艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Cena korony 1 |
Dla Nam, za pomocno艣膰. Dzi臋ki :*
Dla Adiego, za telefony.
Dla Bogo, za g艂upi kolczyk.
Dla Ur, Yoru i Bro, bo tak.
Dla S bo mimo, 偶e w jednych kwestiach zmieni艂o si臋 wszystko, w innych wszystko pozosta艂o bez zmian.
Fu
Kr贸lewska z艂o艣膰 zag臋szcza艂a atmosfer臋. Mimo, 偶e oblicze mia艂 spokojne, doradcy wyczuleni na ka偶d膮 zmian臋 nastroju u kr贸la, czuli jego gniew jak dusz膮cy opar. Ka偶dy chcia艂 wyj艣膰. Brakowa艂o powietrza. Nikt jednak nie odwa偶y艂 si臋 zasugerowa膰 w艂adcy, by od艂o偶y膰 dra偶liwy temat do jutra. A najlepiej do czasu, kiedy znajdzie si臋 rozwi膮zanie problemu. Problem istnia艂. Rysowa艂 zmarszczk臋 mi臋dzy smoli艣cie czarnymi brwiami Farida. A kiedy kr贸l mia艂 problem, ca艂e Minogarl 偶y艂o w strachu. Rozdra偶niony kr贸l nie by艂 ani wyrozumia艂y, ani lito艣ciwy. Z rozdra偶nionym kr贸lem 偶y艂o si臋 jak na wulkanie. A teraz w艂a艣nie wulkan zaczyna艂 dymi膰. Teraz kr贸l wpada艂 w rozdra偶nienie...
- Powiedz to jeszcze raz - za偶膮da艂 lodowato zimnym g艂osem, patrz膮c na oblewaj膮cego si臋 potem kanclerza - Jeszcze raz, powoli i wyra藕nie, 偶eby dotar艂y do mnie wszystkie niuanse twojej zagmatwanej i niejasnej wypowiedzi...
Kanclerz prze艂kn膮艂 i poblad艂. Nie w膮tpi艂, 偶e kr贸l doskonale zrozumia艂 jego s艂owa. Co wi臋cej - rozz艂o艣ci艂y go. A to nie wr贸偶y艂o dobrze na przysz艂o艣膰. Sta艂 wi臋c w milczeniu, b艂yskawicznie i wnikliwie rozwa偶aj膮c mo偶liwo艣ci. M贸g艂 milcze膰 i narazi膰 si臋 na gniew kr贸la, m贸g艂 powt贸rzy膰 i narazi膰 si臋 na gniew kr贸la, m贸g艂 uciec i narazi膰 si臋 na gniew kr贸la. Najbardziej chcia艂o mu si臋 p艂aka膰...
- Wasza mi艂o艣膰 - zacz膮艂 w ko艅cu niepewnie - Ksi臋ga czas贸w m贸wi, 偶e...
- M贸wi, 偶e mimo tego i偶 zasiadasz na tronie, a na skroniach nosisz koron臋 przodk贸w, w 艣wietle prawa nie jeste艣 prawdziwym kr贸lem Minogarl i nie zostaniesz nim, dop贸ki nie dowiedziesz, 偶e jeste艣 godzien, panie.
G艂os przek艂adaj膮cy m臋tny be艂kot wieszczych ksi膮g na s艂owa proste i dosadne by艂 ca艂kiem przyjemny, jednak偶e wszyscy obecni w pomieszczeniu doradcy a偶 si臋 wzdrygn臋li. Lane Rozenau - kr贸lewski szpieg, skrytob贸jca i osobisty stra偶nik - zwany we dworze Cieniem. Kr贸l, kiedy nie by艂 z kogo艣 zadowolony, zwyk艂 mawia膰: 'widz臋 nad tob膮 cie艅', i ten kto艣 pada艂 martwy, przy furkocie szarego p艂aszcza postaci, kt贸ra w mgnieniu oka zn贸w stawa艂a za kr贸lem. Lane'a Rozenau bali si臋 wszyscy poza kr贸lem. Kr贸la bali si臋 wszyscy poza Lane'em Rozenau. Farid westchn膮艂. Wygodniej rozpar艂 si臋 na rze藕bionym tronie i przeczesa艂 palcami spl膮tane w艂osy. Doradcy odwa偶yli si臋 odetchn膮膰 g艂臋biej. Przez kilka d艂ugich chwil trwa艂a cisza, po czym kr贸l zapyta艂
- I co w zwi膮zku z tym, Cieniu?
Sylwetka, kt贸ra wysun臋艂a si臋 zza tronu, do tej pory pozostawa艂a niewidoczna w panuj膮cym w sali p贸艂mroku. M艂ody m臋偶czyzna odziany jak zawsze w szary p艂aszcz, sk艂oni艂 si臋 lekko przed kr贸lem, reszt臋 zgromadzonych zaszczycaj膮c jedynie nieznacznym skini臋ciem g艂owy.
- Niech przeszukaj膮 proroctwa, niech znajd膮 rozwi膮zanie - powiedzia艂 prosto - niech nie 艣pi膮, nie jedz膮, nie ch臋do偶膮 tak d艂ugo a偶 go nie znajd膮. Nikt poza tu obecnymi - powi贸d艂 spojrzeniem po pomieszczeniu - nie wie co m贸wi Ksi臋ga Czas贸w. Tak d艂ugo jak nikt nie wie, nikt nie zakwestionuje twojego prawa do tronu Minogarl. Kiedy znajd膮 rozwi膮zanie, nikogo ju偶 to nie zainteresuje.
- Racja! Proste rozwi膮zania s膮 najlepsze! Tak w艂a艣nie zrobimy - kr贸l zatar艂 d艂onie i wsta艂 z tronu - Macie siedem dni na znalezienie rozwi膮zania, nie pokazujcie mi si臋 bez niego na oczy!
- A je偶eli to o czym m贸wili艣my wyjdzie poza ten pok贸j - doda艂 Rozenau cicho - nad kim艣 zawi艣nie cie艅...
Doradcy wzdrygn臋li si臋 jak jeden. Pewnym by艂o, i偶 ch臋tniej odgryz膮 sobie j臋zyki i wrzuc膮 je do rynsztoka, ni偶 zdradz膮 komukolwiek kr贸lewsk膮 tajemnic臋. Wyszli szybko, niemal biegiem, staraj膮c si臋 jak najszybciej znikn膮膰 z kr贸lewskich oczu. Odroczenie 艣mierci na siedem dni by艂o zawsze dodatkowymi siedmioma dniami nadziei.
Jeszcze tej samej nocy przygarbiona, posta膰 w po艂atanej kapocie zastuka艂a do drzwi kr贸lewskich komnat. O czym kr贸l rozmawia艂 z proszalnym dziadem, kt贸ry zostawi艂 po sobie wo艅 st臋chlizny na korytarzach nie wiedzia艂 nawet Cie艅. Kiedy przybysz znikn膮艂, Farid za zamkni臋tymi drzwiami zawo艂a艂 cicho:
- Lane!
Nie min臋艂o trzydzie艣ci uderze艅 serca, kiedy rozleg艂o si臋 ciche pukanie i do komnaty bezszelestnie wsun膮艂 si臋 Cie艅.
- Wzywa艂e艣 mnie - oznajmi艂, u艣miechaj膮c si臋 - Jestem.
- Jeste艣, Lane. Teraz. Mia艂em przed chwil膮 odwiedziny. Jaki艣 偶ebrak przeszed艂 nie niepokojony przez trzy warty i zapuka艂 do moich drzwi. Zdaje si臋, 偶e mia艂e艣 strzec mojego bezpiecze艅stwa...
- Zaraz go znajd臋 - ch艂opak ruszy艂 w stron臋 drzwi, jednak g艂os w艂adcy osadzi艂 go w miejscu
- Wr贸膰! Nie m贸wi臋, ci tego po to, 偶eby艣 go zabi艂. Doskonale wiesz, 偶e potrafi臋 radzi膰 sobie sam...
- Po co w takim razie? - szcz臋kn臋艂a srebrzy艣cie klamra i szary p艂aszcz zsun膮艂 si臋 lekko na marmurow膮 posadzk臋. Lane szybko 艣ci膮gn膮艂 buty i usiad艂, krzy偶uj膮c nogi na kr贸lewskim pos艂aniu. Zniewaga za kt贸r膮 ka偶dy inny zap艂aci艂by gard艂em.
- On znalaz艂 rozwi膮zanie. - w b艂臋kitnych oczach kr贸la b艂ysn臋艂a rado艣膰 - Wiem, jak zado艣膰uczyni膰 prawu.
- Jak? - zwinne palce Cienia ruszy艂y od szyi drog膮 spinaj膮cych koszul臋 tasiemek. Rozwi膮zywa艂 je jedn膮 po drugiej, ukazuj膮c mocno opalon膮 sk贸r臋 piersi i brzucha. Odchyli艂 si臋 do ty艂u, pozwalaj膮c bia艂emu jedwabiowi opa艣膰 na futrzan膮 kap臋. Podpar艂 si臋 z ty艂u na rekach i popatrzy艂 z zainteresowaniem na Farida. Oczy w艂adcy l艣ni艂y, kiedy wpatrywa艂 si臋 zach艂annie w smuk艂e cia艂o, wyci膮gni臋te na ogromnym 艂o偶u.
- Chcesz, 偶ebym ci powiedzia艂, czy znowu mnie uwie艣膰? - zapyta艂 schrypni臋tym g艂osem
- Jedno nie wadzi drugiemu - Cie艅 u艣miechn膮艂 si臋 si臋gaj膮c do pasa. Prosty w臋ze艂 na grubym rzemieniu podda艂 si臋 wprawnemu ruchowi. Teraz ju偶 nic nie przytrzymywa艂o sk贸rzanych spodni na szczup艂ych biodrach. Kr贸l powoli zbli偶y艂 si臋 do 艂o偶a, oblizuj膮c nagle wyschni臋te wargi. Lane podkurczy艂 nogi i stan膮艂 na pos艂aniu. Spodnie pod w艂asnym ci臋偶arem zsun臋艂y si臋 po sk贸rze, ods艂aniaj膮c cienki pasek w艂os贸w prowadz膮cy od p臋pka w d贸艂 do z艂otawej k臋pki, z kt贸rej dumnie stercza艂 sztywny, gotowy cz艂onek. Farid westchn膮艂, ukl臋kn膮艂 na pos艂aniu i wzi膮艂 go w usta. Gdyby kto艣 o艣mieli艂 si臋 wej艣膰 do apartament贸w w艂adcy nieproszony, ujrza艂by nast臋pc臋 tronu kl臋cz膮cego przed szpiegiem, za kt贸rego pochodzenie nikt nie da艂by miedziaka. Zobaczy艂by jak pie艣ci go wargami, jak smakuje j臋zykiem. Jak w ko艅cu zmusza Cie艅 do po艂o偶enia si臋 i zadar艂szy haftowan膮 z艂otog艂owiem koszul臋 powy偶ej pasa wchodzi w niego z westchnieniem, jak ko艂ysze biodrami bior膮c go raz za razem przy wt贸rze j臋k贸w i st艂umionych krzyk贸w. Zobaczy艂by jak Cie艅 w spazmie rozkoszy wbija palce w kr贸lewskie ramiona, zostawiaj膮c na nich czerwone 艣lady, jak Farid szczytuje z przeci膮g艂ym gard艂owym j臋kiem, jak ca艂uje zmys艂owo rozchylone wargi szpiega. Jednak偶e nikt nie odwa偶y艂 si臋 wej艣膰 nieproszony do apartament贸w w艂adcy, a zanim s艂o艅ce wzesz艂o o mi艂osnych uniesieniach 艣wiadczy膰 m贸g艂 ju偶 tylko lekki u艣miech na ustach monarchy.
- I jeste艣 absolutnie pewien, 偶e on m贸wi艂 prawd臋? - westchn膮艂 Lane po raz kolejny - To kawa艂 drogi, przynajmniej dziesi臋膰 dni w jedn膮 stron臋...
- Na razie prosi艂em, za chwil臋 mog臋 ci rozkaza膰 - zniecierpliwi艂 si臋 kr贸l
- Zrozum, panie - Cie艅 zmru偶y艂 oczy i z naciskiem zaakcentowa艂 tytu艂 - 偶e chodzi tu tylko o twoje bezpiecze艅stwo. Nie b臋dzie mnie niemal miesi膮c, kto b臋dzie pilnowa艂 twoich plec贸w przez ten czas?
- Ach, o to ci chodzi - roze艣mia艂 si臋 m臋偶czyzna - Dzi艣 w po艂udnie kanclerz og艂osi, 偶e kr贸l jest ci臋偶ko chory. Nie b臋d臋 wychodzi艂 przed lud a偶 do twojego powrotu, a w zamku gwardia jest w stanie mnie obroni膰.
- Jak sobie 偶yczysz. Kiedy mam wyruszy膰?
- Natychmiast. Statek dowiezie ci臋 na wybrze偶e, dalej musisz radzi sobie sam.
- Statek? - j臋kn膮艂 Cie艅.
- Tak, statek. 'Chluba Korony' wyp艂ywa do Horuku w po艂udnie. Zabierzesz si臋 z nimi. Tutaj masz glejt - w艂adca poda艂 ch艂opakowi z艂o偶one, zapiecz臋towane pismo - nakazuj膮cy dostarczy膰 ci臋 do wybrze偶y wyspy i odebra膰 w drodze powrotnej. Tutaj - po chwili wahania wr臋czy艂 mu tak偶e niewielk膮 ksi臋g臋 w czarnej sk贸rzanej oprawie - wszystkie informacje kt贸rych b臋dziesz potrzebowa艂. Wracaj szybko.
- Postaram si臋 jak najszybciej - Cie艅 u艣miechn膮艂 si臋 lekko, ruszaj膮c w stron臋 drzwi
- Postaraj si臋. - w艂adca chwyci艂 go za nadgarstek i mocno przyci膮gn膮艂 do siebie - B臋dzie mi ciebie brakowa艂o. - musn膮艂 wargami mi臋kkie usta ch艂opaka, po czym odsun膮艂 si臋 o krok. Szpieg nic nie odpowiedzia艂, ale wyszed艂 z apartament贸w w艂adcy z u艣miechem.
Trwaj膮ca tydzie艅 podr贸偶 morska by艂a prawdziwym koszmarem. Przemoczony do suchej nitki Rozenau sp臋dzi艂 j膮 g艂贸wnie przewieszony przez barierk臋, staraj膮c si臋 wm贸wi膰 swojemu 偶o艂膮dkowi, 偶e wcale nie jest tak 藕le. Kiedy stan膮艂 na sta艂ym l膮dzie, mia艂 ochot臋 upa艣膰 na kolana i ca艂owa膰 grunt, zamiast tego usiad艂 na suchym piasku i d艂ugo obserwowa艂 jak statek znika za horyzontem. Zosta艂 sam, za przewodnika maj膮c jedynie stary grymuar, kt贸ry nawet zacz膮艂 przegl膮da膰 na statku, zanim dopad艂a go choroba morska. P贸藕niej z wiadomych wzgl臋d贸w musia艂 zrezygnowa膰. Teraz by艂 najlepszy moment, 偶eby powr贸ci膰 do lektury. Po偶贸艂k艂e kruche kartki pokrywa艂o paj臋cze, wyblak艂e ju偶 pismo. Wi臋kszo艣ci nie da艂o si臋 odczyta膰. Wyra藕nych pozosta艂o jedynie kilka ostatnich stron. Ale to w艂a艣nie na nich znajdowa艂a si臋 mapa. Mapa prowadz膮ca do 艣wi膮tyni lub pa艂acu, jak odgad艂 Cie艅. Tego pa艂acu lub 艣wi膮tyni, kt贸r膮 mia艂 znale藕膰. Na podstawie po艂o偶enia s艂o艅ca okre艣li艂 kierunki, po czym otrzepawszy siedzenie, ruszy艂 pla偶膮 w stron臋 zwartej 艣ciany lasu. Kiedy wchodzi艂 mi臋dzy drzewa zachodz膮ce s艂o艅ce grza艂o go w plecy.
Las wion膮艂 st臋ch艂膮 wilgoci膮 i gnij膮c膮 艣ci贸艂k膮, s艂odkim zapachem pot臋偶nych papuzich storczyk贸w. Przedziera艂 si臋 przez spl膮tany g膮szcz dop贸ki nie dotar艂 do strumienia, stanowi膮cego pierwszy z punkt贸w orientacyjnych. Zapad艂 zmrok i wszystko sta艂o si臋 t臋tni膮c膮 偶yciem, intensywnie pachn膮c膮 ciemno艣ci膮. Lane po艣lizgn膮艂 si臋 i zapad艂 po kostki w lodowat膮 wod臋. Zakl膮艂 siarczy艣cie, rozpaczliwie machaj膮c ramionami dla zachowania r贸wnowagi. Z艂apa艂 si臋 czego艣, co by艂o zimne i o艣lizg艂e, wi臋c natychmiast pu艣ci艂. Cudem tylko usta艂. Wyci膮gn膮艂 z sakwy przy pasie 偶arz膮cy si臋 艣wietlny kamie艅 i w nik艂ej po艣wiacie obejrza艂 najbli偶sze otoczenie. Nie by艂o szansy na dalszy marsz - grozi艂 skr臋ceniem nogi, albo karku w zale偶no艣ci od szcz臋艣cia. Cie艅 znalaz艂 du偶y, w miar臋 suchy kamie艅 i skuliwszy si臋 na nim w arcyniewygodnej pozycji przedrzema艂 niespokojnie do 艣witu, zrywaj膮c si臋 na ka偶dy ptasi wrzask czy tajemniczy szmer. Wschodz膮ce s艂o艅ce zasta艂o go ju偶 w drodze. W ci臋偶kiej, uporczywej w臋dr贸wce przez chaszcze, nie艣wiadomego czujnych oczu, kt贸re 艣ledzi艂y ka偶dy jego krok.
Im g艂臋biej w las si臋 zapuszcza艂, tym bardziej egzotyczny si臋 on stawa艂. Przeci膮g艂e krzyki zwierz膮t sprawia艂y, 偶e Lane wzdryga艂 si臋 raz po raz i rozgl膮da艂 nerwowo. Odkry艂, 偶e rodzaj z艂o艣liwego chichotu wydawa艂 z siebie niewielki kud艂aty stworek, kt贸rych setki goni艂y si臋 w spl膮tanych lianach i, 偶e szkar艂atne przepi臋kne dzwonki maj膮 wewn膮trz kielich贸w kilka ostrych jak n贸偶 pr臋cik贸w, kt贸re tn膮 z r贸wn膮 艂atwo艣ci膮 ubranie jak i sk贸r臋, gdy tylko dotknie si臋 kwiatu. Poniewa偶 wsz臋dzie by艂o ich pe艂no, kiedy pod wiecz贸r zatrzyma艂 si臋, 偶eby odpocz膮膰, krwawi艂 z dziesi膮tek miniaturowych zadrapa艅, kt贸re piek艂y i sw臋dzia艂y tak, 偶e sz艂o zwariowa膰. Cel podr贸偶y znalaz艂 trzeciego dnia o poranku. A w艂a艣ciwie to cel znalaz艂 jego. Cie艅 w艂a艣nie zamachn膮艂 si臋 mieczem, 偶eby utorowa膰 sobie drog臋 w艣r贸d g臋stego listowia, kiedy klinga uderzy艂a w co艣 z metalicznym brz臋kni臋ciem, a wibracje ponios艂y si臋 nieprzyjemnym drganiem a偶 do obojczyka ch艂opaka. Zakl膮艂 siarczy艣cie i schowawszy bro艅 do pochwy, wsun膮艂 ostro偶nie d艂onie w spl膮tan膮 ro艣linno艣膰. Natrafi艂 na zimny, wilgotny kamie艅. W艂a艣ciwie, kiedy wiedzia艂o si臋, 偶e co艣 tam jest, sz艂o wy艂owi膰 z ca艂ej gamie zieleni zarys kszta艂tu budowli, ale tylko je艣li si臋 naprawd臋 dobrze przyjrze膰. Lane odetchn膮艂 z wdzi臋czno艣ci膮 i jeszcze raz zajrza艂 do ksi臋gi otrzymanej od Farida. Wed艂ug mapy wej艣cie znajdowa艂o si臋 dok艂adnie po przeciwnej stronie ni偶 ta z kt贸rej przyszed艂. Budowla by艂a naprawd臋 ogromna i obej艣cie dw贸ch jej 艣cian zaj臋艂o mu czas do po艂udnia. Otar艂 pot z czo艂a i odpocz膮艂 chwil臋 zanim zdecydowa艂 si臋 wej艣膰 do 艣rodka. Grymuar kr贸la wymienia艂 dziesi膮tki pu艂apek, jakie mog艂y znajdowa膰 si臋 w 艣rodku, co bynajmniej nie zaprasza艂o do odwiedzenia wn臋trza, ale pro艣ba w艂adcy by艂a pro艣b膮 w艂adcy. A rozkaz rozkazem. Lane ostro偶nie zag艂臋bi艂 si臋 w duszny, wilgotny mrok za kamienn膮 bram膮. Okruch 艣wietlnego kryszta艂u wy艂ania艂 z ciemno艣ci tylko niewielki okr膮g otoczenia. Po kilku krokach jednak do nozdrzy Cienia dotar艂a ulotna wo艅 nafty. W ksi臋dze by艂a kr贸tka wzmianka o systemie o艣wietlenia, Lane wi臋c ruszy艂 w kierunku, gdzie powinna znajdowa膰 si臋 艣ciana. Faktycznie, w kamiennej rynnie biegn膮cej wzd艂u偶 pomieszczenia znajdowa艂a si臋 oleista, intensywnie pachn膮ca ciecz. Lane przez chwil臋 grzeba艂 w sakwie, zanim natrafi艂 na ciep艂膮 powierzchni臋 偶arowej ska艂y. Wrzuci艂 okruch do rynny. J臋zyk ognia 艣mign膮艂 do przodu z zawrotn膮 szybko艣ci膮. W kilka uderze艅 serca wn臋trze budowli rozjarzy艂o si臋 migotliwym blaskiem p艂omienia. Wewn膮trz...
Wewn膮trz nie by艂o nic. Pod艂oga z g艂adko ciosanych kamiennych blok贸w ci膮gn臋艂a si臋 od 艣ciany do 艣ciany. Na przeciwleg艂ym kra艅cu sali dostrzeg艂 ziej膮cy czerni膮 otw贸r w ziemi, mo偶e tam znajdowa艂o si臋 co艣 wi臋cej. Powoli, krok za krokiem, ruszy艂 w kierunku dziury. Ka偶dy nerw spi臋ty mia艂 jak postronek, got贸w w ka偶dej chwili uskoczy膰 przed 艣mierteln膮 pu艂apk膮. Kroki nios艂y g艂uchym dudnieniem, g艂o艣niejszym, ni偶 mia艂y prawo wydawa膰 mi臋kkie sk贸rzane buty Lane'a. Pu艂apek nie by艂o. Fakt, 偶e ich nie by艂o wcale nie dawa艂 Cieniowi spokoju. Gdyby by艂y, by艂oby to ca艂kowicie naturalne w miejscu takim jak to. To, 偶e ich nie by艂o, by艂o dziwne. I niepokoj膮ce w jaki艣 spos贸b. Ch艂opak wola艂by, 偶eby jednak by艂y - tak dla zado艣膰uczynienia tradycji. Droga do przej艣cia ci膮gn臋艂a si臋, odmierzana delikatnymi, ostro偶nymi st膮pni臋ciami. Z gor膮ca i nerw贸w koszula Lane'a by艂a ju偶 zupe艂nie mokra. Na bia艂ym jedwabiu wykwita艂y r贸偶owe smu偶ki potu zabarwionego krwi膮 zadrapa艅. Przyklejaj膮ca si臋 do sk贸ry materia przyprawia艂a o klaustrofobi臋.
Otw贸r w posadzce okaza艂 si臋 obmurowanym portykiem do prowadz膮cych w d贸艂 w膮skich schod贸w. Poblask ognia o艣wietla艂 tylko kilka pierwszych, rze藕bionych stopni, reszta ton臋艂a w nieprzeniknionej ciemno艣ci. Lane si臋gn膮艂 do torby po 艣wietlny kamie艅. 呕a艂owa艂 teraz, 偶e nie wzi膮艂 z zamku wi臋kszego i bardziej na艂adowanego okruchu. Gdyby mia艂 troch臋 wi臋cej czasu, lepiej by si臋 przygotowa艂. Gdyby mia艂 cokolwiek czasu jakkolwiek by si臋 przygotowa艂 prawd臋 powiedziawszy. Na przyk艂ad wzi膮艂by wszystko co potrzebne, a nie torb臋, kt贸r膮 zwyk艂 nosi膰 w mie艣cie i w臋ze艂ek przygotowany przez kr贸lewskiego kucharza. Blask s膮cz膮cy si臋 z kamienia o艣wietla艂 tylko trzy stopnie przed nim, co wystarczy艂o, 偶eby nie skr臋ci膰 sobie karku, ale nic poza tym. Lane dla uspokojenia nerw贸w liczy艂 schody. Gdy mija艂 dwie艣cie trzydziesty jego uszu dobieg艂 cichy d藕wi臋k. Co艣, jakby przesuwanie kamienia po kamieniu. Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie, ale na kilku stopniach za nim nie czai艂o si臋 偶adne niebezpiecze艅stwo. Gdyby by艂o dalej i tak by go nie dostrzeg艂. Przez chwil臋 nas艂uchiwa艂 w bezruchu, ale d藕wi臋k nie powt贸rzy艂 si臋. Uczyni艂 krok naprz贸d i bole艣nie uderzy艂 czo艂em o co艣 twardego i zimnego. Uni贸s艂 kamie艅 i odruchowo odskoczy艂 do ty艂u, spogl膮daj膮c prosto w gro藕n膮 twarz wojownika. M臋偶czyzna nie poruszy艂 si臋. Cie艅 ostro偶nie wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i opuszkami palc贸w dotkn膮艂 g艂adkiego kamienia. Pos膮g. Schody to do艣膰 dziwne miejsce na ustawienie rze藕by - zastanowi艂 si臋 przelotnie, przeciskaj膮c si臋 mi臋dzy figur膮 a 艣cian膮. W tym miejscu stopnie ko艅czy艂y si臋. Statua sta艂a na ostatnim, jakby zagradza艂a przej艣cie dalej. Ogl臋dziny 艣ciany ponownie ujawni艂y rynny z naft膮, co Lane natychmiast wykorzysta艂. W migoc膮cej po艣wiacie ognia m贸g艂 dok艂adniej obejrze膰 rze藕b臋. Nigdy w 偶yciu nie widzia艂 czego艣 tak doskona艂ego. Nieznany artysta odzwierciedli艂 nawet takie szczeg贸艂y jak pojedyncze rz臋sy, zmarszczki wok贸艂 oczu, czy lekki 艣lad zarostu na szcz臋ce wojownika. R贸wnie starannie wyrzezano w kamieniu odzienie statuy - si臋gaj膮c膮 kolan przepask臋 biodrow膮 i ods艂aniaj膮c膮 tors kamizelk臋. Cie艅 nie m贸g艂 oprze膰 si臋 pokusie mu艣ni臋cia palcami idealnie oddanych mi臋艣ni brzucha rze藕by. Tak pi臋knych dzie艂 sztuki nie by艂o w pa艂acu. Kr贸tko pomy艣la艂, 偶e warto by co艣 takiego przewie藕膰 do siedziby Farida, na pewno by mu si臋 spodoba艂 zar贸wno sam pos膮g jak i przedstawiona posta膰. M臋偶czyzna by艂 wysoki - Lane stoj膮c na tym samym stopniu czubkiem g艂owy si臋ga艂 jego ramienia - i barczysty. A w d艂oni dzier偶y艂 wspart膮 o ziemi臋 dzid臋, kt贸ra wygl膮da艂a na ostr膮. Rozenau nie ryzykowa艂 sprawdzania, czy tak jest w istocie. Porzuciwszy wojownika ruszy艂 w g艂膮b pomieszczenia rozci膮gaj膮cego si臋 przed nim. Pod przeciwleg艂膮 艣cian膮, zbyt jednak daleko, by m贸g艂 widzie膰 wyra藕nie, zw艂aszcza w takim o艣wietleniu, majaczy艂 jaki艣 kszta艂t. R贸wnie偶 ta sala by艂a pusta, nie licz膮c p艂on膮cych rynien. Ruszy艂 przed siebie r贸wnie ostro偶nie jak pi臋tro wy偶ej. To, 偶e na g贸rze nie by艂o pu艂apek nie oznacza艂o, 偶e nie b臋dzie ich tutaj. Wielu ju偶 zgubi艂a zbytnia pewno艣膰 siebie. Mniej wi臋cej w po艂owie pomieszczenia zacz膮艂 rozpoznawa膰 kszta艂t, do kt贸rego si臋 zbli偶a艂. Im wi臋kszej pewno艣ci co to jest nabiera艂, tym szybsze stawa艂y si臋 jego kroki. Pod 艣cian膮 sta艂 fotel, w dok艂adniej rzecz ujmuj膮c - tron, na kt贸rym kto艣 zasiada艂. W miar臋 podchodzenia dostrzega艂 coraz wi臋cej szczeg贸艂贸w - rze藕by pokrywaj膮ce pod艂okietniki i oparcie, glazur臋 z艂ota po艂yskuj膮cego w blasku ognia. W ko艅cu sylwetk臋, w swobodny spos贸b wyci膮gaj膮c膮 przed siebie skrzy偶owane w kostkach nogi i opieraj膮c膮 brod臋 na zaci艣ni臋tej w pi臋艣膰 lewej d艂oni. Lane uczyni艂 jeszcze kilka krok贸w, zupe艂nie nie艣wiadomie.
- Farid? - zapyta艂 zszokowany
- Z szacunkiem do kr贸la, 艣mieciu! - us艂ysza艂 za sob膮 lodowaty g艂os. Trzonek w艂贸czni uderzy艂 go pod kolanami z tak膮 si艂膮, 偶e z j臋kiem osun膮艂 si臋 na posadzk臋. Czyje艣 palce z si艂膮 kleszczy wbi艂y si臋 w prawe rami臋 Cienia zmuszaj膮c do sk艂onienia si臋 przed tronem tak mocno, 偶e czo艂em niemal dotkn膮艂 ziemi.
- Niespodzianka, prawda? - g艂os zdecydowanie nale偶a艂 do w艂adcy - Nie tego oczekiwa艂e艣?
- Wi臋c po co kaza艂e艣 mi... - zacz膮艂
- Milcz! - upomnia艂 ten sam g艂os za plecami i co艣 uderzy艂o w potylic臋 Lane'a na tyle mocno, 偶e na chwil臋 straci艂 ostro艣膰 widzenia
- Oh, nie dr臋cz go Fihr - roze艣mia艂 si臋 kr贸l - Biedaczek jest wyra藕nie zszokowany... Podejd藕 bli偶ej, niech ci si臋 przyjrz臋...
Nie czekaj膮c na reakcj臋 ze strony ch艂opaka, d艂o艅 wbijaj膮ca si臋 w jego rami臋 d藕wign臋艂a go do pionu i pchn臋艂a w kierunku w艂adcy. Rozenau nie uda艂o si臋 spojrze膰 na trzymaj膮cego go m臋偶czyzn臋, gdy偶 u st贸p tronu zn贸w zosta艂 brutalnie pchni臋ty na kolana. Kr贸l pochyli艂 si臋 i uj膮wszy w palce brod臋 Cienia, uni贸s艂 jego twarz ku swojej. Taksacja by艂a obop贸lna. Dopiero z tej odleg艂o艣ci ch艂opak rozpozna艂, 偶e osoba siedz膮ca na tronie nie jest jego kr贸lem, mimo uderzaj膮cego podobie艅stwa. Inna fryzura, inna mimika. Oczy bardziej szare ni偶 niebieskie, wypiel臋gnowany jasny zarost, podczas gdy Farid g艂adko si臋 goli艂. W ko艅cu stara blizna w k膮ciku ust, kt贸rej w艂adca Minogarl nie mia艂. Lane by艂 w stanie da膰 g艂ow臋, 偶e nie mia艂. W ko艅cu podczas licznych schadzek mia艂 okazj臋 dok艂adnie przestudiowa膰 twarz kochanka. M臋偶czyzna nie b臋d膮cy kr贸lem u艣miechn膮艂 si臋 zimno.
- Lane Rozenau, czy偶 nie? Skrytob贸jca, szpieg i pierwszy na艂o偶nik Farida. Jego cie艅. Twoja s艂awa ci臋 wyprzedza, ch艂opcze, dotar艂a a偶 tutaj...
- Nadto schlebiasz mi, panie, zw艂aszcza w dziedzinie dzielenia z kr贸lem 艂o偶a... - Lane otrz膮sn膮wszy si臋 z pierwszego szoku, szybko przybra艂 bezpieczn膮 mask臋 dworskiej gry - Gdyby艣 艂askawie zechcia艂 rozkaza膰 swojemu stra偶nikowi mnie pu艣ci膰, porozmawialiby艣my jak kulturalni ludzie, kt贸rymi w ko艅cu jeste艣my...
- Pu艣膰 go Fihr - roze艣mia艂 si臋 kr贸l i nacisk na rami臋 natychmiast ust膮pi艂. Cie艅 podni贸s艂 si臋 powoli, ko艅cz膮c ruch dwornym uk艂onem.
- Przybywam w imieniu kr贸la Farida, syna Eorlla, w艂adcy Minogarl.
- Wiem sk膮d przybywasz i po co przybywasz, Cieniu.
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 12 2011 21:16:06
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Alesio (Brak e-maila) 20:46 14-02-2008
I kolejna pere艂ka. Fu-chan we藕 napisz w ko艅cu ksi膮偶k臋 bo Twoje opka zdecydowanie na to zas艂uguj膮 *__* nie jestem najlepszy w komentowaniu ale zapowiada sie super i na pewno b臋dzie trzyma膰 w napi臋ciu. Boskie.
heidi (Brak e-maila) 19:00 17-02-2008
mnie tez sie bardzo podoba! bede czekac na dalszy ciag <3
Haru-chan (Brak e-maila) 23:26 20-02-2008
Yhm. Mi te偶 si臋 bardzo podoba. Czekam na cz臋艣ci dalsze! ^^
kei (Brak e-maila) 23:56 25-06-2008
zapowiada si臋 ca艂kiem ciekawie, i tak jak inni czekam na dalszy ci膮g 
Alesio (Brak e-maila) 19:00 21-09-2008
Jak zwykle cudo... druga cz臋艣膰 super, wspania艂e nieprzewidywalne zako艅czenie ^^ mam nadziej臋 偶e napiszesz jeszcze wiele takich pere艂ek
(Brak e-maila) 00:34 01-02-2009
pi臋kne ,
maja (Brak e-maila) 19:06 09-11-2009
boskie
` |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|