszczy艂 brwi. Lehan wyczuwa艂 niech臋膰 w jego spojrzeniu. Sidhe nie lubili ludzi, ludzie czuli uprzedzenie wzgl臋dem sidhe. Naturalna kolej rzeczy. – Wejd藕 wiec do 艣rodka, Lehanie Savel.
W wielkiej sali, do kt贸rej Kie i Essari go zaprowadzili, rudow艂osy ujrza艂 wi臋cej sidhe, ni偶 dot膮d widzia艂 w ci膮gu ca艂ego swego 偶ycia. Verana-shee, nier贸偶ni膮cy si臋 wiele od ludzi, cho膰 w wi臋kszo艣ci wy偶si i smuklejsi. Kevan-shee o kocich oczach i rysach twarzy. Areo-shee, pod lu藕nymi szatami ukrywaj膮cy pokryte pi贸rami ramiona. Tiera-shee, nie wi臋ksi ni偶 dzieci, o sze艣ciu palcach na ka偶dej z d艂oni. Wszyscy oni, w swym rodzinnym kraju walcz膮cy mi臋dzy sob膮 zaciekle, na wygnaniu w艣r贸d ludzi 偶yli razem, zapomniawszy o dawnych urazach. Razem 偶yli i razem mieli wymrze膰, na zawsze odci臋ci od Sidhe-are, skazani na d艂ug膮 staro艣膰 w艣r贸d kr贸tkowiecznych, lecz szybko rozmna偶aj膮cych si臋 ludzi. Wi臋kszo艣膰 nale偶膮cych do konklawe sidhe by艂a ju偶 naznaczona objawami staro艣ci – zmarszczki i plamy pokrywa艂y ich d艂ugowieczne, lecz nie wiecznie m艂ode cia艂a. Essari i Kie byli zapewne jednymi z m艂odszych, cho膰 min臋艂o stulecie, odk膮d przej艣cie mi臋dzy Sidhe-are a reszt膮 艣wiata zosta艂o na dobre zamkni臋te.
-Oto Lehan Savel, kt贸ry obieca艂 nam pomoc – rzek艂a Kie.
Zebrani sidhe, razem niewiele ponad dwudziestu, ogl膮dali przybysza z zainteresowaniem, wymieniaj膮c miedzy sob膮 uwagi. Wreszcie odezwa艂a si臋 kobieta Areo-shee, zgarbiona i pomarszczona jak suche jab艂ko, chyba najstarsza z ca艂ego Konklawe.
-Jaka jest cena, kt贸r膮 obieca艂a艣 mu zap艂aci膰, Lady Kie?
-Cena nie zosta艂a jeszcze uzgodniona – odrzek艂a srebrnooka.
Lehan poczu艂 wzrok Essariego skupiony na swoim karku, a potem przesuwaj膮cy si臋 na posta膰 Kie.
-Lady Kie obieca艂a mi przys艂ug臋 za przys艂ug臋 – powiedzia艂 szybko. – Poszukuj臋 pewnej osoby i licz臋 na to, 偶e wasze umiej臋tno艣ci, czy to magiczne, czy inne, pomog膮 mi j膮 odnale藕膰.
-Je艣li to tylko tyle – odrzek艂a stara Aero-shee – to 偶膮dasz ma艂o, cz艂owieku.
-Nie, szlachetna, nie s膮dz臋. Osoba, kt贸rej szukam jest 殴r贸d艂em.
Sidhe cofn臋li si臋, szemrz膮c przera偶eni, lub tylko zaskoczeni.
-Dzika magia? Od stulecia nie pojawi艂o si臋 na 艣wiecie 殴r贸d艂o.
-Pojawi艂o, o szlachetna. Pi臋tna艣cie lat temu narodzi艂 si臋 Kyle Suatre Zenarin, ten, kt贸rego magowie zw膮 Wybra艅cem.
-Czego ty za艣 pragniesz od Wybra艅ca, od 殴r贸d艂a, od Kyle’a Suatre Zenarina, cz艂owieku?
-Moje przeznaczenie powie mi we w艂a艣ciwym czasie, szlachetna, lecz wierz臋, 偶e mym przeznaczeniem jest go zabi膰 – rzek艂 szczerze m臋偶czyzna.
Stara Aero-shee 艣ci膮gn臋艂a brwi.
-Oby艣 si臋 nie myli艂, cz艂owieku. Dobrze. Pomo偶emy ci znale藕膰 to 殴r贸d艂o, lecz nie oczekuj od nas pomocy przy zabiciu go. To, czy ch艂opiec prze偶yje, b臋dzie zale偶e膰 wy艂膮cznie od przeznaczenia. Czy taka odpowied藕 ci臋 satysfakcjonuje, Lehanie Savel?
-Tak.
-Wi臋c uwa偶am nasz膮 umow臋 za zawart膮 – staruszka u艣miechn臋艂a si臋, a zaraz potem u艣miechy pojawi艂y si臋 na twarzach wszystkich pozosta艂ych Sidhe. – Lady Kie, zapoznaj naszego go艣cia ze szczeg贸艂ami.
Pi臋kna Verana-shee uj臋艂a Lehana za r臋k臋 i po raz kolejny tego wieczora – a mo偶e raczej ju偶 nocy – poci膮gn臋艂a za sob膮. Szed艂 za ni膮 pos艂usznie, maj膮c nadziej臋, 偶e zadanie, kt贸rego si臋 podj膮艂 nie oka偶e si臋 niemo偶liwe do wykonania. Kobieta pokaza艂a mu miejsce, gdzie kilka nocy temu znaleziono ostatni膮 ofiar臋, m艂od膮 Tiera-shee, zupe艂nie pozbawion膮 krwi.
-Istota dawno si臋 nie po偶ywia艂a, obawiamy si臋, 偶e wkr贸tce mo偶e zgin膮膰 kolejny z nas. Mo偶e jeszcze nie tej nocy, lecz nied艂ugo – poinformowa艂a srebrnooka. – Dlatego tak rozpaczliwie poszukiwa艂am dla nas pomocy – doda艂a, lekko za偶enowana, t艂umacz膮c swoja gotowo艣膰 do oddania w艂asnego cia艂a. – Jestem ci wdzi臋czna za twoj膮 zgod臋, nie masz nawet poj臋cia, jak bardzo.
Rudow艂osy rozgl膮da艂 si臋 po pomieszczeniu. Istota nie zostawi艂a 偶adnych 艣lad贸w na murze z szarego kamienia ani na idealnie g艂adkiej pod艂odze. W g贸rze, niemal pod sufitem, znajdowa艂o si臋 witra偶owe okno, przez kt贸re do pomieszczenia wpada艂 s艂aby blask ksi臋偶yca lub latarni. Na jednej z bocznych 艣cian wida膰 by艂o mosi臋偶n膮 d藕wigni臋. Kie podesz艂a i poci膮gn臋艂a za ni膮, uruchamiaj膮c ukryta w staro偶ytnych murach maszyneri臋. Szczek pracuj膮cych z臋batych k贸艂 rozni贸s艂 si臋 echem po ca艂ym budynku, a potem w miejscu, gdzie wcze艣niej nie by艂o nawet rysy, otworzy艂y si臋 drzwi. Za nimi m臋偶czyzna ujrza艂 biegn膮ce w d贸艂 strome stopnie. Od ich strony wia艂o ch艂odem.
-To zej艣cie do katakumb – powiedzia艂a kobieta. – Zamykamy je zawsze, ale zawsze, gdy znajdujemy cia艂o jednego z naszych, drzwi s膮 otwarte. To cos zna spos贸b, by otworzy膰 je od wewn膮trz. Jaki艣 czas temu kilku z nas sp臋dzi艂o kilka nocy pilnuj膮c przej艣cia. Ostatniego ranka znale藕li艣my ich martwych – spojrza艂a w oczy Lehana zmartwionym wzrokiem – Wszystkich. Kevan i dw贸ch Verana, w tym moj膮 siostr臋. Wygl膮da艂a jak stuletnia mumia – po policzku Kie, b艂yszcz膮c w s艂abym 艣wietle, sp艂yn臋艂a 艂za. – Byli wojownikami, a zgin臋li.
Lehan zadr偶a艂. W co wpakowa艂a go ta zjawiskowa pi臋kno艣膰? Trzech sidhe nie umia艂o obroni膰 si臋 przed istot膮. On by艂 cz艂owiekiem, by艂 silniejszy od nich, ale to nie dawa艂o gwarancji na powodzenie misji. Kiedy spojrza艂 jednak na p艂acz膮ca kobiet臋, poczu艂, jak jego serce p臋ka na dwoje. Liczy艂, 偶e srebrnooka rzuci si臋 w jego ramiona, lecz Kie najwyra藕niej zupe艂nie przesta艂a bra膰 pod uwag臋 seks. Sta艂a poza zasi臋giem jego dotyku, pi臋kna, lecz niedost臋pna. Poczu艂 si臋 oszukany. Podj膮艂 si臋 misji granicz膮cej z samob贸jstwem, a pi臋kna sidhe, kt贸rej obecno艣膰 budzi艂a w nim bolesne po偶膮danie, traktowa艂a go z odraz膮 w艂a艣ciw膮 wzajemnym stosunkom miedzy ich gatunkami.
-Nie mog臋 tu zosta膰, Kie – oznajmi艂. – To co艣 zje mnie tak samo, jak twoj膮 siostr臋 i innych.
Spojrza艂a na niego ze zdziwieniem.
-Panie, czymkolwiek to jest, jak mo偶esz s膮dzi膰, ty, kt贸ry pragniesz zabi膰 殴r贸d艂o, 偶e nie poradzisz sobie?
Lehan zmru偶y艂 oczy, przypominaj膮c sobie. Pi臋tnastoletni ch艂opiec o szarych z zielonymi 偶y艂kami oczach, drobny, r贸wnie kruchy jak stoj膮ca naprzeciw niego kobieta, unosz膮cy praw膮 r臋k臋 i szepc膮cy niezrozumia艂e s艂owa. M贸g艂 go zabi膰. Tak, jak wcze艣niej bandyt贸w. Jak Eeste Suatre. Kyle mia艂 zaledwie pi臋tna艣cie lat, a jego moc ros艂a wraz z nim. Ch艂opak, kt贸rego moc przera偶a艂a sidhe, mag贸w i samego Dahak臋. Wybraniec, 殴r贸d艂o, jego przeznaczenie. Je艣li ma si臋 takie przeznaczenie, pomy艣la艂 Lehan, nie mo偶na zgina膰 w zrujnowanej wie偶y, za spraw膮 krwio偶erczego stwora z pradawnych katakumb. Nawet, je艣li sidhe nie uda si臋 mu potem pom贸c.
-Dobrze – zdecydowa艂. – zostan臋.
-Dzi臋kuj臋 ci.
U艣miechn臋艂a si臋, a potem wyci膮gn臋艂a d艂o艅, ale cofn臋艂a j膮 pr臋dko, jakby si臋 rozmy艣li艂a. Unikaj膮c fizycznego kontaktu odwr贸ci艂a si臋 i odesz艂a, nie, odp艂yn臋艂a, pozostawiaj膮c m臋偶czyzn臋 samego. Panowa艂a ciemno艣膰 i nawet s艂abe 艣wiat艂o wpadaj膮ce przez witra偶owe okno przygas艂o. W mroku rudow艂osy ledwo widzia艂 przeciwleg艂膮 艣cian臋, t膮 z ukrytymi drzwiami. Dooko艂a panowa艂a cisza, nawet z zewn膮trz nie dochodzi艂 najcichszy cho膰by d藕wi臋k, o tej porze tak ma艂o ucz臋szczane ulice zamar艂y ju偶, u艣pione. M艂ody m臋偶czyzna czu艂, jak jego oczy zamykaj膮 si臋 wbrew jego woli, za艣 cia艂o staje si臋 coraz ci臋偶sze...
W mroku, od strony drzwi, ciemny, bezkszta艂tny cie艅 pe艂zn膮艂 w jego kierunku, rozlewaj膮c si臋 po 艣cianach i znowu stapiaj膮c w jedn膮 mas臋, przybieraj膮c kszta艂ty przypominaj膮ce bestie z sennych koszmar贸w, pe艂zn膮艂 ku niemu, by ogarn膮膰 go, ople艣膰 zimnymi mackami i przyssawszy si臋 do jego szyi pozbawi膰 ca艂ej krwi...
