The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 13:46:15   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Dzieci boga granic 9
.

Jechali w letnim s艂o艅cu, przez stepy pokryte kwiatami. W tej krainie wiosna i jesie艅 trwaj膮 kr贸tko, d艂ugie za艣 s膮 suche, mro藕ne zimy i suche, gor膮ce lata, teraz za艣 lato osi膮ga艂o sw膮 pe艂ni臋 i wszystko wok贸艂 rozkwita艂o, t臋tni艂o 偶yciem. Ptaki ko艂owa艂y wysoko ponad g艂owami sz贸stki podr贸偶nych, na rozleg艂ych po艂aciach traw pas艂y si臋 stada jeleni, ponad kwiatami brz臋cza艂y niezliczone roje owad贸w. Ci, kt贸rzy s膮dz膮, 偶e step jest martwy, suchy i bury, nigdy nie widzieli go w 艣rodku lata, w szczycie rozkwitu. Ci, kt贸rzy s膮dz膮, 偶e krainy traw s膮 monotonne i ja艂owe, nie zdaj膮 sobie sprawy z bogactwa traw, zi贸艂 i krzew贸w, z zaro艣li, a w nadrzecznych rejonach niewielkich zagajnik贸w, burz膮cych t臋 monotoni臋, z niskich g贸r i formacji skalnych przecinaj膮cych r贸wnin臋, z rzek zapewniaj膮cych krainie wod臋 i licznych strumieni, wysychaj膮cych co prawda w bezdeszczowych okresach, lecz budz膮cych si臋 do 偶ycia z ka偶dym wiosennym deszczem.
I korytem rzeki w臋drowali w艂a艣nie, ko艅skie kopyta uderza艂y o kamienie, rozbryzgiwa艂y wod臋, z mla艣ni臋ciami zanurza艂y si臋 w b艂ocie. Sama rzeka nie by艂a zbyt g艂臋boka, cho膰 wiosn膮 musia艂a szeroko si臋 rozlewa膰. Z g贸r na p贸艂nocy sp艂ywa艂a na po艂udniowy wsch贸d, gdzie znajdowa艂a uj艣cie do morza blisko Dalle i nie raz wyznacza艂a szlaki podr贸偶nym, kupcom i wojownikom szukaj膮cym walki i 艂up贸w.
Takhir pod膮偶a艂 przodem, wiedz膮c, dok膮d zmierzaj膮. Nie 艣pieszy艂 si臋, nie chc膮c przem臋cza膰 koni, stwierdzi艂 zreszt膮, 偶e wyruszyli do艣膰 wcze艣nie, by dotrze膰 na czas. W ko艅cu nie wszyscy jeszcze wiedzieli, co si臋 dzieje i nie wszyscy jeszcze zgromadzili si臋 w wyznaczonym miejscu.
Tak, Jyrgal Czarny Smok z Szarych Wilk贸w podporz膮dkowa艂 sobie kolejne plemiona i gromadzi艂 pozosta艂e, zamierzaj膮c si臋gn膮膰 po wi臋ksz膮 w艂adz臋. Chanowie zje偶d偶ali do niego ze wszystkich stron, cz臋艣膰 z nich niew膮tpliwie liczy艂a, 偶e zdo艂a wyzwa膰 go na pojedynek i przej膮膰 w艂adz臋 nad podleg艂ymi mu plemionami. Zapowiada艂y si臋 wydarzenia, kt贸re nie mia艂y miejsca od czas贸w wczesnego dzieci艅stwa Kekharta, gdy Ulagan pr贸bowa艂 dokona膰 tego samego, po co si臋ga艂 teraz Jyrgal.
Jedno Kekharta niepokoi艂o przez ca艂膮 drog臋: po c贸偶 艣ci膮ga膰 na spotkanie plemion gromad臋 wykluczonych? Po c贸偶 wyci膮ga膰 ich z miejsca, w kt贸rym si臋 odnale藕li i zabiera膰 tam, gdzie w najlepszym razie czeka ich nieustanny ostracyzm, w najgorszym za艣 艣mier膰? Po c贸偶 pokazywa膰 im 艣wiat, do kt贸rego przestali nale偶e膰 i zmusza膰 do lawirowania w g膮szczu praw poszczeg贸lnych plemion tak, by nie narazili si臋 jeszcze bardziej, nie obrazili kogo艣, kto nie bez podstaw uzna, 偶e zabicie wyrzutka nie przyniesie mu ha艅by?
Gdy w noc przed wyjazdem podzieli艂 si臋 tymi w膮tpliwo艣ciami z Takhirem, szaman u艣miechn膮艂 si臋 tylko.
– Nie w膮tp w decyzje, kt贸re poj膮艂em, m贸j Kekharcie. Je艣li powiod臋 ciebie i twoich towarzyszy na 艣mier膰, b臋dzie to honorowa 艣mier膰 wojownik贸w, to ci obiecuj臋. Nie pozwoli艂bym ci umrze膰 w ha艅bie, wiesz o tym.
– To powiedz, czemu ty nam jecha膰 ka偶esz?
– Urhan potrzebuje przedstawicieli.
Wojownik za艣mia艂 si臋 wtedy.
– Niech wi臋c ich w艂adze miasta wysy艂aj膮!
– Nie, m贸j Kekharcie, ich nie interesuje, kto kaganem zostanie. Pope艂niaj膮 b艂膮d i oby za niego nie zap艂acili... A wy jeste艣cie tym, co Urhan mo偶e zaoferowa膰. Pr贸cz tego, m贸j Kekharcie, ci膮gle trzymasz u siebie pewien kawa艂 metalu, czy nie tak? Mo偶e pora zrobi膰 ze艅 u偶ytek?
O spadaj膮cej gwie藕dzie, gwo藕dziu z niebieskiego sklepienia Kekhart prawie ju偶 zapomnia艂 i podobnie zapomnia艂a Larha, lecz Czarny Szaman pami臋ta艂 za nich. Wi臋c wie藕li teraz ci臋偶k膮 bry艂臋 偶elaza na jucznym koniu, z cich膮 nadziej膮, 偶e przepowiednia elfki mia艂a w sobie cho膰 krztyn臋 prawdy.
Rzeka pieni艂a si臋, podskakiwa艂a na kamieniach. W g艂臋bszych jej partiach l艣ni艂y grzbiety ryb, w zaro艣lach na brzegu krzycza艂 jaki艣 ptak. Dalej, za krzewami, wida膰 by艂o bezkresn膮, trawiast膮 r贸wnin臋 ci膮gn膮c膮 si臋 a偶 po horyzont, od zachodu, a偶 po wsch贸d.
– Hej, szamanie, ty艣 na wschodzie by艂, nie? – spyta艂 Gaspar, kt贸ry pop臋dzi艂 konia, by zbli偶y膰 si臋 do Takhira. – Widzia艂e艣 ty co ciekawego?
Takhir, pochylony w siodle nie odwr贸ci艂 si臋 nawet i tylko Kekhart dostrzeg艂 jego u艣miech.
– Smoki, Gasparze, smoki.
– Smoki? Prawdziwe smoki? Na bog贸w, a ja my艣la艂em, 偶e wygin臋艂y gadziny przed wiekami!
– Smokowc贸w musia艂e艣 widzie膰.
– Ano. Oni od smok贸w pochodz膮?
– Tak si臋 m贸wi – rzek艂 alvablodet spokojnie. – Pie艣niarzem jeste艣, Gasparze, a tego nie wiesz? Nie znasz tej opowie艣ci? M贸wi膮, 偶e niegdy艣 偶y艂 w g贸rach czarownik, nekromanta przekl臋ty, kt贸ry ze smoczyc膮 potomstwo sp艂odzi艂...
– Musia艂o by膰 brzydsze od Arthana, to potomstwo! – za艣mia艂 si臋 cz艂owiek.
– Ja 偶em ciebie, Gaspar s艂ysza艂! – warkn膮艂 mu nad uchem mieszaniec. – Ty sobie zbierasz, Gaspar, zbierasz, a jak ty sobie uzbierasz, ja tobie g艂ow臋 do rzeki wsadz臋 i przytrzymam...
M艂ody cz艂owiek za艣mia艂 si臋, pop臋dzi艂 konia, mieszaniec ruszy艂 za nim, przez wod臋, b艂oto, piach, p艂osz膮c ryby i wydr臋, kt贸ra ledwo co wystawi艂a g艂ow臋 z nory.
– Wi臋cej maj膮 w sobie obaj dziecka, ni偶 ty w ich wieku – zauwa偶y艂 Takhir, patrz膮c jak 艣cigaj膮 si臋, zataczaj膮c kr臋gi wok贸艂 pozosta艂ych je藕d藕c贸w. – Kt贸ra im wiosna idzie?
– Dwadzie艣cia lat, mo偶e. Nikt do ko艅ca nie wie, kiedy i gdzie Arthan si臋 urodzi艂, mo偶e nawet i on sam.
– M贸wi艂, 偶e Urhan nigdy nie opuszcza艂.
M贸wi艂, i owszem, kiedy podekscytowany stwierdzi艂, 偶e ch臋tnie wyruszy w drog臋, zobaczy szerszy kawa艂ek 艣wiata, miejsca, kt贸rych nie widzia艂. 呕e nigdy nie opuszcza艂 dot膮d mur贸w Urhan. Kekhart przypomnia艂 sobie w贸wczas s艂owa kap艂ana, pierwszego opiekuna m艂odzie艅ca.
– K艂ama艂.
– Wielu rzeczy nie m贸wi. O innych k艂amie. Ma w sercu l臋k i nienawi艣膰. Oby one go nie zniszczy艂y.
Zamilkli obaj i jechali w ciszy. Tym czasem obu m艂odzie艅c贸w zaprzesta艂o gonitwy, nie chc膮c przem臋cza膰 koni. Teraz wolniejszym nieco krokiem wlekli si臋 na samym tyle.
– Takhir, powiedz ty mi – przerwa艂 Kekhart milczenie. – Ty艣 szuka艂 tego, do kogo nale偶a艂y karty tamte.
– Szuka艂em.
– Znalaz艂e艣?
– Odda艂em je powo艂anej osobie. Tak, znalaz艂em poniek膮d, lecz nie dane mi by艂o z nim rozmawia膰. Mo偶e kiedy艣, bo to nader interesuj膮ca osoba, nader interesuj膮ca...
– A wizje moje? M贸wi艂e艣, 偶e ty ich wyja艣nienia szuka膰 chcesz.
Takhir zn贸w si臋 u艣miechn膮艂, tak samo, jak w贸wczas, gdy Gaspar zapyta艂 go o pobyt na wschodzie.
– Gdybym nie znalaz艂, nie bra艂bym was ze sob膮 teraz. M贸wi艂em ci kiedy艣, 偶e duchy rol臋 dla ciebie przewidzia艂y, m贸wi艂a ci to elfia czarodziejka. Ci膮gle s艂ysz臋 te same przepowiednie: o w艂adcy na wschodzie, przez bog贸w naznaczonym, przez si艂臋 rz膮dz膮c膮 艣wiatem. I ty je s艂yszysz, wracaj膮 ci膮gle. Jest taki moment, gdy 艣wiat nie mo偶e znie艣膰 nat艂oku przepowiedni, zaczyna wi臋c je spe艂nia膰, sadz臋, 偶e taki moment jest teraz w艂a艣nie, m贸j Kekharcie.
– Jyrgal jest w艂adc膮, o kt贸rym m贸wi膮?
I zn贸w ten u艣miech, zamkni臋te usta, rozci膮gni臋te szeroko wargi. Niebezpieczny, niepokoj膮cy u艣miech.
– Nie, m贸j Kekharcie. Nie on. Kto艣 inny. Prawdziwy smok.
***

Wieczorem rozbili ob贸z na brzegu rzeki, na suchej trawie. Woda l艣ni艂a srebrem w blasku ksi臋偶yca i z艂otym, bij膮cym od ognia. W ciszy panuj膮cej dooko艂a s艂ycha膰 by艂o cykanie 艣wierszczy, trzask p艂omieni, raz czy dwa w dali zawy艂 poluj膮cy wilk: zbyt odleg艂y, by zagrozi膰, lecz nad rzek膮 d藕wi臋ki nios艂y si臋 艂atwo.
Larha i Temur siedzieli obok siebie, milcz膮c. Kekhart podziwia艂 to, ile zrozumienia umieli znale藕膰 w milczeniu i samotno艣ci, ile tre艣ci wyczytywali z siebie nawzajem w tych momentach.
Arthan rozebra艂 si臋, 偶eby wzi膮膰 k膮piel w zimnej rzece i oczywi艣cie zapomnia艂 za艂o偶y膰 ubranie po. Kr臋ci艂 si臋 nago po obozowisku, a nikt szczeg贸lnie nie zwraca艂 na to uwagi. Tylko Takhir u艣miechn膮艂 si臋 k膮tem ust, zerkaj膮c na swego towarzysza.
– Ma si臋 ch艂opak czym pochwali膰 – stwierdzi艂.
Kekhart poczu艂 nieprzyjemny dreszcz. Dot膮d nie zastanawia艂 si臋 nawet nad stosunkiem Czarnego Szamana do innych m臋偶czyzn, wiedzia艂, 偶e jacy艣 byli, ale nie pyta艂 i nie rozwa偶a艂, nie zauwa偶a艂, czy Takhir w og贸le przygl膮da艂 si臋 komu艣. Zreszt膮 ilekro膰 byli razem, byli sami, we dw贸ch, nawet w kr贸tkich momentach w Urhan jedynie noce sp臋dzali w jednym miejscu. A teraz szaman przypatrywa艂 si臋 cia艂u m艂odzie艅ca mieszanej krwi, cia艂u nader dobrze zbudowanemu, chyba w zado艣膰uczynieniu dla brzydkiej twarzy.
Alvablodet roze艣mia艂 si臋.
– O na duchy, m贸j Kekharcie, a c贸偶 to za mina? Jeden fakt stwierdzi艂em, jedn膮 rzecz zauwa偶y艂em, a tobie po g艂owie kr膮偶膮 dziwaczne pomys艂y, przyznaj.
– C贸偶 mia艂oby mi kr膮偶y膰?
– Zazdro艣膰.
Mieszaniec, nie艣wiadom, 偶e przypadkiem sta艂 si臋 przyczyn膮 gromadz膮cych si臋 chmur burzowych, po艂o偶y艂 si臋 na trawie z zadowolonym pomrukiem, wsuwaj膮c d艂onie pod g艂ow臋 i spogl膮daj膮c w niebo. Swobodny i spokojny, uwolniony na chwil臋 nawet od w艂asnych tajemnic.
Kekhart parskn膮艂. Zazdro艣膰? Na bog贸w, zazdro艣膰 mog艂a odczuwa膰 kobieta, gdy jej m膮偶 bra艂 sobie inn膮 bez jej woli i zgody.
– Ty chyba kpisz.
– Nie kpi臋. Jak mam inaczej nazwa膰 twoj膮 min臋? Na wszystkich bog贸w, m贸j Kekharcie, czy tobie si臋 wydaje…
Nie sko艅czy艂 zdania, gdy偶 nagle Gaspar, tak偶e le偶膮cy na trawie poderwa艂 si臋 i zamar艂, nadstawiaj膮c uszu.
– S艂yszycie to? – spyta艂.
I owszem, us艂yszeli pr臋dko: t臋tent ko艅skich kopyt, miarowe uderzanie o ziemi臋. Wi臋cej ni偶 jedno zwierz臋, obci膮偶one w dodatku ci臋偶arem je藕d藕ca. Ca艂a spora grupa zbli偶a艂a si臋 do rzeki od wschodu.
Wkr贸tce dojrzeli ich – przez zaro艣la i trawy pod膮偶a艂 dobry tuzin koni, z czego cztery juczne i jeden luzak. Dosiadaj膮cy ich je藕d藕cy odziani byli w kaftany z wzmocnionej sk贸ry, spod ko艂pak贸w wyp艂ywa艂y d艂ugie warkocze. Wjechali w wod臋, rozbryzguj膮c j膮 i zatrzymali si臋 na skraju 艂achy, gdzie rozbito ob贸z. Blask ognia pad艂 na twarz dow贸dcy, okr膮g艂膮, g艂adk膮, nie naznaczon膮 偶adn膮 blizn膮 twarz m艂odej orczycy.
Kobieta zdj臋艂a szyszak, odsun臋艂a na plecy grube warkocze. Tam, gdzie inna niewiasta nosi艂aby kolczyki, ona nie mia艂a nic, obci臋to jej bowiem p艂atki uszu.
Kekhart zamar艂, stoj膮c na piasku i wpatruj膮c si臋 w twarz Hurik, dojrzalsz膮, ale nadal pi臋kn膮, naznaczon膮 pionow膮 zmarszczk膮 mi臋dzy g臋stymi brwiami, lecz ani jedn膮 blizn膮. Hurik na czele oddzia艂u wojowniczek, spogl膮daj膮cych z wysoko艣ci siode艂 na sz贸stk臋 wyrzutk贸w, kt贸rzy o艣mielili si臋 wjecha膰 na zakazany teren.
– Kekhart – odezwa艂a si臋, zaskoczona.
Jej g艂os zabrzmia艂 jak melodia, jak szmer strumienia odnalezionego w samym 艣rodku suchej r贸wniny w upalny dzie艅. Jak trzask ognia w 艣rodku zimy. Jak 艣piew ptak贸w po d艂ugiej nocy.
Zabrak艂o mu s艂贸w. Sta艂 i wpatrywa艂 si臋 w dawn膮 przyjaci贸艂k臋, a ona wpatrywa艂a si臋 w niego, pr贸buj膮c zrozumie膰, sk膮d to niezwyk艂e spotkanie.
– Co tutaj robisz, z dala od plemienia?
Wi臋c nie wiedzia艂a. Przez te wszystkie lata nie dotar艂y do niej wie艣ci. Nie mia艂a poj臋cia o jego ha艅bie.
艢wi臋te kobiety przypatrywa艂y si臋 w臋drowcom, zastanawiaj膮c si臋 pewnie, co tak nietypowa zbieranina robi na szlaku. By艂o ich osiem, dwie z nich nale偶a艂y do ludzkich plemion. Jedna m艂odo艣膰 dawno mia艂a ju偶 za sob膮, cho膰 w siodle trzyma艂a si臋 prosto i patrzy艂a na 艣wiat bystrymi oczyma. W艂osy innej l艣ni艂y rdz膮, rude, rzadko艣膰 w艣r贸d czarnow艂osych ork贸w.
„Nie mam plemienia” – chcia艂 powiedzie膰 Kekhart. Zn贸w s艂owa uwi臋z艂y mu w gardle. Liczy艂, 偶e towarzysze po艣piesz膮 mu na ratunek, oni jednak milczeli, 艣wiadomi, 偶e dawni przyjaciele musz膮 rozegra膰 to mi臋dzy sob膮.
– Kakharcie – odezwa艂a si臋 Hurik po raz trzeci. – Czemu milczysz?
Nie m贸g艂 tego ukrywa膰, nie przed ni膮 i nie teraz, kiedy zmierzali na zgromadzenie plemion.
– Wygnano mnie. Jestem wyrzutkiem bez plemienia. Moi towarzysze r贸wnie偶, poza Czarnym Szamanem Takhirem. Zadawanie si臋 z nami nie b臋dzie…
Kobieta za艣mia艂a si臋 i zeskoczy艂a z konia.
Kekhart sta艂 sztywno, gdy zbli偶y艂a si臋 go obj膮膰.
– Dla mnie wyrzutkiem nie jeste艣 – oznajmi艂a. Potem krzykn臋艂a na swe towarzyszki: – Hej, z koni! Zostajemy tu na noc! Studni臋 znajdziemy jutro rankiem!
Popatrzy艂y po sobie, potem po bandzie wykluczonych, z kt贸rymi mia艂y sp臋dzi膰 noc. Ruda odchrz膮kn臋艂a g艂o艣no.
– Niech tylko ten mu艂, kt贸rego ze sob膮 maj膮 czym艣 si臋 zakryje. Nikt nie chce patrze膰 na jego fiuta.
Zapad艂a chwila ciszy. Ruda wojowniczka skierowa艂a spojrzenie dok艂adnie na osob臋, o kt贸rej m贸wi艂a i dok艂adnie w to miejsce, kt贸rego pono膰 nie chcia艂a ogl膮da膰. Arthan najpierw warkn膮艂, wzburzony, potem prawie si臋 skuli艂, jakby spojrzenie kobiety mia艂o go wykastrowa膰. Po艣piesznie si臋gn膮艂 po ubranie i pocz膮艂 je na siebie wci膮ga膰.
Kobiety zsiad艂y z koni, rozkulbaczy艂y uwi膮za艂y tak wierzchowce, jak i juczne zwierz臋ta oraz luzaka. Ten ostatni nosi艂 siod艂o: albo wojowniczki straci艂y niedawno towarzyszk臋, albo wkr贸tce mia艂 do nich do艂膮czy膰 kto艣 jeszcze.
Rozstawiaj膮c namioty, rozpalaj膮c drugie ognisko i przygotowuj膮c posi艂ek, kobiety rozmawia艂y g艂o艣no, 艣mia艂y si臋 i co chwila zerka艂y z ciekawo艣ci膮 na sz贸stk臋 w臋drowc贸w. Czasem wida膰 by艂o w tej ciekawo艣ci niech臋膰 i podejrzliwo艣膰. Wida膰 pozosta艂e 艢wi臋te Kobiety niekoniecznie podziela艂y otwarcie Hurik.
Zw艂aszcza rudow艂osa niech臋tnie zerka艂a na Arthana, tak偶e Gaspar, kt贸ry pr臋dko nawi膮za艂 kontakt wzrokowy z m艂odsz膮 z dw贸ch ludzkich kobiet zyska艂 jej niech臋膰. Orczyca co jaki艣 czas spogl膮da艂a morderczo na obiekt zainteresowania pie艣niarza, zdawa艂a si臋 te偶 trzyma膰 przy sobie pozosta艂e towarzyszki.
– A艂艂a nie mo偶e ju偶 wytrzyma膰 bez m臋偶czyzny – za艣mia艂a si臋 Hurik, kt贸ra opu艣ci艂a 艢wi臋te Kobiety i siedzia艂a przy ognisku wygna艅c贸w. – Wi臋c tym gorliwiej pozosta艂ych pilnuje.
– Pr臋dzej czy p贸藕niej ka偶d膮 zasw臋dzi – mrukn膮艂 Temur.
Larha popatrzy艂a na niego morderczym wzrokiem, potem to samo spojrzenie skierowa艂o na Hurik. Wida膰 by艂o w jej wzroku niech臋膰 – mo偶e zazdro艣膰? O urod臋, o wolno艣膰, o to, czego jej 偶ycie odm贸wi艂o.
– Co wam szkodzi? – spyta艂a. – Je艣li ma potrzeb臋…
– Przysi臋gamy, 偶e tak d艂ugo, jak d艂ugo w stowarzyszeniu jeste艣my, 偶aden m臋偶czyzna nas nie tknie.
– I odrzucacie te, kt贸re dziewicami nie s膮.
Hurik skupi艂a wzrok na twarzy Larhy, wpatrywa艂a si臋 w ni膮 d艂ugo, badaj膮c rysy, linie tatua偶y, szczerby po k艂ach.
– Tindre – powiedzia艂a spokojnie – odebra艂a przysi臋g臋 od dziewic ze swojego plemienia. C贸rek zabitych wojownik贸w, kt贸re wola艂y walczy膰 przeciw wrogom, ni偶 rodzi膰 dzieci. Przysi臋ga艂y, 偶e b臋d膮 czyste tak d艂ugo, jak d艂ugo b臋dzie to konieczne.
– A tym, kt贸re chc膮 uciec, drog臋 zagradzacie – odpowiedzia艂a Larha z narastaj膮cym gniewem w g艂osie.
– Nie zagradzamy drogi nikomu.
– Wi臋c gdzie by艂y艣cie, kiedy sama by艂am, kiedy mnie odrzucono, kiedy nie mia艂am gdzie p贸j艣膰? Czego i kogo bronicie, skoro nie mog艂y艣cie broni膰 mnie, i innych, mnie podobnych? Jedyne, o czym my艣licie, to wasza legenda, wasza duma, a ta, kt贸rej dum臋 podeptano, nigdy nie zas艂u偶y na wasze spojrzenie nawet…
– S艂uchaj no! Mnie oskar偶asz? C贸偶 ja ci zrobi艂am?
Larha 艣ci膮gn臋艂a brwi, wyszczerzy艂a z臋by. Brzydko to wygl膮da艂o przy braku k艂贸w, dziury zia艂y w jej ustach jak oskar偶enie i 艣wiadectwo ha艅by.
– Wy wszystkie. Wy, kt贸re mienicie si臋 艢wi臋tymi Kobietami. O tak, wy jeste艣cie 艣wi臋te, a ja – nieczysta. A ty teraz przy ogniu ze mn膮 siedzisz, z moj膮 nieczysto艣ci膮, z moj膮…
Temur wsta艂 nagle, zawis艂 nad obiema orczycami.
– Milcz, kobieto – warkn膮艂 w stron臋 Larhy. – Milcz i nie obra偶aj ich. Zechcia艂y z nami obozowa膰, winni艣my im wdzi臋czno艣膰.
Kobieta wsta艂a, wspar艂a obie d艂onie na biodrach. Sta艂a naprzeciw niego z gniewn膮 min膮, gotowa do ataku. Ni偶sza i drobniejsza, ale do艣膰 masywna i silna, by go powali膰, tak, jak nie raz powala艂a postawniejszych od siebie.
– I ty te偶? Czego ty chcesz ode mnie? Miejsce mi moje pokaza膰? Niech tak b臋dzie! Wiem, gdzie miejsce moje.
Chwyci艂a swoj膮 derk臋 i pos艂anie i bez s艂owa ruszy艂a na bok, poza oba obozowiska. W臋drowcy z Urhan i 艢wi臋te Kobiety patrzyli na ni膮 w milczeniu, kiedy ich opuszcza艂a.
W ko艅cu Hurik wsta艂a i trzasn臋艂a Temura w twarz.
– A ty na co czekasz, g艂upi?! Id藕偶e za ni膮. Przepro艣. Ty艣 si臋 z ni膮 zwi膮za艂, to ty o ni膮 dbaj. Niech tyle ma chocia偶 z 偶ycia.
M臋偶czyzna zawaha艂 si臋 przez chwil臋, ale ruszy艂, oci膮gaj膮c si臋.
– G艂upi fiut – mrukn臋艂a Hurik. – Z my艣leniem to on ma problem nielichy.
Przy drugim ognisku rudow艂osa t艂umaczy艂a co艣 m艂odszym towarzyszkom, mo偶na przypuszcza膰, 偶e uzna艂a to, co si臋 sta艂o za doskona艂y dow贸d na to, i偶 od m臋偶czyzn nale偶y trzyma膰 si臋 z dala.
Dwie wojowniczki nie s艂ucha艂y jej. Siedzia艂y na uboczu, przypatruj膮c si臋 incydentowi, potem jakby nigdy nic nachyli艂y si臋 ku sobie. Ni偶sza, drobniutka, cho膰 o szerokich biodrach, z budowy cia艂a podobna nieco do Diyar, lecz bardziej od niej muskularna, uj臋艂a wy偶sz膮 za r臋k臋, drug膮 d艂o艅 z czu艂o艣ci膮 po艂o偶y艂a jej na szarobrunatnym policzku, wsun臋艂a palce w pi臋kne, zwini臋te w drobne pier艣cionki w艂osy. Wy偶sza nachyli艂a si臋 nad ni膮, szepn臋艂a co艣 do obwieszonego kolczykami ucha. Za艣mia艂y si臋 obie, wsta艂y i ruszy艂y w stron臋 zaro艣li, skrywaj膮cych nieco g艂臋bsz膮 wod臋. Po chwili na zwieszaj膮cej si臋 nad rzek膮 ga艂臋zi zawis艂o kilka cz臋艣ci ubrania, a zza krzak贸w rozleg艂 si臋 plusk i radosny 艣miech.
Arthan i Gaspar gapili si臋 bezczelnie w tamt膮 stron臋, pr贸buj膮c wypatrze膰 cia艂a kobiet mi臋dzy listowiem. W ich oczach dostrzec mo偶na by艂o tak fascynacj臋, jak i niedowierzanie. Pierwszy raz w 偶yciu widzieli kobiety pozostaj膮ce w tak bliskich stosunkach mi臋dzy sob膮. Pewnie s艂yszeli ju偶 legendy o praktykach niekt贸rych 艢wi臋tych Kobiet, zazwyczaj kwitowane stwierdzeniem, 偶e wojowniczkom w g艂owach si臋 z braku m臋偶czyzny przestawi艂o i 偶e przesz艂oby im z pewno艣ci膮, gdyby si臋 trafi艂 jaki艣, co im porz膮dnie dogodzi. Pewnie obu m艂odzie艅com przemyka艂a si臋 teraz po g艂owach my艣l, ile by艂o w tym prawdy.
Hurik oczywi艣cie postanowi艂a przywo艂a膰 ich do porz膮dku.
– A wy si臋 na co gapicie, zbere藕nicy?! Podejdziecie bli偶ej, oczy wam wy艂upi臋! Dotkniecie kt贸rej, jaja odetn臋! Mamy my jednego takiego, co sobie na za du偶o pozwala艂, mamy, jutro go zobaczycie, je艣li prze偶y艂. Na zjazd dojedziemy, to wy zobaczycie, jak si臋 z tymi post臋puje, co na 艢wi臋t膮 Kobiet臋 r臋k臋 podnios膮!
Wsta艂a, sk艂oni艂a si臋.
– Kakharcie, ty mi wybacz, ja do swoich musz臋. Ale ciesz臋 si臋, 偶e艣my si臋 spotkali. Podr贸偶owa膰 b臋dziemy razem, przy nas nikt was nie tknie, ale nie obiecam wam na zje藕dzie samym bezpiecze艅stwa. Takhirze – sk艂oni艂a si臋 przed szamanem – zaszczyt mi przynosi to spotkanie.
– I mnie, Hurik ze 艢wi臋tych Kobiet, c贸rko Vard偶y – odpar艂 Czarny Szaman. – Tym bardziej, 偶e uzna艂a艣 moich towarzyszy za godnych waszego towarzystwa.
– Nie zawsze si臋 godnie zachowuj膮 – stwierdzi艂a, zerkaj膮c na Larh臋 i Temura, na uboczu tocz膮cych pot臋偶n膮 k艂贸tni臋, potem na obu m艂odzie艅c贸w, staraj膮cych si臋 nie spogl膮da膰 w zakazanym kierunku. – Ale c贸偶, temu, kto 偶yje poza, trudno inaczej. My same wiemy co艣 o tym i ty to wiesz sam.
Oddali艂a si臋 i usiad艂a w艣r贸d swoich. Jedna z wojowniczek poda艂a jej misk臋 pe艂n膮 g臋stej zupy, inna kubek z jakim艣 napojem. Dwie dziewczyny, kt贸re k膮pa艂y si臋 w rzece, wr贸ci艂y – ociekaj膮ce wod膮 i odziane w same tylko spodnie, nie przejmuj膮c si臋, 偶e tu偶 obok dw贸ch m艂odych m臋偶czyzn robi wszystko, 偶eby si臋 nie przygl膮da膰 ich obna偶onym piersiom. Ruda skarci艂a, je, oczywi艣cie, ale i z tego niewiele sobie zrobi艂y. Siad艂y przy ogniu, jedz膮c p贸藕n膮 kolacj臋.
– Je艣li ja komu zazdroszcz臋 – rzek艂 Kekhart p贸艂g艂osem, nachylaj膮c si臋 do szamana. – To tym dw贸m w艂a艣nie.
Odk膮d wyruszyli, nie by艂o mi臋dzy nimi wi臋cej dotyku, ni偶 to konieczne w podr贸偶y.
Alvablodet za艣mia艂 si臋 p贸艂g艂osem.
– M贸j Kekharcie, brzeg rzeki jest rozleg艂y i z pewno艣ci膮 znajdziemy tu sporo miejsca na samotno艣膰.
– A inni i tak b臋d膮 wiedzie膰.
– A my艣lisz, 偶e nie wiedz膮 ju偶? M贸j Kekharcie, my tu w艣r贸d swoich jeste艣my.
Wsta艂, si臋gn膮艂 po derk臋.
– Idziesz wi臋c – spyta艂 – czy boisz si臋?
Kekhart zawaha艂 si臋 przez chwil臋, ale ruszy艂 za nim.
***

Rankiem wojowniczki pr臋dko zwin臋艂y sw贸j ob贸z i przygotowa艂y si臋 do drogi.
– Musimy przekroczy膰 rzek臋 – oznajmi艂a Hurik. – Zostawi艂y艣my tam kogo艣 w studni, czas go zabra膰.
– O ile 偶yje jeszcze – za艣mia艂a si臋 jedna z jej towarzyszek – Bo w tym upale trudno…
Min臋li wi臋c zaro艣la i ruszyli przez trawy. W tym krajobrazie trudno by艂o wypatrze膰 jak膮kolwiek studni臋, rzadko bowiem wznosi艂y si臋 one ponad poziom ziemi, a nawet je艣li, pr臋dko zas艂ania艂y ich otw贸r chaszcze.
W takich studniach zostawiano cz臋sto zbrodniarzy, z kt贸rymi nie do ko艅ca wiadomo by艂o: wygna膰 ich czy zabi膰? Kiedy plemi臋 opuszcza艂o swoje koczowisko, porzuca艂o i studni臋 i winowajc臋. W g艂臋bokiej jamie, z niewielkim otworem nad g艂ow膮, 艂atwo by艂o umrze膰 z g艂odu lub oszale膰, za艣 w prawdziwie upalne lata, gdy woda na dnie studni wysycha艂a, 艣mier膰 przychodzi艂a z pragnienia i gor膮ca.
Urhan i inne nadgraniczne osady przej臋艂y ten zwyczaj i dr膮偶y艂y w ziemi swoje wi臋zienia. Urha艅skie Studnie by艂y kompleksem jam wykutych w skale, paru g艂臋bokich i w膮skich, przeznaczonych dla jednej osoby i paru szerszych, dla wielu wi臋藕ni贸w, cho膰by tych, kt贸rych wrzucano tam na kilka dni, jak si臋 to zdarzy艂o Gasparowi i Arthanowi. Ale czasem zamykano kogo艣 w w膮skiej jamie i zapominano o nim. Na dnie niekt贸rych Studni le偶a艂a spora warstwa ko艣ci.
Kobiety wiedzia艂y, gdzie szuka膰. Studnia okaza艂a si臋 by膰 nisko ocembrowana, z wn臋trza pachnia艂o wilgoci膮 i ekskrementami. Zbyt ciemno jednak by艂o, by dostrzec osob臋 w 艣rodku
Jedna z kobiet podesz艂a i wrzuci艂a kamyk do wn臋trza. Po chwili da艂 si臋 s艂ysze膰 j臋k b贸lu.
– 呕yje! – wykrzykn臋艂a. – Lin臋 da膰!
Jeden koniec grubego sznura wojowniczka wrzuci艂a do studni, drugi pozosta艂e chwyci艂y w d艂onie. Kobieta zeskoczy艂a na d贸艂, po pewnym czasie szarpn臋艂a za lin臋.
– Mo偶na wyci膮ga膰 – zawo艂a艂a – sam to on nie wyjdzie!
W pierwszym odruchu Urha艅czycy chcieli pom贸c, ale Takhir powstrzyma艂 ich. 艢wi臋tych Kobiet by艂o do艣膰 i nie potrzebowa艂y wsparcia m臋偶czyzn. Gdyby kto艣 je wyr臋czy艂, poczu艂yby si臋 ura偶one.
Patrzyli wi臋c, jak wojowniczki bez wi臋kszego trudu wydobywaj膮 ze studni brudnego i s艂abego orczego m臋偶czyzn臋.
Wygl膮da艂 na niem艂odego ju偶, a wycie艅czenie organizmu pot臋gowa艂o to wra偶enie. Wychudzony, o zapadni臋tych oczach, twarzy poci臋tej zmarszczkami, w艂osach posklejanych w brudne, sfilcowane str膮ki, ciele, raz po raz wstrz膮sanym dreszczami: wrak, a nie 偶ywa istota, cie艅 tego, czym m贸g艂 niegdy艣 by膰. Spod pot臋偶nej warstwy brudu nie wida膰 by艂o nawet oznak, kt贸re wskazywa艂yby na przynale偶no艣膰 do plemienia.
Najstarsza z wojowniczek zbli偶y艂a si臋 i z zaci臋t膮 min膮 wymierzy艂a solidny kopniak w wychudzony bok m臋偶czyzny.
– No, 艣mieciu, masz pecha, 偶e 偶yjesz – oznajmi艂a.
M臋偶czyzna nie odpowiedzia艂 j臋kn膮艂 tylko w spos贸b nie przystoj膮cy wojownikowi.
– Do rzeki – rozkaza艂a Hurik – ca艂y jest ubabrany we w艂asnym g贸wnie.
Kiedy zaci膮gn臋艂y nieszcz臋艣nika na brzeg, by wrzuci膰 go do zimnej wody, dosz艂o do pierwszego buntu. Arthan, nieoczekiwanie, wdar艂 si臋 mi臋dzy 艢wi臋te Kobiety, chwyci艂 p贸艂przytomnego m臋偶czyzn臋 za rami臋 i spojrza艂 w oko tej, kt贸ra go trzyma艂a: tej wysokiej, ze 艣licznie wij膮cymi si臋 lokami, kt贸ra uprzedniego wieczora w tym samym miejscu k膮pa艂a si臋 wraz z kochank膮.
– Ty przesta艅. Ty go zabijesz.
Dziewczyna zmierzy艂a miesza艅ca wzrokiem.
– Z drogi mule!
M艂odzieniec podni贸s艂 r臋k臋, zamierzaj膮c si臋 do ciosu.
– Albo ty przestaniesz, albo… – zagrozi艂.
– Albo ty odejdziesz, albo nie b臋dziesz mia艂 fiuta – ostrzeg艂a wojowniczka, woln膮 r臋k臋 k艂ad膮c na no偶u przy pasie.
– Ty wejdziesz mi臋dzy nas i nasze sprawy, kundlu, i jeste艣 r贸wnie martwy, co ta kupa 艂ajna – doda艂a Hurik, zbli偶aj膮c si臋. – ostrzega艂am ci臋 wczoraj, ostrzegam drugi raz. Trzeci raz nie ostrzeg臋, trzeci raz wypruj臋 ci flaki, nie wa偶ne, 偶e艣 naznaczony przez bog贸w.
P贸艂-cz艂owiek zdawa艂 si臋 nic sobie nie robi膰 z gr贸藕b. Przeni贸s艂 wzrok na Hurik.
– On na lepsze traktowanie zas艂u偶y艂. Wy nim tak pomiata膰 b臋dziecie, wy go zabijecie.
– Wierz mi, miesza艅cu, lepiej dla niego, je艣li zginie, zanim na zjazd dotrzemy. Wiesz, co z nim zrobimy? Obedrzemy go ze sk贸ry, na oczach wszystkich. Niech wiedz膮 plemiona, co czeka tego, kto wyst膮pi艂 przeciw nam.
– Jak on ma zgin膮膰, niech on chocia偶 ginie z godno艣ci膮.
– A co ty wiesz o godno艣ci, mule? – wtr膮ci艂a si臋 ruda A艂艂a.– Hurik, po prostu zabijmy ten pomiot urha艅skiej kurewki.
– Tylko spr贸buj, suko – warkn膮艂 za ich plecami Gaspar. Szcz臋kn臋艂a stal, gdy wysun膮艂 miecz z pochwy. – Tkniesz Arthana – z nami wszystkimi b臋dziesz mie膰 do czynienia.
– Gaspar, milcz! – rozkaza艂 mu Kekhart. – Arthanie, do艣膰, to ich sprawa, nie nasza. Ten m臋偶czyzna pope艂ni艂 zbrodni臋.
– Jak i ty – zaprotestowa艂 m艂odzieniec. – Jak Larha, jak Temur, jak Gaspar… A moj膮 zbrodni膮 jest moje urodzenie. On jest jednym z nas.
– Cokolwiek zrobi艂, nie ma por贸wnania, skoro chc膮 go ze sk贸ry obedrze膰.
– To ja m贸wi臋, niech on z godno艣ci膮 umiera – upiera艂 si臋 p贸艂-cz艂owiek.
Hurik za艣mia艂a si臋.
– Niech to, naprawd臋, macie dziecko bog贸w w艣r贸d was. B艂ogos艂awie艅stwo. B艂ogos艂awie艅stwa g艂osu nie spos贸b nie s艂ucha膰, skoro tak m贸wi. A艂艂a, Kuara, odst膮pcie. Niech go umyj膮 po swojemu, jak si臋 nie brzydz膮. Niech si臋 nim zajm膮. Takhirze, zrobisz to? Przynajmniej my tego 艣miecia nie b臋dziemy musia艂y tyka膰.
– I tak nie b臋dzie godno艣ci w jego 艣mierci – oznajmi艂a z wy偶szo艣ci膮 najstarsza ze 艢wi臋tych Kobiet. – A fiuta utnijmy mu teraz – doda艂a, wyjmuj膮c n贸偶.
– Przed zgromadzeniem – powstrzyma艂a j膮 przyw贸dczyni. – Jake艣my ustali艂y – jego 艣mier膰 ma by膰 przyk艂adem.
W ko艅cu Arthan i Kekhart zabrali si臋 za obmycie wi臋藕nia z nieczysto艣ci, Takhir za艣 rozpaliwszy ognisko zabra艂 si臋 za przygotowanie zi贸艂, kt贸re mia艂y przywr贸ci膰 m臋偶czy藕nie do艣膰 si艂, by m贸g艂 podr贸偶owa膰 do wieczora. Starszy ork przez ca艂y czas nie wypowiedzia艂 ani jednego wyra藕nego s艂owa, be艂kota艂 tylko i miota艂 si臋, wstrz膮sany dreszczami. Gdy oczy艣cili mu twarz, ukaza艂a si臋 pionowa, wypuk艂a blizna biegn膮ca od nasady nosa i rozwidlaj膮ca si臋 na trzy na czole – znak pochodzenia z Ludu Drzewa.
Larha przypatrywa艂a si臋 tym ablucjom bez zadowolenia.
– To gwa艂ciciel – powiedzia艂a w ko艅cu, kiedy m臋偶czy藕ni zerkali na ni膮 pytaj膮co. – 艣mie膰, kt贸rego ma艂ym palcem nie tkn臋. Powinni艣cie pozwoli膰, 偶eby z nim post膮pi艂y, jak chc膮.
– A ty sk膮d wiesz? – spyta艂 j膮 Temur
Spojrza艂a na niego gro藕nie – ci膮gle nie pojednali si臋 do ko艅ca po k艂贸tni z uprzedniego wieczora.
– Ta stara chcia艂a mu ku艣k臋 obci膮膰. A obdarcie ze sk贸ry… za najgorsze zbrodnie kara. C贸偶 dla 艢wi臋tych Kobiet gorszego, ni偶 zniewolenie jednej z nich?
– No to musia艂 mie膰 si艂 du偶o, 偶e tak膮 wilczyc臋 zmusi艂 – stwierdzi艂 kowal nie bez podziwu.
Larha bez s艂owa zwin臋艂a d艂o艅 w pi臋艣膰 i wymierzy艂a mu cios. Z nosa m臋偶czyzny pociek艂a krew.
– Ty nie zapominaj, 偶e sam masz wilczyc臋 przy sobie. I 偶e ta wilczyca wielu takich, jak to 偶a艂osne 艂ajno wykastrowa艂a. 呕eby wilczyc臋 mie膰, trzeba na ni膮 zas艂u偶y膰.
– Ot, i mamy na 偶ywo, co nam Larha do g艂owy t艂ucze, Arthan – skomentowa艂 to pie艣niarz. – Chcesz kobiet臋, musisz si臋 postara膰, jak si臋 nie postarasz, sko艅czysz jako eunuch. I bez sk贸ry jeszcze. Nieciekawa to perspektywa, nie s膮dzisz?
Po艂o偶yli wi臋藕nia, czystego ju偶, rozdzianego z ubrania, kt贸rego nie da艂o si臋 uratowa膰, na derce. Takhir ukl臋kn膮艂 nad nim i bezceremonialnie rozwar艂 mu usta.
– Pij – rzek艂, wlewaj膮c w gard艂o m臋偶czyzny zio艂owy napar, zmieszany ze zsiad艂ym mlekiem. – Musisz mie膰 si艂y na to, co ci臋 czeka…
Starszy ork zakrztusi艂 si臋, wypluwaj膮c pierwsze krople, ale kolejne pi艂 艂apczywie. Potem j臋kn膮艂 i pierwszy raz popatrzy艂 przytomnym wzrokiem na otaczaj膮ce go osoby. Takhir u偶y艂 sobie tylko znanych moczy, by przywr贸ci膰 mu przytomno艣膰.
– Bogowie… bogowie, miejcie nade mn膮 lito艣膰… – j臋kn膮艂, widz膮c twarz szamana i twarze wojowniczek otaczaj膮ce go kr臋giem.
– Dobra robota, szamanie – powiedzia艂a Hurik z uznaniem. – Lepiej by dla niego by艂o, 偶eby umar艂, ale dla nas lepiej, 偶e on 偶ywy. Na ko艅! – rozkaza艂a swym towarzyszkom. – Ruszamy, do艣膰 偶e艣my zmitr臋偶y艂y!
– Bogowie, obym umar艂… – j臋kn膮艂 wi臋zie艅. Musia艂 wiedzie膰, co go czeka. Da艂y mu to 艢wi臋te Kobiety do zrozumienia, gdy pozostawi艂y go w studni. – Bogowie, je艣li macie lito艣膰, dajcie mi umrze膰.
Takhir, kt贸ry kl臋cza艂 nad nim, uj膮艂 jego twarz w d艂onie, spojrza艂 mu g艂臋boko w oczy.
– Nie umrzesz teraz, wojowniku z Ludu Drzewa. Zabij膮 ci臋 dwa smoki, pami臋taj moje s艂owa. Dwa smoki.
– No to w paszcz臋 jednego jad臋 – odrzek艂 skazaniec. – Czarny Smok, Jyrgal. Bogowie, miejcie lito艣膰 nade mn膮.
„I drugi smok” – pomy艣la艂 Kekhart – „Ten, kt贸ry ma zosta膰 w艂adc膮, ten, do kt贸rego jedziemy…”
***

Kekhart zna艂 miejsce, w kt贸re zd膮偶ali. Jakie偶 inne miejsce by艂oby lepsze dla zjazdu plemion, ni偶 r贸wnina wok贸艂 kurhanu Tindre? Zw艂aszcza chan Szarych Wilk贸w, dziedzic Jaguna, dziedzica Tindre musia艂 szuka膰 potwierdzenia swej w艂adzy u legendarnej w艂adczyni, zwo艂a艂 wi臋c plemiona w miejscu, gdzie zosta艂a pogrzebana wraz z ukochanym ma艂偶onkiem. M贸wiono, 偶e gdy pad艂a w ostatecznej walce, raniona mieczem Lanfeia, wiedz膮c, 偶e 艣mier膰 jest blisko, kaza艂a Kassar najbli偶szej ze swych wojowniczek wypu艣ci膰 strza艂臋. Tam, gdzie strza艂a upadnie, b臋dzie miejsce by pochowa膰 kagana. I 艢wi臋ta Kobieta strzeli艂a z 艂uku, a duchy ponios艂y jej strza艂臋 daleko, daleko: wi臋c ranna Tindre, niesiona przez swoich wojownik贸w, przez Gevorga, Jaguna i Kassar, dotar艂a na r贸wnin臋 zwan膮 Polem 艁ez. I tam w ko艅cu odda艂a dusz臋 Niebiosom i Ziemi, swym rodzicielom. Wtedy wzniesiono w miejscu jej 艣mierci pot臋偶ny kurhan, chowaj膮c kr贸low膮 stepu razem z jej rumakiem, jej mieczem i dziesi膮tkiem niewolnik贸w, dow贸dc贸w wojska Lanfeia. Z艂o偶ono pod jej stopami miecze pokonanych wrog贸w, dusze ich najpot臋偶niejsi szamani zwi膮zali, by strzegli grobowca. Sze艣膰 dziewiczych wojowniczek rzuci艂o si臋 na swoje miecze, chc膮c tak偶e i po 艣mierci s艂u偶y膰 swej pani. Gevorg zmar艂 wkr贸tce po niej. Ukochany, kt贸rego serce Tindre zdoby艂a z takim trudem, Gevorg, najpi臋kniejszy i najodwa偶niejszy ze wszystkich wojownik贸w, kt贸ry dla kr贸lowej odrzuci膰 musia艂 w艂asn膮 dum臋: nie chcia艂 bowiem po艣lubi膰 niewiasty przewy偶szaj膮cej go waleczno艣ci膮. Ten Gevorg, kt贸ry doprowadzi艂 do tragedii, nieopatrznie uwalniaj膮c Lanfeia – zmar艂 z rozpaczy i poczucia winy za 艣mier膰 ma艂偶onki, kt贸rej nie zdo艂a艂 pom贸c. Pochowano go u jej boku, tak, jak z m臋skimi wodzami nie raz chowano ich 偶ony.
Kurhan wida膰 by艂o z oddali, jedyne wzniesienie na p艂askiej przestrzeni Pola 艁ez. Wie艅czy艂a go pot臋偶na kamienna stela, postawiona na rozkaz Jaguna. Wyryto na niej litery, jak cz臋sto na kamieniach nagrobnych i granicznych: „Tu snem wiecznym spoczywa Tindre, boska c贸ra, kt贸rej miecz 艣cina艂 g艂owy demonom, najm臋偶niejsza spo艣r贸d dzieci wielkiego stepu”.
Teraz dooko艂a kurhanu roz艂o偶y艂y swe obozy liczne plemiona, tworz膮c olbrzymie stepowe miasto, wi臋ksze ni偶 to, kt贸re Kekahrt widzia艂 w dzieci艅stwie. Wi臋cej zjecha艂o si臋 koczownik贸w by po艣wiadczy膰 wyb贸r kagana, ni偶 niegdy艣 pochowa膰 Ulagana, kt贸ry kaganem zosta膰 nie zdo艂a艂. Nie, 偶adne z Urha艅czyk贸w nie spodziewa艂o si臋 ujrze膰 takiego mrowia.
Poszczeg贸lne plemiona rozbija艂y obozowiska tak, by zagrody dla koni i byd艂a pozostawi膰 po zewn臋trznej stronie, namioty wodz贸w za艣 w centrum „miasta”, u st贸p grobowca. Tam te偶 znajdowa艂 si臋 centralny plac, miejsce spotka艅 i narad, otoczony mniejszymi, ogrodzonymi placykami, przeznaczonymi do pojedynk贸w. Pomi臋dzy nimi na wietrze 艂opota艂y barwne chor膮gwie, bu艅czuki z barwionych ko艅skich ogon贸w, stercza艂y pod niebo ostrza dzid, pik i ga艂臋zie drzew, odartych z kory i wkopanych w ziemi臋 i obwieszonych amuletami, ko艣膰mi i ofiarami. Niewielkie miejsca kultu u st贸p wielkiego 艣wi臋tego miejsca. O艂tarze u przedsionka miejsca spoczynku Tindre, oblane krwi膮 i napitkami, ofiarami na cz臋艣膰 ub贸stwionej w艂adczyni.
Dalej postawiono namioty, jurty i wozy mieszkalne, najpierw siedziby chan贸w i ich rodzin, namioty szaman贸w tym razem we wn臋trzu, tam, gdzie miejsce 艣wi臋te. Dalej siedziby wojownik贸w, ich 偶on, dzieci i niewolnik贸w, dbaj膮cych o konie i byd艂o. Dalej targowiska, jak w Urhan, zgromadzenie bowiem doskona艂膮 by艂o dla koczownik贸w okazj膮 do prowadzenia handlu, rzadko praktykowanego poza miastami. Obok nich rozstawili swe pracownie rzemie艣lnicy, gotowi naprawi膰 zniszczone przedmioty lub wykona膰 nowe. Wsz臋dzie gwar i barwy, od艣wi臋tne ubiory: hafty, bogate ozdoby, w艂osy przeplecione wst膮偶kami. Dla koczownik贸w zgromadzenie by艂o niczym 艣wi臋to.

C.D.N.










Komentarze
Szehina dnia stycznia 14 2012 18:12:01
Bardzo emocjonuj膮cy rozdzia艂 smiley. Zabawne momenty wprowadzi艂a艣, podoba艂y mi si臋. Coraz silniej przekonuj臋 si臋 do bohater贸w, staj膮 mi si臋 bli偶si. Zaskoczy艂o mnie pojawienie si臋 przyjaci贸艂ki Kekharta. Lubi艂am j膮, naprawd臋 dobrze nakre艣lona posta膰.

Zauwa偶y艂am, 偶e za ka偶dym razem, gdy ko艅cz臋 czyta膰 Tw贸j rozdzia艂, zdarza mi si臋 m贸wi膰 podobnie, jak bohaterowie w ,,Dzieci boga granic" xD Musz臋 co艣 z tym zrobi膰, bo siostra patrzy si臋 na mnie, jakbym by艂a ob艂膮kana xD
kkohaku dnia stycznia 14 2012 20:09:01
Przeczyta艂am wszystkie zaleg艂e rozdzia艂y i bardzo si臋 z tego ciesz臋 smiley Jestem poruszona tym co si臋 sta艂o smiley Akcja zmienia si臋 szybko ale to raczej plus, chocia偶 na pocz膮tku troch臋 mnie denerwowa艂o to przeskoczenie czasu na dwa lata p贸藕niej itp Przez to jako艣 nie umia艂am z偶y膰 si臋 z bohaterami. Teraz jest lepiej, maj膮 wsp贸ln膮 misj臋, wsp贸lny cel, chocia偶 jest on niewyra藕ny.
Podoba mi si臋 j臋zyk jakim pos艂uguj膮 si臋 postacie, to nadaje im charakteru i tak wzbogaca opowiadanie.
Druga rzecz to jestem oczarowana s艂ownictwem. Lubi臋 to zw艂aszcza jak widz臋 co艣 czego nie znam i od razu lec臋 do wujka google aby zorientowa膰 si臋 co i jak. W tym rozdziale ch臋tnie poczyta艂am co to jest :rozkulbaczy膰, a tym samym co to jest kulbaka. A do tego :bu艅czuk. Jeste艣 dla mnie skarbnic膮 wiedzy pod tym wzgl臋dem i ch臋tnie b臋d臋 u偶ywa膰 takich s艂贸w w swoich opowiadaniach. Zawsze uwa偶a艂am, 偶e tak偶e nadaje to mocy ca艂o艣ci.
Bardzo podoba mi si臋 przyja藕艅 pana pie艣niarza i pana nie cz艂owieka, nie orka. Og贸lnie ma艂o jeszcze o nich wiadomo, ale tak patrz膮c na nich wydaj膮 si臋 bardzo ciekawi.
Akcja przybycie 艢wi臋tych Kobiet, to jak Hurik powita艂a Kekhart by艂o jak膮艣 mi艂膮 odmian膮 tego jak jest traktowanych przez innych. Potem dalsze wydarzenia by艂y zabawne i przejmuj膮ce smiley
An-Nah dnia stycznia 15 2012 21:32:31
Szehino, ja te偶 ko艂o czerwca mia艂am w g艂owie ten spos贸b m贸wienia non-stop, potem mi na szcz臋艣cie przesz艂o XD Ale rozumiem, bo do mnie si臋 przykleja pisania jak nie wiem.

Kkohaku, a wiesz, 偶e w艂a艣nie mi u艣wiadomi艂a艣, jak strasznie dziwnym s艂owem jest "bu艅czuk"? Jak by艂am ma艂a to wyt艂umaczono mi, 偶e to co tam wisi w tym a tym miejscu w katedrze na Wawelu to bu艅czuki zdobyte na Tatarach. A potem cz艂owiek zna to s艂owo i nawet si臋 nad nim nie zastanawia... Ciesz臋 si臋, 偶e mog臋 kogo艣 tym zachwyci膰 a nie tylko zm臋czy膰 dziwnymi terminami smiley

Arthan i Gaspar si臋 ciesz膮, 偶e ich relacja si臋 podoba smiley
Floo dnia stycznia 17 2012 11:54:59
Wreszcie uda艂o mi si臋 przeczyta膰!! Co zaczyna艂am kto艣 co艣 ode mnie chcia艂 >.<
Rozdzia艂 jak zawsze 艣wietny. Podoba艂a mi si臋 postawa Arthana, gdy stan膮艂 w obronie tamtego m臋偶czyzny. Nawet nie wiesz jak mnie ucieszy艂a postawa Hurik wobec Kekharta. Coraz bardziej lubi臋 t膮 dziewczyn臋 smiley
Ha ha podoba艂o mi si臋 r贸wnie偶 jak Kekharta martwi艂o to 偶e nie mog膮 by膰 sami smiley No ale nawet tu si臋 da艂o.

Mam jeszcze tylko jedno pytanie czy w tym zdaniu wkrad艂a si臋 liter贸wka?: "Takhir u偶y艂 sobie tylko znanych moczy, by przywr贸ci膰 mu przytomno艣膰." -Bo jak to przeczyta艂am to mimo b膮d藕 co b膮d藕 powa偶nej sceny, zacz臋艂am pia膰 ze 艣miechu XD
An-Nah dnia stycznia 17 2012 19:03:44
Liter贸wka, dzi臋ki za wy艂owienie. Szkoda, 偶e nie mog臋 zedytowa膰 rozdzia艂u, bo to nie jedyny b艂膮d w tek艣cie smiley

...ale w kontek艣cie etnologicznym mocz te偶 mia艂by sens, obawiam si臋...
Floo dnia stycznia 18 2012 07:47:14
No ja wy艂owi艂am ten, no ale to dlatego 偶e po przeczytaniu tego zdania trzeci raz dosta艂am napadu 艣miechu XD.

No w艂a艣nie dlatego pytam, bo wiem 偶e gdzieniegdzie, uwa偶a si臋 偶e mocz ma w艂a艣ciwo艣ci lecznicze ^^
An-Nah dnia stycznia 18 2012 09:57:29
Lepiej: na Syberii karmi si臋 renifery halucynogennymi grzybami, a potem pije si臋 ich mocz - takie przetworzenie wzmacnia dzia艂anie grzyb贸w.
Demon Lionka dnia stycznia 18 2012 21:24:33
Przeczyta艂am (zamiast uczy膰 si臋 do egzaminu) i skomentuj臋 od razu (zamiast uczy膰 si臋 do egzaminu) :3
Podoba艂o mi si臋 bardzo, bardzo, bardzo! Spotkanie z Hurik by艂o dla mnie tak samo nieoczekiwane, jak nieoczekiwane by艂o dla grupki wygna艅c贸w pod wodz膮 Takhira smiley Hurik wypada super, jak doros艂a, pewna siebie kobieta, kt贸ra wie, czego chce i b臋dzie to robi艂a - chyba, 偶e us艂yszy zasadn膮 argumentacj臋 smiley Podoba mi si臋 jej rozs膮dek smiley I to, 偶e nie potraktowa艂a Kekharta jak nieczystego, ale jak swojego dawnego przyjaciela smiley To super, 偶e 偶adne przewiny nie mog艂y sprawi膰, 偶eby przesta艂a uznawa膰 go za swojego przyjaciela smiley
Relacje Arthana i Gaspara - przesympatyczne i bardzo wiarygodne smiley Mam nadziej臋, 偶e b臋d膮 si臋 jeszcze mogli poprezentowa膰 w tek艣cie, bo czytanie o tym, jak si臋 bij膮 i ganiaj膮 jest naprawd臋 przyjemne i budzi u艣miech smiley
Podoba艂y mi si臋 wstawki o tradycjach - jak np o tradycjach zwi膮zanych z pogrzebem, o tradycjach 艢wi臋tych Kobiet, o tradycyjnych formach kar i sposobach ich wymierzania itp, itd, bo jest tego du偶o smiley I bardzo dobrze, bo dzi臋ki temu 艣wiat nabiera g艂臋bi i mo偶na uwierzy膰, jak wiele lud贸w 偶yje tam obok siebie, a ka偶dy ma w艂asny pomys艂 na 偶ycie smiley
Przyjemn膮 wstawk膮 by艂y te偶 dwie zakochane w sobie wojowniczki, kt贸rych relacja by艂a w pe艂ni akceptowana przez grup臋 smiley Fajnie, 偶e Kekhart tak szybko odnalaz艂 w nich analogi臋 smiley I to nienazywanie swojej zazdro艣ci o Takhira zazdro艣ci膮 - faktycznie nauczy艂 si臋 tylko jednej definicji i zupe艂nie nie chce przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e znaczenie tego odczucia mo偶e by膰 szersze smiley
Nie chc臋 si臋 bardziej rozpisywa膰, bo wszystko mi si臋 w tym tek艣cie podoba i za ka偶dym razem ko艅cz臋 z "ojej... to ju偶 koniec? ale co tak kr贸tko?" smiley
jett dnia stycznia 19 2012 22:37:17
Powr贸t w tym rozdziale Hurik to naprawd臋 mi艂y akcent. Ba, akcent - dziewczyna zdominowa艂a opowie艣膰. Hurik by艂a ciekaw膮 postaci膮 ju偶 na pocz膮tku, a tutaj jeszcze bardziej skupia na sobie uwag臋. Wcze艣niej wybija艂a si臋 na tle swoich towarzyszy w plemieniu, teraz wybija si臋 spo艣r贸d 艢wi臋tych Kobiet. W jaki艣 spos贸b dla mnie ona zawsze wymyka艂a si臋 klasyfikacjom funkcjonuj膮cym w orczej spo艂eczno艣ci. Zupe艂nie mnie nie dziwi to, 偶e jest przyw贸dczyni膮 grupy. Jej zachowanie wzgl臋dem Kekharta jest szczeg贸lnie wymowne - za nic ma jego "status" wyrzutka.
Bardzo mi si臋 podoba uchwycony duch 艢wi臋tych Kobiet: nie kr臋puje ich nic poza wewn臋trznymi zasadami zgromadzenia. M臋偶czyzn maj膮 pod butem smiley W okrucie艅stwie, je偶eli jest ono wymagane ich prawami (podejrzewam zreszt膮, 偶e je偶eli nie jest - to r贸wnie偶 niewiele to zmienia), nie ust臋puj膮 wojownikom. Rzeczywi艣cie to wilczyce, przy kt贸rych nierozwa偶ni powinni mie膰 si臋 na baczno艣ci. Z pozosta艂ych 艢wi臋tych Kobiet szczeg贸ln膮 sympati臋 - wbrew wszystkiemu - wzbudzi艂a we mnie A艂艂a. Co艣 jest w tym rudzielcu.
Przejmuj膮ca jest rozmowa Larhy z Hurik. Przemawia do mnie przede wszystkim spok贸j i stonowanie Hurik, kt贸ra w innych pokazanych sytuacjach nie przebiera w s艂owach i nie stara si臋 zbytnio 艂agodzi膰 zatarg贸w. Jej postawa w tamtej chwili zestawiona ze zrozumia艂ym bardzo emocjonalnym zachowaniem Larhy tym bardziej akcentuje temat rozmowy. Trudno tu odm贸wi膰 racji kt贸rejkolwiek ze stron.
Zaskoczy艂o mnie w pierwszej chwili zachowanie Arthana, gdy stan膮艂 w obronie wi臋藕nia 艢wi臋tych Kobiet, a nie powinno. Jako naznaczony inno艣ci膮 i odrzuceniem ju偶 od swoich narodzin i dorastaj膮cy z dala od plemiennych zasad nie ma w sobie wpojonego respektu wzgl臋dem 艢wi臋tych Kobiet, kt贸ry jest tutaj widoczny i u Kekharta, i Takhira, i Temura. A gwa艂towno艣膰 jego reakcji podpowiada mi, 偶e to niekoniecznie jedyny pow贸d.
Wsparcie Gaspara, kt贸ry nie waha艂 si臋 ani chwili, by chwyci膰 za miecz w obronie przyjaciela, budzi szacunek (i u艣miech). Wi臋cej Gaspara i wi臋cej jego przyja藕ni z Arthanem smiley
Zazdrosny Kekhart. Z powodu Arthana smiley Jaki 艂adny obrazek. Ale jego przyznanie si臋, 偶e zazdro艣ci swobody dziewczynom - kochankom, to ju偶 spory krok naprz贸d w jego nawi膮zywaniu kontaktu z w艂asnymi uczuciami. Wsp贸lne odej艣cie z Takhirem nad rzek臋 by艂o takie... na miejscu. Bo s膮 w艣r贸d swoich. Te s艂owa Takhira r贸wnie偶 jako艣 szczeg贸lnie zapad艂y mi w pami臋膰.
Lionka ma racj臋, za ma艂o do czytania, chcia艂oby si臋 wi臋cej. Jestem bardzo ciekawa, jak na zgromadzeniu zostan膮 przyj臋ci przedstawiciele Urhan.
Ome dnia lutego 19 2012 18:35:21
Te偶 si臋 ucieszy艂am na widok Hurik. Wspaniale prezentuje si臋 jako jedna ze 艢wi臋tych Kobiet, jako dow贸dczyni, jako przyjaci贸艂ka - i jako kobieta te偶, co szczeg贸lnie wida膰 w momencie rozmowy z Larh膮.
To starcie dw贸ch grup - naznaczonych kulturowo pozytywnie z naznaczonymi negatywnie - by艂o niezmiernie interesuj膮ce. Wychodzi na to, 偶e 艢wi臋te Kobiety, jako te "ponad", s膮 z racji swojej przynale偶no艣ci wolne od gro藕by stania si臋 nieczystymi z powodu kontakt贸w z grup膮 wykluczonych.

Podobnie jak Jett, w pierwszej chwili popatrzy艂am zdziwiona na rozw艣cieczonego Arthana - a potem pokiwa艂am ze zrozumieniem g艂ow膮, cho膰 zdecydowanie sta艂am po stronie Kobiet i Larhy. Wida膰 zreszt膮 kulturowo-p艂ciowe "punkty starcia " - to, co dla 艢wi臋tych Kobiet i Larhy jest oczywistym powodem do najgorszej kary, Arthana, mimo nauk tej ostatniej i w艂asnego stosunku do kobiet, nie powstrzymuje przed udzieleniem pomocy, dla Gaspara za艣 jest g艂贸wnie powodem do pokpiwania. O ile Arthana mog臋 zrozumie膰, o tyle u Gaspara zastanawia mnie rzecz nast臋puj膮ca: czy to wyraz jego stosunku do kobiet, czy tylko takie przejawiaj膮ce si臋 w g臋bie poczucie "m臋skiej wsp贸lnoty"? I od razu ciekawi mnie, czy inaczej by si臋 Gaspar odnosi艂 do ca艂ej sprawy, gdyby 艢wi臋te Kobiety okazywa艂y mu po偶膮dane wzgl臋dy.
Tutaj od razu nasuwa mi si臋 my艣l o Temurze - kt贸rego spos贸b skwitowania ca艂ej sprawy denerwuje mnie jeszcze bardziej, podobnie jak Larh臋. I nie dziwi臋 si臋 orczycy, 偶e zareagowa艂a, jak zareagowa艂a - Temur wyra藕nie tkwi w pewnych stereotypach kulturowych, kt贸re uwa偶a za najzupe艂niej normalne i oczywiste. Mimo 偶e tej dw贸jce tak wspaniale si臋 razem milczy, zaczynam kiepsko widzie膰 ich zwi膮zek - bo gdy dochodzi do wymiany zda艅, zdania te okazuj膮 si臋 tak ca艂kowicie odmienne i naznaczone tak bole艣nie r贸偶nym do艣wiadczeniem 偶yciowym... Temur musia艂by bardzo dojrze膰 pod tym wzgl臋dem i przej艣膰 spor膮 ewolucj臋 w sposobie my艣lenia, by zrozumia艂 Larh臋 i by膰 dla niej sensownym partnerem.
Je艣li chodzi jeszcze o Larh臋, to jej k艂贸tnia z Hurik by艂a bolesna. Da艂o o sobie zna膰 wszystko, co Larha wycierpia艂a, o czym marzy艂a i co utraci艂a, na czym si臋 zawiod艂a. To, co z kolei mnie si臋 w tym wszystkim wydaje najbole艣niejsze, to fakt, 偶e zemsta 艢wi臋tych Kobiet jest tak wybi贸rcza - ogranicza si臋 tylko do "jednej z nas", nie obejmuje innych kobiet; a co wi臋cej, mnie tylko nie obejmuje, lecz i wyklucza te, kt贸rych tragedia rozegra艂a si臋 poza granicami wsp贸lnoty.

Te dwie wojowniczki, po kt贸rych zachowaniu mo偶na si臋 domy艣la膰 bycia par膮, szalenie mnie uj臋艂y; ich spos贸b okazania sobie uczu膰, ich wy艂膮czenie na 艣wiat i skupienie si臋 na moment tylko na tej drugiej - to wszystko by艂o pi臋kne.
Podobnie ujmuj膮ce by艂y s艂owa Kekharta, ta "zazdro艣膰 o blisko艣膰"; fakt, 偶e Kekhart si臋 do niej przyzna艂, m贸wi bardzo wiele. Z kolei zazdro艣膰 o Arthana... ubawi艂am si臋 kosztem Kekharta, wiem, nie艂adnie z mojej strony smiley Ale to chyba te偶 do艣膰 znacz膮ce: do tego, co na zewn膮trz, Kekhart jeszcze si臋 nie przyznaje - do tego, co wewn膮trz, przyznawa膰 si臋 zaczyna.
No i to "w艣r贸d swoich jeste艣my" Takhira, kt贸re podsumowuje ca艂膮 sytuacj臋.

Wracaj膮c jeszcze do wojowniczek: t艂umaczenie kobiecego homoseksualizmu w taki spos贸b, jaki przywo艂uje w my艣lach Kekhart, 艣wietnie (i paskudnie) wpisuje si臋 w to t艂umaczenie, kt贸re spo艂eczne my艣lenie potrafi serwowa膰 nam do dzi艣. I my艣l臋, 偶e tak jak Kekhart tylko w swoim plemieniu wykluczonych m贸g艂 znale藕膰 mo偶liwo艣膰 bycia z Takhirem, tak te wojowniczki w艂a艣nie w艣r贸d 艢wi臋tych Kobiet mog艂y zyska膰 prawo do bycia razem. Zreszt膮 podejrzewam, 偶e to te偶 kwestia konkretnej grupy i pewnie nie ka偶da z nale偶膮cych do zgromadzenia wojowniczek jest nastawiona do podobnych zwi膮zk贸w w taki spos贸b, jak grupa Hurik.

By艂o par臋 liter贸wek i par臋 b艂臋d贸w interpunkcyjnych, tak na marginesie. Ale tre艣膰 tak mnie wci膮ga艂a, 偶e drobne usterki rejestrowa艂am k膮tem oka. Ro艣nie napi臋cie i czuj臋 si臋 coraz bardziej zaintrygowana, a 偶e w pami臋ci mam te偶 pocz膮tek "Je艅c贸w", wr臋cz mnie skr臋ca z ciekawo艣ci, jak dojdzie do tego, do czego dojdzie.
W tej chwili ciesz臋 si臋, 偶e przede mn膮 jeszcze kilka zaleg艂ych rozmiar贸w, przynajmniej 艂atwiej zaspokoj臋 dzik膮 ch臋膰 poznania dalszej historii smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

ietne! ietne! 100% [6 G硂s體]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [痑dnych g硂s體]
Dobre Dobre 0% [痑dnych g硂s體]
Przeci阾ne Przeci阾ne 0% [痑dnych g硂s體]
S砤be S砤be 0% [痑dnych g硂s體]
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum