Kotołak 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 20:24:24
Rozdział 4



Chisu chodził ponury po mieszkaniu. Jllery znikł razem z Rodem z samego rana. Nawet nic mu nie powiedzieli. Po prostu wyszli. I działo się to coraz częściej. Za pierwszym razem kotołak zapytał czy może iść z nimi na spacer, a Rod się roześmiał ironicznie widząc, jak Jllery głaszcze go po włosach i mówi, że nadal jest niebezpiecznie. Chisu zaczął tęsknić. Do Kittego, do normalnego Jlleryy'ego, do pani Asse, która się wyprowadziła. Najchętniej wyskoczyłby przez okno i poszedł zwiedzać, jak zwykle, od kiedy opowiedział łowcy o Kittym okna były zablokowane. Nie miał co robić. Nawet uczyć się nie miał czego. Jllery nie dawał mu nowych książek, odpędzał się od niego i kotołak miał nieprzyjemne wrażenie, ze Jllery już ma go dość i nie chce go tu. Że chce by Chisu znikł i mógł być sam z tym swoim Rodem. Nie były to wesołe myśli. Chisu czuł się zapomniany i niekochany.

Minął drugi tydzień i Rod musiał wracać do siebie, do Akademii. Po pożegnaniu Jllery zorientował się, że jest strasznie cicho. Westchnął i poszedł do kuchni zrobić sobie herbaty. Zmarszczył brwi, gdy okazało się, że szafka jest już prawie pusta, po czym westchnął. No tak, podczas pobytu tutaj Roda ani przez chwile nie myślał o zrobieniu zakupów. Zaparzył sobie herbatę i usiadł w fotelu. Był sam. Za dwa dni musi się stawić z kotołakiem na wyspę. Ta myśl uświadomiła mu, że jakoś już dawno nie widział i nie rozmawiał z kotołakiem. Zniecierpliwiony odstawił herbatę i skierował się do pokoju kociaka. Cisza. Otworzył je. Pokój był pusty. Zmarszczył brwi.
- Chisu! - odpowiedziała mu cisza. Szarpnął włosy zdenerwowany. Czy ten kotołak cały czas musi sprawiać kłopoty? Skierował się do swojego pokoju i otworzył drzwi. Tam też pusto. Po kilku minutach zorientował się, że nigdzie nie ma Chisu. Już porządnie wkurzony obiecał sobie, że jak go znajdzie to mały sobie popamięta do końca życia. Pozostawała jeszcze kwestia znalezienia kociaka. Spróbował sobie przypomnieć o czym ostatnio rozmawiał z kotołakiem, i gdzie. Nie umiał sobie przypomnieć. W końcu zrezygnowany postanowił wyjść na dwór i poszukać małego na zewnątrz chociaż miał nadzieję, że kotołak nie wyszedł. Na samą myśl o tym co urzędnicy mogliby zrobić z nie zarejestrowanym, młodym kotołakiem włos mu się jeżył. Gwałtownie otworzył szafę by wyjąć cieplejszą kurtkę i zaskoczony zmartwiał. Wszystkie ubrania leżały na dole, a w nich zagrzebany spał Chisu. Westchnął z ulgą. Kucnął przy śpiącym kotołaku i pogłaskał go po ciemnych włosach. Nie mógł nie zauważyć, że kociak schudł. Powieki się uchyliły i spojrzały na niego bystro ciemne oczy.
- Dzień dobry.- przywitał się z nim Jllery.
- Dzień dobry.
- A co to się dzieje, od kiedy to sypiasz w dzień? - zażartował starając się nie patrzeć na chude dłonie.
- Tak jakoś....gdzie jest Rod?
- Wyjechał. My też niedługo wyjeżdżamy.
- Gdzie?
- Do pracy, za dwa dni.
- Mogę już wychodzić?
- A gdzie chcesz iść?
- Do Kittego...- i jak powiedzieć tym smutnym ufnym oczom, że ten jego Kitty już nie żyje? Pogłaskał go po włosach, a później przyciągnął do siebie i przytulił. Kotołak poddał się temu i tylko patrzył wyczekująco.
- Kittego już nie ma.
- Nie ma? Gdzie jest?
- Pamiętasz jak ci mówiłem, ze nie możesz wychodzić, bo jest niebezpiecznie? Kitty wyszedł.
- Ale wszystko z nim w porządku?
- Nie. Spokojnie Chisu, znajdziesz drugiego kolegę.- spróbował go niezdarnie pocieszyć. Chisu zamknął oczy i odwrócił twarz.
- To...co ja mam zrobić? - nagle usłyszał cichutkie pytanie.- Odwieziesz mnie do mojego kościoła? - łowca zmarszczył brwi.
- Czemu?
- Kittego nie ma. Nie mam gdzie być.
- A co ci tutaj nie pasuje?
- Tutaj jest Rod...ja już nie jestem potrzebny.- Jllery zdrętwiał.
- Nie mów tak Chisu, Rod to Rod, a ty to ty. Tutaj jest twój dom.
- Ale ty nie chcesz...ty chcesz Roda.
- Jestem z Rodem inaczej niż z tobą.
- Kochasz go?
- Ja...bardzo go lubię - uniknął odpowiedzi mężczyzna głaszcząc kociaka po włosach.
- A mnie? Kochasz mnie?
- Ja...? Hm, także bardzo cię lubię.
- To czemu z Rodem jesteś inny? Czemu mówisz, że to jest inaczej, skoro nas obydwu bardzo lubisz?
- Inaczej...innym rodzajem lubienia was lubię, rozumiesz?
- Nie.
- Hm, pożądam jego ciała, lubię go całować, już wiesz o co chodzi?
- A ja?
- A ty...ty jesteś jak mój towarzysz, przyszły kompan.
- I mnie nie pożądasz? - zapytał płaczliwie
- Oczywiście, że nie. Czemu miałbym?
- Bo wtedy śmiałbyś się do mnie, całował i nie widział niczego więcej prócz mnie...zapominałbyś o całym świecie...jak z Rodem.- wytłumaczył smutno kotołak porównując wzrokiem dłoń łowcy ze swoją. Porównanie najwidoczniej go nie zadowoliło, bo spojrzał w oczy mężczyzny, który był zakłopotany jego słowami.
- Chisu, nie wiesz o czym mówisz, jesteś jeszcze kociakiem.
- Rod też nie jest dorosły.
- Jest, tylko ma taki sposób bycia, ma 23 lata.
- 23? To jest dużo?
-Tak, ty masz około 13, co?
- A ty?
- 38.
- A ile lat muszą mieć ludzie by być dorosłymi?
- Muszą mieć ponad 16.
- A kiedy ja będę mieć 16 to Roda już nie będzie?
- Czemu?
- Bo będę już dorosły i nie będziesz go potrzebował.
- To nie tak, Chisu. Pomieszałeś, porozmawiamy o tym jak będziesz starszy....
- Ale ja chcę teraz.
- Teraz musisz coś zjeść, jesteś strasznie chudy - kotołak pozwolił się poprowadzić do kuchni i nakarmić. Wszystko wracało do jego normy. Do normy bez Roda.