Collonney Garden 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 13:51:00
Gdy tylko wyszliśmy z gabinetu pielęgniarki, Peter zaczął mnie oprowadzać po budynku. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z tego, że prawie go nie słuchałem. Strasznie dużo gadał. Pokazał mi salonik, pracownie krawiecką, plastyczną i muzyczną. Pracownia plastyczna była połączona z muzyczną, dzieliła je tylko siatka, przy której stał teraz, odwrócony do nas tyłem jakiś rudzielec.
- Ben.- odezwał się Peter wyraźnie zdziwiony.- Co Ty tu robisz?
Chłopak odwrócił się do nas przodem z czarującym dziecięcym uśmiechem… No byłby czarujący, gdyby nie to, ze prawie cała jego twarz pokryta była dziwnymi bliznami.
- Peter!- ucieszył się chłopak, jego brązowe oczy zalśniły.- Wiesz, ja mam ochotę na muzykę. Naprawdę, naprawdę mam ochotę na czymś zagrać. - Mówił strasznie szybko, wskazując instrumenty za siatką.
- Przykro mi, Ben. Nie teraz. - Peter pokręcił głowa, mówiąc łagodnie, acz stanowczo.- Na zajęciach wybierzesz sobie jakiś instrument i będziesz mógł grac… Ale powiedz mi coś, dobrze?
Chłopak przytaknął. Ja Patrzyłem na Petera. Przynajmniej się starałem.. nie chciałem patrzeć na tę oszpecona twarz.
- Co ty tu robisz? - spytał ponownie.
Ben spuścił wzrok.
- Bo ja chciałem na czymś zagrać…
- Ale przecież, doskonale wiesz o tym, że nie wolno wam przebywać w pracowniach bez opiekuna.
- Ale ja chciałem… bardzo…- miauknął.
Peter chwycił go za dłoń. W oczy rzuciło mi się to, ze nie tylko twarz Bena była poryta bliznami, ale i jego ręce. Mój psychiatra pociągnął go do drzwi, więc poszedłem za nimi.
- Emily!- krzyknął do pielęgniarki, przechodzącej przez korytarz. Zamienił z nią parę słów i z tego, co zrozumiałem zwrócił jej uwagę, żeby zamykała pracownie, gdy nie są używane. Po chwili Emily odeszła, trzymając rudzielca za rękę i przemawiając do niego z uśmiechem, jak do małego dziecka.
Kiedy już obejrzałem cały budynek miała się odbyć moja pierwsza sesja, jednak tak się nie stało… Byliśmy na moim piętrze w holu, gdzie był telewizor stoły i inni pacjenci, którym się uważnie przyglądałem. Michael stał, wpatrzony w okno z lekko przerażoną miną. Poznałem go przed chwilą. Chłopak cierpiał na "futurice-fantastica", czy jakoś tak, zresztą nie bardzo mnie to obchodziło. Wiem tyle, że miało to się objawiać nałogowym kłamaniem.
- Ian…- powiedział drżącym głosem, a wszyscy pacjenci rzucili się do okien. Peter również podszedł, więc i ja uczyniłem to samo. Na dziedzińcu stał samochód, z którego sanitariusze próbowali wyciągnąć jakiegoś krzyczącego w niebogłosy i zaciekle rzucającego się chłopaka. Nie przyjrzałem się mu, ale widząc miny każdego z pacjentów, miałem mieszane uczucia.
- Cris, nasza sesja odbędzie się jutro. Przyjdę po ciebie.- powiedział Peter i nie czekając, aż coś powiem wybiegł. Po chwili widziałem go już biegnącego przez dziedziniec. W końcu udało im się wyciągnąć chłopaka z samochodu. Czterech sanitariuszy, trzymając go za kończyny wniosło go do budynku. Wsadziłem ręce do kieszeni i stwierdziłem, ze to nie mój interes. Bardzo wolnym krokiem ruszyłem przez korytarz w stronę swojego pokoju. Gdy byłem już blisko, po schodach wszedł Peter, a za nim sanitariusze trzymający chłopaka. Darł się jakby go kto ze skóry obdzierał.
- PUŚĆCIE MNIE JEBAŃCY!- wrzasnął.- POSTAWCIE MNIE JEBANE ŁAJZY! PRZECIEŻ CHODZIĆ POTRAFIĘ!
Sanitariusze w końcu postawili go na nogi za przyzwoleniem Petera. Był wysoki i szczupły. Miał przydługie jasnoblond włosy, opadające na kark. Grzywka ścięta była na równi z brwiami. Długie czarne rzęsy okalały jego błękitne oczy… było w nich coś, co nazwałbym dzikością. Nie wiedząc czemu po plecach przeszły mi ciarki. Chłopak zaczął spacerować po całym oddziale witając się wesoło z każdym pacjentem po kolei, niektórzy podzielali jego euforię, ale niektórzy uciekali, gdy tylko do nich podchodził. To mnie nie dotyczy, pomyślałem i otworzyłem drzwi do pokoju. To był błąd.
- HEJ TY!- wrzasnął do mnie rozwścieczony na nowo blondyn. Odwróciłem się półbokiem. Chłopak szedł w moją stronę z zaciśniętymi pięściami, bardzo szybkim krokiem.- COŚ, KURWA, ZA JEDEN?!
- Łapcie go!- krzyknął Peter, sam biegnąc za nim.
Ja stałem wmurowany w ziemie. Nie mogłem się nawet ruszyć pod presją wściekłości tych błękitnych oczu. Chłopak przyspieszył jeszcze kroku i zanim się zorientowałem, stał przede mną. Pchnął mnie z całej siły do pokoju. Uderzyłem przy tym plecami w drzwi. Blondyn zatrzasnął je i przystawił do nich krzesło. Rozejrzał się po pokoju i odwrócił do mnie.
- Co to, kurwa, ma znaczyć?!- krzyknął i z całej siły pchnął mnie na ścianę, w która uderzyłem plecami. Jęknąłem cicho z bólu. Złapał moją twarz jedną dłonią i zbliżył się przygniatając mnie do ściany. Spojrzał mi w oczy i przez zaciśnięte zęby zaczął wypytywać.- Coś za jeden?! Co robisz w pokoju Jimmy'ego?!- poczułem ze lekko drży. - GDZIE JEST JIMMY?!
Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Mimo iż słyszałem, że ktoś się dobija do drzwi, nie uspokoiło mnie to. W tej chwili byłem po prostu przerażony. Nie jego krzykami, nie tym, ze wyglądał jakby miał mnie zabić… ale byłem przerażony z powodu jego oczu. Czułem ze zalałem się zimny potem.
- GDZIE JEST JIMMY!? DLACZEGO JESTEŚ W JEGO POKOJU!?
W końcu wyważyli drzwi. Sanitariusze od razu rzucili się na chłopaka i zaczęli go ode mnie odciągać. Osunąłem się na podłogę i patrzyłem na niego przerażony. Chyba nic mnie nigdy tak nie przeraziło, jak jego oczy, mimo tego nie mogłem oderwać od nich wzroku. Czułem się jak zahipnotyzowany. Peter od razu rzucił się do mnie. Ukucnął przy mnie i ujął moją twarz w obie dłonie, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Cris. Już dobrze. Spokojnie. Nie ma się czego bać… słyszysz?- przytaknąłem. Jego szare oczy, były zupełnie inne od oczu blondyna. Tamte mnie przerażały, a te Petera uspokajały. Podniósł mnie z podłogi.- wszystko gra?
Ja ponownie przytaknąłem. Sanitariusze już wyprowadzili go z mojego pokoju. Wyszedłem, na nogach jak z waty, na korytarz i patrzyłem, jak zaciągają go do izolatki. Pobiegły tam również dwie pielęgniarki.
- To Ian Sanders…- powiedział Peter.- Jeśli będziesz miał z nim jakieś problemy zgłoś to bezzwłocznie…- odwrócił się do mnie twarzą i uśmiechnął słabo.- jak będziesz się źle czuł, poinformuj natychmiast pielęgniarki. Ja musze teraz iść. Połóż się lepiej.
Odszedł zostawiając mnie samego. Odwróciłem się i poszedłem do siebie. Usiadłem na łóżku i patrzyłem na roztrzaskane krzesło, którego szczątki walały się po podłodze. Przed oczami pojawił mi się obraz błękitnych, dzikich oczu. Poczułem przenikliwe zimno. Skuliłem się, opierając się plecami o ścianę i zacząłem się trząść, jak w febrze. Narzuciłem sobie kołdrę na głowę i ukryłem ja w ramionach, nie mogąc się uspokoić i przestać trząść. Byłem przerażony...