W objęciach anioła 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 23:24:18
2.CHŁOPIEC, KTÓREGO PRAGNIE CZARNY PAN

-Co jest?-zapytała przestraszona Tonks, po tym jak teleportowali się na ulicy Privet Drive- Jest za spokojnie...- dodała szeptem.
-Cicho, patrzcie...-Moody wskazał im dom numer cztery. Wokół niego było najciemniej. Żadna latarnia się nie świeciła, a była to wyjątkowo ciemna noc. Całe niebo zasnute grubymi i ciężkimi chmurami nie przepuszczało najmniejszej nawet ilości i tak wątłego światła księżycowego i gwiazd. Więc okolica była spowita niemal egipskimi ciemnościami.
Podeszli powoli, skradając się obok wysokiego żywopłotu, którym otoczony był dom numer 5. Nagle znieruchomieli. Przed domem Harrego zarejestrowali jakiś ruch. Moody wysunął się trochę z ukrycia żeby zobaczyć wyraźniej, jego magiczne oko zawirowało, po czym bezszelestnie oparł się znowu o żywopłot i pokazał niemal przed samymi nosami pozostałych, pięć palców, zacisnął rękę w pięść i pokazał jaszcze trzy a później kiwną głową na dom. Reszta zrozumiała, że jest tam ośmiu śmierciożerców. Przeciwnicy mieli przewagę, a więc w grę wchodził tylko atak z zaskoczenia. Decyzję podjęli błyskawicznie. W tym samym momencie wstali, a pięć zaklęć obezwładniających poleciało w stronę ciemnych postaci. Dwóch śmierciojadów mniej.
-Drętwota!
-Avada Kadevra!
-Diffindo!
-Avada Kadevra!
-Impedimenta!
-Tomato!
-Experialmus!
Promienie zaklęć świstały tak szybko, że ogród przed domem Państwa Darsley wyglądał jak centrum jakiejś dyskoteki. Zielone, czerwone, białe, pomarańczowe, fioletowe...jak światła ogarniały całe miejsce walki. W pewnym momencie pojawiło się sporo innych osób. Przybyli inni zakonnicy i co najmniej dziesięciu mierciożerców, jeden z nich krzyknął:
-W tym domu jest Potter! Zabierajcie bachora i znikamy!- w tym momencie po całej okolicy poniósł się niewyobrażalny wrzask pełen rozpaczy i strachu, a w oknach domu, przy którym się znajdowali, błysnęło zielone światło.
-Zabieramy się stąd! Czarny Pan już Go ma!- odkrzyknął jeden z przybyłych, ale nie mogli się teleportować.
-Boże nie...-krzyknął przerażony Remus i manewrując miedzy promieniami zaklęć puścił się biegiem w stronę domu.
-Kurwa...bariera antyaportacyjna- sapnął jeden z śmierciojadów na widok Albusa Dumbeldore.
Walka trwała dalej, kiedy Snape, Lupin i Dyrektor wpadli jak burza do budynku, wbiegli na piętro, gdzie na korytarzu leżały trzy martwe ciała gospodarzy, minęli je zmierzając do najmniejszej sypialni na końcu korytarza, której drzwi były wyłamane z zawiasów. Widok, jaki tam zastali zmroził ich do szpiku kości. Na środku pokoju stał wysoki, chudy mężczyzna. Odziany w czarną jak noc szatę, sprawiał wrażenie jakby był odziany w sam mrok. Jedną ręką obejmował bezwładne, półnagie ciało które opierało się o niego, a drugą celował w przybyłych. Z głową umieszczoną w zagłębieniu szyi Harrego Pottera patrzył się na nich szkarłatnymi oczami, które zasnute były mgłą obłędu i szaleństwa. Obaj otoczeni byli przez niemal przezroczystą kopułę.
"Na różdżkę Merlina, Potter?!"- Pomyślał na wpół histerycznie, zszokowany Snape. Chłopak był dużo wyższy. A jego alabastrowa skóra niemal rozświetlała pokój. Co dawało niesamowity kontrast z ciemną postacią która go obejmowała. Ciało idealnie wyrzeźbione jak by dopiero, co wyszło spod dłuta jakiegoś cholernie zdolnego artysty. Wspaniale wyeksponowane mięśnie ramion, klatki piersiowej i wreszcie -brzucha, który od pępka w dół przecinała cienka ciemna linia..." Severus! Stop! Nie wolno Ci!" Pomyślał rozpaczliwie. Ale nie mógł, nie potrafił, odwrócić wzroku. I twarz
chłopaka, tak niebiańsko piękna, którą otulały długie czarne włosy sięgające pasa. Bez okularów, całkowicie odmieniony, naprawdę przypominał Anioła. Jedynie blizna w kształcie błyskawicy została na swoim miejscu.
" J-Jak to możliwe?! Taka zmiana w niecały miesiąc?! Przecież to nie możliwe! NIEMOŻLIWE! Jeszcze miesiąc temu, wyglądał jak jaszczurka z dużymi cholernie zielonymi oczami, a teraz? Ten przeklęty chłopak zawsze był pociągający ale przynajmniej można było się mu oprzeć! Ale jak?? JAK TO JEST MOŻLIWE ?! Merlinie miej mnie w swojej opiece..." Jak przez mgłę usłyszał głos swojego byłego pana:
-Kogóż my tu mamy... -zasyczał Voldemort jeszcze bardziej tuląc do siebie Złotego chłopca- Stary Drops, Zdrajca i wilkołak... -drwił patrząc się prosto w oczy dyrektora, który jako jedyny wyglądał na opanowanego.
- Zostaw go Tom, nie pozwolę ci zabrać chłopca.- odrzekł Albus.
-On. Jesssst. Mój. Dumbeldor!- zasyczał akcentując słowa.
-Nad całą okolicę rzuciłem barierę antyaportacyjną, nie zabierzesz go stąd.
-Mogą złamać twoją pieprzoną barierę!- warknął wściekle Czarny Pan.
-Owszem, możesz, ale tylko wtedy, jeżeli będziesz się sam teleportować. Tylko sam, Tom. Nie możesz złamać mojej bariery zabierając Harrego. We dwóch się przez nią nie przedrzecie.- powiedział spokojnie dyrektor.
Oczy Voldemorta zabłysły dziwnie, a jago wypalone brwi zmarszczyły się w zamyśleniu, przysunął się jeszcze bardziej do trzymanego przez siebie ciała, po czym uśmiechnął się okrutnie.
-Masssszz rację Dumbeldore...-mówił cicho a jago lodowaty głos przechodził w syk- jeszcze dziś Anioł nie będzie mój...- zbliżył usta wykrzywione w szatańskim uśmiechu do policzka chłopaka- Ale ostatecznie będziesz należeć do mnie... cały.- szepnął niemal nie dosłyszalnie, po czym zwilżył twarz Harrego na całej długości swoim językiem, od ucha po usta, na których złożył zaborczy pocałunek. Jednocześnie też, błyskawicznie skierował różdżkę na chłopaka, błysnęło srebrne światło...I zniknął, a wraz z nim osłona.
Dyrektor w ostatniej chwili uchronił Harrego przed upadkiem.
-Severusie,pomóż mi,- sapnął dyrektor- To nie jest już dziecko, jest dużo cięższy- powiedział kiedy Mistrz Eliksirów pomógł mu położyć wciąż nieprzytomnego chłopaka na jego łóżku.
Remus wyglądał jakby miał za chwilę zwymiotować, zielony i przezroczysty jednocześnie drżał na całym ciele. Opierał się o ścianę z zamkniętymi oczami. Mamrotał coś do siebie szybko, przy czym zaciskał i rozluźniał machinalnie pięści.. Przerażenie mieszało się z obrzydzeniem na jego twarzy. Ale po tym, co widział przede wszystkim czuł strach. Strach o Harrego... " Harry!" - otworzył momentalnie oczy.
-Albusie ...-zaczął słabo- czy nic mu nie będzie?
-Nie wiem Remusie- dyrektor spojrzał na niego z ogromną powagą-... teraz weź się w garść i zabierz Harrego do kwatery głównej. Natychmiast.
Dyrektor zabrał z szafki nocnej okulary Harrego, które o dziwo były lekko przykurzone, wskazał na nie różdżką i po cichym "Portus!"wręczył je mężczyźnie.

***********
Był środek nocy. Będąc dokładnym -była 3.23 nad ranem. Normalnie wszyscy, normalni ludzie o takiej nienormalnej godzinie śpią. No cóż... Ale główni członkowie Zakonu Feniksa z pewnością normalnie, normalnymi ludźmi nie byli. Byli czarodziejami a do tego należeli do tajnej organizacji, która robiła wszystko, aby pokonać największego i najpotężniejszego czarnoksiężnika ostatniego wieku. Lorda Voldemorta. W tym momencie, pomimo późnej godziny siedzieli w kuchni Kwatery Głównej. Wokół ogromnego dębowego stołu, bladzi i wyraźnie zaniepokojeni wpatrywali się w szczupłą wysoką postać swojego przywódcy, która wydeptywała obecnie, ścieżkę od jednego końca pomieszczenia do drugiego. Trwało to już dobre
pół godziny. Wreszcie Moody przerwał ciszę:
-Albusie...myślę że, z niej już nic nie wyciągniemy- wskazał na postać kobiety, która zakneblowana i unieruchomiona siedziała na krześle w rogu pokoju. Była nieprzytomna.
Po tym jak wszyscy cali wrócili do KGZF, zaczęli przesłuchiwać Bellę jeszcze raz. Tylko tym razem, przesłuchiwał ją Snape, ponieważ Lupin stanowczo odmówił opuszczania pokoju Harrego. Nie wiedzieli, co dokładnie wydarzyło się wewnątrz domu. Po tym jak Snape, Dyrektor i Remus wbiegli do niego, walka trwała jeszcze chwilę. Przybyły
posiłki z ministerstwa i udało im się zatrzymać prawie wszystkich śmierciożerców, zwiało tylko dwóch. I wydawało im się, że był to zdecydowanie udany wieczór, w końcu, czterech sługusów Ridlla nie żyło, a dwunastu siedziało w Azkabanie. Do tego
schwytali, najbardziej poszukiwaną śmierciożerczynię, która pod wpływem doskonale ulepszonego Veritaserum wyśpiewała im tyle, że wiedzieli co Jaszczur planuje z wyprzedzeniem do paru miesięcy. Ze swojej strony nie odnieśli prawie żadnych strat. Byli poobijani i tylko Tonks trafiła do Munga po tym jak oberwała jakimś cholerstwem. Ale w ciągu dwóch dni powinno być wszystko porządku. No...I byli pewni, że był to jeden z najbardziej udanych dni dla Zakonu Feniksa. Do czasu... Kiedy zobaczyli Albusa i Snape zrozumieli że stało się coś złego. Niesamowicie spięty Dumbeldore od powrotu do Kwatery chodził tak jak teraz, tam i z powrotem. Miał zacięty wyraz twarzy i usilnie nad czymś myślał. Remus zamknął się z nieprzytomnym Potterem w jego pokoju i powiedział, że go stamtąd żadna siła nie ruszy. Natomiast Snape...Ten to się dopiero dziwnie zachowywał. Miotał się po kuchni jak istna furia w ludzkim ciele. A po tym jak przesłuchiwał Lasangere, niemal zaczęli jej współczuć. Niemal...Teraz siedział przy stole nieruchomy jak posąg, że
nawet powieka mu nie drgała wpatrzony w jeden punkt. I coś na pewno się stało. Tylko, CO do jasnej cholery?!
-Albusie powiesz wreszcie, co się stało?- zdenerwowana napięciem Mcgonagall w końcu nie wytrzymała- Ty i Severus zachowujecie się ...dziwnie. Co najmniej dziwnie.- dodała surowo- Może któryś z was w końcu by nas oświecił i powiedział co się stało?!
Dyrektor zatrzymał się i spojrzał z powagą na kobietę. Po dłuższej chwili podszedł do stołu i usiadł na swoim miejscu. Oparł się o tył krzesła i złączył w swoim zwyczaju opuszki palców, popatrzył na wszystkich swymi niebieskimi oczami w których nie było ani śladu psotnych ogników, które tak często tam gościły.
-W sypialni Harrego spotkaliśmy Toma- powiedział cicho ale wyraźnie, na co wszyscy zrobili oczy wielkości spodków od filiżanek. Zbledli też widocznie.
- Nie chcesz nam chyba powiedzieć że On...- głos Minewry się załamał- że On zbliżył się do Pottera!- dodała ze zgrozą spoglądając się na niego, to na Mistrza Eliksirów z przerażeniem.
-Kiedy weszliśmy...- zaczął Albus, powoli dobierając słowa - Harry był nieprzytomny, a Voldemort...- przerwał nie wiedząc jak to powiedzieć- przytulał się do niego...- skończył z dziwnym grymasem na twarzy.
-J-jak... j-jak t-to się przytulał!!! - krzyknęła przerażona nauczycielka a cała reszta jeszcze bardziej zbladła.
-Powiem wam tylko tyle, że po tym co widzieliśmy, to co powiedziała Bella jest prawdą. Voldemort pragnie Harrego.- mówił cicho nie patrząc na nich- Pragnie lub mówiąc bardziej dosadnie Pożąda...- zakończył.
W kuchni zapanowała cisza, a atmosfera i napięcie jeszcze bardziej zgęstniały.
-Do tego...- kontynuował dyrektor- ...rzucił na Harrego jakieś nieznane mi zaklęcie. Nie mogliśmy nijak temu zapobiec, ponieważ otoczył siebie i chłopca bardzo silną tarczą. Harry jest nieprzytomny, a o skutkach tej klątwy dowiemy się tylko i wyłącznie wtedy kiedy się obudzi. Po za tym nie odniósł żadnych obrażeń. Przynajmniej mam taką nadzieję...
Jeżeli to możliwe, wszyscy jeszcze bardziej się przerazili.
-Ale Albusie...- odezwał się milczący do tej pory Artur Wasley-...jak w ogóle doszło do tego, że śmierciożercy i Sam- Wiesz- kto znaleźli się Na Privet Drive? Przecież Harry był tak dobrze chroniony...
-Właśnie to zastanawia mnie najbardziej, nie mam pojęcia jak Tom, przedarł się przez moje osłony-odpowiedział po chwili. Wtedy odezwał się Malfoy:
-Ale ciągle mi się wydaje Albusie...- mówił swoim zimnym oficjalnym głosem- ...że jest jeszcze coś co dotyczy młodego Pottera. Coś bardzo istotnego...
Snape bardzo powoli podniósł wzrok na niego, po czym równie powoli spojrzał prosto w oczy dyrektora. Połączenie, jakie zdawali się nawiązać przerwali po dłuższej chwili. Wtedy dyrektor się odezwał, dobierając ostrożnie słowa:
-Rzeczywiście Lucjuszu, jest jeszcze coś, co dotyczy Harrego a czego w żaden sposób nie mogę wytłumaczyć- przerwał i potoczył powoli wzrokiem po twarzach obecnych. Każdy zdawał wchłaniać wszystko, co mówił- Mianowicie Harry się zmienił. Z wyglądu.
-Chłopcy w tym wieku dojrzewają, wiec zmiany są czymś naturalnym, co w tym niezwykłego?- zapytał arystokrata z widoczną ciekawością w stalowoszarych tęczówkach.
-To jest w tym nie zwykłe Lucjuszu...- odezwał się w końcu Snape chłodno- że Potter kompletnie nie przypomina i nie wygląda jak Potter wyglądać powinien.
-Co? Jak to nie przypomina i nie wygląda jak Potter?!- zapytał zdziwiony Moody.
