The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 08:39:26   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Barowe opowieści 9


Rozdział siódmy – Troglodyta


Wiecie co to jest „szybka randka”? Nie wiem czy u nas coś takiego istnieje, bo zwykle takie rzeczy mnie nie interesują, ale według amerykańskich filmów w Stanach to jest popularne. Na czym to polega? Wyobraźcie sobie salę z, niech będzie, piętnastoma stolikami. Przy każdym z nich siedzi jedna babka. A swoją drogą ciekawe co to by było jakby je posadzić przy jednym stole. Chyba prędzej by się pozabijały niż doszły do jakiegokolwiek porozumienia… Ale wracając do tematu, siedzą sobie te babki przy stolikach i do sali wchodzą faceci. Każdy z nich dosiada się do jednego ze stolików i ma kilka minut na to żeby jak najlepiej poznać babkę zadając jej najróżniejsze pytania. Tak samo babka. Potem facet przesiada się do następnego stolika i zaczyna się to samo. W międzyczasie zarówno babka, jak i facet zaznaczają sobie na takiej jednej karteczce swoim systemem szyfrów i znaków czy jej/jemu dana osoba się podobała. Na koniec sprawdzane są karteczki i jeśli przykładowo pani nr 1 napisze na swojej karteczce, że z panem nr 1 chciałaby spędzić życie, a pan nr 1 napisze to samo o pani nr 1, wtedy robi się para i w praktyce sprawdza to, co sobie wykombinowali przez te kilka minut. Jedni uważają to za głupotę, no bo niby jak można kogoś poznać w te 5 czy ile minut, natomiast inni za świetną okazję do poznania kogoś, nawet jeśli z tego wyjdzie tylko przyjaźń a nie miłość. Ja miałem do tego obojętny stosunek. Do momentu aż mnie złapała grypa. To było zaraz po tym pogrzebie Maryśki. Zaczęło się od drapania w gardle. Zwaliłem to na współlokatorów, którzy z racji zbliżającej się sesji wypijali hektolitry kawy i jarali niczym smoki. Potem przyszło kichanie i cieknący nos, ale to zwaliłem na moje problemy z zatokami. Zaczynające pobolewać kończyny wytłumaczyłem kiepskim spaniem. Niestety, kiedy nie mogłem się zwlec z wyra, bo mnie wszystko bolało i całe ciało telepało się niczym w febrze, musiałem w końcu przyznać, że chyba coś złapałem. Tylko, że wciąż wmawiałem sobie, że to zwykłe przeziębienie połączone z przemęczeniem i uderzeniowa dawka leków w postaci gripeksu, polopiryny i apapu w mig postawi mnie na nogi. Niestety moje nadzieje rozwiał lekarz, którego wezwał na domową wizytę któryś z bardziej kontaktujących otoczenie współlokatorów. Lekarz stwierdził grypę, nawypisywał recept i poszedł, a ja postanowiłem wykorzystać okazję by się porządnie wyspać. Jeszcze tylko wysłałem sms’a do Guliwera, żeby się ludzie o mnie nie martwili, bo jeszcze gotowi by zorganizować wyprawę ratunkową, jak wtedy z Karolem i zapadłem w sen. A przynajmniej takie miałem chęci. Niestety nie przewidziałem dwóch rzeczy. Po pierwsze, wymęczony chorobą organizm podsuwał mi jakieś bzdurne sny, które więcej męczyły niż fizyczny wysiłek, po drugie, była niedziela, a to oznaczało, że nie minęła nawet godzina, a cała ekipa zwaliła mi się do pokoju. Dosłownie. Jak ich zobaczyłem, to aż jęknąłem z rozpaczy. Już sam Guliwer robił tłok w tym moim maleńkim pokoiku, a co dopiero reszta. Niestety nie zważali na moje słabe protesty i wepchnęli się wszyscy, bijąc w ten sposób chyba rekord upakowania ilości ludzi w jednym pomieszczeniu. Sardynki w puszcze przy nich to był pikuś. No i zaczęło się. Najpierw wypytywanie o zdrowie, potem multum przykazań, dobrych rad i starych domowych sposobów, nie koniecznie skutecznych, na przepędzenie grypy. A na koniec nogi mojego łóżka pełne były najróżniejszych owoców, głównie mandarynek, które uwielbiałem, pomarańczy, soczków z malin i jakiś słodkości. Grzecznie podziękowałem i dałem do zrozumienia, że chętnie bym sobie pospał. Na szczęście szybko zrozumieli aluzję i wyszli, jeszcze od drzwi nakazując bym się ciepło trzymał i ściśle przestrzegał zaleceń lekarza. Olałem zupełnie przyniesione prezenty, bo i tak zwykle spałem w pozycji embrionalnej, więc nie przeszkadzały mi one, i zasnąłem. Na szczęście tym razem nie miałem żadnych debilnych snów, za to po głowie, tuż przed zaśnięciem kołatała mi się jedna niepokojąca myśl. Czy sąsiedzi z dołu czasem nie wezwą policję, że u nas jest za głośno, po tym jak wszyscy „wtuptali” do mojego pokoju, bo tu przecież ściany są cholernie cienkie i wszystko słychać, nawet jeśli się nie chce. Zwłaszcza jak do współlokatorów przychodzą dziewczyny, to muszę sobie wkładać do uszu zatyczki, albo jakąś muzę, by nie słyszeć tych wiadomych odgłosów. Jak będę chciał porolna to se Internet włączę.
Spokój miałem przez dwa dni, a potem zaczęła się moja „szybka randka”. Najpierw wpadł JoJo. Przyniósł mi garść ploteczek z Piekła i muzę na poprawienie nastroju. Jak możecie się domyślić, podziękowałem, CD wziąłem i wsadziłem do szuflady „nie używać i nie wyrzucać”. Niestety muza serwowana w Piekle stanowczo jest nie w moim guście, ale nie powiem tego JoJo, żeby go nie urazić, bo chłopaczyna naprawdę się przejął moją chorobą i szczerze życzył powrotu do zdrowia. Posiedział chwilkę, ale widząc w jakim jestem stanie, szybko poszedł, a ja postanowiłem sobie pospać. No bo cóż innego mogłem robić? Niestety nie dane mi było cierpieć w spokoju. Mój mózg błąkał się gdzieś na granicy jawy i snu, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Olałem go, jednak kiedy żaden ze współlokatorów nie reagował, obudziłem się kompletnie, bo cholerstwo zaczęło mnie irytować. Wrzasnąłem, ile miałem siły w moich schorowanych płucach:
- Otwórzcie te cholerne drzwi!
A na koniec prawie wycharczałem płuca na pościel. Ale przynajmniej dzwonek umilkł. Za to w moim pokoju pojawił się Zdzisiek. Przyniósł rosół własnej roboty, podobno zrobiony na prawdziwej wiejskiej kurze. Aż mi ślina pociekła. Miałem kiedyś okazję zjeść taki rosołek, w wykonaniu mojej świętej pamięci babci. Niebo w gębie. Wiedziałem, że Zdzisiek nieźle gotuje, wiec miałem nadzieję, że i tym razem się nie przeliczę. Na potwierdzenie moich przypuszczeń zagrzał mi miseczkę. Zjadłem z prawdziwą przyjemnością, chociaż z ogromnym trudem. I nie zawiodłem się, rosołek był balsamem dla mojego obolałego ciała.
Kiedy Zdzisiek poszedł, w moim pokoju pojawił się Sylwek. Miałem wrażenie jakby się ze Zdziśkiem minęli na schodach i zmówili który z nich jakie nowinki ma mi przekazać. Posiedział, pogadał i poszedł. W ciągu dnia odwiedziło mnie jeszcze pięcioro, aż współlokatorzy zaczęli warczeć, że muszą robić za odźwiernych, kiedy powinni się uczyć do sesji. Taaa, jakby kiedykolwiek przejmowali się sesją. I tak zawsze mieli poprawki. Przestali warczeć jak następnego dnia przyszła Kaśka. Szkoda, że tego nie widziałem, ale mogę się założyć o co tylko chcecie, że temu ze współlokatorów, który otwierał drzwi, gały wylazły na wierzch, a szczęka opadła aż do piwnicy. Nie wiem czy w ten sposób chciała mi poprawić nastrój, czy po prostu wyszykowała się jak zawsze, ale faktem jest, że wyglądała zjawiskowo. Zdążyła tylko przysiąść na łóżku i zapytać jak się czuje, gdy do naszych uszu doleciało podejrzane szuranie, stukanie, bieganina i jakieś szepty. Popatrzyliśmy na siebie zdziwieni, ale nie zdążyliśmy nic powiedzieć, gdy ktoś zapukał do drzwi, a gdy z trudem i niezłym zaskoczeniem wycharczałem „proszę”, drzwi otworzyły się i ukazał się w nich jeden ze współlokatorów, Kamil.
- Może chcesz coś do picia? – zapytał niepewnie.
Pokiwałem przecząco głową. Nie byłem w stanie wykrztusić słowa nie tylko ze względu na chorobę, ale i szok. Po raz pierwszy któryś ze współlokatorów coś mi zaproponował i po raz pierwszy widziałem Kamila porządnie uczesanego i ogolonego. Zawsze chodził jak jaskiniowiec, w ciuchach widzących pralkę wieki temu i zarośnięty i poczochrany, jakby nie wiedział do czego służą grzebień i maszynka do golenia.
- A ja bardzo chętnie. – Kaśka uśmiechnęła się promiennie. – Najchętniej herbatę malinową.
- Niestety mamy tylko zwykłą.
Osz, ty gadzie, dobrze wiesz, że JA mam malinową. Aż tak bardzo chcesz jej się podlizać, że nawet próbujesz jej wcisnąć tylko swoją herbatę? Twój pech, że cię przejrzałem. I że Kaśka nie gustuje w małolatach. Wprawdzie wyglądała młodo, ale miała już po trzydziestce i student dziesięć lat młodszy był dla niej najzwyczajniej w świecie małolatem. Miała sprecyzowane wymagania wobec facetów i trzymała się ich konsekwentnie. Skąd wiem, że miała te wymagania? No cóż, za każdym razem jak nam opowiadała o kolejnym facecie, to się nimi z nami dzieliła. Nie to żeby się przechwalała, albo próbowała nas przekonywać, że tylko jej poglądy są słuszne. Po prostu, za każdym razem, kiedy rozpływała się w zachwycie nad kolejnym facetem, nieświadomie je wplatała w swoje opowieści. A że facetów zmieniała dość często, wiec i szybko poznaliśmy jej gusta. Stąd właśnie doskonale wiedziałem, że zabiegi Kamila mające zrobić z niego cywilizowanego człowieka, nie przyniosą rezultatów jakich oczekiwał. Ale nie miałem zamiaru mu o tym mówić, niech się troszkę pomęczy. Zobaczymy czy ten jego przesiąknięty alkoholem orzeszek jest w stanie wymyślić cokolwiek inteligentnego.
- Też może być. – Kolejny uśmiech Kaśki i gęba Kamila przypominała buraka.
Wystękał coś niezrozumiale i wycofał się, a chwilę potem można było usłyszeć jak tłucze się po kuchni. Widać od razu jak często w niej bywał, że nawet nie wiedział, gdzie są szklanki. W końcu udało mu się zrobić tą herbatę. Zaskoczył mnie nawet znajdując jakieś zjadliwe ciastka. Ciastka to był u nas towar raczej deficytowy i pojawiał się tylko wtedy, gdy wpadała któraś z dziewczyn i po prostu je przynosiła ze sobą. A że ostatnio była tydzień temu, zdaje się dziewczyna Wojtka, to i ciastek na pewno nie było, bo od tamtego czasu zdążyłaby się już z nich cegła zrobić. Musiał więc któryś z pozostałej trójki polecieć szybko do sklepu, a to oznaczało, że nie tylko Kamil ma zamiar robić podchody do Kaśki.
Kaśka nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła się w pierwszej kolejności rozpływać w zachwycie nad swoim nowym facetem. Miała go od jakiegoś tygodnia, więc już wszyscy zdążyli poznać jaki to on jest super. Ale nie przerywałem jej, bo gdyby zaczęła coś nowego, to musiałbym słuchać, a niestety mój wymęczony chorobą mózg marzył tylko o odpoczynku, więc chociaż przez tą krótką chwilę mogłem się wyłączyć. Zmusiłem się do wytężenia wszystkich zmysłów, gdy Kaśka nagle wstała i zaczęła przybierać dziwne pozy. Napinała się i wyginała tak, jak to czasami widziałem w telewizji na zawodach kulturystów, kiedy to zawodnicy prężą swoje mięśnie pokazując je ze wszystkich możliwych stron i przybierając pozy, które dla mnie były z lekka śmieszne.
