艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Dzieci boga granic 14 |
14.
D艂ugo trwa艂y przygotowania do wyprawy wojennej i plecy Kekharta zd膮偶y艂y si臋 wygoi膰. Zd膮偶y艂 te偶 zebra膰 sw贸j oddzia艂: z艂odziei, rozb贸jnik贸w, ojcob贸jc贸w, gwa艂cicieli i wszelkiej ma艣ci 艂ajdak贸w, kt贸rych niegdy艣 pos艂a艂by na stryczek lub pal. Czasy si臋 jednak zmieni艂y i ka偶dy zdolny do noszenia broni m臋偶czyzna – ka偶da kobieta nawet, bo i dwie takie znalaz艂y si臋 w艣r贸d skaza艅c贸w – by艂 potrzebny w s艂u偶bie nowego w艂adcy. Na wojnie za艣 wszyscy mieli pokaza膰 sw膮 okrutniejsz膮 stron臋. Czy偶 bowiem z urodzenia nie byli wojownikami, zab贸jcami, 偶yj膮cymi w ci膮g艂ych walkach? Kekhart przesta艂 by膰 dzieckiem, gdy pierwszy raz zabi艂 wroga i skosztowa艂 jego krwi. Larha by艂a morderczyni膮, przez jaki艣 czas wraz z Kekhartem 偶y艂a z rozboju. Arthan mia艂 sk艂onno艣ci do przemocy, potrafi艂 walczy膰 i nie mia艂 problem贸w z zabijaniem, przecie偶 sam pierwszy raz zabi艂 jako dziecko. Temur prawie zes艂a艂 zag艂ad臋 na w艂asn膮 wiosk臋, Gaspar wplata艂 si臋 w krwaw膮 wa艣艅 rodow膮, Serik zgwa艂ci艂 艢wi臋t膮 Kobiet臋. Nie byli lepsi od bandy drani wyci膮gni臋tych ze Studni.
I wida膰 to by艂o na ka偶dym kroku, 艂atwo bowiem nawi膮zali kontakt z nowymi cz艂onkami nie plemienia ju偶, nie rodziny, a oddzia艂u. Jeden z m臋偶czyzn okaza艂 si臋 nawet cz艂onkiem gangu, do kt贸rego nale偶eli kiedy艣 Kekhart i Larha: powita艂 oboje z cynicznym u艣miechem, kpi膮c, 偶e zn贸w jad膮 na tym samym wozie. Przez ostatnie lata straci艂 par臋 z臋b贸w, dwa palce i dorobi艂 si臋 pi臋tna na szyi, za str臋czycielstwo, jak twierdzi艂 z 偶alem, bo nawet ladacznice nie ka偶dy m贸g艂 utrzymywa膰.
Czw贸rka, w tym jedna z kobiet i dw贸ch ludzkich m臋偶czyzn, jasnow艂osych braci lavijskeigo pochodzenia, nale偶a艂a do bandy zb贸jeckiej grasuj膮cej do niedawna na pograniczu. Ich przyw贸dc膮 by艂 ten, kt贸ry w Studniach dzi臋kowa艂 Regharowi za wojn臋: przystojny, charyzmatyczny jednooki ork o w艂osach czarnych jak smo艂a, niewiarygodnie g臋stych, jeden z najatrakcyjniejszych m臋偶czyzn, jakich Kekhart spotka艂 w swoim 偶yciu. Pr臋dko jednak trzeba by艂o przesta膰 my艣le膰 o jego proporcjonalnym ciele i poci膮gaj膮cej twarzy, a zamiast tego sk艂oni膰 go do pos艂usze艅stwa, ustawi膰 hierarchi臋 i da膰 do zrozumienia, 偶e za najdrobniejsze uchybienie wobec dow贸dcy Murad – tak bowiem mia艂 na imi臋 rozb贸jnik – mo偶e wr贸ci膰 do wi臋zienia.
Niestety, nie my艣lenie o ewentualnym zbli偶eniu z Muradem okaza艂o si臋 trudne. Takhir bowiem zn贸w opu艣ci艂 miasto, wyruszaj膮c na wsch贸d, do Shnai’ar, na zaproszenie Rachana Te Kaha. Nie m贸g艂 opu艣ci膰 takiej okazji do pog艂臋bienia wiedzy o 艣wiecie i o tym, co rozpocz膮艂 Rijesh. 呕egna艂 kochanka z 偶alem, z b贸lem, tym bardziej, 偶e przecie偶 pad艂y ju偶 mi臋dzy nimi s艂owa, kt贸rych obaj nie umieli wym贸wi膰 przez wszystkie dotychczasowe lata… I zostawi艂 Kekharta z pustk膮 w piersi i nowym cz艂onkiem oddzia艂u, kt贸ry nigdy nie by艂by w stanie jej zapewni膰, ale kt贸ry najprawdopodobniej czu艂 poci膮g do obu p艂ci i kt贸ry m贸g艂by by膰 jak膮艣 ulg膮 dla samotnego, spragnionego dotyku cia艂a.
Kekhart jednak postanowi艂 sobie, 偶e Murada nie dotknie nawet ma艂ym palcem. Nie dlatego, 偶e chcia艂 by膰 wierny – niczego nie obiecywa艂 Takhirowi, ani Takhir jemu. Nie wyklucza艂, 偶e w Urhan, a mo偶e w Dalle, s艂yn膮cym w ko艅cu jako stolica nie tylko handlu, lecz i rozpusty, znajdzie sobie partnera na jedna noc… Nie, jakiekolwiek bli偶sze stosunki z przystojnym rozb贸jnikiem nara偶a艂yby oddzia艂. A na to nie mo偶na sobie by艂o pozwoli膰. Przyja藕nie – tak. Z towarzyszami kt贸rych zebra艂 wcze艣niej, z nowymi podw艂adnymi. Mia艂 by膰 ich dow贸dc膮, lecz i mentorem. Ale nic innego. 呕adnego dawania uj艣cia sk艂onno艣ciom, za kt贸re wygna艂o go plemi臋, a Sahak kaza艂 wych艂osta膰.
Sp臋dzili wi臋c kilka miesi臋cy w mie艣cie, potem za艣 armia, z艂o偶ona z oddzia艂贸w urha艅skich, gromady stepowych wojownik贸w oraz smokowc贸w Rijesha ruszy艂a na po艂udniowy wsch贸d, w stron臋 Dalle.
Zbli偶a艂a si臋 ju偶 zima, lecz im bardziej zmierzali na po艂udnie, tym mniej dawa艂o si臋 to odczuwa膰. P贸艂wysep Szans, zwany te偶 Anoria艅skim, stanowi艂 najdalej na po艂udnie wysuni臋ty kraniec l膮du – dalej le偶a艂y ju偶 tylko wyspy Is Dallen, za nimi za艣 morze, za kt贸rym rozci膮ga艂 si臋 tajemniczy kontynent, pierwotna siedziba czarnosk贸rych ludzi, kt贸rzy zmieszawszy krew z jasnosk贸rymi krewniakami dali pocz膮tek dallejczykom. Wiele legend kr膮偶y艂o o tej ziemi i jej sekretach, bestiach j膮 zamieszkuj膮cych, pustyniach wi臋kszych ni偶 Pustynia Popielna i niezbadanych puszczach... Dla Kekharta i jego towarzyszy jednak sam p贸艂wysep ju偶 by艂 nowym l膮dem: g贸rzysty, a jednak go艣cinny, skoro tyle lud贸w i pa艅stw postanowi艂o, zgodnie z jego nazw膮, pr贸bowa膰 tu szcz臋艣cia. Samo morze, kt贸re ujrzeli po raz pierwszy z oddali, gdy przeprawiali si臋 przez najw臋偶sz膮 cz臋艣膰 p贸艂wyspu, wprawia艂o w oszo艂omienie. G艂adka, b艂臋kitna powierzchnia, po艂yskuj膮ca lekko w s艂o艅cu, pod niebem innej barwy, ni偶 to ponad stepami: turkusowym. W oddali widzieli zamglony masyw Smoczych G贸r, w cieniu kt贸rych, niedaleko od p贸艂wyspu, le偶a艂o Shnai’ar.
Ziemia tu by艂a 偶yzna, klimat 艂agodny, na wzg贸rzach ros艂y gaje drzew oliwnych i winnice, mi臋dzy nimi pas艂y si臋 stada owiec i k贸z. Im dalej na po艂udnie, tym wi臋cej osad nale偶a艂o do ludzi, wy偶szych ni偶 mieszka艅cy step贸w, cho膰 o nieco ciemniejszej sk贸rze. Mi臋dzy nimi zdarza艂y si臋 orkowe enklawy, a na pograniczu mi臋dzy ziemiami Dalle i Shnai’ar 偶yli i smokowcy. Ci ostatni ch臋tnie przepu艣cili armi臋 przez swe tereny, pos艂uszni kr贸lowi. Dalej by艂o ju偶 ci臋偶ej.
Dalle, miasto kupc贸w, szpieg贸w i ladacznic, wiedzia艂o, co si臋 dzieje. Czy偶 jego obywatele nie przebywali w Urhan, gdy Rijesh og艂osi艂 sw膮 kampani臋? Dalle mia艂o kilka miesi臋cy na przygotowania i jego 偶o艂nierze czekali, by spa艣膰 na wroga, gdy ten tylko wkroczy na ich ziemie. Pierwsza bitwa, jak膮 stoczono, by艂a ci臋偶ka, wr贸g umia艂 wykorzysta膰 znajomo艣膰 terenu , ka偶de wzg贸rze, ska艂臋 i dolin臋, by utrudni膰 stepowym je藕d藕com manewrowanie. Spadali jak s臋py z g贸ry, wystrzeliwali grady strza艂 z zaro艣li, zap臋dzali w zasadzki, prowadz膮c bezpardonow膮 i niehonorow膮 walk臋 partyzanck膮.
A jednak nie mogli sprosta膰 ani zajad艂o艣ci ork贸w, ani karno艣ci smokowc贸w, a ju偶 na pewno nie ich przewadze liczebnej. I tak pierwsza bitwa sko艅czy艂a si臋 pora偶k膮 Dallejczyk贸w, cho膰 nie bez strat po stronie naje藕d藕c贸w.
Kekhart pami臋ta艂 j膮 jako chaos: kiedy wrogowie wpadli mi臋dzy nich, przesta艂 zastanawia膰 si臋 nad taktyk膮. Rozpocz臋艂a si臋 walka, dzika, bezwzgl臋dna, pr贸ba pozostania przy 偶yciu i zabicia jak najwi臋kszej ilo艣ci wrog贸w. Czu艂 wo艅 krwi wype艂niaj膮c膮 nozdrza coraz bardziej, a偶 do momentu, gdy przestawa艂 ju偶 zwraca膰 na ni膮 uwag臋, s艂ysza艂 kwik zabijanych koni i rz臋偶enie rozumnych istot, okrzyki bojowe, szcz臋k broni. Bitwa, pierwsza tak wielka, w kt贸rej bra艂 udzia艂, dzia艂a艂a na wszystkie zmys艂y, pora偶a艂a je, by potem przyt臋pi膰, znieczuli膰. Cia艂o zaczyna艂o dzia艂a膰 mechanicznie, prowadzone instynktem walki.
Rzucono go na g艂臋bok膮 wod臋: jego, kt贸ry nigdy dot膮d nie dowodzi艂 oddzia艂em, zw艂aszcza za艣 tak niekarn膮 zbieranin膮, z kt贸rej ka偶dy walczy艂 w inny spos贸b i inn膮 broni膮. Mia艂 jednak szcz臋艣cie lub wsparcie Akriasa, bo wyszli z bitwy bez wi臋kszych strat. Owszem, zgin膮艂 jeden z jego podw艂adnych, dawny kompan z gangu. Inny cz艂onek oddzia艂u straci艂 rami臋 i niewiele brakowa艂o, a wykrwawi艂by si臋. Powa偶nie ranny by艂 te偶 jeden z Lavijczyk贸w, kt贸remu od uderzenia p臋k艂a czaszka. Trudno by艂o powiedzie膰, czy to prze偶yje, jego brat, jak na z艂o艣膰 dra艣ni臋ty tylko w twarz i w nog臋, siedzia艂 przy nim ca艂y czas, szepc膮c zakl臋cia lub modlitwy w swoim j臋zyku.
Inni wyszli z bitwy wzgl臋dnie bez szwanku. Kilka zadrapa艅, kilka strza艂, kt贸re trzeba by艂o wyci膮gn膮膰, nieco g艂臋bsza rana na arthanowym udzie: mieszaniec mia艂 utyka膰 przez jaki艣 czas i mie膰 blizn臋, nie pierwsz膮 i nie ostatni膮 w 偶yciu. Murada chroni艂a za艣 chyba opatrzno艣膰, lub amulety, kt贸re nosi艂 na szyi, wyci膮gni臋te, jak sam twierdzi艂, z jakiej艣 pradawnej 艣wi膮tyni. I to Murad nale偶a艂 do tych, kt贸rzy po bitwie pierwsi ruszyli 艣ciga膰 wroga, a偶 do okolicznej wioski.
Nikogo nie zdziwi艂o, co si臋 z t膮 wiosk膮 sta艂o. Trupy przez d艂ugie dni mia艂y 偶ywi膰 padlino偶erc贸w. Trupy nie dallejskich 偶o艂nierzy nawet, a wie艣niak贸w, tak m臋偶czyzn, jak kobiet i dzieci. Cz臋艣膰 zabitych ludzi przed 艣mierci膮 do艣wiadczy艂a okrucie艅stwa naje藕d藕c贸w. Paru osobom zapewne pozwolono uciec, by ponios艂y w g艂膮b kraju pog艂oski o mordach i gwa艂tach, jakich dopu艣cili si臋 orkowie i kt贸rych dowodz膮cy armi膮 kr贸l Shnai’ar, ksi膮偶臋 Urhan i kagan Wielkiego Stepu nie zabrania艂 swoim poddanym.
Tak oto rozpocz臋li marsz przez P贸艂wysep Szans, marsz, kt贸rego tras臋 znaczy艂a krew i spalona ziemia.
***
Dallejczycy stawiali op贸r, ale przegrywali. Coraz cz臋艣ciej wida膰 by艂o, jak chwiejne maj膮 morale. Ich armia sk艂ada艂a si臋 po cz臋艣ci z uzbrojonych wie艣niak贸w, gotowych broni膰 w艂asnych siedzib. Ci nie umieli wiele, cho膰 walczyli za偶arcie. Drug膮 cz臋艣膰 stanowili najemnicy, sprowadzeni z r贸偶nych stron 艣wiata: oni coraz wi臋cej mieli w膮tpliwo艣ci, czy warto bi膰 si臋 za przegran膮 spraw臋. Cz臋艣膰 z nich zreszt膮, ta, kt贸ra sama pochodzi艂a ze stepu, pr臋dko zmieni艂a strony. Dallejskie z艂oto wyda艂o im si臋 lepsze jako zdobycz, ni偶 jako zap艂ata.
Dwa miasta na p贸艂wyspie, stare i dumne, pami臋taj膮ce czasy, gdy nieistniej膮ce ju偶 cesarstwo Anorii rozci膮ga艂o swoje panowanie na ca艂ym wybrze偶u Morza Turkusowego, sp艂on臋艂y. Trzecie wys艂a艂o przedstawicieli, kt贸rzy korz膮c si臋 przed Rijeshem b艂agali go by ulitowa艂 si臋 nad ich losem, oszcz臋dzi艂 cho膰 cywil贸w. Obiecywali otwarcie bram miasta, zaopatrzenie dla armii, hojny trybut. Ich b艂agania nie pozosta艂y bez odpowiedzi i p贸藕na jesieni膮 przybysze ze step贸w i Urhan pierwszy raz wygrali bez rozlewu krwi.
Cho膰 „bez rozlewu krwi” to zbytnie nadu偶ycie: zobowi膮zania finansowe ci膮偶y艂y miastu, a mieszka艅cy niech臋tnie si臋 z nich wywi膮zywali. Woleli stawia膰 op贸r, co nie raz zako艅czy艂o si臋 tragedi膮. Tak偶e i naje藕d藕cy ch臋tnie prowokowali walki. Celowa艂 w tym Murad, w kt贸rym wrodzona krwio偶erczo艣膰 tylko rozwin臋艂a si臋 podczas rozb贸jniczego 偶ycia i wojny. Je艣li walka by艂a 偶ywio艂em wszystkich kekhartowych podw艂adnych, dla niego 偶ywio艂em by艂 mord i gwa艂t, a tr贸jka jego towarzyszy – ranny Lavijczyk dochodzi艂 poma艂u do siebie. Rijesh zabroni艂 atakowa膰 mieszka艅c贸w, ale orczy wojownicy mieli na ten temat w艂asne zdanie.
Stacjonowali w spichrzu, opr贸偶nionym z ziarna i zmienionym na tymczasowe koszary. Oddzia艂 Kekharta i kilka innych oddzia艂贸w Urha艅skich: w zachowaniu 偶o艂nierzy nie widac by艂o r贸偶nicy mi臋dzy by艂ymi wi臋藕niami i reszt膮. Zawsze znalaz艂 si臋 alkohol, zapewne zagarni臋ty wbrew ustaleniom, cz臋sto dochodzi艂o do b贸jek i cz臋sto przemoc przenosi艂a si臋 na ulice, skierowana przeciw mieszka艅com miasta.
Murad przewodzi艂 wi臋kszo艣ci takich eskapad, a Temur, Gaspar i Arthan towarzyszyli mu kilka razy. Kekhart nie m贸wi艂 nic. Patrzy艂 na to z niech臋ci膮 i niezadowoleniem, przypominaj膮c sobie wszystkie rzeczy, kt贸re odrzuca艂y go w Urhan. Wola walki wol膮 walki, wojna wojn膮, ale zabijanie bezbronnych mieszczan nie licowa艂o z honorem. Czy偶by orkowie prowadz膮cy osiad艂y czy co gorsza, miejski tryb 偶ycia, zapominali o tym? Ale nie protestowa艂, nie zabrania艂. Przypuszcza艂, 偶e to nie sko艅czy艂oby si臋 dobrze.
Drugiego dnia pobytu w mie艣cie s艂ysza艂, jak Murad opowiada o jakiej艣 kobiecie napotkanej w pobli偶u starej 艣wi膮tyni. Z jego s艂贸w jasno wynika艂o, 偶e ludzka dziewczyna nie by艂a ch臋tna do zawierania znajomo艣ci z orkiem. Kekhart s艂ucha艂 i r贸s艂 w nim niesmak.
– I na jaja Reghara, tyle wam powiem, kwicza艂a jak zarzynana owca! Nigdym dziewki nie mia艂, coby takie d藕wi臋ki wydawa艂a z siebie! Bez tchu j膮 zostawi艂em!
Larha coraz mocniej 艣ciska艂a w d艂oni wype艂niony winem kubek, biela艂y jej palce, krew odp艂yn臋艂a z warg. Patrzy艂a na rozb贸jnika z nienawi艣ci膮, z r贸wn膮 za艣 – na swoich przyjaci贸艂 i kochanka, kt贸rzy s艂uchali tych s艂贸w bez protestu. Musia艂a czu膰 si臋 zdradzona.
– Murad, Murad, a te dwie, wtedy na pograniczu? – wtr膮ci艂 si臋 starszy z braci Lavijczyk贸w. – Pami臋tasz ty? W贸z kupiecki, droga do Dolnej Lavii, mama z c贸runi膮… Delicje! A przysi膮g艂bym, 偶e ma艂a co艣 z elfa w sobie mia艂a, taka drobna…
– Nie z elfa, pacanie – ich towarzyszka trzepn臋艂a go w potylic臋. Nie przeszkadza艂y rozb贸jniczce poczynania kompan贸w. – Ona mia艂a ze dwana艣cie lat, nie wi臋cej!
– Ty patrz, a ja bym przysi膮g艂, 偶e starsza… cycki mia艂a ju偶, oj mia艂a…
Larha unios艂a kubek do ust, wypi艂a jednym haustem, w milczeniu zbli偶y艂a si臋 do nich. Min臋 mia艂a tak zaci臋t膮, 偶e wszyscy zamilkli. Z hukiem postawi艂a swoje naczynie na skrzyni s艂u偶膮cej za st贸艂, chwyci艂a dzbanek, by nala膰 sobie wina. Wypi艂a je w momencie i zn贸w si臋gn臋艂a po dzban.
– Ej, Larha, ale ty ca艂y mo偶esz wzi膮膰 – powiedzia艂 jej Murad. – Jak chcesz pi膰, to pij, wino nasze, wszystko nasze. Temur, ty patrz, ona si臋 upije, to wszystko pozwoli ze sob膮 zrobi膰… Jak ta moja przy 艣wi膮tyni… Ja my艣l臋, 偶e to kap艂anka by艂a, one tu wszystkie kurwy.
Temur nie odpowiedzia艂. Patrzy艂 w milczeniu na swoj膮 kochank臋, d艂onie mu dr偶a艂y ze zdenerwowania.
– We藕 si臋 nie gap na mnie jak w贸艂 – warkn臋艂a Larha. – 艢pisz sam. A jak nie chcesz, id藕 do 艣wi膮tyni. Mo偶e co艣 jeszcze z dziewczyny zosta艂o.
I chlusn臋艂a mu w twarz ca艂膮 zawarto艣ci膮 dzbana.
Zapad艂a z艂owroga cisza. Murad otworzy艂 usta, zacz膮艂 si臋 艣mia膰, ale tym razem nikt do niego nie do艂膮czy艂.
Larha wysz艂a – poza magazyn, w noc.
Gaspar zakl膮艂 pod nosem, wsta艂 z worka, na kt贸rym siedzia艂, po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Arthana.
– Chod藕 – mrukn膮艂 przyjacielowi do ucha. – Chod藕, idziemy st膮d. Gdziekolwiek.
Temur siedzia艂 jeszcze chwil臋 na swoim miejscu, ale milcza艂, nawet wtedy, gdy Murad pr贸bowa艂 go zagada膰. W ko艅cu i on oddali艂 si臋 od grupy. Kekhart przez chwil臋 mia艂 nadziej臋, 偶e wyjdzie szuka膰 Larhy, lecz nie, kowal uda艂 si臋 na swoje pos艂anie, owin膮艂 derk膮 i zapad艂 w sen, a przynajmniej udawa艂.
Psu艂o si臋, co艣 si臋 psu艂o mi臋dzy nimi wszystkimi.
Wojna budzi najgorsze instynkty.
P贸藕no w nocy Kekhart, 艣pi膮cy na swoim pos艂aniu, poczu艂 ciep艂o czyjego艣 cia艂a przy plecach.
– Takhir – wymamrota艂, p贸艂przytomny, nie艣wiadomy gdzie si臋 znajduje i 偶e Czarny Szaman jest daleko od niego.
– Przykro mi – powiedzia艂 kobiecy szept – ale ja tylko. Ty mi nie masz za z艂e, co, Kekhart? Ja gdzie艣 spa膰 musz臋.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
– Nie mam, Larha, nie mam.
Kobieta j臋kn臋艂a, uk艂adaj膮c si臋 ko艂o niego na plecach. J臋kn臋艂a, jakby j膮 co艣 bola艂o.
– Z tym skurwysynem nie b臋d臋 spa艂a. Nienawidz臋 go. Nienawidz臋 ich wszystkich. Wiesz, by艂am szuka膰 tej dziewczyny… bogowie, jakem sobie wyobrazi艂a, 偶e ona mo偶e gdzie艣 tam le偶e膰, sama, bez pomocy niczyjej… I jej nie znalaz艂am. Znale藕li mnie tylko jacy艣 ludzie… pobili mnie, ja pobi艂am ich… Pod okiem mam 艣liwk臋 jak dno kubka… nienawidz臋… nienawidz臋 siebie.
Dreszcz wstrz膮sn膮艂 jej cia艂em i Kekhart us艂ysza艂 zduszony szloch. Larha p艂aka艂a.
– Kocham go, Kekhart, nie mog臋 go nie kocha膰… on dobry jest… on tylko ma w sobie gniew i 偶al i czasem g艂upi fiut z niego, ale go kocham… Niech on oczy otworzy, niech on zobaczy, na jakim 艣wiecie 偶yje… m贸wi, 偶e wie. 呕e jego 偶ona, 偶e syn… bogowie, czasem my艣l臋, 偶e on 艣wiata poza nimi nie widzi, 偶e on nikogo poza nimi nie kocha, 偶e wszystkich nienawidzi po r贸wno, bo 偶yj膮, a oni – nie. Czasem mi m贸wi, 偶e mnie kocha. Nie wiem, nie wiem ju偶, co ja my艣le膰 mam… Nie kocha艂am nigdy tak, jak jego… i nie pokocham ju偶… trzydzie艣ci lat mam prawie, stara jestem… bogowie mi jedn膮 mi艂o艣膰 w 偶yciu dali… ty to rozumiesz, prawa? I nie wiem, co my艣le膰 o tym… nie rozumiem go, nie rozumiem czasem, czasem my艣l臋, 偶e wiem, jaki jest, a kiedy indziej… bogowie…
Milcza艂, s艂uchaj膮c. Tego potrzebowa艂a: przyjaciela, przy kt贸rym mog艂aby z siebie wszystko wyrzuci膰. W ko艅cu zasn臋艂a, przyci艣ni臋ta do jego plec贸w i czasem tylko przez sen wstrz膮sa艂 ni膮 dreszcz: p艂acz lub l臋k.
Nie tylko ona wr贸ci艂a tej nocy ze 艣ladami b贸jki. Nazajutrz okaza艂o si臋, 偶e i Gaspar z Arthanem zn贸w si臋 w co艣 wpakowali. Kekhart nie by艂 pewien, czy chce wiedzie膰, co robili. Larha nie odzywa艂a si臋 do nich ani s艂owem, cho膰 mieszaniec 艂azi艂 za ni膮 i pr贸bowa艂 udobrucha膰. Na bog贸w, czemu on, a nie Temur? Zaiste, mia艂a Larha racj臋, m贸wi膮c o nim „g艂upi fiut”. Ju偶 Hurik nazwa艂a go tak, gdy spotkali si臋 nad rzek膮…
Hurik teraz rozwi膮za艂aby problem. Hurik lepszym by艂a dow贸dc膮. Widzia艂 par臋 razy j膮 i Vardana, razem na czele Przyci臋tych Uszu. Udane ma艂偶e艅stwo, w贸dz z krwi i w贸dz z woli przodk贸w. Odes艂ali Diyar i jej syna wraz z cz臋艣ci膮 plemienia na zimowe koczowisko, sami za艣 poszli na wojn臋 i pokazywali, co potrafi膮. Kekhart patrzy艂 na nich z zazdro艣ci膮, ale jak musia艂a zazdro艣ci膰 Larha… Hurik 偶ycie da艂o wszystko to, czego odm贸wi艂o jej.
Ale 偶ycie odbiera艂o wszystko tak偶e innym, a w okupowanym miasteczku wida膰 to by艂o na ka偶dym kroku. Tutaj Arthan pierwszy raz w 偶yciu spotka艂 inn膮 istot臋 swojego rodzaju. Dziewczynka, p贸艂-ork, p贸艂-cz艂owiek przysz艂a rankiem do magazynu, przyku艣tyka艂a raczej, bo jedn膮 nog臋 mia艂a kr贸tsz膮 od drugiej. Kaleka od urodzenia, pokrzywiona, powykr臋cana, z bladymi oczyma i g艂upkowatym u艣miechem. Bosa i w 艂achmanach, w d艂oni trzyma艂a wyszczerbion膮 miseczk臋, prosz膮c o datki.
呕o艂nierze przygl膮dali si臋 jej z niedowierzaniem. Jedynym miesza艅cem, jakiego znali by艂 Arthan, kt贸remu natura nie posk膮pi艂a budowy i si艂y. Kalekie istoty takie, jak ta dziewczynka na stepie i w Urhan po prostu zabijano.
Pierwszy odezwa艂 si臋, oczywi艣cie, Murad.
– Wy patrzcie, mulica! Mamy narzeczon膮 dla Arthana! – za艣mia艂 si臋 g艂o艣no.
I zn贸w 艣miech musia艂 uwi臋zn膮膰 mu w gardle, bo Arthan bez s艂owa podszed艂 i wymierzy艂 mu cios w sam 艣rodek twarzy.
Chrupn臋艂o, a rozb贸jnik upad艂 na klepisko, krwawi膮c z rozbitego nosa. Nie spodziewa艂 si臋 takiej reakcji i zapewne do tego momentu nie zdawa艂 sobie sprawy z si艂y miesza艅ca.
Potem r贸wnie偶 bez s艂owa wrzuci艂 kilka monet do miseczki trzymanej przez dziewczynk臋. Ma艂a gapi艂a si臋 na niego przez chwil臋, po czym odku艣tyka艂a po艣piesznie.
Murad podni贸s艂 si臋, splun膮艂 krwi膮.
– Przekl臋ty mule…
Arthan stan膮艂 naprzeciw niego, wysoki, pot臋偶ny, gro藕ny.
– Albo ty przestaniesz, albo ty i nos krzywy b臋dziesz mia艂 i 偶adnych z臋b贸w jeszcze na dodatek – oznajmi艂. – Ty przy mnie 偶adnego dziecka nie obrazisz, nie uderzysz, albo ty 藕le sko艅czysz. I kobiety te偶 przy mnie nie skrzywdzisz, psi synu, ty pami臋taj. Miarka si臋 przebra艂a wczoraj ju偶. Ja ciebie mam do艣膰. I nie tylko ja.
Serik, ca艂y czas obserwuj膮cy to wszystko w milczeniu, teraz odezwa艂 si臋 do Kekharta, kr臋c膮c g艂ow膮 i u艣miechaj膮c si臋 z pewnym zadowoleniem.
– Co艣 mnie si臋 widzi – rzek艂. – 呕e ten ch艂opak wi臋cej rozumu ma, ni偶 my wszyscy. Uczy si臋 na b艂臋dach naszych… Bogowie niech pomog膮, ale on kiedy艣 kim艣 wielkim b臋dzie…
Kakhart nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰, ale poczu艂 si臋 winny. On by艂 dow贸dc膮, on powinien rozwi膮za膰 problem, a zabrak艂o mu zdecydowania. Mieszaniec wyrzuci艂 z siebie wszystko, co gryz艂o pozosta艂ych. Owszem, zrobi艂 sobie wroga – nie po raz pierwszy – ale tym razem w dobrej wierze.
Bogowie, Serik m贸g艂 mie膰 racj臋. I Gaspar, kiedy powtarza艂, 偶e Arthan dostarczy mu niejednego tematu do pie艣ni.
W tym mie艣cie pierwszy raz te偶 us艂yszeli, 偶e Rijesha ludzie z P贸艂wyspu Szans zacz臋li nazywa膰 demonem. Nikogo to nie zdziwi艂o.
***
Dalle wzniesiono na po艂udniowym kra艅cu p贸艂wyspu, nad rozleg艂膮 zatok膮, z dw贸ch stron ograniczon膮 l膮dem, z trzeciej skalistym cyplem, na kt贸rego ko艅cu sta艂a latarnia morska. Od strony l膮du otacza艂y miasto pot臋偶ne mury, wykonane z najwy偶szym kunsztem kamieniarzy i in偶ynier贸w, zaprojektowane, by d艂ugo opiera膰 si臋 potencjalnemu naje藕d藕cy. Od morza czeka艂a flota, niepokonana pono膰 w morskich bitwach, lecz bezczynna wobec ataku przybywaj膮cego od strony l膮du. W przesz艂o艣ci jednak wi臋cej zagro偶e艅 przyp艂ywa艂o jednak do Dalle, ni偶 przybywa艂o l膮dem, nawet przed trzystu laty, gdy koczowniczy orkowie zmuszeni susz膮 do migracji pocz臋li pustoszy膰 s膮siaduj膮ce ze stepem pa艅stwa, nie dotarli do serca dawnego imperium, zadowalaj膮c si臋 pogranicznymi wioskami i miasteczkami…
Od tamtych dni ziemie kontrolowane przez Dalle skurczy艂y si臋, lecz wzros艂a, o paradoksie, pot臋ga materialna miasta, opieraj膮cego sw贸j byt przede wszystkim na handlu. Dalle mia艂o pieni膮dze. Dalle op艂aca艂o najemn膮 armi臋 i flot臋. Dalle otoczy艂o si臋 murem, oddzieli艂o od 艣wiata i gotowa by艂o sp臋dzi膰 wiele miesi臋cy czekaj膮c, a偶 oblegaj膮cy si臋 zm臋cz膮. W ko艅cu flota zapewnia艂a zapatrzenie, trudno wi臋c b臋dzie wzi膮膰 miasto g艂odem, nie uporawszy si臋 najpierw z ni膮.
Z tego zdawali sobie spraw臋 nawet orkowie, kt贸rzy nie mieli dot膮d do czynienia ze statkami. Dalle nale偶a艂o zdoby膰 jak najszybciej, bo je艣li kto艣 m贸g艂 tu wzi膮膰 kogo艣 g艂odem, to raczej miasto oblegaj膮cych, nie na odwr贸t. A grabienie wiosek i miasteczek na p贸艂wyspie na d艂u偶sz膮 met臋 nie by艂o dobrym rozwi膮zaniem, skoro zdobycie Dalle mia艂o Rijeshowi przede wszystkim zapewni膰 pieni膮dze na dalsze podboje.
O ile zdobywanie mniejszych miast okaza艂o si臋 szybkie i sprawne, o tyle obl臋偶enie Dalle zapowiada艂o si臋 na d艂ugie. Owszem, smokowcy znali sposoby pokonywania mur贸w, a w czasie podr贸偶y przez p贸艂wysep ich technik臋 podpatrzyli co poj臋tniejsi z ork贸w. Teraz na opuszczonych i spalonych przedmie艣ciach wyrasta艂y kolejne machiny: katapulty i trebusze, maj膮ce miota膰 we wroga kamienne kule, balisty zaopatrzone w olbrzymie strza艂y, winee i pluteje, kt贸re mia艂y os艂ania膰 偶o艂nierzy pr贸buj膮cych dosta膰 si臋 do podstawy mur贸w, wie偶e obl臋偶nicze na pot臋偶nych ko艂ach, pokryte niegarbowanymi, nasi膮k艂ymi wod膮 sk贸rami, kt贸re mia艂y chroni膰 je przed p艂on膮cymi strza艂ami, i przede wszystkim pot臋偶ne tarany, zako艅czone metalowymi okuciami, zawieszone na pot臋偶nych 艂a艅cuchach. Wszystkie te urz膮dzenia pokaza艂y ju偶 sw膮 przydatno艣膰, teraz jednak czeka艂a je konfrontacja z naprawd臋 masywnymi murami.
Koczownicy i Urha艅czycy pospo艂u pracowali przy konstrukcji, nadzorowani przez tych, kt贸rzy ju偶 wcze艣niej poznali podstawowe zasady in偶ynierii wojennej. Wi臋kszo艣膰 偶o艂nierzy przyst膮pi艂a do pracy ch臋tnie, 艣wiadoma, 偶e wiedza zdobyta teraz przyda si臋 p贸藕niej, gdy stan膮 pod murami Avallenre – a elfiego miasta nie zdoby艂 jeszcze nikt, nawet podczas orczego najazdu przed trzystu laty osta艂o si臋 ono jak wyspa w powodzi wroga. A i samo zdobycie Dalle nielichym by艂o wyzwaniem i nagroda czeka艂a tych, kt贸rzy tego dokonaj膮. Tak wi臋c pierwsze dni obl臋偶enia up艂yn臋艂y naje藕d藕com na budowie machin i przygotowywaniu si臋: cho膰 nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e obro艅cy robi膮 to samo, gdy偶 na murach mo偶na by艂o ju偶 dostrzec ich w艂asne machiny miotaj膮ce. Raz po raz pr贸bowali u偶y膰 ich przeciw orkom i smokowcom: kilka p艂on膮cych pocisk贸w polecia艂o w stron臋 oblegaj膮cych, kt贸rzy jednak znajdowali si臋 poza ich zasi臋giem. Tego samego dnia, ju偶 po zachodzie s艂o艅ca, z艂apano oddzia艂 ludzkich 偶o艂nierzy, kt贸rzy pr贸bowali si臋 przekra艣膰 do obozu i podpali膰 maszyny obl臋偶nicze. Ich cia艂a o 艣wicie zawis艂y naprzeciw g艂贸wnej bramy, na specjalnie w tym celu skonstruowanym rusztowaniu.
Przybysze ze stepu nie zamierzali odst膮pi膰 i jasno dawali do zrozumienia, co czeka mieszka艅c贸w Dalle, gdy tylko padn膮 mury. W ko艅cu wiedziano, jaki los spotka艂 miasta i wioski, przez kt贸re ju偶 przetoczy艂a si臋 wroga nawa艂nica. Zakrwawione, okaleczone zw艂oki pokazane obro艅com mia艂y by膰 tego przypomnieniem.
Tego dnia zaatakowali. Na rozkaz Rijesha – na gest wykonany mieczem z upad艂ej gwiazdy, na d藕wi臋k werbli i rog贸w, kt贸re rozleg艂y si臋 potem, okrzyki bojowe plemion i urha艅skich oddzia艂贸w. Zaterkota艂y ko艂a ruszaj膮cych machin, zap艂on臋艂y ogniste pociski i, wystrzelone, zarysowa艂y p艂on膮ce 艂uki ponad miejskimi murami. Przyst膮piono do ataku.
Pierwszy taran uderzy艂 w jedn膮 z bram, a obro艅cy na murze zasypali go gradem strza艂. Ugrz臋z艂y w warstwie sk贸r i drewnie, kilka trafi艂o 偶o艂nierzy id膮cych obok machiny.
Kekhart obserwowa艂 to z oddalenia. Siedzia艂 na koniu, z sob膮 mia艂 sw贸j oddzia艂. Podkomendni wiercili si臋 niecierpliwie, sami czekaj膮c na moment, gdy b臋d膮 mogli zewrze膰 si臋 w walce.
– Cierpliwo艣ci – rzek艂 im. – Jeszcze my walczy膰 b臋dziemy. Inni najpierw.
– Ja bym wola艂 by膰 tam, pod bram膮 – mrukn膮艂 Arthan. Niecierpliwi艂 si臋 wyra藕nie, 艣wiadom, 偶e ta bitwa wa偶niejsza jest od wszystkich dotychczasowych. – Pierwszy wej艣膰 do miasta…
– Bohaterskie czyny mu si臋 marz膮, patrzcie go! – parskn膮艂 艣miechem m艂odszy Lavijczyk. – Dow贸dc臋 mo偶e by艣 chcia艂 zabi膰, co, mule?
Mieszaniec nie uzna艂 tego za kpin臋.
– A ty to mo偶e nie? Jakie nagrody czekaj膮, jak kto pokona wrogiego wodza? Ty mnie nie m贸w, 偶e tobie si臋 to nie marzy.
– Ja wol臋 my艣le膰 o z艂ocie. W Dalle go du偶o, dosta艅my si臋 tam tylko, ka偶dy we藕mie, co mu si臋 nale偶y. Wi臋cej z艂ota, ni偶 w 偶yciu widzia艂em! Pal licho chwa艂臋, ale bogactwa… warto by艂o da膰 si臋 na 艣mier膰 skaza膰, 偶eby tu trafi膰…
– Bogactwo, bracie, i wolno艣膰 – zgodzi艂 si臋 drugi Lavijczyk. – A s艂aw臋 zostawmy tym, kt贸rzy ci膮gle 偶yj膮 mrzonkami.
Przed nimi do mur贸w zbli偶a艂a si臋 pot臋偶na wie偶a obl臋偶nicza, z taranem zawieszonym na dolnej kondygnacji i 偶o艂nierzami czekaj膮cymi na wy偶szych. Przywar艂a do mur贸w, cho膰 p艂on膮ce strza艂y utkwi艂y w jej 艣cianach i cho膰 pr贸bowano wyla膰 wrz膮cy olej na atakuj膮cych. Po otwartym pomo艣cie czekaj膮cy wewn膮trz wojownicy wdarli si臋 na mury, mi臋dzy obro艅c贸w czekaj膮cych ju偶 na to.
Podkomendni Kekharta niech臋tnie patrzyli na walk臋, kt贸ra nie by艂a ich udzia艂em.
Lecz oto wie偶a zap艂on臋艂a w ko艅cu, stan臋艂y w ogniu jej ko艂a i boki, kolejne za艣 orcze trupy pocz臋艂y spada膰 z dallejskich mur贸w. Pierwszy szturm wyra藕nie ko艅czy艂 si臋 niepowodzeniem. Nad zatok膮 i nietkni臋tym miastem poma艂u zachodzi艂o s艂o艅ce.
– Jeszcze my b臋dziemy mieli i atak, i walk臋, i pow贸d do chwa艂y i z艂oto – stwierdzi艂 Gaspar, gdy patrzyli, jak ich oddzia艂y wycofuj膮 si臋. – Dobrze dla nas, 偶e nie my musimy odst臋powa膰 od mur贸w… Patrzcie偶 na nich!
Wskaza艂 d艂oni膮 zmierzaj膮cych ku obozowi rannych. Naszpikowanych strza艂ami, poci臋tych mieczem – lecz te偶 i oparzonych od ognia i gor膮cego oleju. Zniech臋conych i rozgoryczonych pora偶k膮, za kt贸r膮 cz臋艣c z nich obwinia艂a zapewne fakt, 偶e nie mogli, stepowym zwyczajem, zaszar偶owa膰 konno na wroga.
Dow贸dcy jednak zachowali spok贸j. Ze swojego miejsca, nader dogodnego do obserwacji, Kekhart widzia艂, jak wydaj膮 rozkazy, odsy艂aj膮 rannych do cyrulik贸w i szaman贸w, gani膮 tych, kt贸rzy pope艂nili b艂臋dy.
Ten w obozie zjawili si臋 kolejni go艣cie, tym razem jednak nie byli to sabota偶y艣ci, pr贸buj膮cy zniszczy膰 machiny. Trudno powiedzie膰, kim byli: szpiegami czy zdrajcami, lecz rankiem rozesz艂a si臋 plotka o 艣wietle d艂ugo pal膮cym si臋 w namiocie Rijesha i o dw贸ch m臋偶czyznach, wysokich, jasnosk贸rych i jasnow艂osych – najemnikach z p贸艂nocnego kraju, jakich wielu s艂u偶y艂o w Dalle. Jeden z go艣ci mia艂 by膰 kapitanem okr臋tu i oferowa艂 w zamian za sw膮 lojalno艣膰 wzgl臋dem przysz艂ego zdobywcy pom贸c niewielkiej grupce wej艣膰 do miasta od strony morza. Wystarczy艂o wzi膮膰 艂odzie i pod os艂on膮 nocy dosta膰 si臋 na statek, a jego za艂oga pomo偶e w dotarciu na l膮d, mo偶e nawet znajdzie si臋 kto艣, kto przeprowadzi do bram…
M贸wiono te偶, 偶e wielu Dallejczyk贸w nie jest zadowolonych z w艂adzy patrycjatu, zw艂aszcza, 偶e ten niewiele zdzia艂a艂 p贸ki co, by obroni膰 miasta p贸艂wyspu. Mimo odpartego pierwszego natarcia, mieszka艅cy miasta bali si臋 wroga. Co b臋dzie gdy orkowie wedr膮 si臋 do 艣rodka? Pokazali ju偶 swe okrucie艅stwo. Cz臋艣膰 patrycjuszy potajemnie spiskowa艂a i pragn臋艂a porozumienia z kr贸lem Shani’ar, mo偶e w nadziei na przetrwanie, mo偶e licz膮c na powi臋kszenie swoich wp艂yw贸w. Inni, a sta艂 na ich czele ksi膮偶臋 Amier, szczyc膮cy si臋 pochodzeniem od dawnych cesarzy, zadecydowali, 偶e je艣li naje藕d藕cy przekrocz膮 mury, to chyba po ich 艣mierci.
– Dumny lud, ci Dallejczycy – skomentowa艂 to z uznaniem Serik, gdy rankiem przy 艣niadaniu dotar艂y do nich pog艂oski. – Pr臋dzej zgin膮, ni偶 si臋 poddadz膮.
– Poza tymi, kt贸rzy nade wszystko ceni膮 z艂oto – uzupe艂ni艂 Gaspar, wychyliwszy kubek wina. W drugiej d艂oni trzyma艂 solidny kawa艂 sera, pami膮tk臋 po ostatnim miasteczku, gdzie zarekwirowali prowiant dla wojska. – S艂ysza艂em, 偶e oni r贸wnie chciwi s膮, jak nasi lavijscy towarzysze – ruchem g艂owy wskaza艂 na braci.
Od pami臋tnego incydentu w mie艣cie oddzia艂 zn贸w dzieli艂 si臋 na grupki i jego pierwsi cz艂onkowie wi臋cej czasu sp臋dzali razem, ni偶 w towarzystwie Murada i jego bandy opryszk贸w. Niezbyt to s艂u偶y艂o morale, lecz w tym oddziale morale nigdy nie mia艂o by膰 wysokie a i jego cz艂onkom nie by艂o dane tworzy膰 zwartej grupy, skoro nawet posi艂ki jadali osobno i patrzyli na siebie niech臋tnie.
Z jednej strony ten powr贸t do dawnej jedno艣ci cieszy艂, Kekharta, z drugiej – niepokoi艂. Kt贸偶 wie, kiedy Murad lub kt贸ry艣 z jego kompan贸w zechce opowiedzie膰 si臋 przeciw dow贸dcy, wbi膰 n贸偶 w plecy? Kt贸偶 wie, kiedy zechce zem艣ci膰 si臋 za obrazy: na Arthanie, na Larsze?
A i miedzy nimi samymi nie by艂o te偶 tak jak dawniej. Od tamtych wydarze艅 Temur i Larha nie odzywali si臋 do siebie wi臋cej, ni偶 konieczne, omijali si臋, przestali dzieli膰 namiot. Kobieta nigdy wi臋cej nie przysz艂a si臋 zwierzy膰, ale wida膰 po niej by艂o, 偶e zachowanie kochanka osi膮gn臋艂o pewne apogeum, dla niej niemo偶liwe do przekroczenia. Oboje za艣 zbyt dumni byli, by pr贸bowa膰 poradzi膰 sobie z r贸偶nicami. Temur raz wspomnia艂 przy Gasparze, 偶e „z upart膮 bab膮 negocjowa膰 nie b臋dzie”. Ale rozstanie szkodzi艂o i jemu, na powr贸t zmieniaj膮c go w mruka obra偶onego na ca艂y 艣wiat. Mo偶e mia艂a racj臋 Larha, m贸wi膮c, 偶e jej kochanek dusi w sobie nienawi艣膰 do 艣wiata, do tych, kt贸rzy wci膮偶 偶yj膮, gdy jego 偶ony i syna zabrak艂o, do 艣wiata, kt贸ry nie umia艂 mu 偶ony i syna zwr贸ci膰 nawet w postaci duch贸w? A jedyna osoba, kt贸rej na moment uda艂o si臋 go wyrwa膰 z tego kr臋gu, nie umia艂a ju偶 przebaczy膰 s艂贸w wypowiedzianych w niew艂a艣ciwym momencie, s艂贸w kt贸re nie pad艂y, gdy pa艣膰 powinny, braku zrozumienia dla innych tragedii, w tym tej, kt贸ra niegdy艣 spotka艂a j膮 sam膮.
Ale trwali przy sobie i razem siedzieli przed namiotem, patrz膮c na bia艂e mury Dalle, szcz膮tki wie偶y obl臋偶niczej pi臋trz膮ce si臋 pod nimi, kruki kr膮偶膮ce nad pobojowiskiem. Mimo wszystko, ci膮gle mieli siebie nawzajem, sz贸stka wygna艅c贸w, p艂ac膮ca za zawinione i niezawinione b艂臋dy.
– A ty, ty nie chcesz z艂ota Gaspar? – spyta艂 Temur.
Cz艂owiek obruszy艂 si臋.
– Pewno, 偶e ja chc臋, ale co to, z艂oto wszystko na 艣wiecie? Pie艣艅 od z艂ota trwalsza, chwa艂a wieczna, bogactwo inny z艂odziej ukradnie, a opowie艣膰 pozostanie w sercu. Jak im si臋 zdaje, 偶e to nic nie warte, to oni sami nic warci nie s膮. – Zako艅czy艂 swoj膮 wypowied藕 parskni臋ciem i z臋bami oderwa艂 kawa艂ek sera. Wygl膮da艂 na zadowolonego z tego, jak podsumowa艂 kompan贸w.
Doda艂by co艣 jeszcze, ale oto zachrz臋艣ci艂y nad nimi p艂yty i oczka zbroi i cie艅 pad艂 na roz艂o偶ony na kawa艂ku p艂贸tna posi艂ek. Ca艂a sz贸stka unios艂a g艂owy, by dojrze膰 adiutanta genera艂a Sahaka.
– Genera艂 rozkazuje, by dwaj z waszych udali si臋 do niego. Natychmiast. Oni – adiutant wskaza艂 na Lavijczyk贸w, nie艣wiadomych zainteresowania.
– A c贸偶 oni przeskrobali? – Gaspar uni贸s艂 g艂ow臋.
– Urodzili si臋 lud藕mi i w Lavii – odpowiedzia艂 adiutant, szczerz膮c wydatne k艂y. – Jak ich do miasta po艣lem, nie b臋dzie pozna膰, 偶e oni nasi.
Wi臋c pog艂oski by艂y prawdziwe: dallejscy zdrajcy planowali wprowadzi膰 kogo艣 do miasta.
***
Bracia oddelegowani do specjalnego zadania, nie wracali d艂ugo. W g艂臋bi duszy Kekhart podejrzewa艂, 偶e obaj raczej znikn膮 w Dalle, pr贸buj膮c jeszcze przed zdobyciem miasta zagrabi膰 co si臋 da, ni偶 wype艂ni膮 misj臋. A jednak, po kolejnym dniu bezskutecznego obl臋偶enia i napi臋tej nocy pe艂nej oczekiwania, 艣wit przyni贸s艂 prze艂om.
Obudzi艂y ich b臋bny i rogi, wzywaj膮ce do zgromadzenia, zwiastuj膮ce po艣pieszny atak. Nikt nie zd膮偶y艂 nic zje艣膰, niekt贸rym tylko w po艣piechu uda艂o si臋 zwil偶y膰 gard艂o mi臋dzy wdziewaniem zbroi i przypinaniem broni. W nied艂ugim czasie karne oddzia艂y i koczownicze gromady zebra艂y si臋 przed murami Dalle. Zn贸w ruszy艂y maszyny obl臋偶nicze, 艣wisn臋艂y pociski z katapult, balist i trebuszy pozostali za艣 oczekiwali niecierpliwie na ewentualny prze艂om.
Wszystko bowiem wskazywa艂o na to, 偶e prze艂om mia艂 nadej艣膰: po dw贸ch dniach mozolnego ostrza艂u wida膰 by艂o zarysowania na dallejskich murach, a i wczesna pora rozpocz臋cia ataku nie wydawa艂a si臋 przypadkowa.
I rzeczywi艣cie: oto z drugiej strony mur贸w co艣 zacz臋艂o si臋 dzia膰. Na po艂udniowym zachodzie, tam, gdzie znajdowa艂 si臋 port, wzni贸s艂 si臋 k艂膮b czarnego dymu. Obro艅cy mur贸w pocz臋li traci膰 rezon, zerka膰 w stron臋 po偶aru. Musieli podejrzewa膰, 偶e nie jest on przypadkowy.
W tej samej chwili, w kt贸rej dym uni贸s艂 si臋 ku niebu, jeden z okutych 偶elaznymi p艂ytami taran贸w dotar艂 do bramy i uderzy艂 w ni膮. Drewno wygi臋艂o si臋 i chrupn臋艂o nieprzyjemnie, lecz wytrzyma艂o, by膰 mo偶e wzmocnione czym艣 dodatkowo od drugiej strony.
Kamie艅 z katapulty stoj膮cej na murach pomkn膮艂 w stron臋 wojsk naje藕d藕cy, zary艂 si臋 mi臋dzy stepowych je藕d藕c贸w, mia偶d偶膮c cia艂a paru ork贸w i ich koni. Odpowiedzia艂 mu drugi – wbi艂 si臋 w obronn膮 wier偶臋, kt贸ra zadr偶a艂a pod impetem uderzenia.
Drugi s艂up dymu do艂膮czy艂 do pierwszego. Nie, to nie by艂 przypadek. Lavijczycy musieli dotrze膰 do miasta i siali dywersj臋, a zbuntowani najemnicy pomagali im w tym zadaniu. Na ulicach Dalle rozp臋ta艂o si臋 piek艂o.
Taran zn贸w spotka艂 si臋 z bram膮, ta zatrzeszcza艂a, p臋k艂o kilka desek, ca艂o艣膰 jednak trzyma艂a nadal. Posypa艂y si臋 strza艂y, pola艂 wrz膮cy olej. Kilka metr贸w dalej gromada urha艅skich 偶o艂nierzy wdar艂a si臋 na mury.
Kekhart dostrzeg艂, jak Sahak unosi sw膮 olbrzymi膮 szabl臋, jak l艣ni w porannym s艂o艅cu kind偶a艂 Jyrgala. Przygotowa膰 si臋. Jeszcze chwila, i padn膮 bramy.
Ko艅 pod nim nerwowo przest臋pywa艂 z nogi na nog臋. Zwierze wyuczone do walki. W siodle Kekhart czu艂 si臋 najlepiej, ale wiedzia艂, 偶e gdy dojdzie do starcia, cz臋艣膰 jego podw艂adnych zeskoczy z wierzchowc贸w. Teraz… teraz tylko czekali na ten ostateczny rozkaz. Na bog贸w, nazbyt d艂ugo ju偶 czekali. Kiedy wedr膮 si臋 do miasta, rozpocznie si臋 rze藕. Poniek膮d sam jej pragn膮艂: upojenia, jakie daje zabijanie, zapach krwi. Kiedy si臋 zacznie, przestanie mie膰 w膮tpliwo艣ci, wszyscy przestan膮, wiedzia艂 to.
Brama trzasn臋艂a zn贸w, taran od艂upa艂 kilka belek. 呕o艂nierze z drugiej wie偶y obl臋偶niczej, smokowcy, karni w swoich b艂yszcz膮cych, jednakowych zbrojach, wdarli si臋 na mury. W d贸艂 pocz臋艂y spada膰 cia艂a – coraz cz臋艣ciej cia艂a obro艅c贸w.
Ostrza wydaj膮ce rozkaz do ataku spad艂y – w tym samym momencie, w kt贸rym brama ostatecznie posz艂a w drzazgi. Ruszy艂a fala konnych i pieszych, w stron臋 wy艂omu, w kt贸rym gromadzili si臋 ju偶 obro艅cy Dalle: jak偶e nieliczni, jak s艂abo wygl膮daj膮cy, wobec dzikiej hordy z Wielkiego Stepu, wlewaj膮cej si臋 w przerwany m贸r niczym 偶ywio艂. Drugie morze, kt贸re sforsowa艂o dallejsk膮 obron臋. Trzecim morzem mia艂a by膰 krew.
I ona trysn臋艂a, pop艂yn臋艂a obficie, pod ostrzami mieczy, szabli, topor贸w, kiedy naje藕d藕cy pokazali obro艅com, 偶e nie maj膮 lito艣ci ani skrupu艂贸w, 偶e obce s膮 im prawa ustanowione przez bog贸w.
呕e smok na ich sztandarach, smok, kt贸rego wys艂annikiem jest ich w艂adca, jest w istocie samym Wielkim W臋偶em, panem demon贸w, bogiem pradawnej ciemno艣ci i chaosu. A oni przybyli przynie艣膰 chaos, ciemno艣膰 i zniszczenie stolicy pradawnego imperium.
C.D.N.
Uwaga... hmmm, techniczna?: Nazw臋 p贸艂wyspu ostatecznie wymy艣li艂 mi brat.
Uwaga do czytelnik贸w: Ubywa was, czy przeszli艣cie w tryb lurkera? (Szehinie i Lionce dzi臋kuj臋 raz jeszcze za wsparcie!)
|
|
Komentarze |
dnia lutego 18 2012 22:24:06
Mia艂am pod艂y tydzie艅 i to opowiadanie bardzo poprawi艂o mi humor Naprawd臋 fantastycznie jest zatopi膰 si臋 w tych krainach razem z Kekhartem i reszt膮, i zza ich ramion obserwowa膰 wszystko A wsparcia ode mnie masz du偶o, du偶o i na tony! 
Z uwag - zn贸w liter贸wki by艂y W tym dwie... Hmmm XD "wbi艂 si臋 w obronn膮 wier偶臋," - An, w co? XD + "wobec dzikiej hordy z Wielkiego Stepu, wlewaj膮cej si臋 w przerwany m贸r niczym 偶ywio艂." - a nie mur, aby? XD
No, ale jak zwykle jest to jedyne, do czego mog臋 si臋 doczepi膰, a ja jestem przecie偶 czepialska niesamowicie Ogromnie podoba艂 mi si臋 spos贸b, w jaki opisa艂a艣 ci膮gn膮ce oddzia艂y i obl臋偶enie To, 偶e wszystko toczy艂o si臋 z punktu widzenia Kekharta, a Rijesh znikn膮艂 gdzie艣 daleko, niedost臋pny w艂adca, kagan, przyw贸dca poza zasi臋giem 
Drugim elementem, kt贸ry tutaj podoba艂 mi si臋 por贸wnywalnie mocno - doskonale opisa艂a艣 nastroje cz艂onk贸w oddzia艂u To napi臋cie, agresja, to, 偶e wszystkim puszczaj膮 nerwy - bardzo realistyczne! I ode mnie brawa dla Arthana - w tym momencie zupe艂nie przekona艂am si臋 do tej postaci Spos贸b, w jaki postawi艂 si臋 w obronie dziecka - tak naturalny i tak prosto z serca, 偶e zupe艂nie mnie tym uj膮艂 Coraz wyra藕niej wida膰, 偶e on post臋puje dok艂adnie tak, jak uwa偶a za s艂uszne i nie przejmuje si臋 zupe艂nie 偶adnymi konsekwencjami 
Kekhart - zdecydowanie zbyt bierny na przyw贸dc臋, ale to ju偶 on sam widzi Arthan by艂by na tym miejscu o tyle lepszy, 偶e w艂a艣nie on nie cofa艂by si臋 przez zaprowadzeniem porz膮dku tak, jak Kekhart. Arthan wi臋cej robi - Kekhart wi臋cej my艣li, co zrobi膰 i cz臋sto to u niego zostaje na etapie my艣lenia 
Larhy mi ogromnie szkoda... Nikt nie powiedzia艂 na g艂os tego, o czym cz臋艣膰 na pewno my艣la艂a. Biedna, tak si臋 zawiod艂a na wszystkich - a na Temurze najbardziej. On to jednak straszliwie g艂upi fiut jest X3
I scena, kt贸ra wywo艂a艂a m贸j ciep艂y u艣miech To, jak Kekhart p贸艂przytomnie wymamrota艂 imi臋 Takhira To takie kochane, jak on za nim t臋skni I nawet, je艣li faktycznie nic sobie z szamanem nie obiecywali, to w膮tpi臋, by m贸g艂 chcie膰 kogokolwiek poza nim 
Rany, ale Ci epos napisa艂am Pewnie drugie tyle, co tego rozdzia艂u Ale chc臋, 偶eby艣 wiedzia艂a, jak bardzo mi si臋 podoba艂o i 偶e czekam na ci膮g dalszy (mam nadziej臋, 偶e Takhir wr贸ci ;3), i 偶e na moje komentarze mo偶esz liczy膰 zawsze :3 |
dnia lutego 19 2012 10:22:06
M贸r, na b贸r! O偶. A kilka dni przed napisaniem tego znalaz艂am ten sam b艂膮d u jednej panny na blogu... Wida膰 mi si臋 przyklei艂 do m贸zgu i zosta艂. Yay, dysleksja nie boli. Dzi臋ki 
Rijesh ma imperium do zbudowania, obowi膮zki na g艂owie, Wielki Z艂y Plan To, 偶e swoimi 艣rodkami naszych bohater贸w 艣ledzi, zbiera o nich dane etc - c贸贸贸贸偶... 
No, Arthan dzia艂a szybciej, ni偶 my艣li, czasem nawet nie my艣li, czasem si臋 opanuje w ostatniej chwili. Impulsywne stworzenie z niego, na szcz臋艣cie ma do艣膰 silny kr臋gos艂up moralny, 偶eby ta impulsywno艣膰 nie sko艅czy艂a si臋 tragedi膮. |
dnia lutego 19 2012 18:57:59
Oby tylko Rijeshowi uda艂o si臋 potem to jego imperium utrzyma膰 Historia uczy, 偶e imperia zbyt rozleg艂e obszarowo zbyt trudno zarz膮dza膰 i nie potrzeba nawet najazd贸w za du偶o, bo one rozsypuj膮 si臋 od 艣rodka same  |
dnia lutego 19 2012 21:32:38
No c贸偶, to co on planuje z tym imperium zrobi膰 i co si臋 z nim stanie... To ju偶 nie w tym tek艣cie. |
dnia lutego 24 2012 12:36:42
Ha mnie nie uby艂o 
Ja jednak zawsze zostawiam to opowiadanie jako ostatnie do przeczytania z aktualki, i staram si臋 je czyta膰 w takim momencie 偶eby mi nikt nie przeszkadza艂... chocia偶 rzadko si臋 to udaje >.< wszyscy czego艣 ode mnie chc膮 jak czytam!
No wi臋c tak.... Ca艂y ten ich zdobywca coraz mniej mi sie podoba. Kekhart to ma jednak przer膮bane z tym swoim oddzia艂em. Mo偶e to Arthan b臋dzie tym bohaterem! Je艣li tak to jestem ca艂ym sercem za nim . Temur bardzo mnie zawi贸d艂, mia艂am nadziej臋 偶e jednak bardziej mu zale偶y na Lahsze. A jej si臋 wcale nie dziwi臋, wr臋cz przeciwnie podziwiam j膮 i Arthana za to 偶e powiedzieli i pokazali Muradowi co o nim s膮dz膮! Prosz臋 u艣mier膰 tego m艂ota bo mnie trzepie jak o nim czytam... sama mam ochot臋 go udusi膰!!!!! Hmm... to opowiadanie chyba zaczyna wzbudza膰 we mnie orcz膮 agresj臋 XD.
Jak czyta艂am to w g艂owie uk艂ada艂 mi sie d艂ugi komentarz ale jak ju偶 mam go napisa膰 to sama nie wiem co? Historia ta wzbudza we mnie bardzo sprzeczne uczucia... no i brakuje mi tam Takhira :< |
dnia lutego 24 2012 14:36:31
Dzi臋kuj臋 za komentarz, zw艂aszcza tak d艂ugi i szczeg贸艂owy. Agresja czy nie - ciesz臋 si臋, 偶e wywo艂uj臋 emocje. Tak, Murad to ostatni kawa艂 艂ajdaka, niestety, takie osoby istniej膮 na 艣wiecie w nadmiarze i korzystaj膮 w czasie wojen... A musz臋 ostrzec, 偶e dalej b臋dzie gorzej, niestety...
Takhira brakuje i tobie, i Kekhartowi. Zauwa偶y艂am, 偶e to do艣膰 symptomatyczne dla historii, kt贸re umieszczam w tym 艣wiecie - pary kochank贸w rozstaj膮 si臋 i schodz膮 okresowo... Trzeba przywykn膮膰 
Arthan dzi臋kuje za sympati臋 i wiar臋 w jego mo偶liwo艣ci  |
dnia lutego 24 2012 16:07:20
Ojej jeszcze gorzej @_@?? Nie wiem czy moje nerwy to wytrzymaj膮.
Oj tak Kekhartowi pewnie brakuje go jeszcze bardziej. No tak trzeba przyzna膰 偶e to bardzo takie... emocjonuj膮ce gdy para tak si臋 roz艂膮cza i zn贸w spotyka, nie mo偶na si臋 ni膮 przeje艣膰 
Oj Arthan, ja tam zawsze w niego wierzy艂am. Ch艂opaka trudno nie lubi膰 a jeszcze jak powiedzia艂 偶e Murad, przy nim nie tknie dziecka a ni kobiety.... no po prostu podbi艂 moje serce . Jestem murem za nim |
dnia lutego 24 2012 20:02:13
No to ci臋 ostrzegam, 偶e rozdzia艂 szesnasty i siedemnasty s膮 parszywe. Sama mia艂am przej艣cia pisz膮c je. ALE Martin pisze jeszcze parszywsze rzeczy (Je艣li czyta艂a艣 lub ogl膮da艂a艣 "Gr臋 o tron" masz poj臋cie, o co mi chodzi. Wczoraj czyta艂am "Taniec ze smokami" i powiem tyle: Uuuups.), a ja do jego poziomu dobija膰 nie zamierzam. Mo偶e to jest jakie艣 pocieszenie... |
dnia marca 13 2012 21:13:16
Mnie nie ubywa! Ja tylko mam zaleg艂o艣ci, ale w艂a艣nie rado艣nie je nadrabiam 
Przez ten sw贸j niedob贸r zdolno艣ci przyw贸dczych Kekhart jako艣 mnie dodatkowo uj膮艂 - mam wra偶enie, 偶e przez to jest jeszcze bardziej rzeczywisty. No po prostu niedoskona艂y, 艂膮czy w sobie sprzeczno艣ci, w pewnych momentach radzi sobie lepiej, w innych gorzej. Jest prawdziwy - podobnie jak Arthan, kt贸ry przy swojej narwanej naturze okazuje si臋 mie膰 prawdziwe predyspozycje do dowodzenia.
Murad to rzeczywi艣cie kawa艂 parszywego drania i ogromnie 偶a艂uj臋, 偶e wojna zdo艂a艂a go zasta膰 jeszcze przy 偶yciu. Reakcja Arthana na zachowanie Murada - pi臋kna, zastanawiam si臋, czy w tamtym momencie Arthan ujmowa艂 si臋 za dziewczynk膮 bardziej jako za dzieckiem, za osob膮 p艂ci 偶e艅skiej, za istot膮 mieszan膮, jak on - ale to w艂a艣ciwie nieistotne, szczeg贸lnie z punktu widzenia dziecka.
W og贸le pokazanie tego rozd藕wi臋ku mi臋dzy obiema cz臋艣ciami oddzia艂u by艂o ogromnie interesuj膮ce. Mam wra偶enie, 偶e wst臋pne zbli偶enie, kt贸re nast膮pi艂o, by艂o efektem takiego uczucia "mamy ze sob膮 du偶o wsp贸lnego" - a potem, z up艂ywem czasu i lepszego poznawania si臋 nawzajem, obie strony zobaczy艂y, jak w gruncie rzeczy niewiele wsp贸lnego ze sob膮 maj膮. Nawet Serik i Murad - to przecie偶 dwa przeciwstawne bieguny. W tej chwili lepiej rozumiem ocalenie Serika i widz臋 w nim sens pod tym w艂a艣nie k膮tem: jako antyzwierciad艂o Murada.
Szkoda mi Larhy, szkoda ogromnie. Jej przyj艣cie w nocy do Kekharta wcale mnie nie zdziwi艂o - w ko艅cu to nie tylko jedyny m臋偶czyzna, kt贸remu mo偶e bezgranicznie zaufa膰 od strony fizycznej, ale te偶 ten, kt贸ry jako pierwszy sta艂 si臋 jej bliski - i podejrzewam, 偶e ten, kt贸ry nadal jest najbli偶szy. Bo Temur rzeczywi艣cie 偶yje za jakim艣 murem - i Temur, jak ju偶 pokaza艂, nie rozumie. Nie dopuszcza do siebie my艣li, 偶e dla innych ich tragedie te偶 s膮 wa偶ne, 偶e w og贸le te tragedie si臋 licz膮 - i nie ma w sobie minimum delikatno艣ci, by pomy艣le膰, 偶e to, co go bawi, czyli te opowie艣ci o 偶o艂nierskich gwa艂tach, dla Larhy, kt贸rej histori臋 przecie偶 zna, s膮 powt贸rk膮 z koszmaru. A jego postawa - zdrad膮.
To t艂umaczenie Larhy by艂o tak prawdziwe - takie g艂upie, ale zrozumia艂e, wr臋cz obronne t艂umaczenie pod艂ego czy niegodnego zaufania zachowania cz艂owieka, kt贸rego kocha, ta pr贸ba znalezienia w cz艂owieku, kt贸ry zawodzi, dobrych stron, utrzymania ich i utwierdzenia si臋 w przekonaniu, 偶e jednak wszystko b臋dzie dobrze. Wida膰 jednak, 偶e Larha w to nie wierzy i wida膰, 偶e wie - 偶e nie b臋dzie dobrze. Szkoda mi wi臋c Larhy, a zarazem po cichu my艣l臋: uciekaj z tego toksycznego zwi膮zku. Bo Temur jest toksyczny, tak膮 toksyczno艣ci膮, kt贸ra dotyka tych najbli偶szych.
A na marginesie, mnie te偶, jak Lionk臋, uj膮艂 ten moment, gdy zaspany Kekhart my艣li, 偶e w jego 艂贸偶ku pojawia si臋 Takhir. Przez moment tylko pomy艣la艂am: a to pewnie to bydl臋 Murad, teraz Kekhart obije mu mord臋, hura! Ale Larha bardziej potrzebowa艂a tego wsp贸lnego pos艂ania, fakt.
Co do Kekharta i Takhira: ten brak zapewnie艅 o stuprocentowej wierno艣ci - wierno艣ci czysto fizycznej - wydaje mi si臋 bardzo prawdopodobny, zw艂aszcza gdy wzi膮膰 pod uwag臋 warunki ich obecnego, wywr贸conego przez wojn臋 do g贸ry nogami, 艣wiata. Podoba mi si臋 te偶 zar贸wno reakcja Kekharta na poci膮gaj膮cy wygl膮d Murada - przecie偶 to jak najbardziej naturalne! - jak te偶 rozs膮dne i jak najbardziej w艂a艣ciwe dla dow贸dcy postanowienie, 偶e pewne granice nie zostan膮 przekroczone. Mo偶e gdyby to by艂 osobnik o innym charakterze, potencjalna wsp贸艂na noc nie przynios艂aby takich konsekwencji - ale potrafi臋 sobie wyobrazi膰, jak Murad wykorzysta艂by tak膮 s艂abo艣膰 swojego zwierzchnika.
Poza tym 艣wietnie pokazujesz ten wywr贸cony przez wojn臋 do g贸ry nogami 艣wiat - z wywr贸ceniami zar贸wno pozytywnymi, jak i negatywnymi (kt贸rych z regu艂y jest wi臋cej). Spostrze偶enie Kekharta by艂o s艂uszne: wojna wyzwala co艣 paskudnego.
I nie dziwi mnie, 偶e Rijesh jawi si臋 podbijanym ludom jako demoniczna si艂a.
W ko艅cowej scenie, chocia偶 nied艂ugiej, naprawd臋 zbudowa艂a艣 ten nastr贸j walki i zdobycia Dalle. 艢wietnie si臋 j膮 ogl膮da艂o oczami Kekharta. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|