-Severus bardzo dobrze to ujął- powiedział dyrektor- Gdyby nie miejsce w którym go znaleźliśmy i blizna na czole nie poznałbym go, nawet gdyby przede mną stanął.
Znowu zapadała cisza. I widać było, że przynajmniej większa część obecnych ma ochotę zerwać się z miejsca i przekonać się o prawdziwości ich słów, ale dzielnie się powstrzymali, po czym znowu odezwał się Artur:
-Przecież to niemożliwe. Jak w niecały miesiąc mógł się tak zmienić?
-To również na razie pozostaje zagadką- odpowiedział dyrektor.
Wszyscy milczeli jakiś czas, każdy zatopił się w swych przemyśleniach, po czym znowu odezwał się dyrektor:
- A teraz...- w jego oczach pojawiło się coś, co nikomu się nie spodobało- Severusie, Lucjuszu...-zwrócił się do panów, którzy jakby tylko na to czekali, bo na ich twarzach pojawiły się mściwe uśmieszki, a oczy zapełniły się morderczymi błyskami- ... zajmijcie się naszym gościem, wiem że macie sobie jeszcze coś do powiedzenia.- Zakończył podkreślając ostatnie słowa.

***********
Trzy postacie jakby znikąd pojawiły się na skraju jakiegoś lasu. Jedna z nich widocznie nie mogła utrzymać się na nogach, ponieważ się zatoczyła wpadając na postać z blond włosami.
-Nie dotykaj mnie Bella!- warknął i popchnął ją tak że wyrżnęła o twarde podłoże przodem. Jęknęła z bólu.
-Oh, boli cię coś Bella?- zadrwił drugi mężczyzna- ...jakże mi przykro!- po czym kopnął ją z całej siły w bok. Po lesie poniósł się krzyk bólu.
Severus nachylił się nad skomlejącą kobietą i syknął wściekle:
-To dopiero początek, i może nie mamy tyle czasu, żeby pokazać ci, co czuły twoje ofiary ale...- chwycił ją brutalnie za włosy podciągając do góry tak żeby patrzyła się w jego czarne, niczym dwa ciemne tunele, oczy- Ale twoja śmierć nie będzie lekka. Przysięgam Ci to!- warknął puszczając jej włosy z obrzydzeniem. Po czym chwycił jej twarz i wlał jej do ust jakiś eliksir... Eliksir czuwania. Malfoy już celował w nią różdżką. A z jego postury wręcz biła chęć zemsty.
-CRUCIO!- Wrzasnął wściekle a chwilę później kobieta wiła się i rzucała w spazmach niewiarygodnego bólu.
-Podoba ci się Bella ?- zapytał kiedy po minucie przerwał zaklęcie- Powinno Ci się podobać. A to za Narcyzę!- uderzyły w nią dwa promienie, ponieważ Severus też czuł się w obowiązku pokazać jej co czuła jej siostra.
Trwało to może z piętnaście minut. W wijącą się w spazmach bólu kobietę uderzały najróżniejsze klątwy. Panowie prześcigali się w wymyślnych czarno magicznych zaklęciach i urokach. Z satysfakcją wymalowaną na twarzach patrzyli się na resztki człowieka, którym była obecnie Bellatriks Lasangere. Prawa ręka, Tego sfiksowanego sukinsyna Voldemorta. Niemal tonęła we własnej krwi. Sama sobie zasłużyła.
-Czas z tym skończyć, Lucjuszu...- odezwał się Snape bez cienia skruchy w głosie po tym co zrobili - Czas wracać. Zaczyna świtać- Spojrzał, jak między drzewami zaczyna przebijać się wątłe światło wschodzącego słońca.
Arystokrata spojrzał na niego, po czym obaj w tym samym momencie krzyknęli.
-Avada Kadevra!
Błysnęło zielone światło. A zanim dwie postacie rozpłynęły się w powietrzu, dało się jeszcze słyszeć wyraźne, zimne jak lód słowa Mistrza Eliksirów:
-Żegnaj Bella, i nie tęsknij za bardzo, jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia w piekle...