The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 10:30:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Barowe opowieści 10


Rozdział ósmy – Kociak


Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Właśnie z Guliwerem dźwigaliśmy choinkę do baru, gdy usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Właściwie choinkę dźwigał Guli, pod jedną pachą, a w drugiej ręce niósł torby z ozdobami, a ja szedłem obok i o czymś mówiłem, już nawet nie pamiętam o czym. W każdym razie w pewnym momencie przechodziliśmy obok jakiegoś zaułka, gdy usłyszeliśmy wołanie o pomoc. Nie zastanawiając się skoczyłem w ciemność. Guli troskliwie odstawił swój bagaż i ruszył za mną, chociaż go o to nie prosiłem. Kiedy zlokalizowałem źródło krzyku, zobaczyłem jakiegoś faceta najwyraźniej próbującego przelecieć jakąś dziewczynę, mimo jej protestów. Nawet nie zauważyłem ruchu łapy Guliwera, a jedynie lot faceta. Nie przejąłem się jak wylądował na przeciwległej ścianie i się nie podnosił. Podszedłem do dziewczyny, która oddychała ciężko, oparta o ścianę, zaciskając dłonie na podartej kurtce. Wyraźnie widziałem jak trzęsła się ze strachu. Dopiero gdy do niej podszedłem, przekonałem się, że to nie dziewczyna, tylko bardzo młody i drobny chłopak. Choroba, już chyba do końca życia będę skazany na ratowanie z opałów młodych i słabych chłopaków. Ściągnąłem szalik i opatuliłem nim dzieciaka. W pierwszej chwili chciał uciec przerażony, zapewne myśląc, że też chcę mu zrobić krzywdę tym szalikiem, ale że na przeszkodzie stała mu ściana, niewiele mógł zrobić.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. – Miałem nadzieję, że mój spokojny głos przekona go. – Mam nadzieję, że ten drań nie zdążył ci zrobić krzywdy? - Chłopaczek pokręcił przecząco głową. – Lepiej idź prosto do domu. Jeśli chcesz to cię odprowadzimy razem z kolegą.
- Nie! – wykrzyknął rozpaczliwie chłopak.
- Nie chcesz żebyśmy cię odprowadzili? Znaczy, że mieszkasz gdzieś w pobliżu?
Pokręcił przecząco głową.
- Ja… nie mam domu – odparł cicho otulając się jeszcze bardziej swoją podarta kurtką.
No pięknie, bezdomny dzieciak i to tuż przed świętami.
- Jak to nie masz? – zapytał Guliwer. – Wyrzucili cię z domu?
Chłopak nie odpowiedział, w milczeniu odwracając głowę. Westchnąłem. Przecież nie mogłem go tu tak zostawić, zamarzłby jak nic. Poza tym zbliżały się święta, a nikt wtedy nie powinien być sam.
- Guli, dasz radę zanieść to wszystko sam?
- Spoko. – Nie wnikał, zbyt dobrze mnie znał i wiedział co chcę zrobić. Odszedł bez słowa.
- Chodź – wyciągnąłem do dzieciaka rękę, by pomóc mu wstać.
- Co pan chce zrobić? – zapytał trwożliwie.
- No przecież nie zostawię cię tutaj samego. Mówisz, że nie masz domu. Jeśli tu zostaniesz, zamarzniesz. Poza tym są święta, a w święta nikt nie powinien być sam. Dlatego zabiorę cię do siebie, przynajmniej na te kilka dni, a potem pomyślimy co z tobą zrobić. Co ty na to?
Przez chwilę patrzył na mnie nieufnie, aż w końcu pokiwał twierdząco głową i złapał mnie za rękę. Miał takie małe i delikatne ręce. I strasznie zimnie. Ściągnąłem rękawiczki i założyłem mu na ręce. Były za duże, ale przynajmniej wystarczająco grube, by ręce mu nie zsiniały z zimna. Poprawiłem mu ubranie i ponownie opatuliłem szalikiem. Był on tak długi, że aż owinąłem nim dzieciaka trzy razy. Prawie w nim utonął. Na szczęście czapkę miał własną, bo ja nie nosiłem żadnej.
Normalnie bym skorzystał z autobusu by się dostać do mojego mieszkania, ale tym razem to była wyjątkowa sytuacja, więc odżałowałem kasę na taryfę. Kiedy weszliśmy do mieszkania, okazało się, że współlokatorzy wybyli już do domów rodzinnych. No i dobrze, przynajmniej nie będę musiał się tłumaczyć z mojego gościa. Kiedy chłopak rozbierał się z wierzchnich ubrań, ja rzuciłem mu swoje kapcie i szybko poleciałem do kuchni zagrzać coś ciepłego do jedzenia.
- Jak już się rozbierzesz, chodź do kuchni! – krzyknąłem nie przestając grzebać w lodówce. Na szczęście zostało mi całkiem sporo od wczorajszego obiadu, tak że mogło starczyć dla nas obu. Normalnie miałbym obiad na następne dwa dni, ale przecież nie będę żałował dzieciakowi w potrzebie tylko dlatego, że mi się nie chce codziennie obiadu gotować. Chłopak przyczłapał do kuchni. Wyglądał jak kupka nieszczęścia z niepewną miną. Wodził za mną wygłodniałym wzrokiem. Pomyślałem wtedy, że wygląda jak mały wygłodzony kociak.
- Jak ty masz właściwie na imię? – spytałem kiedy już siedzieliśmy nad talerzami z obiadem. Kociak wcinał aż mu się uszy trzęsły.
- Daniel – wybąkał.
- Ładne. Ja jestem Cyrus.
- Oryginalnie.
Zaśmiałem się.
- To może powiesz mi dlaczego nie masz domu? Rodzice cię wyrzucili? Ile ty w ogóle masz lat? Czy może uciekłeś, a ja za chwilę wyląduję w więzieniu za przetrzymywanie nieletniego?
- Mam osiemnaście lat – wybąkał Kociak niepewnie.
- Taa – skrzywiłem się – a ja jestem baletnica. Nie kłam, dobra? Gadaj ile naprawdę masz lat.
- Skończę osiemnaście za dwa dni – wybąkał cicho, spuszczając głowę.
- Dalej ci jakoś nie wierzę.
Kociak przez chwilę siedział w milczeniu wpatrując się w swój talerz, aż wstał i wyszedł z kuchni. Wrócił po chwili i podał mi jakiś kartonik. To była legitymacja szkolna. Wynikało z niej, że faktycznie za dwa dni skończy osiemnaście lat, tylko, że z kolei coś innego mi się nie zgadzało. Na legitymacji wyraźnie widniało żeńskie imię, Monika.
- Ty mnie robisz w balona. To legitymacja jakiejś dziewczyny.
W tym momencie Kociak rozryczał się. I co jaj mam z nim teraz zrobić? Potrafię sobie dać radę z podpitymi klientami, ale wobec łez dzieciaka jestem kompletnie bezsilny. Nagle Kociak zaczął się rozbierać. Zanim zdążyłem zaprotestować, on ściągnął z siebie chyba ze cztery swetry i stał w samych tylko portkach. Na jego klatce piersiowej zobaczyłem bandaż, który zaraz zaczął odwijać, a ja siedziałem jak skamieniały i chyba zaczynałem już wszystko rozumieć. Na koniec zobaczyłem najzwyklejsze w świecie kobiece piersi, w standardowym chyba rozmiarze, chociaż ja się nie znam na tych rozmiarach babskich biustów. Siedziałem osłupiały wgapiając się w ten biust, a Kociak stał z zamkniętymi oczami i ryczał. Odruchowo podszedłem do niego i przytuliłem. Chciał się wyrwać, ale ja mocno trzymałem głaszcząc go po głowie.
- No nie płacz już – powiedziałem cicho. – Nie chciałem żebyś przeze mnie płakał. Po prostu chcę wiedzieć na czym stoję.
Kociak jeszcze przez chwilę pochlipał mi w koszulę aż w końcu zaczął mówić urywanym głosem.
- Ty nawet nie wiesz jak to jest urodzić się w niewłaściwym ciele. Kiedy patrzysz na siebie i widzisz kogoś obcego, gdy własne ciało budzi w tobie odrazę do tego stopnia, że gotów jesteś je zniszczyć.
W tym momencie Kociak odsunął się ode mnie, a ja mogłem zobaczyć to, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi: pełno blizn na jego piersiach.
- Póki byłem mały, naiwnie łudziłem się, że jeszcze urosnę tak jak trzeba, ale kiedy biust zaczął się pojawiać, straciłem nadzieję i znienawidziłem to ciało. Do tego stopnia, że aż chciałem je sobie odciąć, usunąć. Każda kąpiel jest dla mnie katorgą, gdy muszę myć to, co przypomina mi iż fizycznie jestem kobietą. Czasami nawet przez gąbką czuję, jakbym dotykał jakiegoś ohydnego robaka. Rodzice nie chcieli tego zrozumieć, myśleli, że to chwilowa fanaberia, taki mój okres buntu. A gdy nic się nie zmieniało, zafundowali mi sesje u psychologa. Kiedy ten potwierdził to, co ja już dawno wiedziałem, oni znaleźli innego, takiego, który powiedział im to, co chcieli usłyszeć. Że mam rozdwojenie jaźni, a nawet schizofrenię i trzeba mnie zamknąć na leczenie. Wtedy uciekłem z domu. Póki było ciepło, spałem w różnych miejscach, czasami w jakiś opustoszałych zrujnowanych domach, czasami pod mostami. Jak dało radę, to robiłem drobne prace żeby mieć na jedzenie, ale teraz przyszła zima i prace się skończyły i ciepłe miejsca do spania też. Myślałem, że może znajdzie się ktoś, kto mi da miejsce do spania przynajmniej na zimę, za pracę w domu, ale nikt nie chciał. Dostawałem jedynie seksualne propozycje.
Westchnąłem. Żal mi się zrobiło Kociaka. Wziąłem jedną z jego koszul i zarzuciłem na ramiona na których już zaczynała się pojawiać gęsia skórka. Zapiął koszulę i unikając mojego wzroku zaczął zakładać pozostałe.
- Chyba będę musiał kupić jakąś porządna gąbkę – mruknąłem. – Nigdy żadnej nie potrzebowałem.
- Znaczy mogę tu zostać? – Kociak popatrzył na mnie z nadzieją.
- No przecież nie wyrzucę cię na taką pogodę. Może i jestem czasami drań, ale nie bez serca.
No i Kociak znowu się rozryczał, ale tym razem chyba ze szczęścia, bo próbował się uśmiechać przez łzy. A ja znowu poczułem się strasznie głupio.
- Lepiej skończ obiad zanim wystygnie – wyburczałem i wziąłem się za robienie sobie herbaty, aby tylko nie patrzeć na ryczącego dzieciaka.
Po skończonym obiedzie zaprowadziłem Kociaka do swojego pokoju i wyjaśniłem, że mieszkam tu z trzema innymi, studentami i jak oni wrócą, to lepiej żeby Kociak nie wyłaził z pokoju.
- A jak już wyjdziesz, to nie daj im poznać żeś ty baba. – Kociak pokiwał twierdząco głową. – Wprawdzie się na tym nie znam, ale dobrze by było gdybyś nie pętał cały czas tych swoich cycków bandażem. Ja wiem, że one budzą w tobie odrazę, ale od czasu do czasu też potrzebują trochę swobody, bo inaczej możesz mieć problemy zdrowotne. Myślę, że najlepiej będzie jeśli nie będziesz ich pętał na noc, sobie wtedy wystarczająco odpoczną.
Kolejne kiwnięcie głową oznaczało, ze Kociak przyjął do wiadomości sugestię. Potem pokazałem mu co w kuchni jest moje. Wprawdzie póki współlokatorów nie było, mógł używać co chciał, ale wolałem żeby przyzwyczaił się już od początku, żeby potem nie było problemów. Studenci czasami mieli dziwne zagrania i potrafili się wykłócać nawet jak któryś użył nie swojej szklanki do zrobienia herbaty, mimo iż potem ją dokładnie umył.
Na koniec została jeszcze kwestia miejsca do spania. Łóżko miałem wąskie, jednoosobowe, a nawet jakby było większe, to i tak spanie razem by odpadało, żeby dzieciak nie pomyślał, że jestem kolejnym, który tylko myśli o zerżnięciu go. Oddałem więc łóżko Kociakowi, a sobie będę musiał kupić jakiś materac. Miałem tylko cichą nadzieję, że w najbliższym hipermarkecie będą jeszcze te materace, które widziałem gdy byłem tam pół roku temu. Wtedy nie był mi potrzebny, więc jego zakup uważałem za zbędny. A kupno tylko dlatego, że miał super atrakcyjną cenę był według mnie idiotyzmem. Może jak bym wtedy wiedział, że w przyszłości zdarzy mi się coś takiego, kupiłbym go. No ale nie wiedziałem i teraz zostało mi modlenie się, by jeszcze był, nawet bez obniżki. Oddałem też dzieciakowi swoją piżamę. Była ciepła i flanelowa, dlatego też używałem jej tylko gdy było mi wybitnie zimno, albo jak byłem chory, czyli praktycznie nigdy. Zwykle spałem nago, teraz będę musiał pamiętać by do snu wciągnąć na dupę gacie. Mam nadzieję, że prawie nagi facet nie będzie gorszył Kociaka.
Kiedy już objaśniłem wszystko, co przyszło mi do głowy jako „super ważne”, poszedłem na zakupy. Nie pomyślałem by zapytać co właściwie potrzebuje, oprócz gąbki, więc kupiłem wszystko, co mi wpadło do głowy jako przybory pierwszej potrzeby. Nawet jeśli miał swoją szczoteczkę do zębów, to i tak kiedyś mu się zużyje, a wtedy będzie nowa jak znalazł. Potem kupiłem trochę ciuchów, znaczy jakieś skarpetki, koszulki, swetry i spodnie. Nie wiedziałem ile miał rzeczy w tym swoim plecaczku, ale z jego wielkości wnioskowałem, że niezbyt wiele i jednak dobrze będzie mu kupić coś więcej. Brałem rozmiarówki na oko, modląc się w duchu żeby wszystko okazało się dobre, bo nie uśmiechało mi się ponowne przyjeżdżanie tu w celu wymiany towaru albo zwrotu. Tak mi się jakoś to wszystko dobrze wrzucało do koszyka, że z rozpędu złapałem też trochę slipków, ale szybko z nich zrezygnowałem, gdy dotarło do mnie, że nie układały by mu się na dupie zbyt komfortowo z powodu braku pewnego istotnego szczegółu. Odłożyłem je więc dość szybko na półkę. Odruchowo poszedłem w stronę półek z babską bielizną, ale, kiedy tak się w nie wgapiałem, dotarło do mnie, że to jednak przekracza moje możliwości. Może jak bym się urodził babą… Będzie se musiał dzieciak kupić sam tą część garderoby, najwyżej dam mu kasę. W tym momencie skończyła się moja dobra passa w zakupach. Bo postanowiłem jeszcze kupić podpaski. Znaczy na początku nawet nie wiedziałem, że to coś to właśnie podpaski. Kiedy już szedłem do kasy, w głowie zaświtała mi myśl, że to przecież baba, więc potrzebuje czegoś na te swoje kobiece sprawy. Z lekcji biologii w liceum pamiętałem, że coś tam krwawi i trzeba to jakoś „opatrzyć”. Nie interesowało mnie to wtedy, więc nie słuchałem zbyt dokładnie, skutkiem czego zostały mi w głowie tylko szczątkowe informacje. Chociaż to cud, że w ogóle coś mi zostało, bo biologia to raczej nie był mój ulubiony przedmiot w szkole.
Złapałem jakąś pracownicę hipermarketu i wciskając kit, że siostra podrzuciła mi córkę, która nagle zaczęła mieć te kobiece sprawy, a matka nie uświadomiła jej wcześniej, poprosiłem o pomoc. Oczywiście nie omieszkałem przy okazji się ładnie uśmiechać. Kobieta chyba musiała niejednemu głąbowi pomagać w najdziwniejszych problemach, bo ten mój nawet nie sprawił żeby jej brew drgnęła chociaż o milimetr. Zaprowadziła mnie do odpowiedniej półki i zaczęła objaśniać co i jak, a ja z każdą minutą miałem coraz większy mętlik w głowie. Kurcze, czy te baby naprawdę muszą używać aż tyle podpasek i tamponów?! I czy naprawdę muszą wkładać te tampony do środka?! Patrzyłem na to wszystko przerażony i chyba miałem to przerażenie wypisane na twarzy, bo kobieta zapytała:
- Na pewno poradzi pan sobie z wyborem?
Szybko potwierdziłem, nie chcąc dłużej zajmować kobiety, która i tak miała dla mnie dużo cierpliwości i wyrozumiałości. Kiedy już sobie poszła, ja wziąłem do ręki pierwsze z brzegu tampony i zajrzałem do środka opakowania. Wyciągnąłem jeden z nich i patrzyłem na niego z niemałym przerażeniem. Te kobiety to jednak muszą być masochistki. Wkładać se w cipę coś tak wielkiego? Pamiętam jak kiedyś matka musiała mi zaaplikować lek w czopku. Czułem wtedy cholerny dyskomfort, a czopek był o wiele, wiele mniejszy od tego czegoś. Szybko odłożyłem tampony na miejsce. Nie dam tego czegoś Kociakowi, przecież on jest taki mały i delikatny, jak nic będzie mu niewygodnie. Poza tym przypomniałem sobie wstręt Kociaka przed dotykaniem tej części ciała, a zaaplikowanie tego giganta jednak wiązało się z dotykaniem. Tak mi przynajmniej podpowiadał mój prosty męski móżdżek. Przesunąłem się więc w stronę podpasek. Nie wiem czemu, ale jak na nie patrzyłem, to przychodziły mi na myśl pampersy i złośliwa część mojego mózgu uparcie podsuwała mi obraz Kociaka w pampersie. Strasznie komicznie to wyglądało, jednak szybko odpędziłem od siebie ten obraz starając się skupić na podpaskach. Niestety, to, co powiedziała mi ta miła pracownica hipermarketu w żaden sposób nie pomogło mi podjąć decyzji i wybrać z tysiąca różnych podpasek, więc po prostu wziąłem po jednym opakowaniu z każdego rodzaju. Najwyżej Kociak sobie sam wybierze te, które mu pasują, a resztę po prostu zwrócę. Tyle tego ustrojstwa było, że aż ucieszyłem się, że wziąłem wózek na zakupy, a nie koszyk. A kasjerka jak to wszystko zobaczyła, to jakoś tak dziwnie na mnie popatrzyła. Jakby tylko baby mogły kupować TE produkty… Potem jeszcze wstąpiłem do MediaMarktu po pewien drobiażdżek na zbliżające się urodziny Kociaka, a dokładniej mówiąc emeptrójkę i zadowolony wróciłem do domu. Oczywiście przez całą drogę robiłem przegląd zakupów, zastanawiając się czy aby czegoś nie zapomniałem, ale nic takiego na szczęście nie przychodziło mi do głowy. Kiedy wróciłem, zastałem Kociaka śpiącego przed telewizorem. Chyba dopiero teraz zeszło z niego całe napięcie. Nie budziłem go, niech sobie spokojnie pośpi. Zadzwoniłem do Pana Wojtka z przeprosinami, że nie przyszedłem do roboty, a on zamiast zaburczeć na mnie, zapytał:
- A z tą dziewczyną wszystko porządku? Odprowadziłeś ją do domu?
No tak, Guli musiał im wszystko opowiedzieć. Powiedziałem, że raczej wszystko w porządku i opowiem dokładnie jutro, jak przyjdę do pracy. Czekając aż Kociak się obudzi, wziąłem się za czytanie książki.
Obudził się dopiero w porze kolacji, jakby podświadomie wyczuł, że właśnie coś pichcę. Wszedł do kuchni jeszcze zaspany, trąc oczęta łapkami. Wyglądał w tym momencie tak bezradnie i „kociowato”, że zacząłem zdrabniać wszystko, co było z nim związane, bo tak mi do niego jakoś pasowało. Nie było więc oczu tylko oczęta, albo ślipka, łapki zamiast rąk, itd.
- A więc to nie sen? – zapytał patrząc na mnie.
- Niby co?
- A bo śniło mi się, że to wszystko mi się tylko śniło.
- No, raczej nie jestem snem.
- To dobrze. – Uśmiechnął się strasznie uroczo.
- Pewnie jesteś głodny, co?
Pokiwał twierdząco głową i usiadł przy stole. Tym razem nie jadł już tak łapczywie, ale widać było, że chyba od dawna nie jadł nic porządnego.
- Kupiłem ci gąbkę i jeszcze parę innych rzeczy. Mam nadzieję, że będą dobre.
- Jakich rzeczy? – zdziwił się Kociak.
Wróciliśmy do pokoju i wyłożyłem wszystkie ubrania i przybory toaletowe.
- Tylko mi tu nie rycz – powiedziałem szybko, widząc jak jego oczy szklą się niebezpiecznie. – Nie lubię jak mi dzieciaki ryczą, bo nie wiem co mam wtedy robić – mruknąłem wyjaśniająco, żeby sobie nie pomyślał, że jestem jakiś niewychowany gbur, co tylko warczy na bogu ducha winne dzieciaki. Na szczęście zrozumiał, bo kiwnął tylko twierdząco głową i wybąkał podziękowanie, gdzieś między jednym swetrem a drugim.
- Kupiłem ci jeszcze to. – Nie wiem czemu, ale się cholernie zawstydziłem, kiedy dawałem mu torbę z TYMI produktami. Popatrzył na mnie zdziwiony. – No chyba jeszcze tego potrzebujesz, nie?
- No tak. – Tym razem to on zrobił się czerwony.
- Strasznie dużo tego cholerstwa, a ja nie wiedziałem jakie wolisz, więc wziąłem wszystkie.
- Dziękuję – wybąkał.
Zrobiłem mu trochę miejsca w szafie i wzięliśmy się za oglądanie jakiegoś filmu, po którym poszliśmy spać.
Kiedy rano wstałem, łóżko było puste. Wkurzyłem się. To ja wydałem na gówniarza kupę kasy, chcąc mu pomóc, a on najzwyczajniej w świecie zwiał. No cóż, przynajmniej będę miał nauczkę, żeby na przyszłość nie angażować się i wszelkie „księżniczki w potrzebie” omijać szerokim łukiem. Poczłapałem do łazienki, by przygotować się do roboty. I nie dotarłem do niej. Stanąłem jak wryty, wgapiając się w Kociaka kręcącego się po kuchni. Nosił jeden z tych sweterków, które mu kupiłem i wyglądał w nim nawet całkiem uroczo. Zdecydowanie do twarzy mu w zielonym.
- Dzień dobry – uśmiechnął się do mnie.
- Co ty tu robisz? – zapytałem kretyńsko, bo to było raczej oczywiste co on robi w kuchni.
- Śniadanie. Mam nadzieję, że jajka były twoje? – popatrzył na mnie niepewnie.
- Nie moje, ale nie przejmuj się, zanim właściciel wróci, to zdążę je odkupić. Zresztą i tak by pewnie zapomniał że je ma, bo oni wszyscy ostatnio bardziej dbają o wlewanie w siebie procentów niż normalnego żarcia.
Poszedłem się umyć, a kiedy wyszedłem z łazienki na stole czekała już jajecznica i parujący kubek z herbatą malinową. Przyznam szczerze, że przyjemnie mi się zrobiło jak to zobaczyłem. Wtedy chyba po raz pierwszy coś we mnie drgnęło i zaszeptało cichutko, że fajnie by było gdyby tak częściej bywało, że ja wstaję, a śniadanie już na mnie czeka. Ale szybko uciszyłem ten głosik, bo dołączył do niego obraz Kociaka paradującego w fartuszku i pytającego „co chcesz na śniadanie, kochanie?”. Nie, stanowczo głupi pomysł, przecież to jeszcze dzieciak.
Zjadłem szybko i po namyśle i wgapianiu się w Kociaka doszedłem do wniosku, że muszę go zabrać ze sobą do roboty, żeby go pokazać, bo jak im wszystkim powiem co się stało, to nie uwierzą. No chyba, że zobaczą Kociaka, wtedy na bank zmienią zdanie. Zresztą chłopaczyna i tak nie ma nic do roboty, wiec siedziałby cały dzień wgapiając się w telewizor. Jeszcze tylko upewniłem się jak u niego jest z orientacją seksualną, żeby nie było że jest jakimś homofobem i zrobi w lokalu jakąś awanturę. Albo dostanie traumy, kiedy zobaczy dwóch całujących się facetów, bo go nikt jeszcze w tej kwestii nie uświadomił. Chociaż jak na niego patrzyłem, to uparcie wciskała mi się do głowy myśl, że to taki typowo mangowy ukeś, no wiecie, słodki, delikatny i bezradny. Na szczęście dzieciak, czerwieniąc się strasznie, potwierdził, że mimo iż ma problemy z własną płcią, to preferencje seksualne mu się nie zmieniły, czyli woli facetów. I chociaż jeszcze nie uprawiał seksu, to jest doskonale zorientowany w temacie. No tak, era Internetu. Ale przynajmniej odetchnąłem z ulgą.
Miałem nadzieję, że wszyscy w barze polubią Kociaka, ale to, co zobaczyłem, przeszło wszelkie moje oczekiwania. Oczywiście musiałem opowiedzieć wszystko ze szczegółami, pomijając sekret Kociaka. Będzie chciał to im powie, nie, to ja też będę milczał. Wszyscy się przejęli losem biedaka. Zaczęli go głaskać po głowie, ściskać i przytulać, że aż myślałam, że Kociak tego nie przeżyje. Jakoś przeżył. Chociaż po tych słodkościach, które mu wcisnęli na pocieszenie, jak nic przybędzie mu conajmniej ze dwa kilo. Ale niech ma, może mu to chociaż trochę załagodzi cała tą traumę związaną z tym jego konfliktem płci. Kociak przesiedział w barze cały dzień, sącząc soczki, wcinając te słodycze i rozglądając się ciekawie w koło, a jak ktoś z obsługi miał chwilę czasu, to przysiadał się do niego. Na koniec zmiany, kiedy już mieliśmy wracać do domu, Kociak jeszcze raz został wyciskany przez wszystkich i pouczony, by wpadał kiedy tylko będzie chciał. Jak na uroczego ukesia przystało, Kociak uśmiechnął się uroczo, ładnie podziękował i obiecał wpaść jeszcze nieraz.
Dwa dni później zrobiłem Kociakowi niespodziankę. Kiedy znowu sobie siedział i sączył soczki, na salę wtoczył się ogromny tort, z odpowiednią ilością świeczek. Aż mu się oczy zaszkliły ze szczęścia, a gdy wszyscy, łącznie z klientami, zaczęli składać mu życzenia i wciskać prezenty, rozryczał się zupełnie. A potem przyszły święta. Najpierw urządziliśmy wigilię w lokalu, obdarzając się nawzajem prezentami, a potem wszyscy rozjechali się do domów na rodzinne święta. Ja nie miałem dokąd jechać, więc zwykle spędzałem je samotnie, przy szklance gorącej czekolady i jakiejś książce. Tym razem był ze mną Kociak. Ogólnie święta nie budziły we mnie jakiś specjalnie ciepłych uczuć, ot po prostu kolejne wolne od pracy dni, jednak tym razem, gdy zobaczyłem jak Kociak entuzjastycznie do tego podchodzi, z jakim zapałem pomaga w porządkach i przygotowaniu jedzenia, pomyślałem, że cały ten świąteczny cyrk to wcale nie taka zła rzecz.
Jednak wszystko co miłe kiedyś musi się skończyć. Skończyły się święta, zniknął ten duch podniecenia i radości i nastała szara rzeczywistość. Wróciliśmy do rutynowej pracy, a Kociak… Kociak musiał wrócić do normalnego życia. W tajemnicy przed chłopakiem skontaktowałem się z jego rodzicami. I wiecie co? Dobrze, że zrobiłem to teraz, a nie przed świętami, bo bym miał je spierdolone, jak nigdy nic do tej pory. Rozumiem, że nawet między bliskimi sobie ludźmi mogą zdarzać się napięcia i nieporozumienia, że ludzie długie lata mogą się do siebie nie odzywać, chowając w sercach urazy, ale tyle jadu i nienawiści nie widziałem jeszcze nigdy. O własnym dziecku mówili jakby był jakimś psychopatycznym mordercą, który zamordował kogoś z ich bliskich. A przecież jedynym przewinieniem Kociaka było to, że urodził się z niewłaściwą płcią. Wkurwiłem się wtedy jak nigdy w życiu i wygarnąłem im co o nich myślę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Jeśli oni go nie chcą, to ja się nim zaopiekuję! Kiedy wróciłem do domu, opowiedziałem o wszystkim Kociakowi. Ten w pierwszej chwili myślał, że chcę się go pozbyć i nawet zaczął mnie błagać bym go nie wyrzucał, ale szybko go uspokoiłem, że nawet przez myśl mi coś takiego nie przeszło. Widać było, że dzieciak odetchnął z ulgą. Jednak żeby mi się dzieciak nie rozzuchwalił za bardzo, postawiłem kilka warunków. Jednym z nich był powrót do szkoły i jej skończenie, chociaż obawiałem się czy ten rok czasem nie będzie zmarnowany, bo Kociak przyznał się, że uciekł z domu w wakacje, a kiedy się skończyły nie poszedł do szkoły, w obawie, że rodzice go tam będą szukać. Poszedłem do szkoły porozmawiać z dyrektorką, czy jest szansa żeby Kociak nie stracił tego roku. Okazało się, że jest jeszcze szansa, ale dzieciak musi porządnie przysiąść nad podręcznikami i zaliczyć całe półrocze na specjalnym egzaminie. Na szczęście miał na to czas do końca roku szkolnego. No i, co najważniejsze, dyrektora wykazała wyrozumiałość i pozwoliła mu oprócz tego uczęszczać normalnie na lekcje. Zgodziłem się bez zastanowienia, chociaż wiedziałem, że będzie to oznaczało kupę roboty nie tylko dla niego, ale i dla mnie. Musiałem wziąć wolne żeby pozałatwiać wszystko co konieczne, czyli rozmowy z każdym z nauczycieli. Pod koniec dnia wychodziłem ze szkoły z gigantycznym bólem głowy i stertą materiałów, które miały pomóc Kociakowi i mnie, no bo przecież ktoś musiał mu w tym wszystkim pomagać. Kupiłem wszystkie niezbędne podręczniki i przybory szkolne, zamieniłem się na dyżury, tak żeby mieć tylko ranki, a popołudnia wolne na naukę z Kociakiem i zaczęliśmy. Na początku było trochę trudno, bo musiałem przestudiować wszystkie te materiały, no i przypomnieć sobie wszystko co pamiętałem z liceum, ale jakoś powoli nam szło. Zresztą pomagali mi inni. Kaśka okazał się dobra z chemii, pan Wojtek z matematyki, Sylwek z informatyki… Każdy dokładał się do edukowania Kociaka i chociaż prawie nie miał czasu na nic innego, to jednak z zapałem przykładał się do nauki, tak że kiedy w końcu nadszedł termin egzaminu, Kociak był pewny siebie i spokojny.
Kiedy skończyły się święta, wrócili moi współlokatorzy i zaczęły się problemy. Pierwszego dnia wszystko było pięknie, ale już następnego zaczęły się pretensje. O co? Ano o to, że Kociak mieszka z nami i nic nie płaci. A skoro on nie ma jak płacić, to ja powinienem za niego. Jak to usłyszałem, to aż się wkurwiłem. Pieprzeni materialiści. Nie obchodziło ich, że dzieciak ma problemy, tylko jakby tu mniej płacić za mieszkanie i dzięki temu mieć więcej kasy na imprezy. Niestety nie miałem wyjścia i zgodziłem się na zwiększenie mojej części czynszu, ale już następnego dnia kupiłem gazetę i zacząłem szukać nowego lokum dla mnie i dla Kociaka nie mówiąc nic współlokatorom.
- A ty coś taki nie w sosie? Coś się stało? A może Kociak ma problemy? – spytał mnie któregoś razu Marek, kiedy kolejne odwiedzone mieszkanie nie spełniło moich oczekiwań i wkurzony stałem za barem.
Opowiedziałem mu o swoich problemach ze współlokatorami. Marek szczerze się zmartwił i zaproponował pokój u siebie. Trochę mnie tym zaskoczył i chociaż propozycja była kusząca, to jednak odmówiłem, mając cały czas na uwadze sekret Kociaka. Kilka dni potem zaczepił mnie pan Wojtek i powiedział, że jeśli potrzebuję mieszkania, to właściciel baru ma nad lokalem proste mieszkanie dwupokojowe i może mi je wynająć na rozsądnych warunkach. Zaskoczył mnie tym kompletnie. Skąd on wiedział, że jestem w potrzebie? Mówiłem tylko Markowi i nie sądziłem, że on komukolwiek to powtórzy. W sumie jednak ucieszyłem się, że to zrobił. Po skończeniu zmiany poszedłem z panem Wojtkiem do tego mieszkania. Okazało się, że wystarczy wyjść wejściem dostawczym by dostać się na małe podwórko i klatkę schodową. Mieszkanie było na pierwszym piętrze, tuż nad lokalem. Pokoje wprawdzie były niezbyt wielkie, ale czyste i słoneczne. Do tego mała kuchenka, łazienka i ubikacja, a co najważniejsze, kompletnie umeblowane. Podobało mi się, chociaż bałem się, że koszty wynajmu będą zbyt duże na moją kieszeń. I tu Pan Wojtek znowu mnie zaskoczył. Powiedział, że właściciel zgodził się nic nie brać, pod warunkiem, że będę płacił na czas wszystkie rachunki i pokrywał koszty wszelkich napraw. Wydało mi się to podejrzane, miałem wrażenie, że zaraz skądś wyskoczy jakiś haczyk, który ściągnie mnie na ziemię, ale pan Wojtek uspokoił mnie, że nie ma żadnego haczyka, a właściciel woli dać to mieszkanie pod opiekę komuś zaufanemu niż codziennie zastanawiać się czy najemca mu go jeszcze nie rozniósł. No i tu mi zabił ćwieka. Skąd, do cholery, szef wiedział, że ja jestem godny zaufania?! Popatrzyłem podejrzliwie na Pana Wojtka, a ten zaraz zaczął się dziwnie jąkać i tłumaczyć, że codziennie mu opowiada o tym, co się dzieje w barze i widocznie z tych opowieści szef uznał, że jestem osobą godną zaufania. To wytłumaczenie wydało mi się dosyć sensowne, więc nie wnikałem więcej. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się prawdy. Ale to już inna historia. W każdym razie zgodziłem się na to mieszkanie i od następnego dnia zacząłem powoli i niezauważenie przenosić swoje rzeczy. W sumie nie było to trudne. Nie zadawałem się ze współlokatorami więcej niż to konieczne, nie zapraszałem ich do swojego pokoju, ani nie brałem udziału w ich imprezach, a kiedy wychodziłem do pracy, oni wciąż jeszcze spali. Mogłem więc bez trudu wynosić stopniowo rzeczy popakowane w kartonowe pudła. Skutkiem tego ostatniego dnia miesiąca byłem już całkowicie przeprowadzony. Jeszcze tylko wychodząc do pracy upewniłem się, że nic nie zostawiłem i wyszedłem, zostawiając swój komplet kluczy pod lustrem w przedpokoju. Niech sami się martwią o czynsz w przyszłym miesiącu. Może gdyby nie wyskoczyli do mnie z tymi pretensjami, miałbym wyrzuty sumienia, ale przy takim ich zachowaniu pozbyłem się ich całkowicie. Kociakowi powiedziałem o nowym mieszkaniu, ale żeby współlokatorzy nic nie podejrzewali nie zabierałem go do niego aż do ostatniego dnia. Kiedy wszedł do środka, od razu zaanektował mniejszy z pokoi i uradowany zaczął wypakowywać swoje rzeczy. Okazało się, że musimy dokupić jeszcze kilka drobiazgów, ale to nie stanowiło już problemu. Najważniejsze było, że mamy gdzie spać i że Kociak w końcu będzie miał trochę prywatności, bo chociaż wiedziałem o jego sekrecie i w zupełności mi to nie przeszkadzało, to jednak za każdym razem, kiedy chciał się przebrać, ja musiałem się odwracać, albo wychodzić pod byle pretekstem do łazienki czy kuchni.
Oczywiście Pan Wojtek poinformował pozostałych o naszej przeprowadzce i gdy nadeszła sobota musieliśmy urządzić parapetówkę. Na szczęście wszyscy potwierdzili opinie jakie o nich miałem i bawiliśmy się kulturalnie, chociaż nie brakowało alkoholu. Kociak też stanął na wysokości zadania i grzecznie pił tylko colę i soczki, ale nie było mu przykro z tego powodu, bo nie był jedynym niealkoholowym.
W końcu nadszedł dzień egzaminu Kociaka. Wszyscy wtedy chodzili podenerwowani, na szczęście ich niepewność skończyła się gdy w wejściu do baru stanął wyszczerzony od ucha do ucha Kociak. I znowu został przez wszystkich wyciskany i obdarowany słodkościami, mimo moich protestów, że papierki po nich będą się walać po cały mieszkaniu. Wtedy też Kociak powiedział wszystkim o swoim transseksualizmie. Niektórych to zdziwiło, a niektórych nie, ale nikt go nie potępił ani się od niego nie odsunął. Można powiedzieć, że wręcz dostał jeszcze więcej czułości, zwłaszcza od Kaśki, która aż się popłakała, jak usłyszała o jego rodzicach. Skoro Kociak w końcu odważył się to powiedzieć wszystkim, oznaczało, że zaufał im, poczuł się bezpieczny. Ucieszyło mnie to, bo znaczyło to, że moje i ich wysiłki nie poszły na marne.
Kiedy przyszły wakacje, Kociak spędzał w barze praktycznie całe dni, ignorując zupełnie moje burczenie. Twierdził, że musi nabyć praktyki, bo jak skończy szkołę, to zostanie tu barmanem. No i wszyscy zaczęli się na mnie podejrzliwie gapić. Chyba myślą, że ja Kociaka do czegoś zmuszam, albo robię mu wodę z mózgu, a ja naprawdę nic a nic mu nie mówiłem, nawet nie sugerowałem. On sam sobie to wykombinował i zupełnie nie wiem czym się przy tym kierował.
Wakacje się skończyły, a Kociak dalej przyłaził do baru w każdej wolnej chwili. Trochę mnie to niepokoiło, bo oznaczało, że dzieciak nie ma żadnych kolegów w swoim wieku, no i mogło to negatywnie wpłynąć na jego naukę. Na szczęście w szkole sprawował się nad wyraz dobrze i problemów z przyswajaniem wiedzy nie miał, a nawet jeśli się jakieś pojawiły, to zawsze znalazł się ktoś kto mu pomógł, jak nie z obsługi to któryś z klientów, bo nawet nie wiem jak i kiedy, ale Kociak zdobył serca wszystkich. Zresztą nie można było inaczej, jak cały czas się uśmiechał, wszędzie było go pełno i miał szalone pomysły. Słowem ożywiał lokal, a czasami nawet wprowadzał, całkiem przypadkiem, ciekawe zwyczaje. Jak na przykład te walentynki, kiedy to postanowił przebrać się za kociaka i każdego wchodzącego do lokalu częstować własnoręcznie robionymi czekoladkami w kształcie serc. Spędził wtedy cały tydzień na szukaniu przepisu w Internecie, robieniu foremek i produkowaniu czekoladek. Wprawdzie nie wyszły takie ładne jak na zdjęciach, czasami nawet kompletnie nie przypominając serduszek, ale i tak cieszyły się sporym wzięciem, zwłaszcza wśród par, które brały ich nawet kilka i się między sobą nimi karmiły, śmiejąc się, gdy któraś z czekoladek prykała podczas próby ugryzienia, albo oblewała ich niezbyt zastygłym wnętrzem.
Kociak stał się maskotką baru. A na dziewiętnaste urodziny dostał prezent, jak mówił, najwspanialszy na świecie. Wszyscy zrzucili się na jego operację zmiany płci. Ponieważ koszty tego są niemałe, więc trochę trwało zanim uzbieraliśmy odpowiednią kwotę. A żeby Kociak się nie zorientował, na puszkach na datki od klientów umieszczaliśmy różne cele, czasami nawet absurdalne, chociaż i tak dość długo prym wiodła moja orientacja seksualna. Był to w sumie idealny temat do zakładów, bo nikt nie wiedział o moim romansie z Transikiem, a ja niespecjalnie uprawiałem życie towarzyskie, a jeśli już, to takie, z którego nie można było wywnioskować jakiej jestem orientacji. Kiedy ten temat stał się już za bardzo oklepany, zmieniliśmy go na inny i znowu kasa płynęła strumieniem, a potem kolejny i kolejny i w ten sposób zebraliśmy pożądaną kwotę. A Kociak się wtedy poryczał jak nigdy dotąd. Trochę się bałem, że jak zacznie brać męskie hormony, nabierze ciała i straci ten swój kocio-ukesiowaty urok, ale okazało się, że moje obawy były nieuzasadnione. Nawet kiedy już stał się kompletnym facetem, wciąż wyglądał jak słodki kociak.
A żeby dopełnić historii powiem wam jeszcze, że Kociak w naszym barze znalazł swoją druga połówkę. Trochę mi było smutno kiedy się do niego przeprowadzał, jakby nie patrzeć zżyłem się z nim przez te trzy lata wspólnego mieszkania, ale z drugiej strony, kiedy widziałem ten blask szczęścia w jego oczach… Musiałem się pogodzić z faktem, że znowu będę mieszkał sam, ale też byłem zadowolony, że Kociakowi udało się w życiu, mimo tak niezbyt optymistycznego początku. Poszedł na dobre studia, miał mnóstwo przyjaciół i faceta, który świata poza nim nie widział, gotów poświęcić dla niego nawet własne życie. Mogłem więc spać spokojnie, wiedząc, że gdy znowu Kociak będzie „księżniczką w potrzebie”, książę zjawi się błyskawicznie.











Komentarze
Leukonoe dnia kwietnia 11 2014 23:04:08
Owwwwww przesłodkie! Naprawdę lubię twoje barowe historie, są na swój sposób bardzo proste, ale jakoś tak strasznie miło je się czyta. Ciekawym elementem jest również to, że poruszasz w różny sposób problemy związane ze środowiskiem LGBT jednocześnie pokazując, że są ludzie, którzy nie rzugają na wszystkich nienawiścią tylko ze względu na odmienną orientację. Te historie są na swój sposób pocieszające i bardzo pozytywne.

A ukesiowy Kociak zdobył moje yaoistyczne serduszko smiley
Btw. pan Marek to właściciel baru? ;>
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum