Collonney Garden 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 13:55:08
Nie wiedziałem, co mam myśleć po tym przekłamaniu Petera. Nie podobało mi się to, ze nie był ze mną szczery, gdy spytałem o "Jimmy'ego". Wszedłem do jego gabinetu i zamknąłem za sobą drzwi. Chyba nie usłyszał, jak wchodzę, bo nawet mnie uniósł głowy. W ustach trzymał zapalonego papierosa. Musiał się głęboko zamyślić, bo popiół z fajka spaadał na czysty blat biurka. Podpierał czoło na dłoni i wpatrywał się w jakieś dokumenty. Podszedłem do niego, przechyliłem się przez biurko i wyjąłem mu papierosa z ust. Spojrzał na mnie, jakby wyrwany z głębokiego snu.
- Co z ciebie za lekarz, że zapominasz o sesji z pacjentem?- uśmiechnąłem się złośliwie i zaciągnąłem jego papierosem.
Peter uśmiechnął się słabo, ale nic nie powiedział. Wskazał mi fotel naprzeciw biurka. Usiadłem i patrzyłem na niego wyczekująco.
- Przepraszam.- uśmiechnął się słabo- zamyśliłem się.
- Nie no… to bardzo ciekawe.- cały czas uśmiechałem się złośliwie. Doskonale wiem, ze jestem podłą osobą… wiedziałem też to w tamtej chwili.. tylko nie zdawałem sobie sprawy z tego, ze jestem najpodlejsza osoba jaka znam. Zresztą w tamtym czasie nic mnie to nie obchodziło.- Lekarz psychiatra, który zamyśla się zamiast prowadzić sesje z pacjentem, do tego konfiskuje mu pasek od spodni, bez którego ciężko mu chodzić… wiesz? Spodnie mi spadają z tyłka… dodatkowo lekarz kłamiący swojemu pacjentowi… no ładnie…
Peter wyglądał, jakbym mu właśnie wymierzył siarczysty policzek. Patrzył na mnie z dziwną miną. Nie potrafiłem się zorientować, o czym wtedy myślał. Tego dnia wyglądał okropnie. Był blady, miał lekkie sińce pod oczami.
Wyprostował się i odchrząknął.
- Co masz na myśli przez "kłamiący"?
- To co żeś mi nagadał odpowiadając na moje pytania.
Przełknął ślinę.
- Wybacz, ale nie nadal nie wiem o co ci chodzi.
- Jak to było? "Nie kłam, bo nie potrafisz"?- zacytowałem, jego wczorajsze słowa. Peter zacisnął usta.- O Jimmy'm gadam.
Milczał. Zauważyłem, że ręce mu się trzęsą. Starał się nie przerywać naszego kontaktu wzrokowego, ale mu to nie wychodziło.
- Dlaczego mnie okłamałeś?- ciągnąłem dalej.
- Możemy to zostawić?
- Nie, bo nie lubię, kiedy ktoś ze mnie kretyna robi. Wszyscy naokoło mnie okłamują i dochodzi do tego jeszcze mój własny psychiatra…- wstałem i podszedłem do biurka. Zgasiłem papierosa w popielniczce i spojrzałem mu w oczy. - Dlaczego mnie okłamałeś?
- Cris. Nie wiem co cię dzisiaj napadło, ale nie ma co dziś z tobą rozmawiać. Wracaj do siebie.- powiedział Peter.
- Nie, Peter, będziemy rozmawiać… - powiedziałem stanowczo.- W końcu jesteś tu po to, żeby ze mną rozmawiać, czyż nie? Po to są chyba psychiatrzy…
- Aż tak cię rozłościło to, ze cię okłamałem?- spytał nie urywając naszego kontaktu wzrokowego.
- A jak myślisz?- prychnąłem.
- Chcesz wiedzieć dlaczego cię okłamałem?
- No proszę, jakiś ty domyślny.
- Usiądź i proszę cię zmień ton.
Prychnąłem, ale zrobiłem to.
- Co wiesz na temat Jimmy'ego?- spytał.
- Że powiesił się gdzieś z dwa tygodnie temu i był przyjacielem Iana.
- Kiedy wypuściliśmy Iana na przepustkę Jimmy zaczął mieć stany depresyjne. Bardzo silne. Przekazano go wtedy spod opieki dr. Perkins pod moja. Wszyscy twierdzili, ze ja mu pomogę... że skoro potrafiłem ujarzmić nawet Iana, to sobie poradzę. - Westchnął ciężko i zapalił papierosa. - Któregoś dnia podczas sesji Jimmy dostał ataku histerii. Krzyczał, że Ian go zostawił i nigdy nie wróci... Że nikt go nie kocha. Nie mogłem go uspokoić w żaden sposób. Nie wiedziałem co mam zrobić i powiedziałem najgłupszą rzecz jaką mogłem. "jeśli się natychmiast nie uspokoisz to Ian nie wróci." Ale to nic nie pomogło. Starał się, ale było jeszcze gorzej, gdy mu się to nie udawało. Wysłałem go z powrotem do pokoju. Dostał leki, ale jak się okazało ich nie połknął. Wszyscy myśleli, ze spokojnie śpi, a on się powiesił. I to z mojej winy. Zachowałem się jak jakiś amator i przez to Jimmy odebrał sobie życie..
Z każdym zdaniem mówił co raz ciszej. Spuściłem wzrok. Nie wiedziałem co mam teraz powiedzieć, wiec po prostu milczałem.
- nie powiedziałem ci, bo ja się w dalszym ciągu obwiniam o jego śmierć.. Po za tym bałem się, że historia może się powtórzyć.
- No to się nie powtórzy.- powiedziałem.
Spojrzał na mnie nic nie mówiąc.
- Oddaj mi pasek… Obiecuje, ze co by się nie działo, nie będę próbował się zabić.
- Ale…
- Obiecuje.- przerwałem mu.- W końcu jesteś tu żeby ze mną rozmawiać…- uśmiechnąłem się.-.. a właściwie mnie wyleczyć.
Zamrugał zdziwiony.
- A właściwie… to co mi jest?- spytałem, czując, ze zmiana tematu jest teraz najlepszym wyjściem.
- Jeszcze nie stwierdziłem.
- Co…?
- Dobra, nie będę kłamał. Wiem, ale jeszcze nie czas, by ci to powiedzieć… zresztą, nie uważasz, ze ta informacja jest zbędna?
- Nie, nie jest zbędna.- mruknąłem.- To chyba naturalne, ze chce wiedzieć dlaczego tu jestem…
- Tak… ale dowiesz się tego później, dobra?
- Chce teraz.
- Nie ma tego co ty chcesz.- wymusił na sobie uśmiech.- Jeszcze nie teraz. Koniec tematu.
Nadałem policzki. Miał szczęście, ze było mi go teraz żal, bo mógłbym zrobić awanturę. Pomęczę go następnym razem, pomyślałem. Potem rozmowa przebiegała gładko. Zadawał jakieś pytania, a ja odpowiadałem od niechcenia. Marszczył brwi, ale nie narzekał. Po jakiejś godzinie poszedłem do swojego pokoju, wziąłem dziennik, wróciłem do holu i usiadłem na jednej z sof. Zacząłem pisać. Ktoś usiadł koło mnie, ale nawet nie uniosłem głowy, by sprawdzić kto to.
- Co tam bazgrzesz? - usłyszałem w uchu, czując na nim czyjś gorący oddech.
Odwróciłem się nerwowo. To był Ian. Uśmiechał się do mnie. Nasze twarze dzieliły tylko centymetry. Odsunąłem się trochę, zamykając dziennik.
- Ja.. eee…
- Co się tak jąkasz?- zaśmiał się.- Przecież Cię nie ugryzę.
Nie byłbym tego taki pewny, pomyślałem.
- Wiem… po prostu mnie zaskoczyłeś.- starałem się uśmiechnąć, ale od razu odwróciłem wzrok.
- To co tam bazgrzesz?
- A takie tam… nic wartego uwagi.- mówiłem cicho. Głos zatrzymywał się w gardle i za nic nie chciał go opuszczać.
- Mogę zobaczyć?
- wolałbym nie…- zerknąłem na niego przestraszony.
- Może kiedyś mi dasz, nie?- uśmiechnął się radośnie.- Ian Sandres jestem.- wyciągnął do mnie rękę.- A ty?
Spojrzałem na niego zdziwiony i ostrożnie podałem mu drżącą rękę.
- Cris Mosby.
- Od kiedy tu jesteś… ? Od wczoraj, nie?
- Co..?- spytałem zdziwiony
- Wcześniej cię nie było… a widziałem cię tu dopiero wczoraj.
- Jesteś pewien?
- Yhym.- przytaknął.
- Ja jestem tu od paru dni…
- Ian Sanders!- zawołała pielęgniarka . Ian uśmiechnął się do mnie, mruknął "sorki" i poszedł do niej.
Patrzyłem za nim zdziwiony. Wyglądało na to, ze on nie pamięta swojego powrotu i tego jak mnie zaatakował. Z jednej strony to było dziwne, ale z drugiej, odetchnąłem z ulga. Dobrze, ze nie pamiętał...