Lehan otrz膮sn膮艂 si臋 z koszmaru. Jak d艂ugo m贸g艂 spa膰? Jasne 艣wiat艂o poranka wpada艂o do pomieszczenia, kolorowe plamki przefiltrowanego przez witra偶 blasku tworzy艂o na pod艂odze i ubraniu m臋偶czyzny mozaik臋, przedstawiaj膮c膮 kobiet臋 z kielichem w d艂oni, z gwiazdami wplecionymi w b艂臋kitne w艂osy. Bogini lub szlachcianka sprzed wiek贸w, uwieczniona w szkle, u艣miecha艂a si臋 drwi膮co, spogl膮daj膮c na rudow艂osego m臋偶czyzn臋, z niedowierzaniem patrz膮cego na otwarte drzwi. Na najwy偶szym stopniu kr臋tych schod贸w widnia艂a pojedyncza plamka krwi.
Gdy tylko u艣wiadomi艂 sobie, co widzi, Lehan zerwa艂 si臋. Zasn膮艂 i 艣ni艂 o atakuj膮cym go stworze – by po przebudzeniu przekona膰 si臋, 偶e 偶yje, ale kto艣 inny musia艂 zgin膮膰. Wybieg艂 na korytarz. By艂o cicho. Sidhe musieli nadal spa膰. M臋偶czyzna na palcach przemierza艂 korytarze i otwarte sale, a偶 znalaz艂 cia艂o ofiary, tak pomarszczone i skurczone, 偶e jedynym, co m贸g艂 na jej temat stwierdzi膰, to to, 偶e do czynienia mia艂 z Areo-shee. Zw艂oki by艂y jedynie szkieletem obci膮gni臋tym szar膮 sk贸r膮, krusz膮c膮 si臋 przy ka偶dym dotyku. Wygl膮da艂y jak mumia ptaka.
-O, Bogini – westchn膮艂 ci臋偶ko, przyk艂adaj膮c 艣rodkowy palec do czo艂a.
Za jego plecami rozleg艂 si臋 szelest. Odwr贸ci艂 si臋 i ujrza艂 stoj膮c膮 w drzwiach malutk膮 Tiera-shee. Sidhe wyda艂a z siebie kr贸tki, wysoki krzyk i wybieg艂a z sali. Lehan sta艂. Cokolwiek mia艂o si臋 sta膰, musia艂 zachowa膰 si臋 z godno艣ci膮.
Wkr贸tce zjawili si臋 pozostali. Pr臋dko utworzyli okr膮g dooko艂a Lehana i zamordowanego Areo-shee. Stara przyw贸dczyni tak jak poprzedniego wieczora wyst膮pi艂a do przodu.
-Co si臋 sta艂o, cz艂owieku? – spyta艂a. Jej g艂os by艂 szorstki, nieprzyjemny.
-Zasn膮艂em – odpowiedzia艂 zgodnie z prawd膮 rudow艂osy.
-Zasn膮艂e艣? – oczy staruszku rozb艂ys艂y gniewem. – Pozwoli艂e艣 mojemu bratu umrze膰..
-Nie mam poj臋cia, jak to si臋 sta艂o.
-Nie ma poj臋cia! – Essari wyszed艂 z kr臋gu, min膮艂 przyw贸dczyni臋 i stan膮艂 naprzeciwko m臋偶czyzny. – Nie ma poj臋cia! Mia艂 nas broni膰, a zasn膮艂! Oto obro艅ca, kt贸rego znalaz艂a nam Kie! 呕a艂osne – wbi艂 w Lehana spojrzenie swoich srebrnych oczu – Tch贸rz, kt贸ry ucieka z wyznaczonego mu posterunku, a potem opowiada nam bajeczki o tym, 偶e zasn膮艂. Oto, jacy s膮 ludzie. Tch贸rzliwe zwierz臋ta, dzi臋ki kt贸rym jeste艣my tu uwi臋zieni! C贸偶, lady Kie, droga siostro – spojrza艂 na kobiet臋, stoj膮ca zaraz za przyw贸dczyni膮 – myli艂a艣 si臋, ja za艣 mia艂em racj臋. Szkoda, 偶e musia艂a艣 odda膰 tak wiele za nic – doda艂, drwi膮cym tonem. Kie przygryz艂a warg臋. – Co wi臋c zrobimy z tym, kt贸ry zawi贸d艂 nasze zaufanie?
S艂owa Essariego zawis艂y w powietrzu. Lehan po艂o偶y艂 d艂o艅 na r臋koje艣ci miecza, lecz nim zdecydowa艂, czy chce go wyci膮gn膮膰, ujrza艂 paskudny u艣miech na twarzy Verana-shee.
-My艣lisz, 偶e uda ci si臋 nas zabi膰, tch贸rzliwy cz艂owieku?
-Mog臋 spr贸bowa膰.
-Dobrze – Essari doby艂 miecza, w膮skiego, lekkiego, o r臋koje艣ci uformowanej na kszta艂t koszyka, oplataj膮cej d艂o艅. – Spr贸buj wi臋c.
Lehan rzuci艂 si臋 do przodu. Jego miecz star艂 si臋 z broni膮 sidhe tak gwa艂townie, 偶e posypa艂y si臋 iskry. Essari cofn膮艂 si臋 pod naporem silniejszego przeciwnika.
M臋偶czyzna cofn膮艂 ostrze i przygotowa艂 si臋 do ponowienia ataku, gdy poczu艂 na karku zimny dotyk. Jego ko艅czyny zacz臋艂y dr臋twie膰, palce rozlu藕ni艂y si臋 i miecz z brzd臋kiem upad艂 na pod艂og臋. Lehan ujrza艂 kr臋gi wiruj膮ce przed oczyma. Wszystko wirowa艂o. Essari. Stara Areo-shee, kt贸ra w niewiadomy spos贸b znalaz艂a si臋 za jego plecami. Kamienna twarz pi臋knej Kie.
Rudow艂osy osun膮艂 si臋 na kolana, a potem upad艂 twarz膮 na pod艂og臋. Jego zmys艂y zapad艂y si臋 w ciemno艣ciach.
-To by by艂o na tyle – stwierdzi艂 pogardliwym tonem, Essari, szturchaj膮c bezw艂adne cia艂o czubkiem buta. – Droga siostro, mam nadziej臋, 偶e nie masz powod贸w, by 偶a艂owa膰 tego stworzenia.
Kie w milczeniu pokr臋ci艂a g艂ow膮.
-Cieszy mnie to – kontynuowa艂 Essari. – Nie chcia艂bym, 偶eby kto艣, a zw艂aszcza ty, wpu艣ci艂 go z powrotem.
-By膰 mo偶e jeste艣 zbyt okrutny – rzek艂a spokojnym g艂osem stara Areo-shee.
-Okrutny, lady Siare? B臋dzie m贸g艂 si臋 broni膰, czy偶 nie? Je艣li ten cz艂owiek chce si臋 wydosta膰, musi opanowa膰 w艂a艣ciwe swej rasie tch贸rzostwo, przedrze膰 si臋 przez katakumby i znale藕膰 inne wyj艣cie. A my zrobimy to, co powinni艣my byli zrobi膰 ju偶 dawno. Zabierzcie go! – poleci艂.
Dw贸ch Kevan-shee wzi臋艂o bezw艂adne cia艂o Lehana i zanios艂o je w kierunku zej艣cia do podziemi.













Komentarze
Aquarius dnia pa糳ziernika 09 2011 20:47:53
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Kethry (Brak e-maila) 22:43 15-12-2004
ja juz sie rozpisywalam w mailu na temat tego opa, ale tym razem to dla reszty swiata : swietne opo. bardzo ciekawe, z dokladnie, szczegolowo przemyslanym swiatem. interesujace postaci - zapowiadaja sie na niejednowymiarowe. wielowatkowosc, ktorej tak czesto mi brak, w tym co czytam - i to nie powierzchowna. naprawde naprawde, jestem urzeczona tym opkiem i chce koniecznie dalszego ciagu smiley
(Brak e-maila) 19:27 27-04-2005
fajne
nefer (Brak e-maila) 17:01 07-12-2005
bardzo ciekawie napisane chcia艂abym pozna膰 ci膮g dalszy
(ostrygiwwinie@gazeta.pl) 18:15 17-10-2006
Podoba mi si臋. Mo偶e i nie jestem ekspertem w dziedzinie takiej literatury (fantasy itp), ale nie wydaje膮 mi si臋 Twoje opowiadania gorsze, raczej znacznie lepsze, od wi臋kszo艣ci tego, co serwuj膮 wydawnictwa i ksi臋garnie. Zar贸wno pod wzgl臋dem j臋zyka, struktury i fabu艂y. Czekam na wi臋cej i pozdrawiam..
Davey (Brak e-maila) 17:38 02-02-2007
Te wszechobecne absoluty i wyolbrzymienia s膮 troch臋 艣mieszne. Plus motyw z Wybra艅cem, kt贸ry wszystkich zbawi albo nie, blabla...
Fabu艂a totalnie le偶y.
Poza tym troch臋 b艂臋d贸w interpunkcyjnych i powt贸rze艅, ale og贸lnie piszesz ca艂kiem przyzwoitym j臋zykiem.
No coz, mo偶e twoje inne opowiadania prezentuj膮 si臋 lepiej.
An-Nah (Brak e-maila) 15:41 25-02-2007
Hmmm, nie przypominam sobie, 偶ebym pis膮艂a gdzie艣 o absolutach ani o zbawianiu... Owszem, historia dawno zarzucona (nieco 偶a艂uj臋), ale mimo wsyzstko wiem, co napisa艂am i co planowa艂am napisa膰 i naprawd臋 ani absolutu, ani zbawiania sobie nie przypominam. "Wybra艅ca" i owszem, tylko... aaaa, tam, co ja si臋 b臋d臋 k艂uci膰 o prawdziwy sens tego "wybra艅ca"... by艂o, min臋艂o.
Anloquen (Brak e-maila) 18:02 13-10-2007
Na razie przeczyta艂am 1 cz臋艣膰 i by艂am zachwycona do momentu przeczytania ostatniego zdania. Grzmot rozlegaj膮cy si臋 w strasznych momentach to motyw tak zgrany, 偶e nawet ju偶 nie 艣mieszy w parodiach. Ale nie zra偶ona czytam dalej, bo historia jest raczej niez艂a.
Anloquen (Brak e-maila) 20:06 13-10-2007
Druga uwaga - ca艂a 3 cz臋艣膰, motyw ze strzyg膮 i przede wszystkim z antagonizmem ludzie-elfy bardzo mocno pachnie Sapkowskim, naprawd臋 bardzo bardzo (czy w Polsce ju偶 nikt nie pisze fantasy nie b臋d膮cego wariacjami na temat jego tw贸rczo艣ci?)
Ale niezra偶ona czekam na dalsze cz臋艣ci, bo nadal twierdz臋, 偶e historia jest raczej niez艂a.
svev (Brak e-maila) 22:33 01-12-2007
Opowiadanko 艣wietne. A uwagi krytyczne calkiem nietrafione. Pojawianie si臋 w nurce fantasy tak topicznych w膮tk贸w jak "wybraniec", walki z ro偶nymi potworami, zadania i pr贸by itd. to chyba co艣 normalnego, a zarzucananie ich wykorzystania to jak zarzucanie, 偶e ksi膮偶kea ma poc偶atek i koniec.
Nie wiem, jak mo偶na zarzuci膰 , 偶e fabula le偶y. Stoi i ma si臋 calkiem dobrze!

No i fajnie by艂oby, gdybys jednak dokonczy艂a.. eh nie wiadomo, co dzieje si臋 z Kylem i Lehanem...
Anloquen (Brak e-maila) 23:44 06-11-2008
Svev-ok, ale chodzi mi tak偶e o styl, sceneri臋 i przede wszystkim o elfy. Tylko u Sapkowskiego ich sytuacja wygl膮da艂a tak nieweso艂o,w ka偶dym innym 艣wiecie s膮 czy艣ciochami panuj膮cymi nad lasem, wyposa偶onymi w pi臋kne g艂osy i absolutnie pozbawionymi s艂abo艣ci.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum