The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 13:42:46   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Dzieci boga granic 7
7.


Dziecko gor膮czkowa艂o od kilku dni, by艂o odwodnione, majaczy艂o. Z艂e duchy kr膮偶y艂y dooko艂a niego, pr贸buj膮c wydrze膰 mu dusz臋, atakowa艂y nocami rodzic贸w i rodze艅stwo, grozi艂y ca艂ej osadzie.
Gdyby nie ich obecno艣膰, dw贸ch w臋drowc贸w zapewne przywitano by wrogo: orkowie na wschodnim skraju stepu p臋dzili osiad艂y tryb 偶ycia i niech臋tnie widzieli koczownik贸w. Mieli ku temu powa偶ne powody: cz臋sto naje偶d偶ano ich, zabierano plony, czasem porywano dziewcz臋ta. Koczownik potrzebuje rolnika, rolnik koczownika – nie. Nawet dw贸ch obcych na koniach mo偶e okaza膰 si臋 zagro偶eniem: stra偶膮 przedni膮, zwiadem, prowokacj膮. Dopiero, gdy miejscowi dostrzegli ozdoby Takhira, zdecydowali si臋 otworzy膰 przed przybyszami drzwi.
Rodzice chorej dziewczynki przyszli jako pierwsi, b艂agaj膮c wr臋cz o pomoc, ofiarowuj膮c Czarnemu Szamanowi ka偶d膮 mo偶liw膮 zap艂at臋. Od miesi膮ca osada nie mia艂a nikogo, kto chroni艂by j膮 przed z艂ymi duchami, szaman zmar艂 nagle, nie pozostawiaj膮c nast臋pcy, m贸wiono, 偶e zamordowany z艂ymi czarami. Choroba zjawi艂a si臋 nied艂ugo potem, atakuj膮c znienacka, godz膮c w najs艂abszych i znikaj膮c na kr贸tko, by zn贸w nawr贸ci膰.
Takhir siedzia艂 w domostwie rodzic贸w, s艂ucha艂 uwa偶nie, pali艂 fajk臋, kiwa艂 g艂ow膮, co jaki艣 czas zerka艂 w stron臋 gor膮czkuj膮cego dziecka.
– Jak umar艂 szaman? – spyta艂 w ko艅cu.
– Znale藕li艣my go martwego. – rzek艂 naczelnik wioski. – Od kilku dni domu nie opuszcza艂, to my艣leli艣my, zaj臋ty. Szamani tak maj膮, lai, ty sam to wiesz. Wiele musia艂 mie膰 do zrobienia… Mo偶e demon, kt贸ry przeje偶d偶a艂 t臋dy, rzuci艂 urok na nas i on nas ocali膰 pr贸bowa艂? Kto to wie…
– Demon? – zainteresowa艂 si臋 Takhir.
Nachyli艂 si臋 g艂臋biej, wspieraj膮c podbr贸dek na d艂oni, 艂okie膰 za艣 na zgi臋tym kolanie. Patrzy艂 naczelnikowi prosto w oczy, sprawiaj膮c 偶e m臋偶czyzna zacz膮艂 si臋 poci膰. Ma艂o kto by艂 w stanie znie艣膰 tak uporczywe spojrzenie Czarnego Szamana.
– Demon, lai, demon. Przeje偶d偶a艂 t臋dy, w czer艅 odziany, smuk艂y jak elf, bez urazy lai, blady, jak sama 艣mier膰, z oczyma jak krew.
Kekhart, siedz膮cy pod 艣cian膮 domostwa – jako zbrukanego towarzysza Czarnego Szamana nie dopuszczano go w pobli偶e 艣wi臋tego ognia – nadstawi艂 uszu. Czerwonooki demon w czerni… ju偶 po raz trzeci s艂yszeli o nim podczas podr贸偶y… czy偶by Takhir postanowi艂 tropi膰 tego, kogo sam okre艣li艂 bogiem lub boskim pos艂a艅cem? B臋dzie trzeba zapyta膰 go o to… gdy tylko wyjd膮. Teraz nie m贸g艂 si臋 odzywa膰 i siedzie膰 wolno mu by艂o tylko przy wej艣ciu do domostwa. Nie dano mu pocz臋stunku, nie zaszczycono pozdrowieniem. Mieszka艅cy wioski pr臋dko domy艣lili si臋, kim jest dla szamana jego towarzysz, a Kekhart nawet nie pr贸bowa艂 ich ok艂amywa膰. Zn贸w t臋skni艂 za Urhan, gdzie zasady nie by艂y a偶 tak sztywne…
– Szamana pochowano…?
– Spalono, lai. Oddano ogniowi, jak przystoi.
Na p贸艂nocnym zachodzie, sk膮d Kekhart pochodzi艂, cia艂a szaman贸w oddawano Matce Ziemi. Tu zwyczaje by艂y inne i inne wierzenia. Ju偶 samo s艂owo, kt贸rym zwracano si臋 do Takhira by艂o Kekhartowi obce. Wywodzi艂o si臋 z j臋zyka smokowc贸w, kt贸rych ziemie zaczyna艂y si臋 niedaleko st膮d: legendarny niemal zielony kraj, w sercu kt贸rego sta艂o Shnai’ar ze sw膮 Czarn膮 Wie偶膮. Ten lud przej膮艂 cz臋艣膰 wierze艅 jaszczur贸w: At’Ka, najwy偶sz膮 si艂臋, jako pot臋g臋 nadrz臋dn膮 nad bogami i duchami. W bog贸w wierzono wielu, paru zgadza艂o si臋 z tym, co Kekhart pozna艂 w Urhan, ale za najwa偶niejszy uwa偶ano Ogie艅.
– W takim razie zadowol臋 si臋 ogl臋dzinami jego chaty. Jej chyba nie spalono?
– Nie, lai. Nie spalono.
– Dobrze – rzek艂 Takhir, wstaj膮c. – Chata szamana b臋dzie dla mnie schronieniem. Mo偶e jego duchy ci膮gle tam s膮, mo偶e udziel膮 mi odpowiedzi… Jedno jeszcze: s膮 tu 艣wi臋te miejsca po drodze?
– Drzewo, lai, na wsch贸d od wioski.
– Wi臋c udam si臋 zobaczy膰 Drzewo.
Matka dziewczynki podesz艂a do szamana, pok艂oni艂a si臋 przed nim, podaj膮c niewielkie zawini膮tko.
– Posi艂ek, lai. – oznajmi艂a.
Nie musia艂a dodawa膰, dla kogo.
W sumie, mieszka艅cy wioski nie zamierzali g艂odzi膰 skalanego, gdy ten towarzyszy艂 ich wybawcy.
Na zewn膮trz Kekhart oci膮gaj膮c si臋 rozpakowa艂 p艂贸tno. Wewn膮trz znajdowa艂a si臋 solidna porcja baraniej pieczeni, kt贸rej wo艅 tak bardzo dr臋czy艂a go w chacie. Obok, zawini臋ta dodatkowo w li艣cie, gotowana pszenica doprawiona ostrymi korzeniami.
– Ale偶 by艂em g艂odny – rzek艂, poch艂aniaj膮c posi艂ek.
– Dzi艣 wiecz贸r zjesz ze mn膮 – pocieszy艂 go Takhir. – Dadz膮 nam tyle jedzenia, ile b臋dziemy potrzebowa膰, albo i wi臋cej. Napij si臋 – wr臋czy艂 mu buk艂ak z kumysem.
Zdaje si臋, 偶e mieszka艅cy tej wioski mieli lekk膮 obsesj臋 na punkcie rytualnej czysto艣ci. 呕aden pokarm przeznaczony dla Kekharta nie znajdowa艂 si臋 w naczyniu.
– T臋skni臋 za Urhan – j臋kn膮艂 wojownik po tym, jak 艂ykn膮艂 kwa艣nego napoju.
– Ty nigdy nie wiesz, czego ty chcesz, m贸j Kekharcie bez miejsca zamieszkania. Chod藕my do Drzewa.
艢wi臋te miejsce znajdowa艂o si臋 na wzg贸rzu, na zach贸d od wioski. Podobne spotykano w ca艂ym stepie, r贸偶ne przyjmowa艂y formy: czasem kapliczki, jak miejsca czci Akriasa pod Urhan, czasem kopca kamieni, czasem wzg贸rza, czasem, jak w tym wypadku, drzewa.
Tutaj, na obrze偶u stepu, du偶e drzewa zdarza艂y si臋 cz臋艣ciej, ni偶 w centrum, to jednak i tak wyr贸偶nia艂o si臋 obwodem pnia i rozpi臋to艣ci膮 konar贸w. W dziupli ustawiono pos膮偶ek, kamienny, wygl膮daj膮cy na stary, mocno ju偶 zniekszta艂cony i wytarty, za to pomalowany 艣wie偶ymi farbami, tak, 偶e wida膰 by艂o nag膮 czaszk臋, ostre orcze z臋by i splecione na piersiach szkieletowe d艂onie. Drzewo, cho膰 偶ywe i zielone, nale偶a艂o do Czarnej Kahary, w艂adczyni podziemia.
Na ga艂臋ziach wisia艂y amulety i ko艣ci, cz臋艣膰 z nich le偶a艂a przy korzeniach, bo mocuj膮ce je sznury i rzemienie dawno ju偶 zetla艂y i zerwa艂y si臋. Sporo musia艂o le偶e膰 pod ziemi膮, r贸wnie stare, jak sama rze藕ba.
Takhir marszcz膮c brwi przesuwa艂 d艂o艅mi po kolejnych amuletach.
– Urok mi艂osny, urok mi艂osny… To na odsuni臋cie 艣mierci, i drugie, i trzecie, demony zaiste szalej膮, i za nic sobie maj膮 pro艣by do Kahary… Mo偶e Czerwona siostra silniejsza jest od Czarnej, jak my艣lisz, m贸j Kekharcie? To na zapewnienie p艂odno艣ci… Ooo, popatrz, orkowa czaszka.. musia艂y by膰 kiepskie zbiory… N贸偶, n贸偶, n贸偶, widzisz tu gdzie艣 n贸偶, m贸j Kekharcie?
– Nie widz臋.
– To najbardziej oczywiste odpada, trudno.
– Najbardziej oczywiste?
– Och, nie znasz tej kl膮twy? N贸偶 wbity w Drzewo wraz z przedmiotem nale偶膮cym do przekl臋tego ma zes艂a膰 demony pij膮ce krew… Raz widzia艂em tak膮, co poskutkowa艂a… C贸偶, tu nic nie ma, nic oczywistego przynajmniej… Pani Przej艣膰 i Rozstaj贸w, patrz na mnie przychylnie – rzek艂, sk艂aniaj膮c g艂ow臋 przed pos膮偶kiem i wylewaj膮c na ziemi臋 kilka kropel z buk艂aka
Kekhart poszed艂 w jego 艣lady, zostawiaj膮c u st贸p drzewa resztk臋 gotowanej pszenicy. Nie by艂 pewien, czy wierzy w Kahar臋… Po opuszczeniu plemienia przekona艂 si臋, 偶e ka偶de napotkane miejsce ma w艂asnych bog贸w albo odmienny spos贸b wyznawania tych, kt贸rzy wydawali si臋 znajomi. Pani Przej艣膰 i Rozstaj贸w, i jej siostra, Czerwona Pani, najgro藕niejsze b贸stwa, je艣li nie liczy膰 samego Wielkiego W臋偶a zdawa艂y si臋 jednak nale偶e膰 do tych, kt贸rym lepiej nie nara偶a膰 si臋. Urha艅czycy mieli dobr膮 zasad臋: lepiej sk艂ada膰 ofiary bogom, nawet je艣li nie jest si臋 pewnym ich istnienia, bo kto wie…
Dom szamana sta艂 na obrze偶u wioski, tak, jak w koczowniczych plemionach ustawia si臋 jurt臋 szamana. Zreszt膮 domostwa w tej wiosce wyra藕nie przypomina艂y swym kszta艂tem jurty, okr膮g艂e i kopulaste, wzniesione z drewnianego rusztowania, cz臋艣ciowo pokryte drewnem, cz臋艣ciowo za艣 – ziemi膮 i darni膮. Bardziej przypomina艂y wzg贸rki, ni偶 kanciaste, kamienne i drewniane siedziby Urha艅czyk贸w. Teraz Kekhart rozumia艂, czemu niekt贸rzy koczownicy osiad艂ych rolnik贸w nazywali pogardliwie „ludem nor”.
W 艣rodku przestrze艅 podzielono na sfer臋 czyst膮 i nieczyst膮, ale 偶e dom szamana nie podlega艂 wszystkim zasadom, Kekhart m贸g艂 porusza膰 si臋 po nim swobodnie i zapewne m贸g艂by te偶 za 偶ycia w艂a艣ciciela.
Gdy weszli do 艣rodka, Takhir poci膮gn膮艂 mocno nosem.
– Pachnie 艣mierci膮 – stwierdzi艂.
Kekhart czu艂 tylko st臋chlizn臋, ale pos艂usznie pom贸g艂 ods艂oni膰 okna i okadzi膰 wn臋trze p臋kiem tl膮cych si臋 zi贸艂.
– Je艣li to zaraza, oby nas nie dosi臋g艂a. Ale nie atakuje jak zaraza – wyja艣ni艂 Czarny Szaman. – Atakuje jak demon.
Sam zacz膮艂 bacznie przygl膮da膰 si臋 w艂asno艣ci zmar艂ego kolegi po fachu. Pr臋dko jego uwag臋 przyku艂o co艣, co na stepach spotykano niezmiernie rzadko: plik cienkich kart z ro艣linnego w艂贸kna, papier.
– Popatrz na to.
Kekhart popatrzy艂. Karty pokrywa艂a sie膰 czarnych znaczk贸w, posplatanych jak malutkie robaczki. Sam nie umia艂 czyta膰 – owszem, zna艂 kilka znak贸w, kt贸re orkowie zostawiali na pomnikach ku czci wielkich bohater贸w. Kiedy by艂 dzieckiem, widzia艂 kamienna stel臋 na grobowcu samej Tindre… ale liter si臋 nie nauczy艂. Nie zna艂 ich nikt w艣r贸d Przyci臋tych Uszu. W Urhan… w Urhan nie widzia艂 potrzeby nauki. Arthan kiedy tylko to zauwa偶y艂, zacz膮艂 obnosi膰 si臋 dum膮 ze swoimi nik艂ymi umiej臋tno艣ciami wpojonymi mu z trudem przez kap艂ana Sury. Bra艂 jak膮艣 艣wi臋t膮 ksi臋g臋 i czyta艂 litera po literze, potem powtarzaj膮c jeszcze raz ca艂e s艂owo, albo patykiem na pisaku pisa艂 w艂asne imi臋.
Jedyne, czego nauczy艂o to Kekharta, to rozpoznawania u偶ywanego w Urhan alfabetu. Robaczkowate zawijasy nim nie by艂y.
– Tego to ja w 偶yciu nie widzia艂em.
Nieoczekiwanie, Takhir zdziwi艂 si臋.
– Nigdy? M贸j Kekharcie, sp臋dzi艂e艣 rok z elfami i nie widzia艂e艣 elfiego pisma?
Maghiya nie pisa艂a, nie przy mnie. Nie wiem nawet, czy mia艂a ksi臋gi.
– To jest pismo elf贸w. Niestety, sam nie umiem go przeczyta膰, a szkoda… – szaman przygl膮da艂 si臋 kolejnym kartom – Och, patrz na to! to musia艂a by膰 pi臋kna ksi臋ga…
Na karcie intensywnymi barwami namalowano okr臋t pod pe艂nymi 偶aglami. Na dziobie okr臋tu sta艂a smuk艂a sylwetka odziana w czer艅, za okr臋tem za艣 k艂臋bi艂o si臋 co艣 co wygl膮da艂o jak… dym o setce czerwonych oczu?
– Szkoda… – mrukn膮艂 Takhir – szkoda…
– Demony? – wojownik wskaza艂 czarny k艂膮b.
– Mo偶e. Mo偶e ksi臋ga jest przekl臋ta? B臋d臋 musia艂 si臋 temu przyjrze膰…
***

Wieczorem w domostwie szamana p艂on膮艂 ogie艅, za艣 w dw贸ch metalowych misach, na roz偶arzonych w臋glach tli艂y si臋 zio艂a. Ich wo艅 i gesty dym poma艂u wype艂nia艂y wn臋trze chaty, osza艂amiaj膮c.
– Wyjd藕 – poleci艂 swojemu towarzyszowi Takhir.
Kekhart czu艂 ju偶, jak umys艂 mu odp艂ywa, jak cia艂o s艂abnie. Przez dym widzia艂 nag膮 sylwetk臋 szamana, kt贸ra wydawa艂a mu si臋 wi臋ksza i pot臋偶niejsza ni偶 zazwyczaj. Za plecami alvablodet rysowa艂 si臋 kszta艂t skrzyde艂, g艂ow臋 wie艅czy艂a para pot臋偶nych rog贸w.
Wojownik zamruga艂 oczyma, 艣wiadom, 偶e to tylko majak. Ju偶 raz widzia艂 co艣 takiego, podczas pierwszej wsp贸lnej podr贸偶y, gdy nieopatrznie wszed艂 do namiotu szamana. Przerazi艂 si臋 wtedy, s膮dz膮c, 偶e widzi demona. Prawie doprowadzi艂 do tragedii…
Nie zamierza艂 tego powtarza膰. Wyszed艂.
呕a艂owa艂, 偶e nie mo偶e uczestniczy膰 w rytuale. To, co dzia艂o si臋 za zamkni臋tymi drzwiami chaty poci膮ga艂o go niezmiernie. Ale Czarni Szamani rzadko chcieli 艣wiadk贸w czy wsp贸艂 uczestnik贸w dla swoich praktyk…
Oczywi艣cie, Kekhart do艣wiadczy艂 r贸偶nych rzeczy… Kiedy艣 Takhir wci膮gn膮艂 go nieoczekiwanie do swojego namiotu i zmusi艂 do zbli偶enia… Dziwne to by艂o, bo Czarny Szaman bardziej, ni偶 zazwyczaj zachowywa艂 si臋 jak kobieta, zapewne ow艂adni臋ty przez 偶e艅skiego ducha… Kekhart nigdy nie spyta艂, kogo posiad艂 tamtej nocy: Takhira czy istot臋 w jego ciele… Nie spyta艂 te偶 o inny raz, podobny, ale odmienny, kiedy to sam zosta艂 powalony na ziemi臋 i przyci艣ni臋ty cia艂em, w kt贸rym wi臋cej by艂o si艂y, ni偶 zazwyczaj i kt贸re zdolne by艂o do kopulacji przez d艂ugie, d艂ugie godziny a偶 do 艣witu.
Kto艣, kto wi膮偶e si臋 w taki spos贸b z Czarnym Szamanem musi by膰 przygotowany na ocieraj膮ce si臋 o gwa艂t do艣wiadczenia. I Takhir ostrzega艂 go na samym pocz膮tku, 偶e kiedy艣 mo偶e do czego艣 takiego doj艣膰. Kekhart przyjmowa艂 to, a czasem wr臋cz czeka艂 na taki moment.
Dzi艣 nie nadszed艂. Dzisiejsz膮 noc Kekhart sp臋dzi艂 w drugiej izbie domostwa, tej przeznaczonej na spichlerz i stajni臋, owini臋ty w derk臋. Czarnego Szamana znalaz艂 dopiero rankiem, 艣pi膮cego przy wygas艂ym ogniu w tym miejscu, w kt贸rym upad艂 po m臋cz膮cym zapewne rytuale. Powietrze wewn膮trz chaty pachnia艂o niczym po burzy.
Przeni贸s艂 Takhira na pos艂anie, nakry艂 sk贸r膮 zzi臋bni臋te cia艂o, wytar艂 stru偶k臋 krwi, kt贸ra wyp艂yn臋艂a z nosa. Czasem zastanawia艂 si臋, jak szaman radzi sobie z tym b臋d膮c sam. Kiedy po raz pierwszy podr贸偶owali razem, alvablodet nieco mu wyja艣ni艂 zasady dzia艂ania mocy.
Moc jest we krwi i nie ka偶dy jest w stanie si臋 ni膮 pos艂ugiwa膰: nawet nie ka偶dy szaman j膮 posiada, wi臋kszo艣膰 z nich ogranicza si臋 do stosowania pewnych umiej臋tno艣ci. Znajomo艣膰 zi贸艂 i tego, jak my艣l膮 rozumne istoty, wiedza, znajomo艣膰 rytua艂贸w: tego wszystkiego mo偶e nauczy膰 si臋 ka偶dy. Oczywi艣cie, szamana musz膮 jeszcze wybra膰 duchy – czasem jest to znak, 偶e kandydat posiada moc, czasem jedyny moment, w kt贸rym owa moc si臋 objawia. Takhir nale偶a艂 do nielicznych, kt贸rzy naprawd臋 mogli wi臋cej, lecz owo wi臋cej zbiera艂o swoje 偶niwo: os艂abia艂o go i w ostatecznym rozrachunku mog艂o zabi膰. Kt贸rego艣 dnia po prostu nie prze偶yje rytua艂u. Taka jest cena. Lepsze to, ni偶 n臋dzna 艣mier膰 ze staro艣ci.
Teraz Takhir 偶y艂, by艂 tylko os艂abiony i nieco krwawi艂. Nic powa偶nego. Odrobina snu powinna rozwi膮za膰 problem
W tym czasie wojownik zabra艂 si臋 za przygotowywanie posi艂ku i oporz膮dzenie koni. Gdy wyprowadza艂 oba wierzchowce ze stajni, dostrzeg艂, 偶e do chaty zbli偶a si臋 jaka艣 osoba. Zakl膮艂 pod nosem. Nauczony do艣wiadczeniem spodziewa艂 si臋, 偶e przybysz zignoruje go.
Tak si臋 nie sta艂o – m臋偶czyzna, mniej-wi臋cej jego r贸wie艣nik, opar艂 si臋 o p艂ot i zawo艂a艂:
– Hej, w艂asno艣ci szamana!
Nie po imieniu, ale jednak si臋 do niego odezwa艂. Zignorowanie go by艂oby nieuprzejmo艣ci膮, chod藕 w Kekharcie a偶 burzy艂a si臋 krew na bycie nazywanym „w艂asno艣ci膮”. Co on, ko艅, krowa, pies czy niewolnica?
– Czego? – odpowiedzia艂, nieszczeg贸lnie ukrywaj膮c gniew.
– Tw贸j pan 艣pi?
– On moim panem nie jest. I 艣pi.
Drugi ork u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikiem ust. Podobnie, jak wszyscy mieszka艅cy wioski, mia艂 jasnoszar膮 sk贸r臋, d艂ugie, proste ko艅czyny kogo艣, kto nie sp臋dzi艂 w siodle wi臋kszo艣ci 偶ycia i wydatny, szeroki nos. W艂osy nosi艂 obci臋te kr贸tko, przy samej sk贸rze, co do艣膰 rzadko spotykano w stronach, z kt贸rych wywodzi艂 si臋 Kekhart i w Urhan. Twarz mia艂 naznaczon膮 bliznami po jakiej艣 chorobie sk贸ry oraz lekkim zarostem na policzkach i podbr贸dku. Masywne, stwardnia艂e d艂onie zd膮偶y艂y ju偶 nabawi膰 si臋 odcisk贸w od pracy rolnika, ale po chodzi i ruchach ramion da艂o si臋 pozna膰, 偶e m臋偶czyzna zna si臋 i na walce – pewnie nie raz broni艂 osady przed koczownikami.
– Dra偶liwy jeste艣 – zauwa偶y艂. – Kiepsko spa艣膰 tak w hierarchii, co? Wojownik, a teraz?
– Ty ni偶ej spadniesz, jak za du偶o ze mn膮 gada艂 b臋dziesz – odgryz艂 si臋 Kekhart.
Ork z wioski wzruszy艂 ramionami.
– Z szamanem mo偶na, to z tob膮 te偶. Zreszt膮, my艣l臋 sobie, 偶e trzeba odwagi, 偶eby 偶y膰 jak ty 偶yjesz. Temur jestem.
– Kekhart.
Rami臋 Temura drgn臋艂o, jakby rozwa偶a艂 u艣ci艣ni臋cie rozm贸wcy d艂oni – powstrzyma艂 si臋 jednak. Obawa przed kontaktem ze skalan膮 osob膮 nie znikn臋艂a. Mimo to jednak Kekhart czu艂 ulg臋 widz膮c, 偶e kto艣 got贸w jest rozmawia膰 z nim wiedz膮c o ca艂ej sprawie.
– Kekharcie, kiedy tw贸j... kiedy szaman si臋 obudzi, powiedz mu, 偶e we wsi si臋 niecierpliwi膮. Chc膮 wiedzie膰, czego si臋 dowiedzia艂. Niech przyjdzie.
Powiedziawszy to, odwr贸ci艂 si臋 i oddali艂, r贸wnie pewnym krokiem, jak przyby艂.
Kekhart potrz膮sn膮艂 tylko g艂ow膮 i wr贸ci艂 do pracy.
***

W domostwie chorej dziewczynki pachnia艂o nieprzyjemnie. Ma艂a le偶a艂a sztywno, tylko co jaki艣 czas jej wychudzonym cia艂kiem wstrz膮sa艂y pot臋偶ne spazmy. Kekhart ze swego stanowiska przy drzwiach patrzy艂, jak Takhir przemywa jej czo艂o i niemal przemoc膮 wlewa w usta kilka kropel zio艂owego naparu. Dziewczynka zakaszla艂a, p艂yn wyp艂yn膮艂 z jej ust. Szaman cierpliwe powt贸rzy艂 operacj臋 i tym razem dziecko prze艂kn臋艂o.
Pokr臋ci艂 g艂ow臋, patrz膮c na zebranych w chacie rodzic贸w, naczelnika i kilka innych os贸b, w tym tak偶e Temura.
– Niestety, to nie zwyk艂a choroba. Demon kr膮偶y po wiosce, rozw艣cieczony demon, 艣ci膮gni臋ty wyst臋pkiem kt贸rego艣 z mieszka艅c贸w. Nie b臋d臋 m贸g艂 go odes艂a膰, nie dowiedziawszy si臋 wcze艣niej, kto pope艂ni艂 wykroczenie. Zbrodnia winna zosta膰 ukarana.
Po raz kolejny powi贸d艂 po zebranych wzrokiem. Nikt si臋 nie odezwa艂. Szaman spokojnie chwyci艂 szczypcami w臋gielek z paleniska, zapali艂 za jego pomoc膮 fajk臋, zaci膮gn膮艂 si臋.
– Nikt – odezwa艂 si臋 – nie ma jak widz臋 nic do powiedzenia? Szkoda. Poszukiwanie zbrodni i winnego mo偶e by膰 d艂ugie i przykre...
– Moja c贸rka – odezwa艂a si臋 w ko艅cu pani domu – Co z ni膮?
– Nie pozwol臋 dziecku umrze膰 – odpowiedzia艂 Takhir, wstaj膮c i wyr贸wnuj膮c d艂oni膮 d艂ug膮 szat臋. – Tego mo偶ecie by膰 pewni.
Na zewn膮trz odci膮gn膮艂 Kekharta na bok.
– B臋dzie mi potrzebna twoja pomoc – rzek艂.
Mieszka艅cy wsi mijali ich oboj臋tnie, z rzadka tylko zerkaj膮c ukradkiem – nie mogli wywa偶y膰 si臋 mi臋dzy wymogiem ignorowania, a chorobliw膮 niemal ciekawo艣ci. Do tej ciekawo艣ci Kekhart odczuwa艂 niech臋膰. Temur zdawa艂 si臋 by膰 jedyn膮 osob膮, kt贸ra jej nie podziela艂a, jedyn膮 osob膮 bezpo艣redni膮. Jedyn膮 osob膮, co do kt贸rej zha艅biony wojownik bez wahania powiedzia艂by, 偶e nie mia艂a na sumieniu nic.
– Moja pomoc? Do czego?
– W pewien spos贸b jeste艣 dla nich niewidzialny. Tak, wiem, patrz膮 teraz na nas, s膮dz膮c, 偶e ujrz膮 co艣, co wprawi ich w os艂upienie. Tacy s膮 mieszka艅cy ma艂ych osad, niestety, wol臋 ju偶 hipokryzj臋 Urha艅czyk贸w, i ty chyba te偶... ale p贸ki jeste艣 sam, p贸ki nie przekraczasz granic ich dom贸w, p贸ki nie nastajesz na ich cielesno艣膰: nie mog膮 ci nic zrobi膰. Nie b臋d膮 z tob膮 rozmawia膰, ale mo偶esz przecie偶 s艂ucha膰. I chc臋, 偶eby艣 s艂ucha艂 i wszystko, co us艂yszysz donosi艂 mnie. Pojmujesz?
– Ty mnie za g艂upiego masz? – obruszy艂 si臋 Kekhart.
– Nie, m贸j Kekharcie, nie za g艂upiego, za takiego tylko co pr臋dzej dzia艂a, ni偶 my艣li, nie mam za co ci臋 wini膰 zreszt膮. Inaczej ci臋 nie nauczono. Nie nauczono ci臋 wielu rzeczy, kt贸re teraz widzisz. Musisz jako艣 sobie w tym wszystkim radzi膰. I radzisz. W Urhan na pewno widzia艂e艣 wiele.
– Ano widzia艂em – zgodzi艂 si臋 wojownik. – Wi臋c i teraz postaram si臋 zobaczy膰 tyle, ile m贸g艂 b臋d臋.
Szaman u艣miechn膮艂 si臋, dotkn膮艂 jego d艂oni opuszkami palc贸w.
– Dzi臋kuj臋. Zobaczymy si臋 wieczorem, opowiesz mi, co widzia艂e艣… A ja spytam jeszcze duch贸w o par臋 rzeczy.
I tak zosta艂 sam: sam w obcym miejscu, w wiosce, gdzie wszyscy udawali, 偶e go nie widz膮. Przypomnia艂 sobie dawn膮 wizyt臋 w obozowisku w艂asnego plemienia, to samo omijanie wzrokiem, ignorowanie. W pewnym sensie gorsze, bo regu艂y dotycz膮ce tego, co czyste i tego, co skalane, ociera艂y si臋 tu o paranoj臋, cho膰by wczorajsza sytuacja z po偶ywieniem podanym bez naczynia. W pewnym sensie lepsze – to by艂y jednak obce osoby, nie w艂asna rodzina. Nie odczuwa艂o si臋 tego 偶alu, tego wykluczenia, a偶 tak bardzo.
No i by艂 Temur, kt贸ry wy艂amywa艂 si臋 z tego wszystkiego, kr膮偶y艂 po granicy, jak Kekhart kiedy艣. Mo偶e kto艣 powinien go ostrzec, czym ryzykuje? Widzia艂 Kekharta, ale pewnie nie zdawa艂 sobie sprawy z ca艂ego b贸lu, jaki niesie ze sob膮 utrata przynale偶no艣ci, samotno艣膰, oddzielenie. Zreszt膮, jakie mia艂 Temur przyczyny, by z艂ama膰 panuj膮ce w jego wsi zasady? Raczej nie takie, jak Kekhart, pewnie zachowa艂by si臋 wobec niego wtedy inaczej… Jakiekolwiek by nie by艂y, nie wydawa艂y mu si臋 wystarczaj膮ce… powinien to powiedzie膰 m臋偶czy藕nie. U艣wiadomi膰 mu, co go czeka, je艣li nie b臋dzie uwa偶a艂. Nie 偶yczy艂 nikomu swojego w艂asnego losu…
…co do tego, czy nie 偶yczy艂 go samemu sobie, nie by艂 do ko艅ca pewien.
Przy艂apa艂 si臋 na tym, 偶e idzie po prostu przez wie艣, zastanawiaj膮c si臋, zamiast robi膰 to, o co prosi艂 go Czarny Szaman. Mia艂 wg艂臋bi膰 si臋 w 偶ycie miejscowych, nie w艂asne.
Tak, nauczy艂 si臋 obserwowa膰, czasem obserwowanie mog艂o ocali膰 偶ycie: jemu czy komu艣 innemu. W ci膮gu ostatniego roku w Urhan nie raz ocali艂o 偶ycie pewnemu nadpobudliwemu dzieciakowi, kt贸ry mo偶e i umia艂 czyta膰, ale my艣le膰 ju偶 nie. Ale chyba 艂atwiej obserwowa膰 ludzi w mie艣cie, kt贸rzy nie zdaj膮 sobie z tego sprawy, ni偶 wie艣niak贸w, kt贸rzy oczy maj膮 dooko艂a g艂owy.
Zbli偶y艂 si臋 do studni. Sta艂a przy niej dziewczyna: niska i raczej drobna, jedna z tych, kt贸re podoba艂y si臋 Arthanowi. Pochyla艂a si臋 nad cembrowin膮, wyci膮gn臋艂a wiadro z wod膮, przela艂a j膮 do dzbana. Dopiero odwr贸ciwszy si臋, dostrzeg艂a m臋偶czyzn臋 przemierzaj膮cego wiosk臋. Zamar艂a na chwil臋 wpatrzona w niego, potem zacz臋艂a si臋 wycofywa膰.
Odwyk艂 od takich reakcji. T臋skni艂 za Urhan.
Kopn膮艂 najbli偶szy kamie艅, mocno, tak, 偶e ten wpad艂 z pluskiem do studni.
Za p艂otem pobliskiego domu zawy艂 nagle pies. Zawy艂 przeci膮gle, bole艣nie, potem wycie przesz艂o w skowyt i zl臋knione skuczenie. Pies skuli艂 si臋 i wycofa艂 do budy.
Nagle zrobi艂o si臋 zimno. Kekhartowi po plecach przebieg艂 dreszcz, ostry, nieprzyjemny.
Zna艂 to uczucie. Podczas pierwszej podr贸偶y z Takhirem trafi艂 w dziwne miejsce po艣rodku stepu. Wzg贸rze zwie艅czone kr臋giem z kamieni, na skale wyryto znaki. Ten sam ch艂贸d, skradaj膮cy si臋 po plecach, chwytaj膮cy za gard艂o, dusz膮cy i parali偶uj膮cy.
Tamto wzg贸rze by艂o miejscem poch贸wku. Takhir nie wiedzia艂 kogo, nie wiedzia艂, jaki lud zostawi艂 znaki na kamieniach. M贸wi艂, 偶e mo偶e to byli orkowie, w ko艅cu symbole przypomina艂y nieco to, czego u偶ywano obecnie. Mo偶e elfy – cho膰 innego rodzaju pismo zobaczy艂 Kekhart teraz na kartach znalezionych w domu zmar艂ego szamana. Mo偶e ludzie albo smokowcy, a mo偶e jeszcze jedna rasa, bo alvablodet twierdzi艂, 偶e kiedy艣 ten 艣wiat zamieszkiwa艂o pi臋膰 lud贸w, ale jeden z nich zagin膮艂. Wok贸艂 tamtego wzg贸rza kr膮偶y艂 duch, upi贸r, widmo. Z艂y duch wezwany moc膮 kamieni by strzec grobowca. Nikt nie odwa偶y si臋 naruszy膰 spokoju zmar艂ego.
Czasem Kekhart czu艂 te偶 podobny ch艂贸d, gdy Takhir wzywa艂 swoje duchy… ale nigdy, nigdy tak silnie. Mo偶e to, z czym rozmawia艂 Czarny Szaman po prostu bardziej… by艂o kontrolowane? Kontrolowa艂o si臋?
Duch z grobowca i duch kr膮偶膮cy po wiosce mog艂y robi膰 co im si臋 偶ywnie podoba艂o.
M艂oda orczyca potkn臋艂a si臋 nagle. Upad艂a, wydaj膮c z siebie zduszony pisk, dzban z wod膮 roztrzaska艂 si臋 o kamienie. Kekhart zdusi艂 w sobie odruch podbiegni臋cia i udzielenia pomocy. Dziewczyna kl臋cza艂a na ziemi, przyciskaj膮c d艂o艅 do ust, kaszl膮c ostro, gwa艂townie. Spomi臋dzy jej palc贸w na ziemi臋 sp艂ywa艂a krew.
Mia艂 obserwowa膰, widzie膰 niuanse, drobiazgi, wskaz贸wki: zamiast tego sta艂 si臋 艣wiadkiem ataku demona, kt贸rego nielicho musia艂o rozsierdzi膰 艣ledztwo i…
…Takhir. Na Niebiosa, przecie偶 Takhir tkwi艂 teraz w samym 艣rodku tego wszystkiego!
Nie zastanawiaj膮c si臋 wiele, Kekhart pop臋dzi艂 przez wiosk臋, w stron臋 domu szamana. Na wszystkich bog贸w, je艣li ten demon chocia偶…
Wn臋trze chaty wype艂nia艂 dym – siny, ostro pachn膮cy, nieprzyjemny. Jeden z tych dym贸w, kt贸rych Czarny Szaman kaza艂 swojemu towarzyszowi unika膰. A teraz Kekhart wszed艂 prosto w niego – na o艣lep, bez umiej臋tno艣ci, bez przygotowania. Dym wype艂ni艂 mu nozdrza i usta, w momencie wype艂ni艂 p艂uca. Wojownik zach艂ysn膮艂 si臋, zakaszla艂. 艢wiat zawirowa艂 nagle i rozmy艂 si臋: w setk臋 barw i kszta艂t贸w, w odr臋bn膮 rzeczywisto艣膰.
To ju偶 nie by艂o wn臋trze chaty, a przestrze艅, wype艂niona poruszaj膮cymi si臋 kszta艂tami. Wygina艂y si臋 i ta艅czy艂y jak trawy na wietrze, lecz nie by艂y traw膮, nie by艂y w og贸le ro艣linami – ani zwierz臋tami, cho膰 niekt贸re z nich mia艂y oczy, ko艅czyny, ogony, wn臋trzno艣ci i szkielety, prze艣wituj膮ce przez prze藕roczyst膮 sk贸r臋. Spogl膮da艂y na Kekharta obcym spojrzeniem, obraca艂y ku niemu g艂owy, gdy szed艂, par przed siebie, z nogami zanurzonymi w grz膮skim, lepkim pod艂o偶u.
Przed nim wyros艂o drzewo: wystrzeli艂o z ziemi, najpierw niewielka ro艣linka, na jego oczach rozwijaj膮ca si臋 gwa艂townie w prawdziwego olbrzyma. Pie艅 grubszy od g贸ry, konary pokrywaj膮ce sob膮 ca艂e sklepienie niebios, korzenie pi臋trz膮ce si臋 pod ziemi膮, wypychaj膮ce j膮 w g贸r臋. Gwiazdy i niewielkie kule – 艣wiaty – zwisaj膮ce z ga艂臋zi niczym owoce.
Pie艅 mia艂o szorstki, lecz elastyczny, jak sk贸ra. W jego wn臋trzu t臋tni艂o co艣. Krew, 偶ycie. Z g贸ry, z rozwidlenia konar贸w spogl膮da艂a na Kekharta para oczu, osadzonych w w臋偶owej twarzy.
Kl臋cza艂 po艣rodku placu, otoczony milcz膮cymi sylwetkami, kt贸rych twarze rozpoznawa艂, nawet, je艣li nie umia艂 nazwa膰 ich 偶adnym imieniem. Zdawali si臋 by膰 wielcy ponad wszelk膮 miar臋, g艂owami dotykali nieba. Spogl膮dali to na niego, to na siebie nawzajem, z r膮k do r膮k podawali sobie wielki, zakrzywiony miecz, kt贸ry mia艂 s艂u偶y膰 jednemu celowi: obci臋ciu Kekhartowi g艂owy.
Ka偶dy z nich chcia艂 to uczyni膰 i 偶aden nie chcia艂.
Spomi臋dzy tego t艂umu postaci wpatrywa艂y si臋 w Kekharta oczy: czerwone, gadzie.
Le偶a艂 w wysokiej trawie, nagi, nie my艣la艂 o niczym, tylko o przesuwaj膮cych si臋 nad g艂ow膮 chmurach i d艂oni leniwie w臋druj膮cej po jego sk贸rze. Swobodny, wolny, bez trosk, bez b贸lu, bez samotno艣ci…
Szed艂 przed siebie, otoczony dziesi膮tkami – nie, setkami – m臋偶czyzn, czasem kobiet, uzbrojonych po z臋by. Przed nimi wznosi艂 si臋 mur z bia艂ego kamienia i bia艂e wie偶e po drugiej stornie, przed nimi sta艂a armia odziana w bia艂e zbroje, dowodzona przez smuk艂ego m臋偶czyzn臋 na bia艂ym rumaku.
Widzia艂 statek unosz膮cy si臋 na falach i czarnow艂os膮, blad膮, smutna sylwetk臋 na dziobie, z nadziej膮 patrz膮c膮 na brzeg przed sob膮, pr贸buj膮c膮 zapomnie膰 o mroku za plecami.
Szed艂 po pod艂odze z polerowanego kamienia, przez wielk膮 sal臋 o 艣cianach wy艂o偶onych mozaik膮. Dooko艂a siebie jak echo s艂ysza艂 zgie艂k walki.
Trzyma艂 w ramionach stygn膮ce zw艂oki i nie chcia艂 patrze膰 im w twarz.
Widzia艂 posta膰 id膮c膮 ku niemu, posta膰 obleczon膮 w czer艅, o czarnych, olbrzymich skrzyd艂ach faluj膮cych za plecami, z g艂ow膮 zwie艅czon膮 rogami, o oczach czerwonych jak krew, oczach gada. Posta膰 zatrzyma艂a si臋, wbi艂a w niego badawczy wzrok.
– A ty kim jeste艣, orku? – spyta艂a z zainteresowaniem.
„Wielki W膮偶” – pomy艣la艂, przypominaj膮c sobie imi臋 z艂ego boga, pana wszelkiego mroku, ojca demon贸w. „O Suro, Wielki W膮偶, Suro, chro艅 mnie, Akriasie, chro艅 mnie…”
Sylwetka rozmy艂a si臋, p艂ynnie przechodz膮c w inn膮. Teraz Kekhart widzia艂 przed sob膮 wysokiego, masywnej budowy m臋偶czyzn臋 ubranego w zbroj臋, trudno orzec, orka czy cz艂owieka. M臋偶czyzna nie patrzy艂 na niego: patrzy艂 na obci臋t膮 g艂ow臋 trzyman膮 w ramionach, spogl膮da艂 na ni膮, jakby nale偶a艂a do kogo艣, kogo kocha艂.
Na jego ramieniu siedzia艂 ptak, wielki, czarny kruk o czerwonych, gadzich oczach.
Kruk obr贸ci艂 g艂ow臋, spojrza艂 na Kekharta i zakraka艂 g艂o艣no, bij膮c skrzyd艂ami i wzlatuj膮c w powietrze. Wysoki m臋偶czyzna z ludzk膮 g艂ow膮 w ramionach znik艂. Teraz pozosta艂y tylko dwie istoty, ptak i ork, sami po艣r贸d g臋stych k艂臋b贸w dymu.
Kruk odezwa艂 si臋 znowu, nagl膮co, pofrun膮艂 przed siebie. Wo艂a艂 m臋偶czyzn臋 do siebie, kaza艂 za sob膮 pod膮偶a膰.
Kruk, pos艂aniec, przekraczaj膮cy granice, ptak Akriasa. Kekhart ruszy艂 za nim.
Byli w wiosce – szarej, widzianej zza dymnej zas艂ony. 呕adna 偶ywa istota nie przemierza艂a jej, osada zdawa艂a si臋 wymar艂a.
Zatoczywszy kilka kr臋g贸w, kruk ruszy艂 dalej, ku chacie szamana i opad艂 na parapecie niewielkiego okna. Zakraka艂 znowu.
Zajrzawszy do wn臋trza, Kekhart dojrza艂 znajome ju偶 sprz臋ty i dwie osoby siedz膮ce przy palenisku. Starszy ork o w艂osach i brodzie bia艂ych jak 艣nieg i ramionach pokrytych tatua偶ami rozmawia艂 ze znajomo wygl膮daj膮cym m艂odszym.
…pot臋偶nych zakl臋膰 – dosz艂o uszu wojownika. Zmar艂y szaman m贸wi艂 jak zza 艣ciany, jak z g艂臋bokiej studni. – …nie posiadam takich. Ale w臋drowiec, kt贸ry przeje偶d偶a艂 przez wiosk臋: on ma je przy sobie. Je艣li do艣膰 masz odwagi…
…uczyni臋 to – odpar艂 Temur r贸wnie g艂uchym g艂osem, co nie przeszkadza艂o dos艂ysze膰 w nim determinacji. – …dostaniesz zakl臋cia…
Kruk odezwa艂 si臋 znowu. Dym spowijaj膮cy wn臋trze chaty rozwia艂 si臋 i Kekhart dostrzeg艂, jasno i wyra藕nie, wype艂niaj膮ce j膮 sprz臋ty. Ostre kolory, ostre kraw臋dzie uderzy艂y go w oczy: kontrast dla zamglonej rzeczywisto艣ci, w kt贸rej porusza艂 si臋 dot膮d. Dwie rzeczy widzia艂 nadzwyczaj dobrze: jedn膮 by艂y karty pergaminu, drug膮 le偶膮cy na ziemi Takhir, nad kt贸rym pochyla艂a si臋 czarna, mglista sylwetka, pozbawiona rys贸w twarzy.
Kekhart zn贸w poczu艂 wszechobecny ch艂贸d, wszystkie w艂osy na ciele stan臋艂y mu d臋ba.
Nie zastanawiaj膮c si臋 wiele, rzuci艂 si臋 w kierunku kart. Chwyci艂 je, z zamiarem ci艣ni臋cia w ogie艅. Czarny demon odwr贸ci艂 si臋, wbijaj膮c w wojownika spojrzenie pustych, czarnych oczu i wrzasn膮艂 przera藕liwie.
– Tobie o to chodzi? – spyta艂 ork, machaj膮c pergaminem. – No to ty chod藕, we藕 sobie.
Zjawa ruszy艂a, przemieszczaj膮c si臋 szybko, p艂yn膮c jak czarny dym. Kekhart cofa艂 si臋, coraz bardziej, krok za krokiem.
Jeszcze troch臋, jeszcze troch臋… 艢ciana pod plecami.
Palce demona si臋gn臋艂y w kierunku wojownika, ku kartom, ku cia艂u, zimne, zimne jak gr贸b, zimne jak sama 艣mier膰, Kekhart poczu艂 je, jak muskaj膮 mu szyj臋…
…a potem upi贸r zawy艂, kiedy przebi艂a go udekorowana ko艣膰mi i pi贸rami szama艅ska laska. Zawy艂, skr臋ci艂 si臋 i zapad艂 w sobie, w czarny wir.
Szaman upad艂 na kolana i osun膮艂by si臋 na twarz, gdyby Kekhart nie przytrzyma艂 go.
– Dzi臋kuj臋… - wydysza艂 alvablodet. Krew ciek艂a mu z nosa, ust i k膮cik贸w oczu. – …nigdy… nigdy… przekl臋ta elfia magia…
I znieruchomia艂, zimny, bezw艂adny, ci臋偶ki jak kamie艅.
Kekhart zamar艂, przypominaj膮c sobie, co widzia艂 przed chwil膮 w dymie. Siebie z cia艂em w ramionach, z martw膮 osob膮, kt贸ra…
Przycisn膮艂 d艂o艅 do piersi Czarnego Szamana. Ku swojej uldze wyczu艂 bij膮ce w g艂臋bi cia艂a serce.
***

– Dokonano kradzie偶y – m贸wi艂 Takhir spokojnym, s艂abym g艂osem.
Le偶a艂 w 艂贸偶ku w chacie szamana a cz臋艣膰 mieszka艅c贸w wsi otacza艂a go – reszta zgromadzi艂a si臋 na zewn膮trz chaty, przys艂uchuj膮c si臋.
Kekhart siedzia艂 na ziemi przy 艂贸偶ku: tu by艂o mu wolno, tu by艂 na swoim miejscu, cho膰 nadal nikt si臋 do niego nie odzywa艂.
– Dokonano kradzie偶y – powt贸rzy艂 szaman – i wezwano ducha, u偶ywaj膮c skradzionego przedmiotu. S膮dz臋, 偶e nie ta istota przyby艂a na wezwanie, kt贸r膮 chciano wezwa膰, lecz to, czemu mia艂aby by膰 wezwana, najlepiej wie zapewne osoba nosz膮ca imi臋 Temur.
Spojrzenia wszystkich skierowa艂y si臋 ku m臋偶czy藕nie, kt贸ry spu艣ci艂 g艂ow臋, unikaj膮c ich.
Takhir zakaszla艂, wyplu艂 krew.
– Temurze – odezwa艂 si臋. – Okrad艂e艣 w臋drowca, kt贸ry sam z siebie m贸g艂 zrzuci膰 na ciebie kl膮tw臋. Sk艂oni艂e艣 szamana do u偶ycia niebezpiecznej magii, kt贸ra dodatkowo nie powiod艂a si臋. Sprowadzi艂e艣 艣mier膰 na wiele os贸b. W imi臋 czego.
Temur milcza艂.
„On nie ryzykowa艂 niczego, odzywaj膮c si臋 do mnie” – poj膮艂 Kekhart. „On ju偶 nie mia艂 nic do stracenia, on ju偶 sam by艂 zgubiony.
– Temurze – powt贸rzy艂 alvablodet.
– Jego 偶ona umar艂a rok temu, syn nied艂ugo po niej – odezwa艂 si臋 naczelnik wioski. – Przekl臋ty, m贸wi艂 tylko o niej, 偶y艂 tylko t膮 spraw膮.
Wsta艂 i splun膮艂 pod nogi milcz膮cego winowajcy, kt贸ry nie zareagowa艂 nawet.
„Oni nie widz膮, ale on jest cz臋艣ciowo martwy…”
– Powie艣my go – krzykn膮艂 kto艣 z zewn膮trz.
– Ano – odezwa艂 si臋 ojciec chorej dziewczynki. – powie艣my. Wielu przez niego zgin臋艂o, niech poniesie kar臋.
Takhir zn贸w kaszln膮艂.
– Nie – zaprotestowa艂 cichym g艂osem, lecz nawet teraz by艂 w stanie uspokoi膰 zebranych. – To nie b臋dzie dla niego 偶adna kara. On chce umrze膰. On ju偶 jest martwy.
Temur podni贸s艂 wzrok i z przera偶eniem spojrza艂 na Czarnego Szamana.
– P贸jdzie z nami – kontynuowa艂 alvablodet. – I b臋dzie wykluczony, poza spo艂ecze艅stwem, poza 偶yciem. Albo pojmie swoj膮 zbrodni臋 i odkupi j膮, albo los wybierze dla niego odpowiedni膮 kar臋, w odpowiednim czasie. Zabicie go teraz nie da nic.
Naczelnik wioski chcia艂 co艣 powiedzie膰, lecz zrezygnowa艂, spojrza艂 tylko na szamana, potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
– Dobrze – zgodzi艂 si臋.
Wie艣niacy wychodzili poma艂u, pozostawiaj膮c w chacie trzech m臋偶czyzn: Takhira, Kekharta i tego, kt贸ry mia艂 do nich teraz do艂膮czy膰.
Temur milcza艂, kiedy opuszczali wiosk臋. Milcza艂 od chwili, w kt贸rej wydano na艅 wyrok. Kekhart zastanawia艂 si臋, czy nie b臋dzie pr贸bowa艂 targn膮膰 si臋 na swoje 偶ycie, lecz nie uczyni艂 tego, wida膰 miejscowi mieli silny op贸r przed samob贸jstwem. Poniek膮d jednak m臋偶czyzna chcia艂 umrze膰, cho膰 zapewne w odpowiedniej chwili. Jak Kekhart kiedy艣.
Takhir da艂 mu szans臋 znalezienia takiej 艣mierci, albo czego艣 wartego dalszego 偶ycia. Takhir skaza艂 go te偶 na wykluczenie.
Temur siedzia艂 teraz sztywno na koniu, patrz膮c przed siebie w szeroki step. Stali na rozstajach, przy kamieniu, u st贸p kt贸rego kto艣 zostawi艂 ko艅sk膮 czaszk臋. Dooko艂a nich falowa艂y bujne trawy, wiatr gwizda艂 w uszach.
– Zostawi臋 was tu – odezwa艂 si臋 nieoczekiwanie Takhir.
Kekhart nie spodziewa艂 si臋 tego. W ci膮gu ostatnich dni jak zwykle pomaga艂 szamanowi dochodzi膰 do siebie i wspiera膰 przy leczeniu dziewczynki. Za odgonienie demona i ocalenie dziecka dostali olbrzymi zapas 偶ywno艣ci, kilka u偶ytecznych przedmiot贸w i naszyjnik ze srebrnych monet. Za t臋 zap艂at臋 obaj – a nawet i wszyscy trzej – mogliby wy偶y膰 naprawd臋 d艂ugo.
– Czemu? – spyta艂 Kekhart zaskoczony.
Szaman podjecha艂 do niego, po艂o偶y艂 d艂o艅 na jego d艂oni.
– M贸j Kekharcie – rzek艂 – jeste艣 dla mnie bezcenny. Ocali艂e艣 mi 偶ycie, wspiera艂e艣 mnie, w twojej obecno艣ci jest mi 艂atwiej, ni偶 kiedykolwiek by艂o mi samemu. Ale musz臋 pami臋ta膰 o mojej naturze, o powo艂aniu, o samotno艣ci, kt贸ra jest pisana takim jak ja… Mam te偶 co艣, co musz臋 zrobi膰… Znale藕膰 w艂a艣ciciela ukradzionych kart i dowiedzie膰 si臋… czego艣 na temat twojej wizji. M贸j Kekharcie, zobaczymy si臋 jeszcze, obiecuje ci to. M贸wi艂e艣, 偶e t臋sknisz za Urhan – jed藕 tam. Zabierz Temura ze sob膮, wprowad藕 w swoje plemi臋, znajd藕 miejsce dla niego, a ja zobacz臋, jakie miejsce dla ciebie przeznaczy艂y duchy i bogowie… Potem odnajd臋 ci臋. Czy tak?
Kehart wiedzia艂, 偶e sprzeciwianie si臋 Czarnemu Szamanowi nie ma wielkiego sensu. Kiwn膮艂 wi臋c tylko g艂ow膮.
– Niech tak b臋dzie – powiedzia艂, wyci膮gaj膮c d艂o艅, by dotkn膮膰 ni膮 policzka alvablodet. – Ale ty si臋 do tego czasu zabi膰 nie daj.
– I ty si臋 nie daj. Do zobaczenia.
Kekhart obserwowa艂, jak szaman oddala si臋 – w stron臋 wschodu, dok膮d odjecha艂 w臋drowiec o czerwonych oczach, w stron臋 tajemniczego Shnai’ar. Potem skierowa艂 wzrok w stron臋 swojego nowego towarzysza podr贸偶y.
– My jeste艣my podobni, Temurze. Obaj stracili艣my dom i rodzin臋. Rozumiem, jak膮 pustk臋 odczuwasz.
– Nie rozumiesz – odpowiedzia艂 Temur. Przem贸wi艂 po raz pierwszy od kilku dni i po raz pierwszy w og贸le odnosi艂 si臋 do Kekharta z niech臋ci膮. – Nie m贸w mi o stracie domu, ty mia艂e艣 wyb贸r, ty sam odszed艂e艣. I nie opowiadaj mi historii o mi艂o艣ci, kt贸ra wszystko usprawiedliwia, nie ty.
Wojownik za艣mia艂 si臋.
– Ja ci nic opowiada艂 nie b臋d臋. Ani do niczego nak艂ania艂. Ty mo偶esz jecha膰, gdzie tylko chcesz i robi膰, co chcesz, mnie nic do tego.
Wbi艂 pi臋ty w ko艅skie boki, pop臋dzaj膮c wierzchowca i ruszy艂 w drog臋, nie odwracaj膮c si臋. Po chwili us艂ysza艂, 偶e Temur pod膮偶a za nim.
Budowa艂 plemi臋 wygna艅c贸w. Pytanie tylko: po co?

C.D.N
.











Komentarze
Lajla dnia grudnia 31 2011 11:27:31
Nie wiem czemu ale, si臋 ba艂am 偶e, Czarny Szaman umrze i co艣 si臋 sko艅czy. Mam wra偶enie 偶e, Kehart co艣 czuje do Szamana ni偶 tylko przyja藕艅 ciekawi mnie co tak naprawd臋 oznaczaj膮 jego wizj臋. Kolejny wygnaniec do艂膮czy艂 do grupy i kolejna historia si臋 rozpocz臋艂a. Wyczekuje z niecierpliwo艣ci膮 kolejnego rozdzia艂u 偶ycz臋 weny.
An-Nah dnia grudnia 31 2011 14:23:33
Lajlo, Kekhart nie rozumie tego, co czuje, bo nikt nie uczy艂 go stawia膰 diagnozy w艂asnym emocjom. Musi si臋 tego dopiero nauczy膰.
Fajnie, 偶e zwr贸ci艂a艣 uwag臋 na wizje smiley
Floo dnia stycznia 01 2012 15:23:08
Rany Boskie! Przerazi艂am si臋 gdy Kekhart w wizji kl臋cza艂 z martwa osob膮 w ramionach, ba艂am si臋 偶e to cia艂o Takhira trzyma. Nawet nie wiesz jak mi ul偶y艂o gdy si臋 okaza艂o 偶e serce szamana ci膮gle bije. Bardzo polubi艂am posta膰, Czarnego Szamana pogodzonego z przeznaczon膮 mu samotno艣ci膮, a jednak pragn膮cego towarzystwa Kekharta.
R贸d wygna艅c贸w zn贸w si臋 powi臋kszy艂. Arthan z pewno艣ci膮 si臋 ucieszy mog膮c zn贸w spotka膰 Kekharta. Larha na pewno przywita go jak to ona, weso艂o i nie pokazuj膮c nic po sobie, czy si臋 martwi艂a czy nie.
Ach z ka偶dym rozdzia艂em opowiadanie robi si臋 coraz ciekawsze, r贸d coraz wi臋kszy, historia coraz bardziej tajemnicza...
Weny, weny i jeszcze raz weny w tym nowym roku ci 偶ycz臋 I czekam na kolejny rozdzia艂!
An-Nah dnia stycznia 01 2012 19:47:56
No to widz臋, 偶e ju偶 co najmniej dwie osoby wystraszy艂am smiley Ale nie b臋d臋 uspokaja膰, przekonywa膰, 偶e wszystko b臋dzie dobrze, bo trupy za jaki艣 czas si臋 zaczn膮. Lojalnie ostrzegam smiley (Osobi艣cie uwa偶am, 偶e nic tak dobrze nie robi fabule, jak porz膮dny trup, a je艣li czytelnik boi si臋 o los bohater贸w, to znaczy, 偶e si臋 przywi膮za艂 smiley )
Floo, dzi臋kuj臋 za komentarze, ju偶 my艣la艂am, 偶e ci臋 zanudzi艂am, strasznie si臋 ciesz臋, 偶e jest inaczej.
Ome dnia stycznia 01 2012 20:58:18
Wreszcie mog艂am zobaczy膰 Takhira w trakcie jego szama艅skich rytua艂贸w! Bardzo mi si臋 podoba艂o przedstawienie wioski, podkre艣lenie cho膰by tego przywi膮zywania ogromnej uwagi do czysto艣ci. Podawanie Kekhartowi po偶ywienia w zawini膮tkach zamiast naczy艅 jest rzeczywi艣cie ogromnie wymowne - wi臋c, wedle mieszka艅c贸w, nawet rytualne oczyszczenie przedmiot贸w nie gwarantowa艂oby unikni臋cia skalania si臋... Uderzaj膮ce s膮 te momenty, gdy Kekhart zn贸w staje twarz膮 w twarz z konsekwencjami swego wykluczenia - zastanawiam si臋 momentami, czy te drobiazgi (pozorne drobiazgi) nie bol膮 niekiedy jeszcze bardziej ni偶 samo ignorowanie.
Ogromnie interesuj膮ca by艂a mo偶liwo艣膰 zajrzenia do namiotu szamana - i tu, w tej chwili, i poprzez pewne wspomnienia Kekharta; w tym ostatnim wypadku chyba szczeg贸lnie ciekawe by艂y uwagi odnosz膮ce si臋 do seksualno艣ci, do tego, jak i ona zostaje wch艂oni臋ta przez duchy i si臋 objawia. Ciekawa jestem, czy dla duch贸w wst臋puj膮cych w cia艂o to jaka艣 forma wy艂adowywania agresji, czy ustanowienia jakiej艣 hierarchii za pomoc膮 stosunku, czy takie zbli偶one do ludzkiego szukanie rozkoszy? Czy mo偶e duch tak pobudza sfer臋 seksualn膮 i cia艂o szamana szuka uj艣cia dla tego pobudzenia?
Ale jest co艣 ujmuj膮cego w obrazach Kekharta troszcz膮cego si臋 o szamana po odbyciu przez tego ostatniego rytua艂贸w - ujmuj膮cego i od strony ich relacji, i od strony takiego zwyk艂ego bycia jednego wykluczonego przy drugim wykluczonym, od strony podawania d艂oni temu, kt贸ry, jak ja, na t臋 d艂o艅 nie mo偶e liczy膰 u innych.
Jeszcze odno艣nie relacji z Takhirem - ten moment, gdy Kekhart dotyka d艂oni膮 policzka szamana, wydaje mi si臋 bardzo wymowny: bo gest wykonuje Kekhart, bo gest jest tak szalenie intymny, bo Kekhart prze艂amuje w ten spos贸b pewien podzia艂 na "gesty m臋skie i kobiece/niem臋skie". Dot膮d widzia艂am ten gest dwukrotnie - ale to Takhir go wykonywa艂, Kekhart tylko przyjmowa艂. A teraz potrafi艂 go wykona膰 sam - i pozwoli艂 sobie na jego wykonanie.

Zachwyci艂a mnie sprawa pisma smiley Znaki rytualne, kt贸re zna z widzenia Kekhart, niewielka znajomo艣膰 pisma, jak膮 ma Arthan (ciekawa jestem, czy duma z tego powodu pchnie go do dalszej nauki czytania), Takhir, kt贸ry nie zna pisma elf贸w, samo pismo elf贸w, odmienne od alfabetu znanego ludziom i orkom - 艣wietne rozdzielenie, przypomina mi tyle moment贸w w kulturze europejskiej (a Arthan dumny ze swojej znajomo艣ci liter przypomina mi niekt贸re postacie z XIX/XX-wiecznych powie艣ci, w kt贸rych wie艣niak znaj膮cy podstawy alfabetu spotyka艂 si臋 z podziwem innych, zupe艂nie niepi艣miennych wie艣niak贸w, zw艂aszcza gdy ten偶e znaj膮cy alfabet m贸g艂 sobie w ko艣ciele literowa膰 jak膮艣 modlitw臋 z modlitewnika, czym wywo艂ywa艂 szacunek i zazdro艣膰 pozosta艂ych).

Temur te偶 stanowi ciekaw膮 posta膰; wydaje mi si臋 tym, kt贸ry patrzy wy艂膮cznie w przesz艂o艣膰, a jego czyn budzi pytanie, czy Temur liczy艂 na mo偶liwo艣膰 przywr贸cenia do 偶ycia 偶ony i syna. Temur wprawdzie na razie odmawia por贸wna艅 z Kekhartem, ale wcale mu si臋 nie dziwi臋 - przecie偶 to, 偶e swoj膮 tragedi臋 uwa偶a si臋 za jedyn膮, niepor贸wnywaln膮 i prawdziwsz膮 ni偶 tragedie innych, jest cz臋stym, wi臋cej - zrozumia艂ym, wr臋cz naturalnym odczuciem. A sam Temur znalaz艂 si臋 w takim momencie, gdy nie ma miejsca na analiz臋 i dystans, jest miejsce jedynie na cierpienie, to pragnienie 艣mierci, kt贸re obna偶y艂 Takhir - i na gniew.
Ale pozostaje co艣, co pragnie przynale偶no艣ci, bo przecie偶 w ko艅cu Temur rusza za Kekhartem. To jedna z tych chwil, gdy w spos贸b delikatny, bez wskazywania palcem, ale jednak szalenie wyra藕nie podkre艣lasz t臋 kwesti臋: t臋 potrzeb臋 przynale偶enia do jakiej艣 grupy, jakiego艣 "naszego", jakiejkolwiek, cho膰by najmniejszej swojej gromady. Pojawi艂o si臋 to i ci膮gle powraca u Kekharta, pojawi艂o si臋 przy Larsze, przy Arthanie - teraz przy Temurze. I powraca u Takhira, cho膰 ten jest najbardziej przyzwyczajony do samotno艣ci i, teoretycznie przynajmniej, wie, 偶e takie jest jego przeznaczenie jako szamana.
Swoj膮 drog膮, zgry藕liwa uwaga Temura o "mi艂o艣ci, kt贸ra wszystko usprawiedliwia", jest dosy膰 zabawna, i to z kilku powod贸w. Raz, 偶e odwo艂uje si臋 do tego schematu romansowego, na kt贸ry u Ciebie nie ma miejsca; dwa, wskazuje, 偶e i 艣wiadomo艣ci ork贸w 偶yje ten schemat - mo偶e przej臋ty z jakich艣 opowie艣ci ludzkich, a mo偶e orkowie-rolnicy maj膮 sfer臋 uczu膰 bardziej ponazywan膮 i dostrzegan膮, ni偶 ma to miejsce w przypadku ork贸w stepowych? A trzy - nagle zacz臋艂am si臋 zastanawia膰, do kogo w艂a艣ciwie ta uwaga si臋 odno艣i: czy do Kekharta, i w贸wczas jest zgry藕liwa, czy do samego Temura, kt贸rego post臋pek te偶 mo偶na przecie偶 uj膮膰 od strony "dzia艂ania w imi臋 mi艂o艣ci, kt贸ra wszystko usprawiedliwia" - i w贸wczas ta uwaga traci dla mnie na zgry藕liwo艣ci, za to zyskuje du偶o goryczy i b贸lu. Mo偶liwe, 偶e sam Temur nie wie, co dok艂adnie i do kogo dok艂adnie m贸wi - albo artyku艂uje teraz, w formie zarutu pod adresem Kekharta, to, co dot膮d gdzie艣 kr膮偶y艂o po jego w艂asnej g艂owie, a nie mog艂o by膰 wypowiedziane, bo za bardzo stawia艂o pod znakiem zapytania dotychczasowe dzia艂ania?

Wizje Kekharta s膮 fascynuj膮ce - no tak, ja mam mo偶liwo艣膰 ponak艂ada膰 je na r贸偶ne elementy "Je艅c贸w"... Przy zw艂okach trzymanych w ramionach zastanowi艂o mnie, czy to nie projekcja l臋k贸w Kekharta, l臋k贸w, kt贸rych mo偶e sobie nawet dok艂adnie nie u艣wiadamia - albo nie chce u艣wiadamia膰 (chocia偶, rzecz jasna, mo偶e to by膰 i wizja tego, co si臋 na pewno wydarzy). Drzewo na razie nie podsuwa mi mo偶liwo艣ci swoich interpretacji - poza odnoszeniem go do 艣wi臋tego Drzewa wie艣niak贸w. Oczy spogl膮daj膮ce na Kekharta kojarz膮 mi si臋 ze smokowcami - a posta膰 okre艣lona przez okra jako Wielki W膮偶 wygl膮da na tego zapowiadanego w艂adc臋 ciemno艣ci...
Ca艂o艣膰 tych wizji przypomina atmosfer膮 (i motywami) opisy apokaliptyczne. Chyba szczeg贸lnie podoba mi si臋 w tym fragmencie to, 偶e opisy, cho膰 plastyczne, by艂y wolne od nadmiaru - i samej plastyki, i patosu, i grozy. Groza by艂a, owszem - ale sama z siebie, bez podtykania czytelnikowi: "O, patrz, to jest straszne".
A teraz tylko si臋 zastanawiam, na ile wizje te maj膮 swoje odniesienie do przysz艂o艣ci r11; bo jestem przekonana, 偶e to nie s膮 tylko zobrazowane l臋ki, poznane historie i odczucia Kekharta, stymulowane przez rytualny dym.

Kr贸tko odno艣nie bog贸w: podoba mi si臋 to, jak Kekhart poznaje nowych bog贸w - czy raczej, nowe wierzenia, nowe wcielenia pewnych si艂, inne spojrzenia na panteon bog贸w - i jak uczy si臋 to przyjmowa膰, szanowa膰, ogl膮da膰. W艂a艣ciwie podej艣cie urha艅czyk贸w psuje mu chyba najbardziej: on przecie偶 te偶 nie podejmuje si臋 orzeka膰, co jest prawdziwe, a co fa艂szywe - nie on, kt贸ry ju偶 utrafi艂 czarno-bia艂y, jasno podzielony i hierarchiczny 艣wiat plemienia, nie on, kt贸ry znajduje si臋 w przestrzeni szarej, wr臋cz "wieloszarej", nie on, kt贸ry mo偶e widzie膰, ale nie jest widziany. Nie dziwi臋 si臋, 偶e w Urhan zdo艂a艂 si臋 jako艣 odnale藕膰 - cho膰 w tej jego t臋sknocie za miastem jest z pewno艣ci膮 i to, co mu wytkn膮艂 szaman.
(Wiem, 偶e Kekhart jako ork, osadzony w tej przestrzeni i tych czasach, ma niewiele wsp贸lnego z m艂od膮 kobiet膮 z ko艅ca XIX wieku, ale jednak mi si臋 skojarzy艂 z Barbar膮 Niechcic - przez to ci膮g艂e uczucie bycia nie na swoim miejscu, ci膮g艂e t臋sknienie za tym, co by艂o i/lub marzenie o tym, czego nie ma. Skojarzenie nie wychodzi, oczywi艣cie, poza t臋 kwesti臋 - ale jest i nic na to nie poradz臋).

Z kwestii j臋zykowych mam jedn膮 uwag臋: "wsp贸艂uczestnik贸w" razem. A skoro ju偶 o j臋zyk zahaczamy: bardzo mi si臋 podoba to, 偶e mieszka艅cy wschodnich step贸w maj膮 inne s艂owo oznaczaj膮ce szamana.
Jestem ciekawa, czy i jak Temur odnajdzie si臋 w plemieniu Kekharta; pytanie "Po co?", zadane przez tego ostatniego, jest jeszcze bardziej intryguj膮ce. I co znajdzie Takhir - albo raczej kogo? No i pami臋tam, 偶e w 贸smym rozdziale mia艂a by膰 jaka艣 opowie艣膰 o Tindre, wi臋c ju偶 si臋 na ni膮 szalenie ciesz臋 smiley
Ome dnia stycznia 02 2012 14:02:43
Tak przeczyta艂am ten m贸j komentarz i w艂osy zje偶y艂y mi si臋 na g艂owie: narobi艂am kilka paskudnych liter贸wek, brr. Mam nadziej臋, 偶e mimo to da si臋 czyta膰 smiley
Demon Lionka dnia stycznia 02 2012 18:01:08
Szkoda mi, 偶e Takhir zn贸w wyby艂 smiley To posta膰, kt贸r膮 ogromnie lubi臋 i nie lubi臋, kiedy trzeba si臋 z nim po偶egna膰, bo jego szama艅ska natura wzywa go gdzie艣 indziej ;3
Podoba艂o mi si臋 t艂o religijne w tym rozdziale smiley To, 偶e Kekhart widzi tych samych bog贸w pod innymi imionami, z innym obrz膮dkiem i innym sposobem kultu. W og贸le podobaj膮 mi si臋 zmiany kulturalne i geograficzne - tu przyj臋ta jest inhumacja, ale ju偶 tam tylko kremacja i nie bierze si臋 w og贸le pod uwag臋 grzebania zmar艂ych. Podoba艂o mi si臋 wspomnienie licznych kapliczek i miejsc 艣wi臋tych.
I ogromnie podoba艂y mi si臋 wizje, wyczuwanie obecno艣ci si艂, z kt贸rymi nie ka偶dy mo偶e si臋 mierzy膰, i kt贸rych niemal nikt nie rozumie. Bardzo lubi臋 takie wyci膮ganie sfer paranormalnych :3 Zw艂aszcza przedstawione w spos贸b tak mistrzowski smiley Cho膰 samych wizji - przypuszczam - bez znajomo艣ci ci膮gu dalszego nie da si臋 zrozumie膰 i przypisa膰 konkretnym osobom i wydarzeniom.
A Temur - od pocz膮tku wiedzia艂am, 偶e cokolwiek si臋 sta艂o, to on jest temu winny smiley Czyta艂am albo ogl膮da艂am kiedy艣 histori臋 kobiety, kt贸ra w czasie wojny wyskoczy艂a z poci膮gu, ale zupe艂nie si臋 po艂ama艂a i nie by艂a w stanie uciec z miejsca, w kt贸rym upad艂a. Mieszka艅cy wioski bali si臋 problem贸w, jakie mog艂yby wynikn膮膰 z pomocy takiej uciekinierce i tylko jeden m臋偶czyzna zanosi艂 jej jedzenie i picie. Kiedy zbli偶a艂 si臋 do wioski patrol niemiecki, to on poszed艂 i zastrzeli艂 kobiet臋, cho膰 to po nim najmniej si臋 tego spodziewano. Z jakiej艣 przyczyny wydawa艂o mi si臋, 偶e z Temurem b臋dzie podobnie smiley
Ome dnia stycznia 02 2012 18:21:26
Lionko, to chyba "Medaliony" Na艂kowskiej. Ale tam, o ile pami臋tam, mia艂o to wyd藕wi臋k paradoksalnego mi艂osierdzia... bardzo paradoksalnego i bardzo trudnego do przyj臋cia w pozawojennych czasach.
A przy okazji, masz racj臋, a mnie to umkn臋艂o wcze艣niej - r贸偶nice w obrz膮dkach funeralnych s膮 tu ogromnie ciekawe smiley
An-Nah dnia stycznia 02 2012 21:08:40
Ok, odpowied藕 dla obu pa艅 w艂a艣ciwie.

Po pierwsze, Temur. Temur jest cholernie trudny dla mnie do pisania, co jeszcze b臋dzie pokazane... Ale robi臋 wszystko, 偶eby nic w jego zachowaniu nie determinowa艂o jednoznacznie tego, jak sko艅czy. Jasne, w tym rozdziale by艂o oczywiste, 偶e on jest odpowiedzialny. Trudno by by艂o na kilku stronach porz膮dnie zmyli膰 trop.

Kwestia wizji: Ome, w historii realistycznej by艂yby same l臋ki, ale to fantasy, wi臋c obecno艣膰 "proroctwa" jest wskazana. Cho膰 z drugiej strony trudno jednoznacznie stwierdzi膰, czy mia艂y tu co艣 do gadania jakie艣 istoty nadnaturalne. Podobnie zreszt膮 z op臋taniem w wypadku Takhira: mo偶e to po prostu zmiany w chemii m贸zgu wywo艂ane transem? Podczas ow艂adni臋膰 (stan贸w posesyjnych, op臋ta艅) r贸偶ne rzeczy i zachowania dziej膮 si臋 i w naszej rzeczywisto艣ci.
Apokaliptyczne wizje? Mo偶e. Ja sama zazwyczaj si臋gam do struktury do艣wiadcze艅 narkotycznych opisanej przez Stanislava Grofa i podci膮gam po to elementy wa偶ne dla fabu艂y smiley
Swoj膮 drog膮, Ome, dzi臋ki za zwr贸cenie mi uwagi na to, 偶e nie ka偶dy b臋dzie zaznajomiony z koncepcj膮 Drzewa 艢wiat贸w, nawet, je艣li mia艂a艣 z ni膮 do czynienia w innym tek艣cie (pami臋tasz wizje Zaca?), niekoniecznie zidentyfikujesz w tym, skoro nigdzie wcze艣niej nie wspomnia艂am, 偶e taka idea w kulturach tego 艣wiata istnieje. Musz臋 nadrobi膰 ten brak w takim razie i gdzie艣 o tym wspomnie膰. W sumie szkoda, 偶e najfajniejszy mit o drzewie 艣wiat贸w maj膮 w tym 艣wiecie krasnoludy, kt贸re uwa偶ane s膮 za wyt艂uczone...

Kwestia "mi艂o艣ci, kt贸ra wszystko wybaczy"... ano jest ten w膮tek i Kekhart pewnie te偶 go w m艂odo艣ci s艂ysza艂... ale on nawet nie podejrzewa, 偶e dw贸ch m臋偶czyzn mo偶e 艂膮czy膰 mi艂o艣膰. Nawet mu nie przysz艂o do g艂owy odnie艣膰 to s艂owo do swojej relacji z Takhirem.

W kwestii bog贸w, to napisze tyle, 偶e nawet sama nie wiem, czy jacy艣 istniej膮 w tym 艣wiecie. Bardziej mnie interesuj膮 bogowie w mentalno艣ci ludzi, ni偶 faktyczni. Naukowe zboczenie smiley

Arthan i pismo... Arthan ma spory potencja艂 intelektualny, kt贸rego nigdy w pe艂ni nie wykorzysta. Za wiele lat zmarnowanych, nie to 艣rodowisko, za du偶o rzeczy, kt贸re go obci膮偶y艂y i potencja艂 przyt艂umi艂y. Ale jaka艣 tam inteligencja mu pozosta艂a mimo wszystko.

S艂owo na szamana... no "lai" to raczej m臋drzec, a orkowie na wschodzie po prostu stosuj膮 je do ka偶dego "m膮drego cz艂owieka". Oni s膮 troch臋 jak Mongo艂owie, kt贸rzy przyj臋li tybeta艅sk膮 wersj臋 buddyzmu smiley
Demon Lionka dnia stycznia 02 2012 23:52:54
Ome, a faktycznie, 偶e mo偶e "Medaliony" smiley I nie wiem, dlaczego, ale skojarzy艂o mi si臋 z tym i od samego pocz膮tku by艂am przekonana, 偶e to Temur smiley Nie wiem, jakim cudem znalaz艂am analogi臋, bo tam faktycznie nieco o co innego chodzi艂o...
A o drzewie nic nie by艂o smiley Musisz gdzie艣 wspomnie膰, An, bo p贸ki co jedyne drzewo, jakie mi si臋 kojarzy, to Ygdrassil u German贸w smiley I Drzewo 呕ycia na Bliskim Wschodzie smiley
A r贸偶nice w obrz膮dkach pogrzebowych - to si臋 mocno rzuca w oczy, kiedy jest si臋 archeologiem smiley I po艂owa wiedzy o ludach staro偶ytnych i 艣redniowiecznych p艂ynie z analizy poch贸wk贸w smiley
An-Nah dnia stycznia 03 2012 08:16:43
Poch贸wki s膮 ciekawe, w tych tekstach, kt贸re czytuj臋, a kt贸re dotycz膮 archeologii sporo jest o poch贸wkach smiley No i uzale偶nienie formy od wierze艅: na przyk艂ad poch贸wek powietrzny w zaratusztrianizmie, 偶eby cia艂o nie zanieczy艣ci艂o ognia, kt贸ry jest naj艣wi臋tszy, ale te偶 i ziemi. Albo r贸偶nica w grzebaniu ludzi w zale偶no艣ci od ich statusu spo艂ecznego czy religijnego: w Indiach na przyk艂ad ludzi si臋 pali i wrzuca do rzeki, ale 艣wi臋tych grzebie si臋 w ziemi... No i poch贸wki wampiryczne... Dobra, zawsze mo偶emy pogada膰 o tym na forum smiley

Ydggrasil w艂a艣nie wywodzi si臋 z wierze艅 dawniejszych, euroazjatyckiego szamanizmu. Na Syberii i u cz臋艣ci lud贸w s艂owia艅skich i w艂a艣nie na stepach euroazjatyckich mamy wyobra偶enie kopu艂y nieba podpartej drzewem i motyw wspinaczki na to drzewo w celu zdobycia wiedzy/o艣wiecenia/nie艣miertelno艣ci. W tym semestrze mam zreszt膮 kurs po艣wi臋cony analizie w臋gierskiej ba艣ni "Drzewo si臋gaj膮ce nieba", masy motyw贸w mi ta ba艣艅 dostarczy艂a smiley Zreszt膮 W臋grzy wywodz膮 si臋 z koczowniczego ludu kt贸ry osiedli艂 si臋 w Kotlinie Panno艅skiej w IX wieku.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

ietne! ietne! 100% [4 G硂s體]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [痑dnych g硂s體]
Dobre Dobre 0% [痑dnych g硂s體]
Przeci阾ne Przeci阾ne 0% [痑dnych g硂s體]
S砤be S砤be 0% [痑dnych g硂s體]
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum