艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Dzieci Boga Granic 4 |
4.
Chan Nagich Czaszek zmar艂 wkr贸tce potem, po d艂ugiej, bolesnej chorobie. Wszyscy wiedzieli: to kara za zniewa偶enie Czarnego Szamana. Z艂e duchy prosto z najg艂臋bszych rejon贸w piekie艂 przyby艂y, aby wydrze膰 wodzowi dusz臋 i nikt nie by艂 w stanie nic na to poradzi膰, nawet Aysel, cho膰 m贸wiono, 偶e kobieta zdoby艂a podczas swoich podr贸偶y wielk膮 moc by艂a. Mo偶e te偶 Aysel nie chcia艂a pom贸c? To chan by艂 winien, chorob臋 sprowadzi艂 na siebie sam, tak, jak Kekhart sam sprowadzi艂 na siebie ha艅b臋. Ludy step贸w wierz膮 w konsekwencj臋 w艂asnych czyn贸w i ma艂o kto decyduje si臋 walczy膰 ze sprawiedliwo艣ci膮 Niebios.
W nocy, w kt贸rej w贸dz umiera艂, Takhir siedzia艂 po艣rodku swej jurty, nagi, otoczony odurzaj膮cym dymem palonych zi贸艂, z bia艂kami oczu wywr贸conymi na zewn膮trz i pian膮 wyp艂ywaj膮c膮 z ust. Wiele nocy sp臋dzi艂 w ten spos贸b, powa偶nie traktuj膮c zemst臋 za zniewag臋 i s艂ab艂 stopniowo, za to jego twarz zdobi艂 coraz bardziej m艣ciwy u艣miech. Gdy czyn si臋 dokona艂, opad艂 bezw艂adnie na sk贸ry, kt贸rymi wy艣cielona by艂a pod艂oga domostwa. Kekhart przeni贸s艂 go w贸wczas na pos艂anie i piel臋gnowa艂 przez kilka kolejnych dni. Zabicie napastnika kosztowa艂o Czarnego Szamana wiele si艂.
Zim臋 sp臋dzili razem. Kekhart polowa艂, by ich wy偶ywi膰, gdy偶 zap艂aty, jakie dostawa艂 szaman nie zawsze wystarczy艂yby dla nich obu. Zlece艅 zreszt膮 nie by艂o szczeg贸lnie wiele, zdarza艂y si臋 wi臋c dni, gdy obaj g艂odowali. Kwesti膮 czasu okaza艂o si臋 opuszczenie zimowej jurty i wyruszenie w podr贸偶, w step. Nie dyskutowali tego, czy pojad膮 tam razem – wydawa艂o im si臋 to oczywiste. Podr贸偶owali, szukaj膮c koczownik贸w ch臋tnych zap艂aci膰 za us艂ugi Czarnego Szamana, a towarzysz膮cy alvablodet zha艅biony wojownik w ko艅cu mia艂 okazj臋 ujrze膰 co艣 wi臋cej, ni偶 terytoria Przyci臋tych Uszu i ich sojusznik贸w.
Takhir nie podr贸偶owa艂 ustalon膮 tras膮, jecha艂 tam, gdzie mia艂 ochot臋, czasem nawet, jak wyja艣ni艂 swemu towarzyszowi podr贸偶y, nie wraca艂 na zim臋 w to samo miejsce, zostaj膮c z jakim艣 w臋drownym lub osiad艂ym plemieniem, albo sp臋dzaj膮c najzimniejsze miesi膮ce w wi臋kszej sta艂ej osadzie, kt贸rych nieco znajdowa艂o si臋 na granicach step贸w, cho膰 偶adna pr贸cz Urhan nie godna by艂a miana miasta.
Podr贸偶 z szamanem oznacza艂a poznawanie duch贸w. Wiele ich 偶y艂o na ziemi i w za艣wiatach, wiele by艂o na tyle pot臋偶nych, 偶e inne ludy nadawa艂y im miana bog贸w, stawiaj膮c na r贸wni z Niebiosami i Matk膮 Ziemi膮, czasem i wy偶ej nawet, jak pewni ludzie z zachodu, czcz膮cy boga s艂o艅ca i 艣wiat艂a Auriena. Takhir jednak odwo艂ywa艂 si臋 do innych byt贸w, wzywa艂 je i czasem pozwala艂, by go ow艂adn臋艂y. Mia艂 moc, kt贸ra pozwala艂a mu kontrolowa膰 stan op臋tania, kierowa膰 duchami wedle w艂asnej woli: lecz gdy jaki艣 z nich wst臋powa艂 w jego cia艂o stawa艂 si臋 gro藕ny, cho膰 majestatyczny przy tym i fascynuj膮cy.
Potem zwykle, tak, jak po u艣mierceniu chana Nagich Czaszek, d艂ugo odzyskiwa艂 si艂y – i wtedy potrzebowa艂 pomocy. Nigdy tego nie powiedzia艂, lecz chyba cieszy艂 si臋, 偶e jest przy nim kto艣 gotowy go wesprze膰. Zazwyczaj bowiem zdany by艂 tylko na siebie.
W jaki艣 spos贸b Kekhart s膮dzi艂, 偶e odpowiada mu takie 偶ycie. 呕e jest szcz臋艣liwy. 呕e znalaz艂 w艂asny spos贸b funkcjonowania na granicy.
Wyruszyli w podr贸偶 wiosn膮, kiedy step pocz膮艂 budzi膰 si臋 do 偶ycia. W臋drowali przez pokrywaj膮ce si臋 bogatym kwieciem morze traw, polowali na zwierz臋ta oszo艂omione ociepleniem. Spali w lekkim namiocie, a w kt贸rym艣 momencie Kekhart z艂ama艂 kolejne tabu, pope艂niaj膮c wyst臋pek, za kt贸ry go wygnano pod go艂ym niebem. Nie czu艂 si臋 winny, c贸偶 jeszcze mogli mu zrobi膰?
Pragn膮艂 zerwa膰 wszystkie wi臋zi z dawnym 偶yciem i rozpocz膮膰 nowe.
Kiedy艣, gdy siedzieli przy ognisku, piek膮c 艣wie偶o upolowan膮 艂ani臋, spyta艂:
– Czy m贸g艂bym by膰 szamanem, tak jak ty?
Takhir pokr臋ci艂 g艂ow膮.
– Nie, m贸j Kekharcie bez rodu. Duchy ci臋 nie wybra艂y.
– Nie nale偶臋 nigdzie, duchy uczyni艂y mnie tym, czym jestem. Szaman mo偶e by膰 taki, nie przynosi mu to ha艅by.
– Lecz nie ka偶dy, kto jest taki jak ty, zostaje szamanem. Je艣li duchy ci臋 zawo艂aj膮, je艣li pos艂yszysz ich g艂os, je艣li b臋dziesz mia艂 wizje, je艣li twoje cia艂o chwyci gor膮czka i b臋dziesz czu艂 si臋, jakby co艣 chcia艂o rozerwa膰 ci臋 na strz臋py lub oderwa膰 mi臋so od ko艣ci – wtedy wezm臋 ci臋 na ucznia, lecz nie obiecuj臋, 偶e prze偶yjesz ten proces. P贸ki jednak nie s艂yszysz wezwania, nic nie mog臋 uczyni膰. M贸wi艂em ci kiedy艣, urodzi艂e艣 si臋 na wielkiego wojownika, wielka to strata, 偶e utraci艂e艣 honor i plemi臋.
– Ty m贸wisz, 偶e to strata, a sam pozwoli艂e艣 straci膰 honor. I ze mn膮, honoru pozbawionym, si臋 zadajesz.
– Ostrzega艂em ci臋, jak to si臋 sko艅czy, sam wybra艂e艣… – powiedzia艂 szaman, spokojny jak zawsze. Pali艂 fajk臋 i raz po raz wydmuchiwa艂 z ust k贸艂ka sinego dymu. – A co do mojego honoru, to nie odbierasz mi ani kawa艂ka z niego.
Kekhart prychn膮艂 tylko co艣 i owin膮艂 si臋 derk膮, by zapa艣膰 w sen. Do艣膰 mia艂 tego niezm膮conego spokoju u Takhira. Coraz cz臋艣ciej zaczyna艂 si臋 zastanawia膰, na ile to alvablodet odpowiada za jego stan.
Gdyby nie spotka艂 Takhira, czy przysz艂oby mu do g艂owy, i偶 po偶膮da m臋偶czyzn? Czy mia艂by kogo艣, do kogo m贸g艂by si臋 zwr贸ci膰 z tak膮 pro艣b膮? Czy pozna艂by kogo艣, dla kogo ucieka艂by z obozowiska, dla kogo z艂ama艂by zasady i splami艂 honor?
Im d艂u偶ej nad tym my艣la艂, tym bardziej by艂 pewien, 偶e nie.
W臋drowali razem ca艂膮 wiosn臋 i cz臋艣膰 lata. Kekhart nie wiedzia艂, kiedy to zacz臋艂o si臋 dzia膰, ale 偶ycie, kt贸re pocz膮tkowo zdawa艂o mu si臋 idyll膮, poma艂u zacz臋艂o go nu偶y膰. Samotno艣膰 okaza艂a si臋 nie do zniesienia: gdziekolwiek si臋 zatrzymywali, jakiekolwiek spotykali plemi臋, pozwalano im rozbija膰 namiot na skraju obozowiska. Cz艂onkowie plemienia przychodzili w贸wczas do Takhira, prosz膮c go o pomoc – nikt jednak nie odzywa艂 si臋 do Kekharta, domy艣laj膮c si臋, kim jest dla Czarnego Szamana podr贸偶uj膮cy z nim m臋偶czyzna. Odchodzili, milcz膮c, gdy tylko wygnaniec spr贸bowa艂 odezwa膰 si臋 do nich. Podczas 艣wi膮t nie dawali mu ani kumysu, ani pieczonego mi臋sa, niekt贸rzy za艣 patrzyli tak, jakby tylko strach przed Takhirem powstrzymywa艂 ich przed podniesieniem r臋ki na zha艅bionego wojownika.
Kekhart coraz bardziej przekonywa艂 si臋, 偶e rzeczy, kt贸re szaman jest w stanie znie艣膰, dla kogo innego s膮 zbyt wielkim ci臋偶arem – i 偶e szamanowi wolno o wiele wi臋cej, ni偶 jemu.
W ko艅cu trafili na obozowisko Przyci臋tych Uszu.
Nie spodziewali si臋 ich spotka膰, tego lata jednak dawne plemi臋 Kekharta zmieni艂o pastwiska. Przyjeli Takhira z szacunkiem nale偶nym szamanowi, tak, jakby zim膮 nic si臋 nie sta艂o. Ale Kekharta traktowali jakby w og贸le nie istnia艂.
Chodzi膰 mi臋dzy swoimi i nie by膰 widzianym! Widzie膰, jak matka trzyma w ramionach zawini膮tko, dziecko, kt贸re Ziemia da艂a jej w zast臋pstwie za zha艅bionego syna… Widzie膰 Vardana z Diyar przy boku, pe艂noprawn膮 ma艂偶onk膮, kt贸r膮 najwyra藕niej po艣lubi艂 wiosn膮… Ci, kt贸rzy byli dla m艂odzie艅ca rodzin膮, ca艂ym 艣wiatem, sensem 偶ycia – dla nich teraz nie istnia艂. Czasem tylko czu艂 ukradkowe spojrzenie na swoich plecach, lecz gdy si臋 odwraca艂, by dowiedzie膰 si臋, kto mu si臋 przypatruje, nie dostrzega艂 ju偶 nikogo. Na duchy przodk贸w, oni wszyscy byli mu bliscy, byli jego rodem, jego krwi膮! Nie mogli tak 艂atwo zapomnie膰 – i on te偶 nie m贸g艂 zapomnie膰 o nich. Najgorsze, jak 艂atwo im by艂o 偶y膰 bez niego – i jak trudno jemu z dala od nich.
Gdyby zabili go wtedy! Gdyby umar艂! Lecz 偶y艂 i kr膮偶y艂 mi臋dzy nimi niczym upi贸r, nie mog膮c wr贸ci膰 zza granicy, kt贸r膮 nieopatrznie przekroczy艂.
– Chc臋 umrze膰 – powiedzia艂 Takhirowi po kilku dniach sp臋dzonych w pobli偶u dawnego plemienia. – Nie umiem tak 偶y膰. Mia艂e艣 racj臋.
Szaman ze smutkiem pog艂adzi艂 jego policzek.
– Mia艂em. Czeka艂em na dzie艅, gdy to powiesz.
– Nie mog臋 si臋 zabi膰. – Pokr臋ci艂 g艂ow膮. Samob贸jstwo dozwolone by艂o w wypadku bycia pojmanym przez wroga lub w wypadku niedo艂臋偶nego starca, wiedz膮cego, 偶e nie doczeka bitwy. Kto艣, kto zabi艂by si臋 w stanie ha艅by, nie zmaza艂by go. Powr贸ci艂by na ziemi臋 jako nieszcz臋艣liwa, g艂odna krwi dusza. – Nie chc臋 by膰 widmem, ju偶 do艣wiadczy艂em, co widzi i czuje upi贸r. Czy jest dla mnie jakakolwiek nadzieja, jaki艣 spos贸b, 偶eby zgin膮膰 i trafi膰 do przodk贸w, jak honorowy wojownik, a nie jak… to?
– Je艣li zginiesz jako bohater, wtedy b臋dziesz m贸g艂 odej艣膰 w pokoju, m贸j Kekharcie bez plemienia – m贸wi艂 spokojnie alvablotet, ca艂y czas g艂adz膮c jego twarz. Rzadko kiedy robi艂 cos takiego: okazywa艂 czu艂o艣膰, jak膮 mo偶e okaza膰 kochankowi kobieta lub dziecku matka. – Wtedy i tylko wtedy. Je艣li chcesz umrze膰 z honorem, wr贸膰 na drog臋 wojownika i tam szukaj sposobu, 偶eby zmaza膰 swoj膮 ha艅b臋. Nie ma innej rady.
– Tak wi臋c uczyni臋, je艣li m贸wisz, 偶e nie ma innej drogi.
Takhir obj膮艂 go, dotkn膮艂 czo艂em jego czo艂a.
– Och, m贸j wojowniku kraw臋dzi, b臋d臋 prosi艂 duchy, by opiekowa艂y si臋 tob膮, a偶 znajdziesz swoj膮 艣mier膰. Nie zapomn臋 ci臋 nigdy ani naszej wsp贸lnej w臋dr贸wki, b膮d藕 tego pewien.
Wyruszy艂 nast臋pnego dnia, pozostawiaj膮c za sob膮 letnie jurty Przyci臋tych Uszu i namiot Takhira. Mia艂 jednego konia, bro艅, buk艂ak kumysu i zapas suszonego mi臋sa – poza nimi nic, pr贸cz amuletu od Czarnego Szamana. Jecha艂 na p贸艂noc, ku pustkowiom zamieszka艂ym przez lodowe demony, wierz膮c, 偶e to w艣r贸d nich naj艂atwiej b臋dzie mu umrze膰 z honorem.
***
W tej okrutnej krainie ska艂y pokrywa艂a cieniutka warstewka gleby, i to na niej ros艂y sosny, jedyne bodaj drzewa, kt贸rym nie przeszkadza艂a ma艂o 偶yzna ziemia. Wy偶ej, w g贸rach nie by艂o ju偶 drzew, tylko pokr臋cona kosodrzewina raz po raz przecinaj膮ca hale – dalej za艣 tylko ska艂y i pot臋偶ny lodowiec odgrada艂y drog臋 do p贸艂nocnego wybrze偶a kontynentu. To za nim mia艂o le偶e膰 prawdziwe pustkowie, na wieki pogr膮偶one w lodzie i mg艂ach.
Ludzie okazali si臋 nader go艣cinni, nawet, je艣li w m艂odym orku rozpoznali zha艅bionego wygna艅ca, przyj臋li go do siebie, podzielili si臋 po偶ywieniem i zaopatrzyli w ciep艂e odzienie na dalsz膮 drog臋. Ich w艂asna szamanka d艂ugo przypatrywa艂a si臋 amuletowi od Takhira, potem pokiwa艂a g艂ow膮.
– Tw贸j cel le偶y za g贸rami, lecz i w prze艂臋czy mo偶esz znale藕膰 艣mier膰. Kraina 艢nie偶nych Kot贸w to dobre miejsce, by umrze膰 – rzek艂a.
Wskaza艂a mu g贸ry – strzeliste, niedost臋pne. By dosta膰 si臋 na drug膮 stron臋, Kekhart musia艂by przeby膰 skut膮 lodem prze艂臋cz, drog臋, na kt贸r膮 nie zapuszcza艂 si臋 nikt. W g贸rach bowiem do艣膰 by艂o demon贸w: w tym tajemnicze 艢nie偶ne Koty, o kt贸rych wypowiadano si臋 jak o demonach. Nie pozwala艂y podej艣膰 nikomu do swych siedzib, pasterze za艣, kt贸rzy zapuszczali si臋 zbyt daleko, gin臋li wraz ze stadami.
Kekhart nie do ko艅ca umia艂 si臋 porozumie膰 z m贸wi膮cymi dziwacznym narzeczem gospodarzami, ale z ich wypowiedzi zrozumia艂, 偶e nie jest pierwszym szukaj膮cym 艣mierci w tej krainie. 呕e ju偶 wcze艣niej kto艣 przyby艂 tu ze step贸w i zagin膮艂 w g贸rach.
Zostawi艂 konia w wiosce – z ci臋偶kim sercem i ze 艣wiadomo艣ci膮, i偶 plemi臋 zapewne zabije biedne zwierz臋. W g贸rach konie nie by艂y szczeg贸lnie przydatne, nie radzi艂y sobie ze wspinaniem si臋 po ska艂ach tak dobrze, jak os艂y.
Dosta艂 nowe buty, ciep艂y kubrak z owczej sk贸ry, zdobiony haftem, mocn膮 lask臋 pastersk膮 i sakw臋 pe艂n膮 jedzenia: suszonego mi臋sa i s艂onego sera.
Wyruszy艂 bladym 艣witem. W tej krainie s艂o艅ce wstawa艂o p贸藕no, zim膮 przez pewien czas pono膰 nie by艂o go wcale. M贸wiono, 偶e to demony porywaj膮 bogini臋 s艂o艅ca do swojej krainy za g贸rami, do miejsca, gdzie 艣wiat艂o nie dociera nigdy – Kekhart zna艂 t臋 opowie艣膰 i patrz膮c na ponure chmury zasnuwaj膮ce horyzont, got贸w by艂 w ni膮 uwierzy膰.
Szed艂 po w膮t艂ej trawie, nie przypominaj膮cej tego, co widzia艂 w stepie, mi臋dzy kar艂owatymi drzewkami – w g贸ry, gdzie zima panowa艂a ca艂y rok, gdzie nie ros艂o ju偶 nic. Brzegiem strumienia, przejrzystego jak kryszta艂, lodowatego, swoje 藕r贸d艂o maj膮cego w lodowcu na prze艂臋czy, mi臋dzy skalnymi za艂omami, zwiastuj膮cymi dopiero niedost臋pne turnie.
Tej nocy Kekhart budzi艂 si臋 kilka razy. Nocowa艂 w za艂omie skalnym, pod os艂aniaj膮cym od wiatru nawisem, i kilka razu zbudzi艂 go dziwny szelest. Czy to wiatr gwizda艂 w szczelinach, czy szumia艂a woda w potoku, czy mo偶e kto艣 chodzi艂 wok贸艂 jego schronienia? Rankiem znalaz艂 miejsca, gdzie obsun臋艂y si臋 kamyki – niezbyt by艂 dobry w tropieniu na takim terenie, ale podejrzewa艂, 偶e rzeczywi艣cie jakie艣 stworzenie kr膮偶y艂o noc膮. Zwierz臋, rozumna istota, czy demon? Czymkolwiek by艂o, mia艂o cia艂o, mo偶na wi臋c by艂o z tym walczy膰 – i odnie艣膰 rany.
Zala艂 wod膮 resztki ogniska i ruszy艂 dalej, pn膮c si臋 niestrudzenie w g贸r臋. Nie min臋艂o nawet po艂udnie, gdy poj膮艂, 偶e nocni go艣cie nie odeszli: raz po raz mi臋dzy ska艂ami dostrzega艂 przemykaj膮cy cie艅. Nie, to nie zwierz臋ta pod膮偶a艂y za nim – to istoty na dw贸ch nogach, do艣膰 smuk艂e i lekkie, by nie porusza膰 zbyt wielu kamieni. Im bardziej Kekhart brn膮艂 w g贸r臋, tym bardziej zaznacza艂y swoj膮 obecno艣膰, osaczaj膮c go jak wilki 艂ani臋. M艂ody ork, kt贸ry w 偶yciu nie raz widzia艂, jak wygl膮da nagonka, po raz pierwszy, je艣li nie liczy膰 pami臋tnego epizodu z Nagimi Czaszkami, sta艂 si臋 ofiar膮.
Demony czy 偶ywe istoty – chcieli go wystraszy膰. Nie mo偶na jednak wywo艂a膰 l臋ku w kim艣, kto nie ma ju偶 nic do stracenia. Szed艂 wi臋c dalej – a偶 pierwsza strza艂a wbi艂a mu si臋 pod nogi.
Zatrzyma艂 si臋 odruchowo, popatrzy艂 w g贸r臋. Dostrzeg艂 czarn膮 sylwetk臋 na kamieniach nad swoj膮 g艂ow膮, si臋gaj膮c膮 do ko艂czana, naci膮gaj膮c膮 ci臋ciw臋. S艂o艅ce zab艂ys艂o w grocie strza艂y.
Posta膰 odezwa艂a si臋 – w j臋zyki, kt贸rego Kekhart nigdy nie s艂ysza艂.
Roz艂o偶y艂 r臋ce.
– Nie rozumiem – oznajmi艂. – Ale je艣li jeste艣 demonem, ch臋tnie b臋d臋 z tob膮 walczy艂.
Posta膰 odwr贸ci艂a g艂ow臋, wyra藕nie kolejne s艂owa kieruj膮c do kogo艣 za sob膮, nie poluzowa艂a jednak ci臋ciwy. Kekhart przypuszcza艂, 偶e celuje w niego wi臋cej strza艂.
– Ka偶e ci powiedzie膰, 偶e jeste艣 odwa偶ny – odezwa艂 si臋 niespodziewanie drugi g艂os, kobiecy, pos艂uguj膮cy si臋 jednym ze stepowych narzeczy. – Skoro szukasz demon贸w i nie l臋kasz si臋 艢nie偶nych Kot贸w.
– A ty kim jeste艣?
– Mog艂abym zapyta膰, kim ty jeste艣 – niewidoczna kobieta mia艂a szorstki, nieprzyjemny g艂os. – Oni s膮 ciekawi, ja wola艂abym ci臋 widzie膰 martwego. Jaki jest tw贸j r贸d, przybyszu ze step贸w?
– Kekhart, syn Uzoga, z Przy… – zacz膮艂 odruchowo i przerwa艂 nagle. – Kekhart, bez klanu.
– Ach – g艂os kobiety zmi臋k艂. – wygnaniec szukaj膮cy 艣mierci? No c贸偶, w takim razie 艢nie偶ne Koty ci jej nie dadz膮. Ale p贸jdziesz teraz z nami, przybyszu z po艂udnia.
Jedna z niewidocznych postaci oderwa艂a si臋 od ska艂 i stan臋艂a na g贸rskiej 艣cie偶ce przed Kekhartem. By艂a 艣redniego wzrostu, ale szczup艂a, drobno zbudowana. Pod sk贸rzanym kapturem m艂ody ork dostrzeg艂 ostr膮, tr贸jk膮tn膮 twarz, du偶e, migda艂owe oczy i rude w艂osy.
Nigdy nie widzia艂 dot膮d elfa, ale przypuszcza艂, 偶e ma do czynienia z jednym z nich. Zagapi艂 si臋 na istot臋, kt贸ra wyra藕nie dawa艂a mu znaki, by pod膮偶y艂 za ni膮.
– Nie gap si臋, ruszaj – pop臋dzi艂a gdzie艣 kobieta bez cia艂a.
Chc膮c nie chc膮c, ruszy艂 za domniemanym elfem, kt贸ry porusza艂 si臋 szybko i sprawnie, nauczony sposobu chodzenia po ska艂ach i obsuwaj膮cych si臋 nieustannie kamieniach. Pr臋dko zboczy艂 z drogi wyznaczonej korytem strumienia i Kekhart zmuszony by艂 wspina膰 si臋 za nim po kamieniach. Nie robi艂 tego nigdy dot膮d, kilka razy wi臋c po艣lizgn膮艂 si臋 i niemal spad艂 w d贸艂. Dodatkowo rozrzedzone powietrze sprawia艂o, 偶e coraz ci臋偶ej by艂o mu oddycha膰.
Elf nie pomaga艂. Raz po raz zatrzymywa艂 si臋 tylko na jakiej艣 wi臋kszej p贸艂ce skalnej, czekaj膮c na oci臋偶a艂ego przybysza ze step贸w, nie radz膮cego sobie z g贸rami. Pozostali poruszali si臋 r贸wnie sprawnie, skacz膮c ze ska艂y na ska艂臋 jak kozice.
W ko艅cu, zgrzany, zdyszany, z d艂o艅mi otartymi i ociekaj膮cymi krwi膮, Kekhart stan膮艂 u celu wspinaczki: na niewielkiej, poro艣ni臋tej traw膮 prze艂臋czy. W dole rozci膮ga艂a si臋 dolina, pe艂na trawy i pas膮cych si臋 na niej owiec i k贸z, z niewielk膮 osad膮 po艂o偶on膮 nad brzegiem g贸rskiego jeziora.
Obok m艂odego orka sta艂a grupa os贸b. Pi膮tka z nich rzeczywi艣cie by艂a elfami: smuk艂ymi, wzrostem dor贸wnuj膮cymi wi臋kszo艣ci ork贸w. U tych, kt贸rzy nie nosili kaptur贸w, Kekhart widzia艂 wyra藕nie delikatne ostro zako艅czone uszy. Niewiele mieli ci elfowie wsp贸lnego z alvablodet takimi, jak Takhir – u艣wiadomi艂 sobie. Je艣li kiedy艣 orkowie naprawd臋 krzy偶owali z tym ludem swoj膮 krew, niewiele z elf贸w w nich pozosta艂o. Ta pi膮tka by艂a inna, Kekhartowi wydawa艂a si臋 krucha wr臋cz.
Wszyscy nosili ubrania obszyte bia艂ym, c臋tkowanym futrem irbisa. 艢nie偶ne Koty.
Sz贸sta osoba by艂a z jego w艂asnej rasy.
Kobieta, ta, kt贸ra odzywa艂a si臋 do niego ze ska艂, sta艂a teraz, mierz膮c Kekharta 艣mia艂ym wzrokiem. Nale偶a艂a do do艣膰 niskich i masywnych: jej kr贸tkie nogi i roz艂o偶yste ramiona sk艂ada艂y si臋 g艂贸wnie z mi臋艣ni. By艂a brzydka, kanciasta i pobli藕niona, z dolnych k艂贸w zachowa艂a tylko jeden. Jedynie w艂osy mia艂a godne uwagi: zadbany, b艂yszcz膮cy warkocz si臋gaj膮cy po艣ladk贸w.
Budzi艂a respekt: oto kto艣, kto wiele przetrwa艂, prze偶y艂 wiele walk i unikn膮艂 zabicia przez ukrywaj膮ce si臋 w g贸rach elfie plemi臋. A elfowie nigdy nie przepadali za orkami, nigdy nie nauczyli si臋 偶y膰 na wsp贸lnym terenie.
Orczyca podesz艂a i bezceremonialnie chwyci艂a Kekharta za ucho, przypatruj膮c si臋 bliznom.
– Przyci臋te Uszy, co?
M艂odzieniec kiwn膮艂 g艂ow膮.
– Kiedy艣 – przyzna艂.
Sam szuka艂 oznacze艅 na ciele kobiety – i znalaz艂 je pr臋dko: zielone tatua偶e wi艂y si臋 po jej twarzy i wierzchach d艂oni. Zielone Sk贸ry s艂yn臋艂y z pi臋knych kobiet – jak wida膰, nie wszystkich.
Zielone Sk贸ry znane by艂y te偶 ze swoich siedzib na po艂udniu i z spektakularnego ataku na ludzkie kr贸lestwa trzysta lat temu: to nazwa plemienia spowodowa艂a powszechny w艣r贸d ludzi pogl膮d, 偶e orkowie maj膮 zielon膮 sk贸r臋. Potem skuteczny kontratak nowoutworzonego kr贸lestwa wypar艂 plemi臋 bardziej na po艂udnie, cz臋艣膰 z niego za艣 pozosta艂a jako ludzcy niewolnicy i po stworzeniu Urhan zmieni艂a tryb 偶ycia na osiad艂y.
Ta kobieta przeby艂a naprawd臋 d艂ug膮 drog臋 od teren贸w zajmowanych teraz przez jej krewniak贸w.
– Kiedy艣 – oznajmi艂a, daj膮c do zrozumienia, 偶e podobnie, jak Kekhart nie nale偶a艂a ju偶 nigdzie – mo偶e poza t膮 zagubion膮 w g贸rach dolin膮? – Jestem Larha. To – wskaza艂a na pi膮tk臋 elf贸w. – s膮 艢nie偶ne Koty.
Kekhart sk艂oni艂 g艂ow臋, niepewny, jak powinien wita膰 istoty, z kt贸rymi nigdy dot膮d si臋 nie spotka艂. Jeden z elf贸w, chyba przyw贸dca, u艣miechn膮艂 si臋: z zamkni臋tymi ustami, nieszczerze, jak wydawa艂o si臋 Kekhartowi w pierwszym momencie. Na stepie wszyscy – orkowie czy ludzie, u艣miechali si臋 pokazuj膮c z臋by, a stopie艅 ich ods艂oni臋cia m贸wi艂, ile w grymasie jest rado艣ci, ile za艣 – agresji.
Mo偶e elfowie w og贸le nie odczuwali agresji? Ale gdyby tak by艂o, nie mierzyliby do Kekharta z 艂uk贸w.
Ruszyli w dolin臋, do osady, kt贸re okaza艂a si臋 by膰 ulokowana cz臋艣ciowo w jaskiniach, obudowanych z grubsza tylko – nic dziwnego, zwarzywszy na to, jak nieliczne i n臋dzne drzewa ros艂y w g贸rach.
– Schronili si臋 tu, gdy wygnano ich ze step贸w – wyja艣ni艂a Larha. – wiele stuleci min臋艂o od tego czasu, kiedy przyby艂am tu trzy zimy temu, 偶y艂a jeszcze stara kobieta, kt贸ra to pami臋ta艂a. Niekt贸rzy 偶yj膮 tyle, co my, a inni wiele wiek贸w, ci, kt贸rzy 偶yj膮 d艂ugo, to ich szamani, maghiai, tak si臋 ich tu nazywa.
Kekhart s艂ucha艂 z uwag膮. Mia艂 wra偶enie, 偶e kobieta cieszy si臋 z kontaktu z kim艣 z w艂asnego rodzaju. Od co najmniej trzech lat nie rozmawia艂a z nikim ze stepu, nic dziwnego…
Potem ogarn膮艂 go l臋k. A je艣li nie tylko rozmowy b臋dzie od niego chcia艂a? Samotne kobiety potrafi膮 by膰 nienasycone, legendy kr膮偶y艂y o wojowniczkach Tindre, bior膮cych sobie kochank贸w po okresie wstrzemi臋藕liwo艣ci, m贸wiono te偶 z l臋kiem o tym, i偶 niekt贸re 艢wi臋te Kobiety 艂ama艂y prawa natury we w艂asnym gronie – podobnie, jak szamani b臋d膮c wy艂膮czonymi z normalnego porz膮dku p艂ci… Nie m贸g艂 sobie wyobrazi膰, by jakikolwiek elf zechcia艂 zbli偶y膰 si臋 z Larh膮...
Zosta艂 przedstawiony wioskowej starszy藕nie, w tym obecnej maghiya, szamance, kap艂ance trzech bogi艅, kt贸re elfowie czcili, nie znaj膮c zupe艂nie kultu Niebios. Larha t艂umaczy艂a cierpliwie i zrozumia艂, 偶e tylko jej pro艣ba sprawi艂a, 偶e dot膮d 偶y艂 – a i ta decyzja nie by艂a nieodwo艂alna. Przyw贸dca 艢nie偶nych Kot贸w obiecywa艂 zabi膰 go, gdyby Kekhart podni贸s艂 d艂o艅 na kt贸regokolwiek cz艂onka spo艂eczno艣ci – i stanowczo zakaza艂 zbli偶a膰 si臋 do m艂odych kobiet.
Kekhart pomy艣la艂 gorzko, 偶e nawet i do m艂odych m臋偶czyzn by si臋 nie zbli偶y艂. Elfowie byli mu za obcy, szczeg贸lnie za艣 ich kobiety.
Jedynym, z czym w gruncie rzeczy pragn膮艂 si臋 zbli偶y膰, by艂a 艣mier膰. Liczy艂 na to, 偶e za kilka dni wyruszy przez prze艂臋cz, dalej na p贸艂noc.
Larha nie odwiedzi艂a go tej nocy. Odetchn膮艂 z ulg膮, ale kr贸tka to by艂a ulga. Kobieta rano zachowywa艂a si臋 dziwnie, patrz膮c na niego spode 艂ba, nieufnie.
Mia艂a mu za z艂e? Oczekiwa艂a, 偶e to on przyjdzie?
Owszem, stepowe obyczaje tego wymaga艂y, lecz wojowniczki zazwyczaj same bra艂y sobie kochank贸w, a Tindre, kt贸r膮 艢wi臋te Kobiety czci艂y jako p贸艂bogini臋, porwa艂a swojego ma艂偶onka.
Larha nie zamierza艂a go porwa膰, stawa艂a si臋 za to coraz bardziej paranoiczna. Kekhart stwierdzi艂, 偶e pomyli艂 si臋, s膮dz膮c, 偶e b臋dzie tak otwarta, jak Hurik. Wida膰 nie wszystkie wojowniczki by艂y takie same. To utrudnia艂o spraw臋, zw艂aszcza, 偶e Larha zacz臋艂a wr臋cz na niego warcze膰, r贸wnocze艣nie nie przestaj膮c szuka膰 kontaktu – ka偶dego poza fizycznym
W ko艅cu zdecydowa艂 postawi膰 spraw臋 jasno.
– Nie chc臋 ci臋 posi膮艣膰 – oznajmi艂.
Warkn臋艂a, ods艂aniaj膮c wszystkie, wybrakowane, z臋by. Niedobrze.
– Akurat!
Dziwne. Nie zachowywa艂a si臋, jakby tego chcia艂a. Raczej, jakby si臋 ba艂a.
Prze艂kn膮艂 艣lin臋.
– Larha… Jestem wygna艅cem bez honoru. Nawet, gdyby chcia艂, nie m贸g艂bym dotkn膮膰 艢wi臋tej Kobiety.
Tym razem za艣mia艂a si臋.
– 艢wi臋tej Kobiety?! My艣lisz, 偶e jestem 艢wi臋t膮 Kobiet膮?!
– A nie jeste艣? – zdziwi艂 si臋.
Larha wsta艂a z kamienia, na kt贸rym siedzieli, wspar艂a d艂onie na biodrach.
– Nie wiem, w co pogrywasz, udaj膮c szacunek do mnie! Nie kpij ze mnie. Nie wiem, co ci臋 splami艂o, ale mam tyle honoru, co i ty. A pewnie i mniej.
– Nie mog臋 ci臋 zaspokoi膰.
– Ty g艂upi, my艣lisz 偶e tego chc臋?! – wybuch艂a. – My艣lisz, 偶e wszystkie tego chc膮?
Przypomnia艂 sobie nagle Hurik w noc 艣wi臋ta, Hurik w porwanej sukni, m臋偶czyzn臋 z Nagich Czaszek na ziemi… Pr贸bowa艂 posi膮艣膰 dziewczyn臋, nie wiedz膮c, 偶e ta zamierza zosta膰 艢wi臋t膮 Kobiet膮. Nie uda艂o mu si臋 – ale gdyby si臋 uda艂o, Hurik by艂by splamiona i nie mog艂aby spe艂ni膰 swego pragnienia.
Co艣 wskoczy艂o na swoje miejsce.
– Nie my艣l臋. Sam nie chc臋. 呕adnej kobiety. Nigdy. To jest pow贸d mojej ha艅by.
Larha patrzy艂a na niego przez chwil臋, niedowierzaj膮c, pr贸buj膮c poj膮膰. Potem nieoczekiwanie wybuch艂a gromkim 艣miechem mieszkanki step贸w.
– Jeste艣 – rzek艂a w ko艅cu – najlepszym m臋偶czyzn膮, jakiego spotka艂am. Nie mog艂abym marzy膰 o lepszym towarzyszu.
Potem opowiedzia艂a mu swoj膮 histori臋.
Jej nieszcz臋艣cie by艂o powodem jej zbrodni. Larha mimo braku urody zwr贸ci艂a uwag臋 m艂odzie艅ca ze sprzymierzonego plemienia. Nie by艂a wtedy jeszcze wojowniczk膮 i nie umia艂a si臋 broni膰, gdy porwa艂 j膮 bez jej woli. W stepie uprowadzenia zazwyczaj zdarzaj膮 si臋 przy zgodzie kobiety, cz臋sto nawet – jej rodu, kt贸ry porywacza 艣ciga tylko, by tradycji sta艂o si臋 zado艣膰. Tym razem by艂o inaczej: Larha nie chcia艂a owego m艂odzie艅ca, on za艣 nie przyjmowa艂 tego do wiadomo艣ci. Po艣lubi艂 j膮 si艂膮 i si艂膮 j膮 posiad艂. Przez kolejne lata by艂a bardziej jego niewolnic膮, ni偶 偶on膮, prze偶ywaj膮c upokorzenie za upokorzeniem. Nienawi艣膰 ros艂a w niej i ros艂a.
– Ciesz臋 si臋, 偶e nie da艂 mi dziecka. Nienawidzi艂abym go r贸wnie mocno, jak nienawidzi艂am jego. Raz my艣la艂am, 偶e jestem w ci膮偶y, pobieg艂am do szamana. Da艂 mi odpowiednie zio艂a. My艣l臋, 偶e zadzia艂a艂y… Ale zi贸艂 przeciw m臋偶owi nie chcia艂 mi da膰. Musia艂abym znale藕膰 gdzie艣 Czarnego Szamana, a to okaza艂o si臋 niemo偶liwo艣ci膮... I w ko艅cu, w ko艅cu…
Kt贸rego艣 dnia zn贸w powiedzia艂a nie. M膮偶 zbi艂 j膮, 艂ami膮c z膮b. Nie wytrzyma艂a. Gniewu by艂o ju偶 za du偶o, nikt nie mo偶e trzyma膰 w upodleniu wolnej orczycy. Gdy m膮偶 zasn膮艂, poder偶n臋艂a mu gard艂o i zabrawszy najpotrzebniejsze rzeczy uciek艂a.
– Ale nie daleko. Bracia m臋偶a mnie znale藕li. Bogowie, modli艂am si臋, 偶eby mnie zabili… ale nie wy艣wiadczyli mi tej 艂aski. Kiedy ze mn膮 sko艅czyli, porzucili mnie na stepie. Cudem prze偶y艂am. Znalaz艂 mnie cz艂onek mojego w艂asnego plemienia. Wyleczyli mnie, wypowiedzieli wojn臋 jego plemieniu… ale mojej ha艅by to nie zmy艂o. Nie by艂o dla mnie ju偶 miejsca w艣r贸d nich. Gdybym nie by艂a zbrukana, odesz艂abym do 艢wi臋tych Kobiet, ale i tego nie mog艂am… Wi臋c ruszy艂am na p贸艂noc, szuka膰 艣mierci, tak, jak ty. Ale zosta艂am tu. 呕ycie w艣r贸d 艢nie偶nych Kot贸w okaza艂o si臋 lepsze… na razie.
Kekhart u艣miechn膮艂 si臋.
– Czy偶by wszyscy wygna艅cy trafiali tutaj?
Wzruszy艂a ramionami.
– Nie mam poj臋cia. Ja trafi艂am i ty trafi艂e艣. Mieli艣my wiele szcz臋艣cia, 偶e ci膮gle 偶yjemy.
– A szukali艣my 艣mierci – zauwa偶y艂.
– Ja ju偶 nie szukam. Mam namiastk臋 plemienia, mog臋 tu 偶y膰.
U艣miechn膮艂 si臋 k膮tem ust, tym razem nieszczerze, po elfiemu. 呕y膰 w takim miejscu, w zamkni臋tej przestrzeni, z dala od stepu, w艣r贸d os贸b m贸wi膮cych obcym j臋zykiem, czcz膮cych innych bog贸w? Nie, Kekhart nie planowa艂 d艂ugo tu pozosta膰. Lodowa prze艂臋cz i kraina wiecznego zimna wraz ze swymi demonami czeka艂y na p贸艂nocy.
A jednak mija艂y kolejne dni i tygodnie, a Kekhart nie opuszcza艂 doliny. Ka偶dego dnia powtarza艂 sobie, 偶e wyruszy nazajutrz o 艣wicie i ka偶dego ranka nie wyrusza艂. Czy, zastanawia艂 si臋 czasem, nie oznacza艂o to, 偶e sta艂 si臋 tch贸rzem i wola艂 zha艅bion膮 egzystencj臋 od honorowej 艣mierci?
Czasem 艣ni艂 o Takhirze. Nie wiedzia艂, czy ma cieszy膰 si臋 z tych sn贸w. Same w sobie by艂y przyjemne, lecz budzi艂y t臋sknot臋. T臋skni艂 za dniami sp臋dzonymi razem w stepie. Mo偶e pod艣wiadomie wierzy艂, 偶e je艣li po偶yje do艣膰 d艂ugo, wsp贸lne 偶ycie wr贸ci? A przecie偶 uciek艂 przed nim, 艣wiadom, 偶e nie jest mimo wszystko szcz臋艣liwy bez swojego rodu.
Nie by艂 tym bardziej szcz臋艣liwy w艣r贸d 艢nie偶nych Kot贸w, lecz waha艂 si臋 z odej艣ciem, tym bardziej, 偶e Larha stara艂a si臋 go zatrzyma膰. Nigdy dot膮d nie spotka艂 osoby, z kt贸r膮 m贸g艂 by膰 szczery – je艣li nie liczy膰 Takhira. Osoby, kt贸ra by go rozumia艂a, nie os膮dza艂a. On z kolei nie osadza艂 jej. W dzikiej, g贸rskiej krainie zamieszka艂ej przez samotne elfie plemi臋 dwoje wyrzutk贸w znalaz艂o porozumienie. Mo偶e ta w艂a艣nie wi臋藕 zatrzymywa艂a Kekharta? Larha sta艂a si臋 dla niego namiastk膮 rodu, przyjaci贸艂k膮, matk膮 i siostr膮. Tym, co utraci艂 wi膮偶膮c si臋 z Takhirem.
Larha by艂a teraz jego plemieniem.
C.D.N.
Uwaga kulturoznawcza: No, tym razem bez odno艣nik贸w do rzeczywisto艣ci, ale chc臋 zauwa偶y膰, 偶e orkowie z regu艂y si臋 nie ca艂uj膮 – kwestia wystaj膮cych z臋b贸w zahamowa艂a rozw贸j tego zwyczaju. Nie uniemo偶liwi艂a go jednak - od regu艂y bywaj膮 wyj膮tki (znam jednego miesza艅ca, kt贸ry to lubi, ale to inna historia...), ale akurat Kekhart i Takhir do nich nie nale偶膮.
Uwaga do czytlenik贸w: Dzi臋kuj臋 za wsparcie, du偶o dla mnie znaczy.
GRENDEAL! JE艢LI GDZIE艢 呕YJESZ, DAJ JAKI艢 ZNAK! BRAKUJE MI CIEBIE! BEZ TWOICH ORK脫W MOICH BY NIE BY艁O!
|
|
Komentarze |
dnia grudnia 10 2011 14:15:38
Kyu, to ja pierwsza :3 I tym razem bez oci膮gania si臋 ;3
Podoba mi si臋 spos贸b ukazania rozmaitych w膮tpliwo艣ci Kekharta - tego, gdzie i艣膰, z kim zosta膰, gdzie i przy kim by艂by szcz臋艣liwy To pokazuje, jak bardzo 艣wiadomy jest swojej sytuacji - nie wpisanej w 偶aden schemat, kt贸rego zosta艂 nauczony w plemieniu, a kt贸rego znajomo艣膰 pozwoli艂aby na wybranie jednej, za艂o偶onej z g贸ry drogi - i jak bardzo analitycznie podchodzi do niej. I mam nadziej臋, 偶e nie znajdzie 艣mierci, bo tak naprawd臋 chce sobie 偶y膰, gdzie艣 w spokoju i z kim艣, przy kim b臋dzie szcz臋艣liwy 
Szkoda mi tylko, 偶e zapowiada si臋, 偶e Takhira ju偶 nie b臋dzieee... Chyba, 偶e b臋dzie? ;3 Ale je艣li nie b臋dzie, to szkoda straszna, bo jego posta膰 wnios艂a du偶o magii i pokazywa艂a duchow膮 cz臋艣膰 偶ycia na stepie 
A co do Larhy jestem p贸ki co neutralna - musz臋 zobaczy膰, co dalej b臋dzie si臋 z t膮 postaci膮 dzia艂o  |
dnia grudnia 10 2011 16:30:37
Zgadzam si臋 z Lionk膮 odno艣nie rozmaitych w膮tpliwo艣ci, kt贸re nawiedza艂y Kekharta. Dzi臋ki temu zbudowa艂o jego wewn臋trzny 艣wiat. Kocham emocje i to tak dope艂ni艂o ca艂o艣ci.
Nadal bardzo ciekawie budujesz akcje. Brakuje mi czego艣 pomi臋dzy niekt贸rymi opisami ale to raczej odzywa si臋 m贸j gust a nie, 偶e zarzucam jaki艣 b艂膮d
Podziwiam za opisy przyrody, ja zawsze mam z tym problem, zw艂aszcza z krajobrazem g贸rskim i wszelkimi przedstawieniem terenu. To ju偶 wiem od kogo b臋d臋 si臋 tego uczy膰 
Jestem ciekawa co dalej si臋 stanie, bo tak interesuj膮co przedstawiasz kolejne sceny, 偶e w zasadzie nie mo偶na sobie za艂o偶y膰 z g贸ry co si臋 stanie. Wiadomo, mo偶na si臋 domy艣le膰, 偶e Kekhart id膮c na spotkanie swojej 艣mierci, mo偶e od razu jej nie spotka膰. Ale co si臋 stanie i jak to ju偶 tylko i wy艂膮cznie wiedza, kt贸r膮 posiada autor
Co do Larhy to jej pojawienie si臋 pozwoli艂o czytelnikowi pozna膰 inne zachowania rasy ork贸w, tak charakterystyczne dla nich. Chodzi mi o to zha艅bienie kobiety i og贸lnie seksualno艣膰. Dzi臋ki temu obraz plemienia, ich regu艂, zachowa艅 staje si臋 wyra藕niejszy i pe艂niejszy. Nie jest p艂ytki i nie zosta艂 przez Ciebie porzucony kiedy tylko Kekhart odszed艂 ze swoich rodzinnych stron. |
dnia grudnia 10 2011 17:03:41
Ja mam tak膮 nadzieje, 偶e Kekharta b臋dzie z Takhira bo nie wyobra偶am nikogo innego. Ciekawe jak si臋 potoczy losy Larhy i czy Kekharta zostanie z dzikimi kotami. |
dnia grudnia 10 2011 18:13:00
Zemsta Takhira wygl膮da艂a bardzo interesuj膮co od kuchni - i by艂o co艣 ujmuj膮cego w tym, 偶e Kekhart znajdowa艂 si臋 obok, m贸g艂 pom贸c, potrafi艂 si臋 zaopiekowa膰 szamanem. Poza tym ogromnie mi si臋 podoba艂y te uwagi dotycz膮ce bog贸w i duch贸w.
Podoba艂o mi si臋 te偶 to, jak pokaza艂a艣 rozterki Kekharta r11; to znu偶enie 偶yciem, kt贸re nie jest jego 偶yciem, ci臋偶ar pi臋tna wygna艅ca, b贸l braku przynale偶no艣ci. I to, co najwyra藕niej sobie u艣wiadamia艂 krok po kroku r11; nie da si臋 zbudowa膰 w艂asnej przynale偶no艣ci w 艣wiecie, kt贸ry jest tak mocno sklasowany, podzielony, rozpisany na role "w" i "poza". Kekhart dosta艂 najgorsz膮 rol臋 "poza".
To tym bardziej da艂o si臋 dostrzec podczas spotkania z w艂asnym, by艂ym plemieniem r11; i 艣wietnie zarysowa艂a艣 b贸l wykluczonego, bez popadania w przesad臋. W pokazane tu emocje mog臋 uwierzy膰, mog臋 je przyj膮膰 i si臋 nimi przej膮膰 (chyba najdobitniej odczu艂am to, gdy pokaza艂a艣 matk臋 Kekharta z nowym, "lepszym" dzieckiem, zast臋puj膮cym to wykluczone).
Zreszt膮 podobnie wygl膮da sprawa rozstania: oszcz臋dne w s艂owa, w emocje, ale ten czu艂y gest Takhira wystarcza za wiele s艂贸w, za to wszystko, czego nie umie si臋, nie chce lub nie powinno si臋 wyra偶a膰.
Opisy podr贸偶y Kekharta i tego, co zobaczy艂, bardzo plastyczne.
Bardzo mnie zaciekawi艂y elementy historii ludzi i ork贸w r11; mam wra偶enie, 偶e to wykluczenie z jakiego艣 "swojego" miejsca pozwoli Kekhartowi patrze膰 na r贸偶ne wydarzenia nie tylko z perspektywy orka z plemienia Przyci臋tych Uszu. W ko艅cu przynale偶no艣膰 plemienna warunkuje te偶 spos贸b my艣lenia o historii i o tym, co przydarza si臋 "nam" i "im".
Spotkanie z elfami zapowiada co艣 ciekawego r11; a rodzaj u艣miechu jako sygna艂 agresji lub jej braku to po prostu pere艂ka kulturoznawcza! 
No i podoba mi si臋 to, co g艂osi si臋 o Tindre. A jak!
Larha mnie zafascynowa艂a r11; przede wszystkim swoj膮 histori膮, swoim wykluczeniem, swoj膮 tragedi膮, kt贸rej wi臋kszo艣ci element贸w mo偶na si臋 dowiedzie膰, czytaj膮c mi臋dzy wierszami, a nie wprost. Mimo ca艂ej okazanej agresji, w艣ciek艂o艣ci i b贸lu podejrzewam, 偶e o wiele pot臋偶niejszy wulkan dalej kryje si臋 w niej.
Z histori膮 Larhy pi臋knie si臋 艂膮czy to przyj臋cie przez orczyc臋 Kekharta jako odrzuconego, wykluczonego za niedopasowanie, kt贸re pod jakim艣 wzgl臋dem przypomina jej w艂asne. Naraz to, co naznacza Kekharta ha艅b膮, staje si臋 te偶 tym, co pozwala patrze膰 na niego jak na lepszego od tych, kt贸rzy nie s膮 zha艅bieni. Paradoks, na kt贸ry w艣r贸d niewykluczonych nie ma miejsca.
A w snach Kekharta o Takhirze jest co艣 r贸wnie oszcz臋dnie czu艂ego, jak w ge艣cie Takhira przed rozstaniem.
Jestem ciekawa, jak si臋 rozwinie znajomo艣膰 Kekharta z Larh膮 r11; bo wygl膮da na to, 偶e mog膮 da膰 sobie wiele wsparcia psychicznego, nie m贸wi膮c ju偶 o tym namiastkowym poczuciu bycia w plemieniu. |
dnia grudnia 10 2011 22:58:14
No kiss...? 
(otrz膮sn臋艂am si臋)
Rozdzia艂 艣wietny. Podoba mi si臋 Tw贸j lekki, przejrzysty styl pisania. Ale brakuje mi w fabule g艂臋bszego wyra偶enia wewn臋trznych uczu膰. Kekhart wyzna艂 swojemu przyjacielowi, 偶e pragnie 艣mierci. A gdzie opis stanu emocjonalnego? Co艣, co pozwoli nam wsp贸艂czu膰 bohaterowi, wskoczy膰 w jego sk贸r臋? Czytelnik jest w stanie domy艣li膰 si臋, 偶e ten ma powody, aby by膰 nieszcz臋艣liwym. Jego wyznanie by艂o sensowne, zrozumia艂e, zupe艂nie na miejscu. Jednak... no w艂a艣nie. Zupe艂nie si臋 nad bohaterem nie rozczuli艂am, a chcia艂abym go pozna膰, poczu膰, ujrze膰 wszystko i wszystkich jego oczyma, zajrze膰 do jego duszy. I nie trzeba do tego wcale narracji pierwszoosobowej. Z drugiej strony mo偶e by膰 te偶 tak, 偶e to jest jaki艣 taki styl pisarski, oszcz臋dny jak w opowiadaniu, mo偶e nawet to jest opowiadanie. Nie jestem dobra w teorii, nie znam si臋 na gatunkach, stylach literackich, wi臋c mi przebacz, prosz臋. To dzie艂ko og贸lnie jest 艣wietne. Inne od reszty utwor贸w na tej stronie, czyta si臋 z prawdziw膮 przyjemno艣ci膮 i ja na pewno nie porzuc臋 Kekharta. Musz臋 si臋 dowiedzie膰, 偶e wszystko dobrze si臋 sko艅czy i Kekhart znajdzie swoje miejsce w tym rygorystycznym, okrutnym 艣wiecie. Poza tym wszyscy Twoi bohaterowie s膮 ciekawi i ka偶dy inny, z w艂asnymi problemami. |
dnia grudnia 13 2011 00:00:35
To, w jaki spos贸b Kekhart dochodzi艂 do decyzji o porzuceniu 偶ycia u boku Takhira, by艂o bardzo przekonuj膮ce. Mi akurat podoba si臋 ten do艣膰 szorstki spos贸b przedstawienia emocji m艂odego orka. Dla mnie jest on idealnie dopasowany do postaci. Kekhart pr贸bowa艂, mia艂 nadziej臋 wpasowa膰 w styl 偶ycia, jaki prowadzi艂 szaman, ale nie wysz艂o. Co tylko 艣wiadczy o ogromnej sile charakteru Kekharta. Rozumiem, 偶e szukanie 艣mierci przez zha艅bionego wojownika wpisuje si臋 mocno w tradycje plemienne - wszak偶e to plemi臋 ustala regu艂y, nie jednostka, mimo to odbieram t臋 decyzj臋 Kekharta jako bardzo impulsywn膮, wynikaj膮c膮 z wieku, kiedy wierzy si臋 we wszystko to, w co nauczy艂o wierzy膰 plemi臋 i rodzina. My艣l臋 sobie, 偶e gdy Kekhart pow臋druje dalej i pozna wi臋cej, mo偶e co艣 si臋 w jego postrzeganiu 艣wiata zmieni. Mo偶e. Mo偶e nie.
Bardzo podoba艂 mi si臋 fragment opisuj膮cy drog臋 Kekharta w g贸rach. Problemy, niepewny krok, poranione r臋ce. Tak to 艂adnie podkre艣la r贸偶nice mi臋dzy nim, a elfami. Tak to 艂adnie gruntuje jego pochodzenie ze step贸w.
Larha jest ciekaw膮 postaci膮. Przykro czyta膰 o jej tragedii, i to dobrze, 偶e znalaz艂a spokojne miejsce i namiastk臋 plemienia. Gdyby nie to, 偶e za strachem Larhy (genialnie pokazanym, tak na marginesie) kryje si臋 w艂a艣nie tragedia, ciekawe by艂yby te wzajemne podejrzenia i oczekiwania. Idealnie to wysz艂o.
Tak jak Ome, podoba mi si臋 wizja Tindre.
Podsumowuj膮c, ciekawy rozdzia艂, bardzo 艂adnie pokazuj膮cy kolejne kulturowe pere艂ki Twojego 艣wiata. Czekam na wi臋cej :) |
dnia grudnia 13 2011 12:11:35
Ok, to z op贸藕nieniem i niestety zn贸w hurtem - niestety, konferencja mnie wybi艂a z rytmu.
I do wszystkich komentuj膮cych w艂a艣ciwie, bo widz臋, 偶e w膮tki si臋 powtarzaj膮 
Po pierwsze, Takhir jest za siln膮 osobowo艣ci膮, 偶eby tak po prostu znikn膮膰 z pola widzenia. Wr臋cz wymusza na mnie modyfikacj臋 fabu艂y, bo zdarz膮 si臋 rzeczy, przy kt贸rych jego obecno艣膰 jestr30; naturalna.
Po drugie: pi臋knie dzi臋kuj臋 za dostrze偶enie, jak Kekhart nie mo偶e si臋 odnale藕膰 mi臋dzy my艣leniem "Ja jako jednostka, moje, jako jednostki pragnienia" a "Potrzeby spo艂eczno艣ci, moje miejsce w spo艂eczno艣ci". W naszej kulturze zazwyczaj promuje si臋 to pierwsze, kosztem drugiego. Kekhart nie umie si臋 skupi膰 na indywidualno艣ci, bo nie zosta艂 do niej dostosowany. Dlatego przera偶a go u艣wiadomienie sobie, 偶e mo偶e istnie膰 jakie艣 "ja" poza spo艂ecze艅stwem. I nie, Lionko, 偶ycie w cichej samotno艣ci na uboczu z jakim艣 partnerem 偶yciowym doprowadzi艂oby go do szale艅stwa. Pr贸bowa艂 w艂a艣nie z Takhirem r11; nie uda艂o si臋.
Po trzecie: Widz臋, 偶e powinnam to mocniej zaznaczy膰, ale Larha zosta艂a wygnana nie dlatego, 偶e pad艂a ofiar膮 gwa艂tu, a za zabicie m臋偶a. Kwestia seksualnej nieczysto艣ci to z kolei inny problem, ale to (i 艣wiatopogl膮d 艢wi臋tych Kobiet) jeszcze si臋 przewinie.
Po czwarte, g艂贸wnie do Szehiny: Oszcz臋dno艣膰 w rozgrzebywaniu psychiki to nie wym贸g formalny, a wyb贸r autorki. I kwestia tego, 偶e bohaterowi brak naprawd臋 narz臋dzi do rozgrzebywania samego siebie, do nazywania tego, co do艣wiadcza, a co nie ma wzoru w jego kulturze. I rzecz symptomatyczna u mnie: czasem postaci nie umiej膮/nie chc膮 nazwa膰 swoich uczu膰, boj膮 si臋 konkretnych s艂贸w. Na przyk艂ad to, co b臋dzie i tutaj (lekki spoiler): my艣lenie "Ja jego/jej nie kocham, bo mi艂o艣膰, kt贸r膮 znam z kultury wygl膮da inaczej".
Po pi膮te: widz臋, 偶e jest zapotrzebowanie na legend臋 Tindre. To dobrze, wiem ju偶, jak膮 opowie艣膰 umie艣ci膰 w 贸smym rozdziale 
Po sz贸ste: Ciesz臋 si臋, 偶e wytrzyma艂y艣cie powy偶ej krytycznego trzeciego rozdzia艂u i ciesz臋 si臋, 偶e zauwa偶acie (zw艂aszcza osoby, kt贸re znam mniej i nie do ko艅ca znam ich preferencje), inne w膮tki ni偶 romans i 偶e macie ochot臋 艣ledzi膰 histori臋 dalej, cho膰 w tym momencie fabu艂a odbieg艂a od romansu I Lajli te偶 dzi臋kuj臋, niewiele mia艂am ci do odpowiedzenia, ale ciesz臋 si臋 i z twojego komentarza, wi臋c to zaznaczam, bo ka偶da uwaga czytelnika jest cenna. |
dnia maja 08 2016 22:40:04
:) Odrobin臋 brakuje Takhira - wiem, czeka膰.
Czyta si臋 fajnie. Nie rozdrabniam si臋 z komentowaniem przy ka偶dej cz臋艣ci, bo ciekawi mnie bardziej ju偶 w tym momencie ca艂o艣膰 - mam szcz臋艣cie czyta膰, kiedy ju偶 wszystkie cz臋艣ci dost臋pne! |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|