The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 24 2024 16:42:17   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Połączeni 5


Rozdział 5


Riven poprowadził męża do ich nowych komnat. Gdy wychodzili z jadalni, dołączyła do nich jego siostra, jakby obawiając się, że zostawi go gdzieś samego, aby mężczyzna błąkał się po korytarzach. Taki nie był. Mógł się wściekać na to, co mu zrobili, ale nie umiał zostawić kogoś, kto nie poradziłby sobie w dotarciu do celu. Poza tym, był dobrze wychowany i jego obowiązkiem było pomóc mężowi. Nieważne, że nie zamierza traktować go czule, co muszą sobie od razu wyjaśnić. Ale sam przed sobą musiał przyznać, że od kiedy go zobaczył, gdzieś wściekłość w nim ucichła. Będzie mógł chociaż patrzeć na niego bez wstrętu. Lubił piękne rzeczy i osoby, a jego mąż był niezwykłym okazem. Jeszcze tylko musi się przekonać co do jego charakterku.
– Długo będziesz za nami szła? – zapytał.
– Doprowadzę was do waszych komnat. Tam czeka już Agathe i przygotuje Aranela.
– Wy tylko o jednym. – Stanął przed wrotami prowadzącymi do komnaty. Strażnicy otworzyli im drzwi, ale zanim weszli, kazał im już opuścić to miejsce. Nie zamierzał stać się obiektem do podsłuchiwania i późniejszych plotek. – Ty też nas zostaw, siostro.
– Zobaczymy się rano na śniadaniu.
Aranel wciąż bardzo zdenerwowany drgnął, kiedy usłyszał jej oddalające się kroki. Później zaprowadzony do kolejnego pokoju, jakiego musiał się nauczyć, nie umiał się ruszyć. Bał się ośmieszyć przed księciem. I kiedy głos jego osobistej służącej dotarł do niego, odetchnął. Nasłuchiwał, co może robić jego mąż, ale nie mógł go wyłapać. Widocznie gdzieś usiadł.
– Panie, przygotowałam już dla ciebie kąpiel – mówiła Agathe, biorąc go za rękę. – Zaprowadzę cię. I pokażę wszystko.
– Najpierw opowiedz mi o tym pokoju.
– Agathe, zostaw nas samych. – Doleciał go szept Rivena gdzieś z boku. – Zaczekaj na zewnątrz. Zawołam cię.
– Dobrze, książę Rivenie. – Po cichu wyszła z sypialnianego pomieszczenia.
Aranel poczuł niepokój. Nie chciał zostawać z nim sam. Chociaż, biorąc pod uwagę, co ma się wydarzyć, wolał nie mieć świadków. Zapanował nad strachem, nie chcąc okazać go temu mężczyźnie. Ośmieszenie się było ostatnią, może przedostatnią rzeczą, jakiej chciał.
– Po twojej lewej stronie jest fotel. Daj tylko krok do boku – powiedział Riven. Sam siedział w drugim meblu. Obserwował męża, gdy ten posłuchał go i ze szczególną ostrożnością wybadał siedzisko. – Musimy porozmawiać. Nie, to ja muszę ci coś powiedzieć. – Pochylił się, opierając łokcie na kolanach i splótł palce swoich dłoni ze sobą między kolanami. – Zapewne wiesz, że nie jestem szczęśliwy z naszego ślubu. Jestem zły na to, jak nasi ojcowie sprzedali ciebie i mnie. A także na to, że połączyli mnie z mężczyzną. Nie wiem, jaką ty masz naturę, ale ja wolę kobiety. Kocham kobiety, ich ciała i jestem wściekły, że skazali mnie na życie bez nich. – Wyprostował się i oparł wygodnie o oparcie. – Do tego jestem skazany na bycie i spółkowanie z mężczyzną, co mnie obrzydza. Nie to, że inni to robią – zastrzegł. – Nie mam nic przeciw takiej naturze, ale ja nie zamierzam tego robić. Zrobię tylko to, co musimy. Co jest naszym obowiązkiem – podkreślił. – Niestety, nie uda nam się kłamać, że już jesteśmy po stosunku. Służący mają sprawdzić prześcieradła. – Widział rumieniec wpływający na policzki męża. – Musimy zrobić to, co do nas należy. Pokażę ci albo Agathe to zrobi, gdzie jest łazienka, wykąpiesz się i zaczekasz na mnie w łóżku, kiedy ja będę zmywał z siebie kurz. Chcę to mieć już za sobą.
Wszystko, co płynęło z ust Rivena, Adantin odbierał jako bezosobowe zdania. Rozumiał, że nie będzie przez niego traktowany po królewsku, lecz miał nikłą nadzieję na jakąś ludzką postawę. Miał mu się oddać? Tak po prostu przekreślić marzenia? Niestety, dopiero teraz uderzyło to w niego jak grom. Nie mógł już mieć marzeń o wielkiej miłości, o tym, co było w księgach pełnych romansów. Oby Riven był dla niego delikatny. Co teraz miał zrobić? A tak, pójść do łaźni.
Riven wstał i otworzył drzwi. Służka weszła do komnaty.
– Zaprowadź swego księcia do łaźni – nakazał Saeros. – Przygotuj go i gdy skończycie, zrób i dla mnie kąpiel. Będę na balkonie.
– Tak, panie. – Ukłoniła się. Bała się tego mężczyzny. Podeszła do stojącego już Aranela. – Panie, podaj mi rękę. – Gdy to zrobił, zaprowadziła go do ukrytego za drzwiami pomieszczenia.
Tymczasem Riven oparł się o barierkę na balkonie, kontemplując okolicę. Cały pałac był oświetlony, mimo później pory. Przyjęcie pewnie trwało w najlepsze, a pijani goście zapewne urządzali sobie śpiewy, w co nie wątpił. Ojciec nakazał podać najlepsze wino z ich plantacji. Chciał uczcić wesele syna i pokazać gościom, szczególnie tym wysoko postawionym, jak bardzo jest z niego dumny. Obrócił się przodem do komnaty. Służka przygotowywała łoże, zdejmując ozdobne poduszki i koce. Czyżby jego mąż był tak wstydliwy i nie pozwalał służbie przebywać w łaźni podczas kąpieli? Miał ochotę się zaśmiać. W tym byli podobni. On też, kończąc szesnaście wiosen, zrezygnował z pokazywania się służbie nago. Co z tego, że byli to mężczyźni? Jego nagość mogły widzieć tylko osoby przebywające z nim w łóżku. Wrócił do komnaty w momencie, kiedy Aranel mający na sobie płaszcz kąpielowy, a pod nim zapewne koszulę nocną, już przebywał w tym pomieszczeniu.
– Zaraz przygotuję dla pana kąpiel – powiedziała służka po tym, jak przekazała Adantinowi szczegóły wyglądu sypialni.
Aranel, coraz bardziej spięty, próbował ukryć swój niepokój. Nie chciał przy tym mężczyźnie kłaść się do łoża. Wolałby, żeby zobaczył go już tam leżącego. Tylko teraz stał na środku pokoju jak głupek. Krępował się, że ten na niego patrzy. Czuł gorąco na policzkach. Miał ochotę założyć na siebie coś jeszcze, gdyż czuł się nagi, chociaż nie było możliwości, aby Saeros widział jego ciało.
– Łoże jest przed tobą. – Usłyszał głos męża. – Nie krępuj się. I tak obaj się w nim znajdziemy. Nie tylko, jeżeli chodzi o... sprawienie, że nasz ślub ma być ważny. Również czeka nas spanie razem. Na szczęście nie będziemy sobie wchodzić w drogę, jest tak duże, że pomieściłoby się na nim jeszcze kilka osób i wygodnie spało.
– Rozumiem – odezwał się po raz pierwszy do niego, odkąd tutaj byli. Przeszedł kilka kroków, co było łatwe, gdyż na powrót miał swój kij. Natrafił na brzeg łoża i mógł spocząć na nim, czując miękkość oraz chłód pościeli. To sprawiło, że miał ochotę zakopać się w niej i zasnąć. Powstrzymał ziewnięcie, a ciągle obecna na jego twarzy maska, nie okazująca emocji, poza tymi przeklętymi rumieńcami, skutecznie zasłoniła zmęczenie dniem i lęk.
– Odpowiedz mi na pytanie. – Riven zaczął przechadzać się po pokoju. – Powiedziałem ci, że wolę kobiety. A ty? Jaka jest twoja natura?
– Ja... Nie mogłem się jeszcze o tym przekonać. – Wolał mu tak odpowiedzieć. Niech domyśli się, że jeszcze nie był z nikim, to może potraktuje go łagodnie. Raczej nie brał pod uwagę, że taki ktoś jak ten człowiek sam by mu się podłożył. Zresztą, czuł się przytłoczony tym człowiekiem. Nie znał go, a nagle mają być sobie bliscy jak mąż i żona.
– To można powiedzieć, że obaj będziemy mieli nowe doświadczenia. – Spojrzał w stronę łaźni, z której wyszła Agathe. – Masz już wolne. Idź spać – powiedział do niej.
– Tak, panie.
Riven udał się do łazienki, po drodze zdejmując ubranie ślubne. Denerwowały go te ciągłe kąpiele. Zrobił to przed ślubem, ale upał i kurz skutecznie sprawiały, że obmycie ciała było koniecznością przed tym, co miał zrobić. Zanurzając się w pachnącej wodzie, zastygł w bezruchu.
– Ale jak ja mam to zrobić? – Niby wiedział, jak łączą się ze sobą mężczyźni, ale nie znał techniki. Przecież to całkiem inne ciało. Jak on miał... Co, jak się nie sprawdzi? Przecież nie pragnął mężczyzn i mu może nie stanąć. Popatrzył w dół na swoje krocze. Skompromituje się. Usiadł w wannie. Do tego Terrik powiedział, że ma sprawić, żeby jego mąż doszedł. – Nie wiem, co robić. – On, wielki Riven Saeros, pierwszy raz w życiu nie wiedział, co ma robić w łóżku z drugą osobą. Tak chciał mieć to za sobą i potem już nie zbliżać się do męża. Teraz miał kolejny problem. Obmył się szybko, wytarł i założywszy na wilgotne ciało swój płaszcz kąpielowy, który przyniesiono z jego łaźni, opuścił pomieszczenie. Jakoś sobie poradzi. To nie może być trudne. Zamknie oczy, wyobrazi sobie co nieco i... Jego oczom ukazał się niespodziewany widok. Adantin nie czekał na niego w łożu. Owszem, był tam, ale sobie w najlepsze spał. Złość go ogarnęła na to jawne zignorowanie tego, co mu nakazał, lecz zaraz do niego dotarło, co to oznaczało. Nie musiał tej nocy przejmować się tym, o czym cały czas rozmyślał. Pójdzie spać, a jutro wypyta Terrika o techniki kopulacji dwóch mężczyzn. Obszedł łoże i uniósł kołdrę. Zdjął z siebie szlafrok, pod którym nie miał nic poza bielizną, nie lubił spać w tych niewygodnych koszulach. Wsunął się pod przykrycie zadowolony, że spokojnie może pójść spać. Nieważne, że jutro znów stanie przed tym samym problemem.

***


Dwaj mężczyźni leżeli wygodnie w łożu i ciężko oddychali po wymęczającym ich ciała stosunku. Yavetil związał włosy, które wcześniej jego kochanek mu rozpuścił. Dotknął blizny na piersi.
– Boli cię? – Zaniepokoił się Terrik. Nie raz widział cierpienie na twarzy ukochanego.
– Trochę. Grot zatrutej strzały Losladczyków czuje się do śmierci. – Próbował ukryć przed kochankiem ból, jaki rozchodził się wzdłuż piersi, tak jakby rana na powrót odzywała i otwierała się. – Myślisz, że Riven i Saeros są już po?
– Nie sądzę. – Czujnie obserwował Galdora. – Riven pewnie chciał mieć to już za sobą, ale jak go znam, to w ostatniej chwili zrezygnował. Nie łatwo mu się będzie przestawić. Nie udawaj, że nic ci nie jest. – Usiadł.
– Terrik, to nie pierwszy i ostatni raz. – Wyciągnął do niego rękę. – Znów muszę odwiedzić medyka. Skończyła mi się maść.
– Dlaczego nie zrobiłeś tego dzisiaj? – Wstał oburzony i założył na siebie spodnie. Wszystko mu się przypomniało. Całe zdarzenie. To, jak przywieźli rannego Yava do pałacu. Jak medycy walczyli o jego życie. Trucizna. To było coś, czego nie chciał słyszeć. Loslandczycy zawsze pokrywali tym groty strzał, a ich sztylety nie raz nosiły na ostrzach śladowe ilości trującej substancji. Jak nie zabiła, tak nie pozwalała goić się ranom zadanym ich strzałami, które później niby zagojone, na zawsze pozostawały po sobie ślad bólu. Czasami tak wielkiego, że człowiek cierpiał katusze, zanim maści nie zniwelowały boleści. Zdarzało się to rzadko, tak jak Yavetilowi, ale on i tak się o niego bał. Nie chciał, żeby ktoś, kogo kocha, cierpiał.
– Byłem zajęty. – Oddychał szybko, po czym krzyknął i zgiął się na pościeli do pozycji embrionalnej.
– Zajęty! Zawsze jesteś zajęty! – Zarzucił na siebie koszulę, próbując dygoczącymi dłońmi zapiąć guziki. – Zaraz wracam. I nie waż się stąd ruszać, bo cię dopadnę, a wtedy będzie bolało o wiele bardziej! Ty nie dbający o swoje zdrowie głupku!
Galdor próbował się zaśmiać, ale wyszedł tylko z tego jęk. Słyszał trzaśnięcie drzwi od komnaty i serce zabiło mu mocniej. Terrik się zdenerwował, a on nie chciał mu przysparzać problemów. Zbyt mocno go kochał. Ich romans miał być tylko zapomnieniem po trudnych chwilach. Zabawą dwóch młodziutkich mężczyzn, którzy odkryli, że podobają się sobie. To były z początku tylko pocałunki, poznawanie swoich potrzeb, pokonanie strachu Terrika. Wiele czasu minęło, nim pojawił się intymny dotyk, seks, który z czasem przerodził się w przywiązanie i uczucie. Chociaż, jak dzisiaj na to spojrzeć, to jego uczucie do Terrika pojawiło się jako pierwsze. Już gdy go pierwszy raz ujrzał, wiedział, że warto zainteresować się tym chłopakiem, jakim wtedy był jego ukochany. W tamtym czasie Terrik był taki smutny. Raniło to serce Yava. Wiele ryzykował, zbliżając się do niego, ale warto było. Ukrywali się długo. Złowrogo traktowano związki. Nie dwóch mężczyzn, ale kogoś wyższej klasy czy też stanowiska ze zwykłym służącym czy też żołnierzem niższego kręgu. Było to trudne, ale pokonali przeszkody, kierując się miłością. Uczuciem, które, na całe szczęście, nikomu nie przeszkadzało od chwili, kiedy zwykły, szary żołnierz stał się jednym z dowódców.
W tym czasie, kiedy Yavetil rozmyślał o nich, Terrik biegł w stronę komnat, jakie zajmował medyk. Musiał pokonać szereg stopni, żeby dostać się na parter pałacu, a potem przebiec przez zawiłe korytarze ciągnące się w nieskończoność. W środku nocy paliły się tylko nieliczne świece wstawione do naściennych kandelabrów, co rzucało trochę światła tym, którzy przechodzili. Wreszcie stanął przed odpowiednimi wrotami i uderzył w nie pięścią. Miał tylko nadzieję, że ten stary dureń nie siedzi gdzieś, pijąc wino i opowiadając bajki nadwornym dziewkom. Zgrzyt zamka upewnił go, że gospodarz jest w swej komnacie.
– Kto, do licha... A, to pan, hrabio. Co pan tu robi o tej porze? – Medyk mający już skończone sześćdziesiąt wiosen, o siwej krótkiej brodzie i zmarszczonym czole spojrzał na niego zaspanymi oczami.
– Potrzebuję maści, którą używa Yavetil Galdor.
– A tak. Mam ją przygotowaną. Miał przyjść dziś po nią. – Mężczyzna cofnął się do wnętrza i wziął klucze. – Mam ją w pracowni – powiedział, wychodząc na krużganek w samej nocnej koszuli. Przeszedł na drugą stronę korytarza i wsunął ciężki, stary klucz do zamka. Przekręcił go z trudem i po chwili drzwi były otwarte. Obaj weszli do pracowni pełnej medykamentów, butelek, pudełek, ziół i jeszcze wielu innych rzeczy, o których Terrik nie chciał myśleć, a nawet patrzeć na nie.
– Mam to tutaj. – Medyk podszedł do jakiejś szafki i wyjął z niej słoiczek czegoś brązowego. – Niech pan trzyma, hrabio i powie temu upartemu dowódcy, że jak nie będzie codziennie smarował blizny, to po kilku dniach przerwy ból ponownie się odezwie.
– Ja mu to wbiję do łba i to solidnie. – Wybiegł z komnaty, słysząc za plecami gromki śmiech. Mężczyzna, z którym rozmawiał, nie był jedynym medykiem tutaj, ale jako nauczyciel i mistrz pozostałej trójki pozostawał najbardziej zaufaną osobą w pałacu pod względem medycznym. Biegnąc drogą powrotną, potknął się i omal nie upadł, pędząc niczym szaleniec. Gdyby ktoś go spotkał, mógłby go takim określić, mając przed oczami na co dzień postawnego, dumnego, chłodnego o sztywnej postawie mężczyznę. Miłość robi z człowiekiem różne dziwne rzeczy, a kiedy bał się o ukochaną osobę, nie myślał o tym, co powiedzą inni o jego zachowaniu. Z ulgą wpadł do swoich komnat i przeszedł do części sypialnej. Yav leżał w tej samej pozycji, która najbardziej zmniejszała ból.
– Jesteś.
– Tak, Yav, jestem. – Usiadł na łóżku i odkręcił słoiczek. – Kładź się na plecach.
– Sam to zrobię.
– Nie dyskutuj ze mną! – Nabrał na palce smarowidła i nałożył ją na bliznę i okolice. – Jak jechałeś po księcia Adantina, też pewnie tego nie miałeś?
– Zapomniałem. Wszystko wydarzyło się tak szybko. – Oddychał już lżej. Mazidło szybko przynosiło ulgę i nie chciał wiedzieć, z czego było zrobione. Na całe szczęście miało przyjemny, miętowy zapach.
– Wiedziałem. – Odstawił lek na stoliczek, otarł dłoń w koszulę, której zaraz się pozbył, a za nią spodni i nagi wszedł do łoża. Od razu ułożył się obok partnera. – Nie rób tak więcej. Nie chcę, by cię bolało.
– Dlaczego nie chcesz? – Podniósł brwi do góry. Lubił go prowokować.
– Bo cię kocham, głupku. I śpij już.
– Powinienem wrócić do siebie.
– Dziś zostajesz, Yavi. – Położył głowę na jego ramieniu. Wiedział, że tej nocy nie zaśnie, a będzie czuwał nad spokojnym snem ukochanego. On, na co dzień wydający się zimnym człowiekiem, we własnych komnatach, przy swoim partnerze, mógł pokazać, co czuje.

***


Z najgłębszego mroku, gdzie cienie miały swe królestwo, wyszła wysoka postać i przemknęła pomiędzy uliczkami oraz domami kryjącymi w sobie śpiących mieszkańców. Czarny płaszcz i kaptur zarzucony na głowę skutecznie ukrywał osobę unikającą wszelkiego światła, przed stróżującym patrolem, jaki przechodził co kilkanaście minut. Postać zatrzymała się przed zamkniętą bramą i spojrzała na wielki pałac. Zadanie, jakie miała do wykonania, nie powinno być trudne. Poczeka tylko na odpowiedni czas. Chowając się w gęstej ciemności, postać zniknęła, zanim ktoś wyglądający przez okno ze stróżówki mógł ją dojrzeć.

***


Z dachów domów zaczęła znikać ciemność i wszelka szarość nocy, uciekając przed ścigającym ją światłem pochodzącym z wielkiej tarczy ukazującej się na horyzoncie, widocznym z najwyższej wschodniej wieży. Ulice zaczęły zapełniać się ludźmi spieszącymi w różne miejsca, a także straganami, na których kupcy zaczęli układać swój towar. Ich nawoływania, że to u nich są najlepsze produkty, poczynając od owoców, a kończąc na sukniach materiału, roznosiły się po okolicy. Życie po nocy zaczęło tętnić w całym Antiri, a także pałacu. Wielu mieszkańców i gości jeszcze spało po wieczerzy, gdy cała służba uwijała się przy przygotowywaniu śniadania i sprzątając salę jadalną.
Osoba o rudych włosach stała w szlafroku i patrzyła na swego przyjaciela, który o świcie pojawił się w jego komnatach. Otwierał i zamykał usta, nie wiedząc, jak zareagować na prośbę swego gościa.
– Chyba się przesłyszałem. Przychodzisz tutaj, wydzierasz mnie z łoża i prosisz o takie rzeczy?
– Terrik, to bardzo ważne.
– Do niedawna nie chciałeś o tym słyszeć.
– Do niedawna nie byłem mężem mężczyzny – oburzył się Riven i opadł na szezlong. Był wykończony. Nic nie robił, a czuł się tak, jakby pracował bardzo ciężko. – Całą noc nie spałem, rozmyślając o tym. Kto by powiedział, że takie coś będzie odganiało sen z powiek.
– Mógłbyś przyjść później. – Mocniej zawiązał pas na nocnym płaszczu. Pod nim był nagi. Chwilę przed przyjściem Rivena pożegnał się z kochankiem i nawet nie zdążył zmyć z siebie ich miłosnych znaków, jakimi obdarowali się o poranku. Wiedział, że zachowywał się jak kotka w rui, ale przy Yavetilu nie umiał się stopować. – Czuję się skrępowany.
– Widziałem, jak wychodził. Umyjesz się później po tym, co robiliście. – Wyprostował nogi i wyczekująco patrzył na Melisiego.
– Nie masz w ogóle taktu. Co znaczy, że nie spałeś całą noc? – Zajął miejsce naprzeciw niego. Poprawił jeszcze potargane włosy. – A Aranel? – Czy to znaczy, że to zrobili?
– Spał. Zasnął, zanim opuściłem łaźnię. Jak wychodziłem, też spał. Całą noc nie robił nic innego, tylko spał, a ja się męczyłem. I nie, nie dlatego, że byłem podniecony – dodał od razu, jakby wiedział, co przyjaciel powie. – Rozmyślałem.
– O tym, o co mnie poprosiłeś?
– Tak. Jak mam coś zrobić, jak nie wiem, jak się do tego zabrać i jak...
– Stop. – Podniósł dłoń do góry. – Za dużo tych „jak”. Że też mnie wybrałeś sobie na nauczyciela – mruknął.
– Tylko ciebie znam o tej naturze.
– Czyli wy nic... – Terrik zrobił nieokreślony gest ręką.
– Nic.
– A pytałeś go, czy on lubi mężczyzn?
– Powiedział, że nie mógł się o tym jeszcze przekonać. Sam nie wie, co woli.
– Mężczyzn.
– Słucham? – Riven postawił stopy na dywanie i pochylił się ku niemu. – Skąd wiesz?
– Też tak mówiłem. – Terrik założył nogę na nogę, co spowodowało, że materiał ubioru opadł i odsłonił jego kolano.
– Całkiem zgrabne. – Uśmiechnął się Saeros.
– Możesz sobie oglądać nogi męża. – Zasłonił się szczelnie.
– Nie wiem, jakie ma i gdyby był kobietą, już bym je oglądał.
– Jak będziesz mu raz za razem przypominał, że wolisz kobiety, to się będzie źle czuł – warknął hrabia.
– Och, jakiś drażliwy jesteś. Nadal wspominasz swą nastoletnią miłość? Miałeś wtedy piętnaście lat.
– A on dwadzieścia. Mniejsza z tym. Chcesz wiedzieć, jak kochają się mężczyźni. Ale chyba wiesz co nieco?
– Wiem, gdzie co się wkłada, ale reszty nie wiem. Mówiłeś, że mam go doprowadzić do rozkoszy, ale jak?
– Wszystkim. – Jego przyjaciel był kretynem. – Kobiecie jest przyjemnie, jak ją pieścisz, liżesz i jesteś w niej. Jemu też będzie, kiedy się o to postarasz. – O czym on z nim rozmawia? Zaraz spali się ze wstydu.
– Ale kobieta ma inną budowę. Wiem, co się robi, ale i tak nie wiem. – Zmarszczył brwi, czując, że plączą mu się słowa. Liczył, że Terrik zrozumie, o co mu chodzi.
– Po prostu panikujesz. Dam ci coś. – Wstał i podszedł do regału. Przeszukał jedną z półek, wyjmując po chwili cienką księgę.
– Co to jest? – zapytał, kiedy Terrik podsunął mu tom.
– Romans opisujący miłość dwóch mężczyzn. Nie będę ci o tym opowiadał. Sam nie wiesz, co chcesz wiedzieć. I mówiłeś, jak bardzo cię to brzydzi, a teraz wypytujesz o takie rzeczy.
– Nadal mnie to brzydzi. Nie, że inni, tylko, że ja... Zwłaszcza, jakby on wytrysnął na mnie. Ale nie chcę się zbłaźnić przed nim. Nic nie wiem o pozycjach. I tak się boję, że mi nie stanie. – Zaczął przeglądać stronice książki. Nie widział, że Terrik jest cały czerwony na twarzy. Riven mówił o tym, jakby kupował na straganie owoce i zastanawiał się, jakie będą słodsze.
– Stanie, stanie. Dotyk to dotyk. A teraz wynoś się. – Wskazał mu drzwi. – Mam dziś ważne spotkania. Muszę się doprowadzić do porządku.
– No, już, już. Idź się umyć. Czuć od ciebie seksem. – Stanął obok niego i powąchał.
– Ależ ty masz dobry humor. Małżeństwo ci służy – odgryzł się.
– Nie małżeństwo, po prostu mam dobrą zabawę, widząc, jak się rumienisz. – Oddalił się od niego i po kilku krokach był już na korytarzu. Nie chciał wracać do komnaty. Schował tomik za pazuchę i postanowił udać się na przejażdżkę. Tym samym zrezygnował z pierwszego śniadania z małżonkiem.

***


Powinien czekać, lecz zasnął, tak bardzo był wszystkim zmęczony. Miał tylko nadzieję, że mąż nie jest za to zły. Nie żałował jednak tego. Musiał się przyzwyczaić do tego mężczyzny, zanim cokolwiek się stanie. Teraz stał przy oknie, już ubrany, i słuchał odgłosów z ogrodu. Bardzo chciałby tam pójść. W ogóle pragnął poruszać się po tym pałacu, jak po tym w Risran. Tam nie miał przeszkód. Znał wszystkie przejścia, zakamarki, korytarze. Uczył ich się od dziecka. Natomiast tutaj nawet głupie schody, które nie bardzo wie, gdzie są, stają się czymś nie do pokonania samemu. Przez to robił się zły. Nie lubił prosić o pomoc. I tak w ciągu ostatnich dni musiał polegać na innych. W Risran jedyną osobą, którą mógł o coś poprosić, była Karena.
Słyszał, jak po sypialni krzątają się służący, ścieląc łoże i zapewne sprawdzając, czy małżeństwo zostało skonsumowane. Co za zawstydzająca sytuacja. Powinni to robić, kiedy go tu nie ma! Wiedział, że wśród nich jest Agathe, ale to jakoś nie umniejszało jego wstydu.
– Agathe – zawołał.
– Tak, panie? – Dziewczyna natychmiast stanęła przy nim, jakby cały czas czuwała obok.
– Chciałbym zobaczyć, co z moim koniem.
– Ale teraz, panie? Zaraz podadzą śniadanie. Ty i twój mąż powinniście przywitać się z gośćmi.
– Masz rację. Tego wymaga etykieta.
– Jest tylko problem – zaczęła po cichu.
– Jaki?
– Księcia Rivena nie ma. Z tego, co się dowiedziałam, to z samego rana wyjechał konno. Będziesz, panie, musiał sam z teściami podjąć gości. Dziś po śniadaniu wszyscy wyjeżdżają.
Nie odezwał się już. Mąż zostawił go z tym wszystkim, nie patrząc na to, jakie ma obowiązki. Obaj mają wobec siebie i innych. Pojechał sobie konno. Aranel nie wiedział, czy jest zły na niego dlatego, że musi być sam, czy też dlatego, że chętnie sam wsiadłby na konia, podczas gdy jest tu uwięziony. Tak nie może zostać. Nie może tak tu siedzieć. Zrobi to. Musi poznać pałac. Do tego będzie mu potrzebna ta młoda służka. W sumie po to ona jest.
Dziewczyna pomogła mu dojść do sali jadalnej i została przy nim. Król z królową powitali go ciepło, ale wyczuł, że są zdenerwowani nieobecnością syna. Nawet goście szeptali coś do siebie, zdziwieni takim zlekceważeniem małżonka i ich.
– Drodzy zebrani. Mój syn – król zabrał głos – dostał ważną wiadomość i pilnie musiał opuścić pałac. Niestety, może nie zdążyć się z wami pożegnać, ale życzył wyśmienitego śniadania i udanej podróży do swoich krain.
Aranel zastanowił się, jak często król musiał kłamać, żeby uchronić honor syna. I jak często jego mąż zachowywał się tak nieodpowiedzialnie?
Nie zjadł wiele, mimo że jedzenie było znakomite. Chciał jak najszybciej pożegnać się z tymi obcymi mu ludźmi i pójść do Zariona, a potem wziąć się za siebie i zapoznać z budową pałacu.
– Chciałabym wziąć cię dzisiaj na spacer po ogrodach. – Po jego lewej stronie siedziała Naela i mówiła do niego nieustannie.
– Bardzo chętnie. Uwielbiam przyrodę. Chciałbym nauczyć się sam wychodzić.
– Nauczę cię tego. To rola mego brata, ale są dni, gdy bywa dziecinny. Dziś pewnie jest taki czas. – Obserwowała, jak jeden ze służących nalewa im wody do kryształowych kielichów. – Król ojciec jest zły na niego. Lepiej, żeby Riven na oczy mu się dziś nie pokazywał.
– Głos króla wtedy ma dziwne drgania. Jest całkiem inny niż wczoraj.
– Wczoraj to był szczęśliwy.
– Stajnie są daleko od pałacu? – zapytał nagle.
– Nie. Trzeba tylko przejść przez zawsze zatłoczony dziedziniec. Bramy są zamykane tylko na noc. Dlaczego pytasz?
– Chciałbym zobaczyć, co z moim koniem. Może „zobaczyć” to złe słowo, ale dowiedzieć się, jak on się ma. Nic nie wiem o nim, odkąd tu przybyliśmy.
– Pójdę z tobą. Masz pięknego ogiera. Mój brat ma także swego ulubieńca. To wspaniały koń. Riven ocalił mu życie, gdy ten był źrebakiem i od tamtego czasu są nierozłączni. Riven kocha konie. Są jego miłością.
Słuchając tego, Aranel jakoś cieplej pomyślał o mężu. Czy człowiek, który kocha konie, może mieć serce z lodu? Przestał się nad tym zastanawiać tak szybko, jak szybko ta myśl nawiedziła jego głowę. Już nie mógł się odczekać, aż znajdzie się w stajni.

***


Postać w gospodzie zamówiła duży kufel piwa i usiadła w samym kącie dużej sali przy długim drewnianym stole, który zachwiał się, jakby miał jedną nogę krótszą. Tyle się nasłuchał o ślubie, pięknej parze, że miał wrażenie, jakby był wczoraj na zaślubinach. Ludzie byli podekscytowani niezwykłym pięknem młodzieńca z Elros. Nikomu nie przeszkadzała jego ułomność. Już powstawały opowieści o pięknej miłości. Prychnął. Ciekawe, jak długo będziecie się cieszyć. Napił się gorzkiego napoju, mocząc spierzchnięte usta. Zaśmiał się w duchu. Musi wykonać zadanie, inaczej na niego czeka stryczek.










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum