Mroczny Łuk 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 15:29:36
Świtało. Noc ustępowała swój czas dniowi. Kolejnemu dniu bez Solena. Nie otworzył oczu-nie był w stanie patrzeć na ten triumf światła. Tak ulotny...
-Braciszku?-to Wietrzna potrząsnęła go za ramię. Otworzył oczy, by spojrzeć w oczy swojego największego koszmaru. Bowiem Kerowyn miała twarz Topora, twarz wykrzywioną teraz bezbrzeżną nienawiścią i wściekłością. Elf odsłonił w grymasie ostro zakończone wilcze kły. Rzucił mu się do gardła, w skoku zmieniając się w wielką waderę*...

Poderwał sie z posłania, dysząc ciężko. Rozejrzał się wokoło. Był sam. Westchnął, nie mogąc powstrzymać łez. Zwinął się w kłębek, drżąc w bezsilnym szlochu. Ta walka odbyła sie jakiś miesiąc temu. Miesiąc temu Solen zniknął w rozbłysku krwawego światła. Miesiąc temu został sam. Solen, cholera jasna, gdzie jesteś?
-Solen!!!!
Jego krzyk jeszcze długo przebrzmiewał echem w lesie, płosząc ptactwo i mniejsze zwierzęta. Ze wzrokiem zamglonym łzami, wstał i zwinął obóz. Koń parsknął radośnie, gdy zbliżył się do niego. Należał do Solena i Riana kategorycznie oznajmiła, że ma go wziąść. No i wziął.
Popędził karego do kłusa, potem do galopu. Niedługo potem wpadł w pełnym pędzie na plac jakiejś wioski. Była mała, kilka domów, kapliczka jakiegoś boga, wiocha jak każda inna. Po raz kolejny opowiedział swoją historię. A potem jak zwykle wstał. To była jego pokuta, opowiadał to raz za razem, czasem po kilka razy dziennie.
Nie spodziewał się, naprawdę się nie spodziewał, że ktoś mógł go widzieć. Już stracił nadzieję, pytał w wielu miejscach i nikt nic nie wiedział, a tu nagle...
-Złote włosy mówicie, panie elfie?-tuż za nim rozległ się skrzeczący głos jakiejś kobiety.-Ubrany w zieleń? Widziałam go. Widziałam, tak.
-Pani...-głos drżał mu niemiłosiernie
-Nocą, przejeżdżali, nocą. Ale ja mam dobry słuch, słyszałam. Rudy płaszcz widziałam, tak, związany. Porwany. Jechali, tak, szybko.
-Pani... dokąd, proszę...
-Z północy, elfie. Z północy, na zachód, o tam, skręcili.-wskazała pomarszczoną dłonią kierunek-Ale uważaj elfie, uważaj, radzę. Oni niebezpieczni. Nie masz szans odratować go. A najgorszy ten najmniejszy. Zwinny, mag, czuję. Tak, mag, uważaj.-spojrzała mu w oczy całkiem czystymi białkami.-Ty, tak, kochasz, elfie, tak, jego kochasz, czuję. Ale uważaj. Oni silni są, tak, tortury znają. Śpiesz się, tak, śpiesz. Na zachód, tak, elfie, szybko. Jedź, niecz, tak, niech błogosławieństwo, tak, błogosławieństwo chroni cię od złego, tak, jedź, jedź. Śpiesz się, elfie, tak, śpiesz.
-Dziękuję ci, pani, z całego serca dziękuję.-ucałował jej starczą dłoń. Wskoczył na konia , który jakby rozumiał, co mówiła staruszka, pognał jak strzała we wskazanym kierunku.
A na placu obraz starej kobiety rozmył się, ukazujac prawdę-ognisto włosą dziewczynkę o czarnych jak noc oczach, która w chwilę później znikła, pozostawiając po sobie tylko szum wiatru, który niósł jej ciche słowa.
-Śpiesz się, dziecino, jeszcze nie jest z późno. Wygrasz, o ile mnie nie zawiedziesz, elfie. Światła Kalyi ci dopomogą, bo i ty nosisz w sobie światło.
Śpieszył sie, nawet nie słysząc jej słów, ale w chwili, gdy je wypowiedziała, mimo, ze ich nie słyszał, wstąpiła w niego nowa nadzieja. Uda mu się! Teraz wie już dokad ma jechać. Znajdzie go, na pewno! To już tylko kwestia czasu.
Kilka godzin później przejeżdżał przez zniszczoną wioskę. Gdzieś z którejś z chat usłyszał rozpaczliwe zawodzenie. Mimo, iż czas naglił go niemiłosiernie, osadził konia w miejscu, i szybko pognał w stronę głosu. Zobaczył młodą dziewczynę, zawodzącą nad czymś, co musiało być daleko na zachodzie. To ten sam kierunek, zaświtało mu w głowie.
-Dziecko...-szepnął do niej-Nie ważne, co się stanie, nie zmienisz tego, siedząc i płacząc!
-Co ty możesz wiedzieć?!-krzyknęła, wyrywając ramię spod jego dłoni-Zniszczyli mi dom! Wybili wszystkich, a brata zabrali! Mieli już zakładnika, poznałam po związanym rdzawym płaszczu! Mój brat miał dziesięć lat, rozumiesz?! Dziesieć!
-Nie jesteś sama w bólu.-wyszeptał z goryczą w głosie-Chodź! Ten w płaszczu to Topór, mój ukochany. Chodź!-ponaglił ją jeszcze raz, ciągnąc tym razem za rękę. Niechetnie ruszyła za nim, patrząc na niego z obrzydzeniem. Sama wsiadła na konia, który nawet nie parsknął, mimo, że na Keroshę na początku reagował niesamowitą złością. Bogowie, jak ona mogła dać się dotknąć jednemu z... nich! Z tych obrzydliwców! Jako wogóle można kochać swoją płeć!
-Najwidoczniej można.-mruknął z przekąsem Kerosha
-Co? Przepraszam, nie wiedziałam, że to powiedziałam.
-Najwidoczniej. A co do twojego pytania, to można. Miłość nie sługa, wiesz o tym? Przychodzi nie wtedy, gdy wzywasz, tylko gdy się jej wogóle nie spodziewasz. Myślisz, ze wiedziałem, że zakocham się w Toporze? Nawet mi to przez myśl nie przeszło! I nie jestem "jednym z... nich". Normalnie faceci mnie nie pociągają.
-A ten... Topór, to co, pies?-fuknęła dziewczyna
-O, nie! Psem to on na pewno nie jest.-roześmiał się, wcale nie wesoło-Topór... to po prostu Topór. Jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny.
-Aż tak go kochasz?-wyrwało się jej
-Bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.
-To chyba szkoda by było go stracić... To byli ci od Najświętszego Kalisty, prawda?
-Tak... o co ci chodzi?
-Skręć w lewo, przegonimy ich.-stwierdziła poważnie
-Co?
-To droga na skróty, no, skręcaj! Chcesz go uratować, czy nie?
-Oczywiście, że chcę!-ostro zawrócił konia na ścieżkę po lewej. Jechali dość krótko, nim wkoło nich nie zaczął gęstnieć mrok.
-Co się dzieje?-krzyknął Topór-Gdzieś ty nas poprowadziła?!
-Nie wiem! Ilekroć tu chodziłam, nic takiego się nie działo! Nie rozu...-przerwał jej, zwierzęcy prawie, krzyk Keroshy. Elf spadł z konia, zwijając się z niesamowitego bólu, który ogarnął wszystkie chyba jego nerwy. Krzyczał wniebogłosy, błagając, by mógł umrzeć, by ten ból wreszcie sie skończył. I rzeczywiście, w końcu okrutne uczucie minęło. Spróbował wstać, lecz ból powrócił. Na krótką chwilę, ale nadal przeszywający i okrutnie potężny.
-Przepraszam cię, maleńka...-wyszeptał-Chyba jednak ich nie przegonimy.
-Nie przepraszaj, nie trzeba. Co ci?-spytała z troską
-Nie wiem, i to jest najgorsze. Tylko nagle ten ból... Poczekaj, sprubuję jeszcze raz...-powoli uniósł się na łokciach, ale gdy tylko nieznacznie włączył do pracy mięśnie pleców, jego ciało prszeszył ból tak wielki, że ledwie powstrzymał krzyk. Mimo to, zmuszając swoją wolę do nadludzkiego wysiłku, zdołał się podnieść do pozycji siedzącej. I wszystko było by dobrze, gdyby nie zduszony okrzyk dziewczyny.
-Coś się stało?-zaniepokoił się
-Twoje plecy...-wyszeptała zszokowana-Jak w legendzie... jak w tamtej legendzie...
-o czym ty mówisz, do cholery?-zirytował się szybko Kerosha
-Bo... mieliśmy w domu taką księgę... ona nie była gruba, zawierała tylko jedną legendę... to było o Wybranym Kalyi... I był rysunek... a on miał w ciele kamienie... jakby wtopione i... i te kamienie... no bo one...-zaczęła się plątać-bo ty masz jeden kamień... tak jak na tamtym obrazku... i... a jesli to nie była legenda?
-Jesli to nie była legenda, a nawet jeśli była, to chętnie ją poznam. Nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca, na pewno dalej dziś już nie dojedziemy. Swoją drogą, i tak zbliża się wieczór... W torbie przy siodle jest hubka i krzesiwo. Wypadałoby rozpalić ognisko, niedługo zrobi się ciemno.
-Dobrze. A potem opowiem ci tą legendę.-wstała i odwróciła się w strone gęstwiny, by pójść po chrust
-Zaczekaj! Jak ci na imię?
-Ulva. Jestem Ulva, elfie...
-Kerosha. Twoje imie oznacza wilka, prawda?
-Masz rację... prawie. Wilczycę. Zaraz wrócę.
-Będę czekać.-odparł figlarnie, ale gdy tylko znikła mu z oczu, na jego twarzy pojawił się wyraz zgoła inny. Zmartwienie-Co tu się, na wszystkich bogów, dzieje?

Gdzieś daleko, na wysokiej górze, której szczyt otulały mlecznobiałe chmury, ktoś grał na fujarce. To była owa ognisto włosa dziewczynka. Jej czarne oczy były puste, gdy szeptała, jej myśli były teraz bowiem bardzo daleko stąd.
-Pierwszy kamień połączył się z tobą, Mój Wybrańcze. To krwawnik, wiesz? Teraz nic cie nie skrzywdzi, bo krwawnik jest kamieniem leczenia. Myślę, że teraz możesz już pomóc swemu ukochanemu... i się przy tym nie zabić...




--------
yla - jednostka czasu, około piętnaście minut; jedna yla = 30 tex
wadera - samica wilka
Światła Kalyi - niewielkie kamienie o wielkiej mocy ; Kalyia jest boginią stojącą naprzeciw Kalisty, jej bliźniaczką i przeciwwagą; zwą ją także Dawczynią Ognia lub Opiekunką Szukających