- … rozumiesz, taki napakowany – mówiła Kaśka, a ja pilnie słuchałem, wyraźnie zainteresowany. – Ale to chyba jakiś przygłup, zadufany w sobie dupek. – Skrzywiła się. – Ja rozumiem, że facet musi sobie mięśnie wyrobić, bo faceci to już tak mają, że sobie tym ego podbudowują… - No bez przesady, dobra? Ja wcale nie muszę sobie ego podbudowywać pompując na siłowni. - … ale ten to wybitnie przesadził. Przylazł w obcisłej koszulce, do tego z taką miną, jakby uważał, że wszyscy w barze powinni się nad nim zachwycać i błagać o jego względy.
A więc trafił się nowy, godny obserwacji klient. Ciekawe…
- Wiesz, twarz może i miał ładną, ale wszystko psuł ten jego fryz. Ulizany na żel jak jakaś pizda spod latarni. – Aż się zdziwiłem. Kaśka używała wulgaryzmów tylko wtedy jak się nieźle wkurwiła, a skoro teraz zaczęła, musiał facet jej jakoś nadepnąć na odcisk. – I powiem ci szczerze, po raz pierwszy się chyba ucieszyłam, że jakiś facet to pedał. Przynajmniej nie wysilał się ze startowaniem do mnie. Bo nie wiem co bym wtedy zrobiła. Jak jego wygląd tylko zniechęcał do bliższej znajomości, tak morda aż od niej odpychała. W życiu nie usłyszałam tylu kurw, co on rzucił w ciągu jednej godziny. Ty se wyobrażasz? No rozumiem, że są ludzie, którzy używają słowa „kurwa” jako przecinka, ale żeby używać normalnych słów jako przecinków między kurwami?! Myślałam, że mu się zrzygam na te jego pedalskie buciki. Na szczęście Karol stanął na wysokości zadania i przejął ode mnie obsługiwanie go. A swoją drogą muszę pogadać z Panem Wojtkiem, żeby pogadał z szefem o jakiejś premii dla dzieciaka. A może raczej o nagrodzie za odwagę? – zamyśliła się na krótką chwilę, potem jednak szybko wróciła do tematu. – Całe szczęście, że to był Karol, a nie, na przykład, Damian, bo jakby ten troglodyta zaczął do Damiana startować z łapami, to jak nic skończyłby na OIOMie.
Wtedy właśnie zacząłem o tym kliencie myśleć „troglodyta”. Zresztą tylko taka ksywka do niego pasowała, po tym jak Kaśka stopniowo zdradzała mi co się działo w barze.
- Sam wiesz jakie poglądy ma Damian, a facet wyraźnie był czuły na tym punkcie i warczał nawet na innych klientów jak mówili do niego coś co mu się nie spodobało. A sam wiesz jak to jest w rozmowach, nie? Czasem jeden z klientów drugiemu wypomni, że jest gejem, tamten nazwie go ciotką, albo coś w tym stylu, ale to wszystko w żartach i na koniec i tak wszyscy się śmieją. Ale nie ten troglodyta. Ten za każdym razem chciał z łapami startować. No a potem, jak już się z lekka wstawił, zaczął się dobierać do naszego Karola.
Jak to usłyszałem, to aż mi ciśnienie podskoczyło, chyba nawet podświadomie zacisnąłem ręce w pięści. Doskonale wiedziałem, że Karol, wprawdzie, gdy trzeba, potrafi się bronić i nie boi się bić, ale to on był bardzo wrażliwy i do tego mały i słodki, że aż chciało się go bronić, nawet jak się go nie kochało. Chyba te wszystkie moje emocje wypisały mi się na twarzy, bo Kaśka poklepała mnie uspokajająco po ręce i powiedziała:
- Spoko, na szczęście Sylwek miał tyle rozumu w głowie, że zadzwonił do Guliwera, jak tylko ten troglodyta zaczął zaczepiać Karola. Przyjechał błyskawicznie. Żałuj żeś tego nie widział – zachichotała. – To było wejście smoka, tornada i chyba wszelkich możliwych kataklizmów. Jak tylko zobaczył, że jego słodki chłopak ma kłopoty, bo ten troglodyta już zaczął ciągnąć Karola, a ten oczywiście się opierał, to najpierw zrobił się czerwony, a potem zaczęła z niego para buchać. Wyglądał wtedy jak samowar. Zaszarżował na troglodytę niczym rozjuszony nosorożec, podwijając po drodze rękawy koszulki. Złapał tamtego za koszulę, że aż, przysięgam, można było usłyszeć trzask pękającego materiału – w tym momencie Kaśka zaczęła wczuwać się w to, co opowiadała, bo zupełnie bezwiednie złapała mnie za piżamę na piersiach i przyciągnęła do siebie. Nie oponowałem, ciekaw rozwijającej się akcji – i zawarczał na niego. Niestety nie słyszałam co to było, ale musiało być coś groźnego, bo facet nagle zbladł i zaczął się trząść. Dosłownie. Guliwer jeszcze coś tam do niego gadał, myślę, że powtarzał, że ma się trzymać z daleka od Karola, a troglodyta tylko potulnie kiwał głową. Aż myślałam, że w pewnej chwili mu odpadnie, jak szmacianej lalce. Na szczęście Guliwer przestał mu klarować i odszedł, zabierając z sobą Karola. Tego dnia troglodyta siedział już posłusznie, łypiąc tylko podejrzliwie okiem na siedzącego niedaleko Guliwera. O choroba, muszę już lecieć! – wykrzyknęła nagle spojrzawszy na stojący na nocnym stoliku zegarek. – Umówiłam się z moim facetem do kina. No to pa! – ucałowała mnie i wyleciała z pokoju zanim zdążyłem się cokolwiek odezwać.
A zanim się odblokowałem, już słyszałem trzaśnięcie drzwi wejściowych. Cholera, a chciałem się dowiedzieć co było dalej z Troglodytą! No cóż, może następny odwiedzający coś mi opowie. Ułożyłem się wygodnie na poduszce i wziąłem za obieranie mandarynki. Rosołek od Zdziśka już dawno zjadłem, a nie miałem ani siły ani ochoty nic sobie gotować, a współlokatorzy olewali mnie zupełnie, więc zacząłem powoli pozbywać się zapasów owoców jakimi uraczyli mnie koledzy z pracy. Zdążyłem obrać zaledwie pół mandarynki, gdy usłyszałem pukanie i do pokoju wsunął się Darek, student drugiego roku ekonomii.
- Potrzebujesz coś? – zapytał, a mnie znowu zatkało. – Może jesteś głodny? Będę robił sobie zupę, mogę zrobić więcej.
Potrząsnąłem przecząco głową. Dobrze wiedziałem o co mu chodzi i dlaczego chce się wkupić w moje łaski.
- A może potrzebujesz coś innego? – Darek indagował dalej. – No wiesz, gazetę jakąś z kiosku, albo sok albo… no, cokolwiek.
Znowu pokręciłem przecząco głową, a Darkowi chyba zabrakło pomysłów, bo stał patrząc gdzieś w bliżej nieokreślony punkt.
- A… słuchaj, ta twoja znajoma… no, ta co była dzisiaj, przyjdzie jeszcze kiedyś?
No tak, w końcu przeszedł do sedna sprawy.
- Pewnie przyjdzie – odparłem.
- A nie wiesz kiedy?
- Niby skąd? – popatrzyłem na niego krzywo. – Sam widzisz jak do mnie przyłażą wszyscy. Jak do tej pory to nikt się nie anonsował.
- A, tego… jakby znowu przyszła, to mógłbyś nas poznać?
He he he he he, no i wyszło szydło z worka. Tak jak myślałem, nie tylko Kamil miał ochotę na Kaśkę.
- Zobaczymy – mruknąłem, chcąc go podręczyć trochę.
- Dzięki. To na pewno nic nie chcesz? – bąknął jeszcze niepewnie zanim w końcu wyszedł z mojego pokoju.
Nie minęła godzina, jak przyszli do mnie Karol z Guliwerem. Akurat zdążyłem się zapchać owocami i leżałem przyjemnie rozleniwiony, gdy do pokoju wsunął się Heniek, studiujący na pierwszym roku malarstwa. Zwykle wyglądał jak przestraszone nieszczęście, teraz jak worek nieszczęść.
- Słuchaj… - zaczął niepewnie. – Ty masz jakieś porachunki z mafią, albo co?
Aż na niego wytrzeszczyłem gały zastanawiając się czy przypadkiem nie nawąchał się tych swoich farb, rozpuszczalników, czy czego tam jeszcze używa do malowania.
- Skąd ten debilny pomysł?
- A bo pod drzwiami stoi jakiś groźny typek i pyta o ciebie.
Groźny typek?? Zrobiłem szybki przegląd wszystkich znajomych, ale żaden z nich raczej nie pasował do tego określenia.
- Skoro pytał o mnie, to trzeba było go wpuścić – stwierdziłem ciekaw kogo to przyniosło.
- A jeśli on cię chce zabić? – glos Heńka podniósł się chyba o oktawę. – Ty wiesz ile potem przez to będziemy mieli kłopotów? A może jeszcze nas będzie chciał zabić?! Ja jestem za młody na umieranie!
- Jakby chciał kogoś zabić, to już by to zrobił, po tym jak widziałeś jego twarz, a skoro tego nie zrobił, znaczy, że nie ma takiego zamiaru. Jasne? – Heniek niepewnie pokiwał głową. – W takim razie wpuść go.
Heniek wybył z mojego pokoju, za to za chwilę pojawił się w nim Karol I Guliwer. No tak! Zupełnie zapomniałem o tym wielkoludzie! Ale to wszystko przez to, że nie traktowałem go jako groźnego typa.
Chłopaki przynieśli trochę placków. Wprawdzie już byłem pełny po owocach, ale placki wyglądały tak apetycznie, że aż nabrałem na nie ochoty. Guliwer stwierdził, że do ciasta najlepsza jest herbata i poinstruowany przeze mnie, gdzie co trzymam, poleciał do kuchni. Jednak szybko z niej wrócił, po tym jak Karol go wygonił kiedy stłukł szklankę.
- No jakoś tak mi pękła w ręce – powiedział ze strasznie żałosną miną siadając na łóżku. Szybko go z niego zgoniłem na podłogę, bojąc się, że nogi łóżka nie wytrzymają jego ciężaru. Mebel ten był chyba równie stary jak ten blok, a że mieszkanie było wynajmowane, nie chciałem do niego dokładać odkupując połamane łóżko. Usiadł więc posłusznie Guli na podłodze. Chwilę potem przyszedł Karol z herbatą i talerzykami na ciasto.
- Powiedzcie mi, jak to było z tym facetem, co się do ciebie, Karol, ostatnio próbował dobierać? – zapytałem wcinając ciasto.
- Skąd o nim wiesz? – spytał dość głupio Guliwer.
- Kaśka zdążyła mi opowiedzieć.
- Aha.
- No więc jak to było?
- Zwyczajnie – Karol wzruszył ramionami – wypił trochę i sobie zaczął pozwalać, to go Marek sprowadził do pionu.
- Powiedziałem mu co z nim zrobię jak dotknie chociaż palcem mojego chłopaka – burknął Guli udając zwiększone zainteresowanie zawartością własnego talerzyka. – Wkurwił mnie gościu, to mu nawrzucałem. Na szczęście siedział potem już cicho.
Jeszcze nigdy nie słyszałem żadnej wiązanki w wykonaniu Guliwera, więc byłem cholernie ciekawy co takiego powiedział on Troglodycie. Niestety Guli wykręcał się od powtórzenia zasłaniając się niepamięcią. Szkoda, ale może kiedyś będę miał jeszcze okazję usłyszeć na własne uszy.
Niestety ani Karol ani Guli nie powiedzieli mi nic nowego na temat Troglodyty. Posiedzieli jeszcze trochę, pogadaliśmy o pierdołach i poszli.
Do końca dnia miałem już spokój, zarówno od kolegów z pracy, jak i współlokatorów. Przez następne dni wciąż do mnie wpadali, jednak nie tak często jak do tej pory. Dzięki temu miałem spokój, którego potrzebowałem, no i wiadomości o Troglodycie na bieżąco.
W sumie to wszyscy potwierdzili to, co powiedziała Kaśka na początku. Facet był cholernie prymitywny i zadufany w sobie. Przychodził codziennie i zachowywał się jakby był ósmym cudem świata, dając do zrozumienia wszystkim, że powinni mu hołdy składać. Na szczęście nie próbował już startować do Karola, a nawet jakby znowu go naszła ochota, to Guliwer skutecznie studził jego zamiary. Głównie był w robocie, a jak miał wolne, to przychodził i siadał założywszy rękę na rękę, tak żeby Troglodyta go widział. To skutecznie studziło jego zapały względem Karola, ale nie powstrzymywało przez zaczepianiem innych klientów. Ale dopóki nie wywoływał tym żadnych burd, ochroniarze nie reagowali. Przychodził codziennie, zamawiał setkę i opierając się o bar lustrował wzrokiem salę, szukając ofiary. Przy okazji obgadywał każdego kto mu się nawinął, używając przy tym częściej słowa „kurwa”, niż tych znajdujących się zwykle w słowniku poprawnej polszczyzny. Wydawałoby się, że gada sam do siebie, na tyle głośno, że barman chcąc nie chcąc słyszał go, jednak okazało się iż mówi to do barmana, przez cały czas oczekując potwierdzenia, że ma rację. Biedne chłopaki na początku próbowali go ignorować, ale kiedy jego pytania stawały się coraz bardziej natarczywe, najzwyczajniej w świecie zwiewali na drugą stronę baru, na siłę znajdując sobie robotę niecierpiącą zwłoki. Widząc, że nie ma widowni, Troglodyta zamawiał kolejną wódkę, do tego trzy piwa i szedł do stolika. Zawsze zajmował ten, który jego zdaniem był najbardziej na widoku. I nie ważne było czy akurat ktoś przy nim siedzi. W takim wypadku podchodził po prostu do stolika i warczał:
- Zająłeś moje miejsce.
Jak można się było spodziewać, stolik szybko robił się wolny. Troglodyta rozwalał się i sącząc piwo rozglądał się po sali. Zdarzały się dni kiedy nie dopadł nikogo, chociaż to było bardzo rzadko, zwykle po krótkiej lustracji sali, podchodził do upatrzonego faceta i zabierał go do swojego stolika. Jak facet nie chciał iść dobrowolnie, łapał go za rękę i ciągnął na siłę. Teoretycznie w tym momencie ochroniarze powinni interweniować, ale póki ofiara nie dawała wyraźnych sygnałów, że potrzebuje pomocy, stali spokojnie. Czasami kończyło się to tym, że biedak sam jakoś się uwalniał, a czasami zgadzał się na coś więcej i obaj znikali w kiblu, albo wychodzili z baru. Czasami jednak nie było tak różowo. Okazało się, że Troglodyta ma cholernie słaby łeb i już po pięciu piwach był nieźle wstawiony. Jeśli do tego momentu nie wyrwał nikogo, stawał się agresywny, wymyślał wszystkim klientom i trzaskał kieliszki. Wtedy chłopaki musieli go wyprowadzać z lokalu siłą, zanim zacznie bardziej szaleć. Po drodze wlewaliśmy jeszcze w niego najmocniejszy alkohol jaki tylko mieliśmy w barze, żeby szybko zasnął. W międzyczasie barman zamawiał dla niego taksówkę. Alkohol i taryfa – niewielka cena za spokój w lokalu.
Któregoś dnia Troglodyta znalazł sobie kogoś na dłużej. Aż nie chciało mi się wierzyć, że ktoś dobrowolnie zgodził się z tym prymitywem na dłużej. I nie pomyliłem się. Parę dni później chłopak przyszedł do baru w ogromnych okularach przeciwsłonecznych i nie zdejmował ich przez cały pobyt. Troglodyty akurat wtedy nie było. Co skrywały okulary odkrył Karol, kiedy chłopakowi dawał rachunek i ten musiał je ściągnąć by cokolwiek zobaczyć. Chociaż przekręcał głowę i zakrywał twarz włosami, to jednak Karol nie miał problemu z dostrzeżeniem kolorków wokół oka. Wtedy udał, że nic nie widzi, jednak kiedy już zamknęli bar, opowiedział wszystkim. W pierwszej chwili Guliwer chciał obić Troglodycie mordę, bo chłopaczek był całkiem sympatyczny i nikomu nie wadził, sącząc sobie spokojnie drinki i rozmawiając z innymi klientami, ale szybko mu to wyperswadowano. Reszta ekipy zdawała sobie sprawę z tego, że jednorazowe obicie mordy nie nauczy Troglodyty niczego, a tylko może doprowadzić do niepotrzebnego konfliktu. Tym razem postanowili udupić go na dłużej, a to oznaczało policję. I poświęcenie Karola. Bo postanowił stać się kolejną ofiarą Troglodyty. Wszyscy jednogłośnie się sprzeciwili, pamiętając jego przejścia z dawnym chłopakiem, ale Karol twardo im odpowiedział, że właśnie dlatego chce to zrobić. Żeby nikt inny nie doświadczył tego, co on, bo nikt nie zasługuje na takie traktowanie tylko dlatego, że źle ulokował uczucia. Na takie coś nie mieli argumentu i musieli się zgodzić. Zaczęły się przygotowania. Na czas akcji policja wynajęła mieszkanie, że niby to mieszkanie Karola i naszpikowała je kamerami i mikrofonami, a sami ulokowali się w pobliżu, żeby w razie potrzeby szybko interweniować. Kiedy już wszystko było gotowe Karol zaczął umizgi do Troglodyty. Obawiano się, że będą z tym problemy po tym jak Guliwer go nastraszył, ale okazało się, że ten prymityw ma zamiast mózgu jaja i nimi myśli, bo bardzo szybko dał się omotać. Przez parę dni Karol pozwalał się podrywać, aż w końcu zabrał go do swojego „mieszkania”. Nie wiem co tam się działo, bo Karol nic nie chciał mówić, z wyjątkiem tego, że policji udało się złapać Troglodytę na gorącym uczynku. I poszedł siedzieć. I mam nadzieję, że długo nie wyjdzie z więzienia, bo, z tego co się dowiedziałem, oskarżyli go o usiłowanie morderstwa naszego Karola. A jeśli kiedyś wyjdzie z więzienia i się tu pokaże, wtedy my się nim już sami zajmiemy, upewniając się, że nigdy już nikogo nie skrzywdzi. Na tym kończy się właściwie historia Troglodyty. Jakiś czas po tym jak go zamknęli, chłopak, którego skatował, opowiedział mi co się między nimi wydarzyło. Okazało się, że Troglodyta we wszystkim był prymitywem, nawet w seksie. Dla niego nie liczyła się gra wstępna, czułości, słodkie słówka czy delikatny dotyk. Uznawał tylko ostry zwierzęcy seks, prawie gwałt. Kiedy to usłyszałem, skontaktowałem się z jednym z policjantów prowadzących sprawę Troglodyty i poprosiłem o małą przysługę, oczywiście nieoficjalnie i jakby ktoś mnie o to spytał, bym zaprzeczył. Zresztą ten policjant też, jak się okazało. Wprawdzie był zagorzałym heterykiem, ale uważał, że nikt nie ma prawa wykorzystywać uczuć innych do krzywdzenia ich. Polubiłem go za to. A wiecie o co go poprosiłem? Żeby rozpuścił w więzieniu odpowiednią plotkę o Troglodycie, tak żeby więźniowie zajęli się nim tak, jak to on miał w zwyczaju robić ze swoimi kochankami. A że kobiety w męskim więzieniu to towar wybitnie deficytowy, więc mogłem mieć pewność, że Troglodyta zostanie „ciepło” przyjęty. Niestety Karol musiał po tym wszystkim wziąć tydzień wolnego, by odzyskać równowagę, ale nikt nie miał do niego pretensji, że jego robota musiała zostać podzielona między pozostałych kelnerów. Jak już wspominałem, byliśmy w barze jedną wielką rodziną.










Komentarze
Kaj dnia marca 18 2014 09:36:31
To się nazywa speed dating i od lat funkcjonuje w dużych miastach. Urządzane tak dla heteryków i homików.
Mia dnia marca 20 2014 14:23:45
Wydaje mi się, że już gdzieś w prologu, a jeśli nie tam, to w pierwszych częściach było wyraźnie napisane, że Kaśka jest mężatką.
Jakkolwiek, lubię Barowe Opowieści. Bardzo. Chociaż może czasem mogłyby być dłuższe? I chciałabym się czegoś dowiedzieć również o głównym bohaterze, jeśli można tak go nazwać. Yup. ;'3
Aquarius dnia kwietnia 01 2014 14:47:18
No fakt, Kaśka jest mężatką, ale
1. nigdzie nie jest powiedziane, że rozdziały muszą być ułożone chronologicznie
2. mężatka też może podrywać obcych facetów, nie?
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum