Collonney Garden 9
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 14:10:55
Minął cały tydzień, który poświęciłem na obserwację pacjentów mojego oddziału, a szczególnie Iana. Jednym z ciekawszych spostrzeżeń było to, że ojciec Matta przychodził do niego, co drugi dzień, o tej samej porze i przynosił mu kurczaki. Robiło mi się niedobrze na samo wspomnienie tego, co Matt trzymał pod łóżkiem i zapachu, jaki to produkowało. Nasz największy kłamca, Michael, strasznie dużo mówił. Opowiadał takie bujdy, że bardzo często dostawałem migreny, gdy go słuchałem. Kiedy nie paplał, czytał baśnie lub ksiązki przygodowe dla młodzieży, które dostarczał mu Peter. Ben z kolei zachowywał się, jak małe dziecko. Miało to swój urok, mimo jego wyglądu. Już nawet pomalutku zacząłem przyzwyczajać się do jego blizn. Ulubioną zabawą Bena był berek, lub "ciuciu babka", do której zaprzęgał najczęściej Michaela i Marshalla. Ciekawą osobą, która przyciągnęła większą cześć mojej uwagi, był Josh. Z tego co zdążyłem się zorientować, Josh miał tak zwaną przeszłość kryminalną. Kradł samochody i okradał domy pod nieobecność ich właścicieli. Nie dziwiła mnie więc jego umiejętność otwierania zamków, która wykorzystywał, gdy tylko miał ku temu okazję. Zawsze uważałem, ze to ja za dużo palę, ale Josh przebija wszystkich w tej dziedzinie. Potrafił odpalać jednego papierosa od drugiego, póki nie spalił całej paczki. Wtedy robił pół godzinną przerwę, a następnie otwierał nową paczkę. Nie palił tylko wtedy, gdy podczas zajęć mu tego zabraniano. Zastanawiam się, czy jeśli wykituje będzie to z powodu raka płuc, czy anoreksji. Josh ważył tylko 40 kg przy wzroście 180 cm. Potrafiłem zaobserwować u nich wszystkich ich typowe zachowania, odzywki, ale nie u Iana. Zdawał się być co chwilę inną osobą. Zauważyłem jedynie, że często rozmawiał z pielęgniarkami i sanitariuszami. Jednak nikt z nich ani razu nie zorientował się, że Ian cały czas bierze valium. Nie podawano mu tego w powodu jego uzależnienia. Z jednej strony wydawało mi się, że wiele jego zachowań jest odgrywanych. Nie były to typowo ludzkie odruchy, czy prawdziwe okazywanie emocji… Jednak z drugiej strony czasem dostrzegałem cień uśmiechu w jego oczach, ale trwało to ułamki sekundy. Rozważałem nawet, czy nie zapytać go wprost o to, czego chce się o nim dowiedzieć. Jednak bałem się pytać. Bałem się przede wszystkim jego wściekłości. Mógłby przecież wkurzyć się za moja wścibskość… Ale to on pierwszy zaczął, czyż nie? On wypytywał mnie o to, co chciał wiedzieć, a ja, mimo iż nie chciałem o tym mówić, odpowiadałem na jego pytania. Zatem chyba zasługuję na rewanż, prawda? Ale ilekroć zbierałem się w sobie, żeby o coś go zapytać, moje serce przyśpieszało boleśnie swój rytm, a po moim ciele przebiegały dreszcze.
Jednak wszyscy, po za Mattem, mieli jedną wspólną cechę. Byli samotni. Byli tu zamknięci, bez możliwości wyjścia do wolnych ludzi. Nikt ich nie odwiedzał. Byli pozostawieni sami sobie. Widziałem również cień zazdrości w ich spojrzeniach, gdy tylko pojawiał się ojciec Matta. Ale wyglądało na to, że był to temat tabu
Od jakiegoś czasu często rozmawiałem z sanitariuszem, imieniem Clarens, tym samym, który pilnował mnie podczas mojej pierwszej kąpieli w tymże wspaniałym przybytku. Zresztą, kiedy miał swoja zmianę, zawsze mnie pilnował. Odprowadzał mnie również do gabinetu Peter'a . Jak mi wyjaśnił, przez moje ostatnie zachowanie Peter obawiał się, że zacznę się gdzieś chować, byleby tylko wymigać się od sesji. Nic takiego, co prawda, do głowy mi nie przyszło, choć nie chciałem nawet widzieć Peter'a. Na sesjach siedziałem wygodnie rozparty w fotelu milcząc, jak zaklęty i popalając papierosy. Jednak Peter nie poddawał się i próbował na każdy możliwy sposób zachęcić mnie do rozmowy. Starałem się go ignorować i wykorzystywałem ten czas, zastanawiając się, jak skutecznie pozbyć się go z mojego życia. Niestety, póki co, nic nie przychodziło mi do głowy.
- Cris, od paru dni nie chcesz ze mną wcale rozmawiać.- westchnął ciężko Peter, patrząc na mnie bezradnie.
- Czas reakcji: tydzień. Bystrzak z Ciebie.- mruknąłem i zająłem się podziwianiem dymu, unoszącego się z mojego papierosa.
- Cris, zrozum, nie będę mógł Ci pomóc, jeśli nie będziesz ze mną współpracował.
- Ty lepiej szukaj sobie nowej roboty.- mruknąłem, zmieniając obiekt naszego dialogu. Wyciągnąłem w jego stronę rękę, układając palce w wyimaginowaną broń i spojrzałem na niego- Bo nie długo już Cię tu nie będzie.- udałem, ze wystrzeliłem prosto między, jego oczy.
- Niby dlaczego?- uśmiechnął się. Normalnie, myślałem, ze zaraz wezmę cerówkę i nici i zaszyję mu ten otwór gębowy!
- Czytam Twoja przyszłość z gwiazd.- odparłem
- Nie wiedziałem, ze masz taki dar.- zaśmiał się.
- Przestań rżeć i stul pysk…!- warknąłem.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego nie mogę "rżeć"?
- Bo mnie to wkurwia.- odburknąłem.
- Dlaczego?
- Bo cała Twoja osoba działa na mnie, jak płachta na byka. A już szczególnie Twoja uśmiechnięta morda.
- A czemuż tak jest?- uśmiechnął się radośnie.
- Ty to robisz specjalnie.- warknąłem.
- Nie, po prostu już taki się urodziłem.
- To Ty powinieneś być tu pacjentem.
- Nie wykluczone. Mam teorię, że nikt nie jest do końca normalny.
- A Ty to już szczególnie. - brukałem.- wieź odlep se ten wyszczerz, bo Cię jebnę.-uprzedziłem uprzejmie.
- To wolny kraj. Mogę się uśmiechać, kiedy zechcę.
- Czy Ty próbujesz mnie wkurwić?- spytałem, mrużąc oczy.
Peter oparł łokcie na biurku i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Skądże. Prowadzę tylko sesję terapeutyczną z moim pacjentem. Właśnie mówisz o swoich negatywnych emocjach.
Spojrzałem na niego bez zrozumienia, a gdy po chwili dotarł do mnie sens jego wypowiedzi, myślałem, ze wyjdę z siebie i stanę obok.
- Kurwa mać!
- 2:0 dla mnie.- powiedział Peter, dalej się uśmiechając.
Wstałem i wyszedłem z gabinetu trzaskając za sobą drzwiami. Pierwszą rzeczą, którą zaraz po tym zrobiłem było wywrzeszczenie z siebie nieartykułowanych dźwięków. Jeśli go stad nie usunę, to go zabiję! Postanowiłem sobie: Albo on, albo ja.