艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Cennik 偶ycia 2 |
S艂owniczek:
Dolne Miasto - popularna nazwa dzielnic slums贸w w Moripolis, przemieszanych, niczym szachownica, z G贸rnym Miastem; cz臋sto nazywane te偶 stref膮 wojny. Jedne z najdro偶szych grunt贸w 艣wiata.
E-jeny - waluta Moripolis, 1 e-jen, to od 10 do 15 kredyt贸w, drugiej z walut Miasta 艢mierci, charakterystycznej dla Dolnego Miasta, cho膰 i w G贸rnym kredyty stosowane s膮 do mniejszych transakcji, a w Dolnym e-jeny do wi臋kszych. Pe艂na swoboda :D; warto艣膰 jednego e-jena waha si臋 w okolicach trzech Euro.
GM - General Motors, koncern samochodowy, w艂a艣ciciel marek: Opel, Chervolet, resztek Dewoo, Vauxhall i innych.
G贸rne Miasto - dzielnice reprezentacyjne Moripolis, z ekskluzywnymi wie偶owcami, apartamentowacami itp., najdro偶sze grunty 艣wiata.
L贸d - Logiczne oprogramowanie defensywne, programy maj膮ce na celu zmyli膰, lub zabi膰 haker贸w; w slangu, synonim oszukiwania (jako 偶e L贸d bardzo cz臋sto przyjmuje posta膰 innego u偶ytkownika, czy niewinnego programu)
Net - nie myli膰 z internetem, cho膰 z niego si臋 wywodzi. Og贸lno艣wiatowa sie膰 informacyjna, tworz膮ca drug膮 (dos艂ownie) rzeczywisto艣膰.
SI - Sztuczna Inteligencja; co to jest, chyba nie trzeba t艂umaczy膰 ^^, klasyfikuje si臋 je generacjami; od 1 (艣rednio inteligentny pies), do, teoretycznie rzecz bior膮c, 20 (powy偶ej inteligencji cz艂owieka); aktualnie najbardziej zaawansowane osi膮gaj膮 poziom 14. Cz臋sto stosowane z nak艂adkami nadaj膮cymi im cechy osobowo艣ci.
Skalpel - slang, og贸lnie lekarz, bardziej szczeg贸艂owo chirurg.
Wiecz贸r.
Cho膰 r贸wnie dobrze m贸g艂by by膰 jakim艣 porankiem; albo ponurym popo艂udniem, lub pogodn膮 noc膮. M臋tne, md艂e 艣wiat艂o wpada艂o przez brudne szyby. Uliczne latarnie to zapala艂y si臋, to gas艂y reaguj膮c na przeje偶d偶aj膮ce pod nimi pojazdy; dzi臋ki temu co jaki艣 czas pomieszczenie by艂o zalewane falami zimnego, zielonkawego blasku. Wydobywa艂o ono prawdziwy obraz n臋dzy i rozpaczy. Podniszczone, obdrapane 艣ciany, odpadaj膮cy tu i 贸wdzie tynk, szczura konsumuj膮cego resztki glonowych chips贸w z torebki i kartonowe, zdeptane pud艂o le偶膮ce z koncie. Poza nim, jedynym sprz臋tem by艂 prostopad艂o艣cian nowej g膮bki sypialnej, przykryty zsuni臋tym cz臋艣ciowo, zupe艂nie nowym kocem.
Samoch贸d przejecha艂, a pomieszczenie zn贸w rozmy艂o si臋 w p贸艂mroku. Na siedz膮cym na pos艂aniu osobniku nie zrobi艂o to najmniejszego wra偶enia. Bez ruchu przygl膮da艂 si臋 艣cianie i przyszpilonym do niej wycinkom z gazet. By艂o ich kilka, wszystkie starannie wyci臋te, cz臋艣膰 specjalnie wydrukowana z najwi臋kszych serwis贸w netowych. Wszystkie bez wyj膮tku dotyczy艂y sprawy sprzed niespe艂na dw贸ch tygodni.
Kolejny rozb艂ysk 艣wiat艂a. Twarz m臋偶czyzny nie drgn臋艂a. Spl贸t艂 palce i po raz tysi臋czny odczytywa艂 znane na pami臋膰 nag艂贸wki i opisy, patrzy艂 zdj臋cia, na twarze kt贸rych nigdy wcze艣niej nie pozna艂, kt贸re nie mia艂y dla niego wi臋kszego znaczenia, a jednocze艣nie, w jaki艣 dziwny spos贸b z kt贸rymi by艂 zwi膮zany. Oznacza艂y koniec czego艣 co zna艂, co potrafi艂 wyczu膰, cho膰 nie by艂 w stanie zdefiniowa膰. Zamkni臋cie pewnego etapu w 偶yciu, tego co dobrze zna艂 i rozumia艂. Pocz膮tek nowej umowy. Nie tylko. To uczucie, niepewno艣ci i niepokoju, mo偶e nawet zagro偶enia (tylko gdzie by艂o jego 藕r贸d艂o?!) zdecydowanie mu si臋 nie podoba艂o. Na szcz臋艣cie, opr贸cz niego, by艂o co艣 jeszcze. Zirytowanie, z艂o艣膰, mo偶e nawet w艣ciek艂o艣膰; a na pewno ch臋膰 zemsty. Za to co si臋 sta艂o, za to do czego go zmuszono, za to, 偶e da艂 si臋 oszuka膰.
Poci臋te przedramiona ci膮gle bola艂y.
Nie, nie m贸g艂 o tym my艣le膰. Jeszcze nie teraz.
Ale przyjdzie na to czas.
Zimne 艣wiat艂o zn贸w na moment zala艂o pok贸j, nada艂o bladej sk贸rze niezwyk艂y, trupi poblask. Nawet nie drgn膮艂. Zupe艂nie jakby by艂 wykutym z marmuru pos膮giem. Tak, na tym m贸g艂 si臋 oprze膰. Przynajmniej na razie. Krucha podstawa, ale zawsze. w ko艅cu nigdy nie mia艂 niczego wi臋cej. Rozkaz, zadanie, misja.
Nagle wsta艂. Z艂apa艂 za le偶膮c膮 obok kurtk臋 i wyszed艂.
Na przypi臋tych skrawkach papieru pisa艂o: Samob贸jstwo, morderstwo, wypadek? Tajemniczy zgon Kenta Awersa; Kent Awers nie 偶yje!; GM w panice!; Niewyja艣niona 艣mier膰 potentata w bran偶y samochodowej; Kent Awers, przedstawiciel GM w Moripolis zgin膮艂 w tajemniczych okoliczno艣ciach; Podw贸jny zgon w "Wie偶y 艢wiat艂a", policja nie wyklucza morderstwa; Pocz膮tek ko艅ca? Czy biznesmeni powinni zacz膮膰 si臋 ba膰?; Ci膮gle brak informacji dotycz膮cych zab贸jcy Awersa.
Ulice na pograniczu Dolnego i G贸rnego Miasta wygl膮da艂y do艣膰 ciekawie. Swoista mieszanina biurowc贸w, centr贸w handlowych, 艣redniej klasy hoteli, kasyn i burdeli. Domy by艂y porz膮dne, nie tak ekscentryczne jak w dzielnicy apartamentowc贸w, ani tak konserwatywne jak w centrum. Ich architektura stanowi艂a rozs膮dny kompromis pomi臋dzy najnowszymi trendami a klasyczn膮 elegancj膮. Kr贸tko m贸wi膮c, nie rzuca艂a si臋 w oczy, cho膰 przyjemnie by艂o na ni膮 patrze膰.
Po ulicach je藕dzi艂y eleganckie samochody, sporo te偶 by艂o efektownych, smuk艂ych poduszkowc贸w; pion贸w o g艂adkiej l艣ni膮cej linii nadwozia, ale i szybkich, zwinnych motor贸w, tak typowych dla dzielnic slums贸w. Czasami z ci臋偶kim 艂omotem przetoczy艂a si臋 przypominaj膮ca wielkiego 偶贸艂wia ci臋偶ar贸wka, czy jaskrawo b艂臋kitny, samoistnie b艂yszcz膮cy si臋, dzi臋ki specjalnym lakierom, w贸z policyjny. Jednak tu na jego widok nikt nie chowa艂 si臋 w bramie, nikt nie ucieka艂, nie kl膮艂, czy si臋ga艂 po bro艅. Tu mundurowi nie byli zwiastunami pacyfikacji; szybkiej, nag艂ej 艣mierci, czy przeliczenia wszystkich ko艣ci w celi komisariatu (a czasem ju偶 w radiowozie). Tutaj nie艣li spok贸j, bezpiecze艅stwo, gwarantowali pewno艣膰. Nawet policyjne pojazdy wygl膮da艂y inaczej: mi臋kkie lekko poci膮g艂e kszta艂ty woz贸w po艣cigowych, zamiast czego艣, co w najlepszym wypadku kojarzy艂o si臋 z czo艂giem.
A偶 dziw, 偶e Dolne Miasto od G贸rnego oddziela艂y tylko dwie ulice. A niekiedy nawet jedna.
Siedz膮cy na barierce ch艂opak zapali艂 papierosa. Wypu艣ci艂 k艂膮b siwego dymu. Potem odruchowo przejrza艂 si臋 w szybie wystawowej znajduj膮cego si臋 obok sklepu "ReaCtiVation". Szybka lustracja wypad艂a co najmniej pomy艣lnie. Jego ciemnobr膮zowe w艂osy mi臋kko otacza艂y m艂od膮 twarz, pod piwnymi oczyma nie zauwa偶y艂 艣lad贸w poprzedniego wieczoru. 呕aden najmniejszy nawet cie艅 nie kala艂 g艂adkich policzk贸w i pe艂nych, lekko wilgotnych warg. R贸wnie偶 na szyi, ozdobionej 膰wiekowan膮 obro偶膮, nie mia艂 偶adnych zadrapa艅, czy siniak贸w. Reszta cia艂a, szczup艂ego i do艣膰 niewysokiego te偶 wygl膮da艂a, jakby dopiero co wyszed艂 z gabinetu odnowy. U艣miechn膮艂 si臋 z aprobat膮. I tak by膰 powinno.
S艂o艅ce powoli zachodzi艂o, widzia艂 to po czerwonej 艂unie na niebie. Ale tutaj, na dole, ulice by艂y ju偶 pogr膮偶one w mroku. Zapali艂y si臋 latarnie. Wko艂o roili si臋 przechodnie: 艣rednio bogaci pracownicy korporacji, 艣piesz膮cy si臋 by za偶y膰 wieczornych rozrywek, dzieciaki buszuj膮ce po sklepach, nastolatki wyrywaj膮ce si臋 na koncerty do pub贸w. Jednym s艂owem, poszukiwacze wszystkiego tego, czego brakowa艂o w innych dzielnicach. I codziennym 偶yciu.
- Wolny?
Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 m贸wi膮cego. Oceni艂 go jednym spojrzeniem. Drogie, sportowe buty; ciemnoszare sztruksowe spodnie, czarna sk贸rzana kurtka. Wszystko do艣膰 nowe, do艣膰 modne, markowe.
- A je偶eli tak? - spyta艂 zalotnie.
- Tak czy nie?
- Dla ciebie tak.
- Ile?
- Nie lubisz obwija膰 w l贸d, co? - za艣mia艂 si臋 podchodz膮c.
M臋偶czyzna by艂 wy偶szy od niego o dobr膮 g艂ow臋. Z bliska widzia艂, 偶e by艂 do艣膰 m艂ody. Na pewno nie przekroczy艂 trzydziestki. I przykuwa艂 uwag臋, cho膰 nie by艂 przystojny, raczej dziwny, wr臋cz niepokoj膮cy. Jak egzotyczny drapie偶nik, albo model z reklamy. Musia艂 wyda膰 fortun臋 na skalpela. Czego kto艣 taki szuka艂 u niego?
- Psiakrew, gdyby艣 przyszed艂 za dwie godziny, da艂bym ci za darmo. - mrukn膮艂, wichrz膮c sobie grzywk臋. - A tak, to 15 ejen贸w za numerek, 50 za noc. Oczywi艣cie za sadomaso p艂atne ekstra. - wyceni艂 si臋 niech臋tnie.
Cena by艂a wysoka, ale mia艂 nadziej臋, 偶e to go nie zniech臋ci. Ten facet naprawd臋 mu si臋 spodoba艂. Mia艂 co艣 intryguj膮cego w swojej twarzy, jasnej sk贸rze, bia艂ych zaczesanych do ty艂u w艂osach, ostrych rysach. A mo偶e by艂a to wina matowych, idealnie czarnych okular贸w jakie nosi艂? M臋偶czyzna powoli si臋 u艣miechn膮 bladymi wargami, skin膮艂 g艂ow膮. Leniwym gestem przyci膮gn膮艂 go do siebie i poca艂owa艂. By艂 zaskakuj膮co ch艂odny, jakby bardzo zmarz艂, a jednocze艣nie.
Smakowa艂 go powoli, d艂ugo, a偶 si臋 zach艂ysn膮艂, a w g艂owie zacz臋艂o mu si臋 kr臋ci膰. Rzadko kiedy klient dawa艂 mu a偶 tyle przyjemno艣ci. Poczu艂 g臋si膮 sk贸rk臋 na ca艂ym ciele. Powoli wzrastaj膮ce podniecenie. Co kry艂o si臋 za tymi nie odbijaj膮cymi 艣wiat艂a szk艂ami? Przez u艂amek sekundy zobaczy艂 si臋 w szybie. Policzki mia艂 zar贸偶owione, oczy b艂yszcza艂y mu jak dawno. Z niejakim zdziwieniem stwierdzi艂, 偶e pierwszy raz od d艂u偶szego nie mo偶e si臋 doczeka膰.
- Jak ci na imi臋? - spyta艂 si臋 szeptem m臋偶czyzna, nachylaj膮c si臋 do jego ucha.
- Al.
- 艁adnie. Cho膰, Al. Zaparkowa艂em kawa艂ek dalej.
- Mog臋 o co艣 zapyta膰?
Po艂o偶y艂 d艂o艅 na jego ramieniu. Ruszyli w stron臋 G贸rnego Miasta. Ch艂opak co jaki艣 czas zerka艂 na albinosa. Na ca艂ej jego twarzy widzia艂 czerwonawe linie niedawno zasklepionych ran. Znaczna cz臋艣膰 z nich znika艂a pod okularami.
- Tak, Al.
- Sk膮d te blizny?
- Wypadek samochodowy.
Stwierdzi艂 oboj臋tnie. A偶 si臋 przestraszy艂, 偶e jako艣 go urazi艂 i zniech臋ci艂 do siebie. Ale nie, m臋偶czyzna co prawda si臋 nie u艣miechn膮艂, ani nic, jednak nie pu艣ci艂 go, nie odepchn膮艂. Nawet troch臋 mocniej 艣cisn膮艂 jego rami臋, zupe艂nie, pomy艣la艂 nagle Al, jakby ba艂 si臋, 偶e odejd臋.
Wrzesie艅 nagle przesta艂 by膰 tak zimnym.
Drzwi otworzy艂y si臋 automatycznie. Du偶y, prawie pusty pok贸j by艂 pogr膮偶ony w p贸艂mroku. O艣wietla艂 go tylko migotliwy kominek, cho膰 panoramiczne okno wychodzi艂o na zach贸d. S艂o艅ce jednak ju偶 zasz艂o. Tylko zielony odcie艅 nieba wskazywa艂, 偶e jeszcze przed godzin膮 roz艣wietla艂o miasto. Dwadzie艣cia pi臋ter ni偶ej wida膰 by艂o latarnie, migotliwe 艣wiat艂a samochod贸w, pulsuj膮ce neony reklamowe b艂yszcz膮ce w ciemnej masie dom贸w i biurowc贸w.
M臋偶czyzna podni贸s艂 si臋 na odg艂os krok贸w. Wyprostowany, lekko jakby zaniepokojony wpatrywa艂 si臋 w go艣cia. Ten stan膮艂 w progu. Milcza艂.
- I jak?
- Zrobione.
- Czy nie powiniene艣 tam by膰?
- Nie. Za godzin臋 do dw贸ch b臋dzie na wszystkich serwisach.
Na twarzy m臋偶czyzny pojawi艂a si臋 niewys艂owiona ulga. Podszed艂 do przyby艂ego.
- Wierz臋 ci. - szepn膮艂. A potem doda艂 g艂o艣niej. - Nie masz nawet poj臋cia, jakie by艂o to dla mnie wa偶ne. Mo偶e usi膮dziesz. To musia艂a by膰 ci臋偶ka sprawa. Napijesz si臋 czego艣?
- Tak.
Zaj膮艂 miejsce na brze偶ku kanapy. Gospodarz wr贸ci艂 po chwili. Poda艂 mu szklank臋 czystej whiski. Sam nala艂 sobie tak膮 sam膮. Go艣膰 opr贸偶ni艂 swoj膮 jednym haustem. Potem otar艂 usta d艂oni膮. W migotliwym 艣wietle kominka jego sk贸ra mia艂a prawie naturalny odcie艅.
- Nala膰 ci jeszcze?
- Tak. - skin膮艂 g艂ow膮.
Ponownie nape艂ni艂 mu szklank臋. Usiad艂 obok i patrzy jak pije. Tym razem zrobi艂 to wolnej, ale i tak niepokoj膮co szybko.
- Co艣 si臋 sta艂o?
- Nie.
- K艂amiesz. - u艣miechn膮艂 si臋, opieraj膮c brod臋 na z艂o偶onych na oparciu r臋kach. Lekko zmru偶y艂 swoje dwubarwne oczy: jedn膮 t臋cz贸wk臋 mia艂 ciemno granatow膮, prawie fioletow膮, drug膮 kruczoczarn膮. A obie utkwione w go艣ciu. - Nie jeste艣 pewien wyniku?
- Jestem.
- Czyli zadanie ci si臋 nie spodoba艂o?
- By艂o takie jak inne.
- Wi臋c co?
- Nic. - odstawi艂 szklaneczk臋.
Przeczesa艂 palcami w艂osy, ponownie zagarniaj膮c je do ty艂u. Czarne okulary ca艂kowicie poch艂ania艂y 艣wiat艂o, tak, 偶e nawet najmniejszy promyk nie odbija艂 si臋 od ich lekko zagi臋tej powierzchni. W mroku wygl膮da艂o to niesamowicie: jasna twarz, przeci臋ta na p贸艂 ciemn膮, ziej膮c膮 szczelin膮.
Gospodarz lekko si臋 u艣miechn膮艂.
- Jak nie chcesz m贸wi膰, nie m贸w. Nie b臋d臋 nalega艂.
- Czy s膮 jakie艣 nowe wiadomo艣ci?
- W sprawie Awersa? Nie, 偶adnych. 艢ledztwo utkn臋艂o w martwym punkcie. Nie maj膮 nic. Kto艣 wykasowa艂 zapis z twardych dysk贸w ochrony, skasowano te偶 kopie na zapasowym dysku i umieszczon膮 w sieci, a ta znajduj膮ca si臋 na chipie zagin臋艂a. I najprawdopodobniej nie zostanie nigdy odnaleziona. Nie. - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Policja nic nie ma. Poza, oczywi艣cie, dziur膮 w torsie Kenta i p臋kni臋tym kr臋gos艂upem u stra偶nika.
Zamilk艂, albinos przygl膮da艂 mu si臋 w milczeniu. Nawet nie zmieni艂 wyrazu twarzy.
- Informacja pewna? - spyta艂 si臋 w ko艅cu.
- Pewna. Od prowadz膮cego 艣ledztwo. To dzi臋ki mnie jego dzieci ucz膮 si臋 w prywatnych szko艂ach.
- Aha.
- I co mam z tym zrobi膰? Zachowa膰 taki stan rzeczy? Czy pozwoli膰 im na wi臋cej?
Zn贸w zapad艂o milczenie, tylko w kominku trzaska艂 ogie艅. Gospodarz wsta艂, dorzuci艂 kilka drewnianych szczap do p艂omieni. Mimo to prawie ca艂y czas patrzy艂 na swego go艣cia.
- Zachowaj. - odpowiedzia艂 po chwili wahania.
- Jak chcesz. - wzruszy艂 ramionami - Ale zdecyduj si臋, co zrobisz dalej. Albo chcesz si臋 zem艣ci膰, albo j膮 chroni膰. Nie mo偶esz obu rzeczy na raz.
- Zap艂aci mi za to. - tym razem bia艂ow艂osy nie mia艂 w膮tpliwo艣ci.
- Zlikwidujesz j膮?
- Je偶eli zechcesz.
- A ty? Jak ty chcesz?
- Nie wiem.
- Zabijesz mnie? - spyta艂 ni st膮d ni zow膮d, siadaj膮c obok. Albinos zwr贸ci艂y si臋 w jego stron臋. - Przecie偶 ja ciebie te偶 wykorzystuj臋, te偶 ci臋 skrzywdzi艂em. Sprz膮tni臋cie mnie by艂oby logiczne.
Zamilk艂. Siedzieli jeden ko艂o drugiego, tak blisko, 偶e niemal si臋 dotykali. Chyba patrzyli sobie w oczy, a na pewno gospodarz wpatrywa艂 si臋 w g艂adkie, nieodbijaj膮ce 艣wiat艂a okulary. Zupe艂nie, jakby chcia艂 si臋 przejrze膰 w ich matowej powierzchni.
- Nie.
Zdecydowa艂. M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi. Zanurzy艂 d艂o艅 w jego bia艂ych, niesamowicie mi臋kkich w艂osach. Nachyli艂 si臋 ku niemu.
- Dobrze.
Szepn膮艂 i poca艂owa艂 go. Nagle bia艂ow艂osy lekko go odepchn膮艂.
- Co z twoj膮 偶on膮? - spyta艂.
- Zn贸w na zakupach, tym razem w Tokio. - w p贸艂mroku wida膰 by艂o, jak wykrzywia zniesmaczony wargi. - Nie wr贸ci przed ko艅cem tygodnia.
Stwierdzi艂, ponownie go ca艂uj膮c. Tym razem nie by艂o nawet pozoru oporu, czy niech臋ci. Wr臋cz przeciwnie. Sam wsun膮艂 j臋zyk do jego ust, dra偶ni膮c podniebienie. Zapl贸t艂 ramiona na jego szyi. Osun臋li si臋 na siedzisko kanapy. Jego kochanek zacz膮艂 k膮sa膰 go w brod臋, szyj臋. Wsun膮艂 d艂onie pod obcis艂y golf, pr贸buj膮c dosi臋gn膮膰 i pog艂adzi膰 doln膮 cz臋艣膰 kr臋gos艂upa. Nagle bia艂ow艂osy j臋kn膮艂.
- Boli?
Albinos potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Wreszcie na jego twarzy pojawi艂y si臋 wyraziste rumie艅ce. Straci艂a sw膮 nienaturaln膮 blado艣膰.
- Troch臋. - przyzna艂 cicho.
- Mo偶e.
- Nie. - przerwa艂 mu raptownie. Poderwa艂 si臋 i wbi艂 mu si臋 gwa艂townie w usta. Poca艂unek by艂 kr贸tki, ale do艣膰 brutalny. Nie pasuj膮cy do jego poprzedniej uleg艂o艣ci. - Nie przerywaj, nie zmieniaj.
Szepn膮艂, z powrotem opadaj膮c na jasne oparcie.
To by艂 ekskluzywny apartament. Plazmowe posadzki, drewniana boazeria w bibliotece, r臋cznie malowane, jedwabne tapety, marmury w patio. Wszystko najwy偶szej jako艣ci. Sam projektant wn臋trz musia艂 wystawi膰 kilku zerowy rachunek.
Wykonane z szk艂a weneckiego drzwi otworzy艂y si臋 automatycznie, reaguj膮c na wszczepiony do cia艂a chip. Od razu zapali艂y si臋 艣wiat艂a w szerokim, jasno be偶owym korytarzu.
- Witam pana.
- Witaj Janice. S膮 jakie艣 wiadomo艣ci?
- Nie, prosz臋 pana.
Wy艣wietlona na g艂adkiej 艣cianie dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 艂agodnie. Mia艂a t臋czowe w艂osy, przy ka偶dym ruchu mieni膮ce si臋 setkami barw, zmys艂owe usta i 艣nie偶nobia艂膮 sk贸r臋, w lekko niebieskawym, fosforyzuj膮cym odcieniu. Ubrana by艂a w si臋gaj膮c膮 ziemi prost膮 sukni臋 z niewielkim trenem wygl膮daj膮c膮, jakby zosta艂a wykonana z wody. Kiedy szed艂 w stron臋 pokoju, przesuwa艂a si臋 razem z nim, automatycznie dostosowuj膮c do jego pr臋dko艣ci.
- Ale dosta艂 pan przesy艂k臋, z Edifix. Pozwoli艂am sobie sprawdzi膰, nadawc膮 jest Henrry Dudnor z Menchesteru, paczka zawiera dane, dotycz膮ce.
- Wiem, co zawiera. - przerwa艂 jej zniecierpliwiony. - Wybacz Janice, ale zapomnia艂em ci臋 uprzedzi膰.
- Nie ma problemu. - u艣miechn臋艂a si臋 s艂odko.
- Co艣 poza tym?
- Obiad czeka na pana w kuchni, zam贸wi艂am w "Oceanii". Poleci艂am przygotowa膰 zakupy, bo lod贸wka jest pusta. Dostarczono te偶 pranie, odda艂am im pa艅ski granatowy garnitur od Rossman'a oraz br膮zowy, sportowy Visaccio. B臋d膮 gotowe na pojutrze.
- Dzi臋kuj臋 Janice, jeste艣 cudowna.
W odpowiedzi lekko schyli艂a g艂ow臋.
- Jakby co, prosz臋 zawo艂a膰. Wy艂膮czam si臋. 呕ycz臋 smacznego. - jeszcze raz si臋 u艣miechn臋艂a i rozpad艂a na srebrzysty deszcz pikseli.
W salonie 艣wiat艂o zapali艂o si臋 automatycznie, w艂膮czy艂a si臋 przyciszona, 艂agodna muzyka. Dok艂adnie taka, jak膮 lubi艂. Za oknem panowa艂a noc. Jednak nawet nie zerkn膮艂 na zewn膮trz. Wszed艂 do sypialni. Jak zwykle przed kolacj膮 postanowi艂 wzi膮膰 gor膮cy prysznic. Potem popracuje jeszcze godzink臋, dwie i p贸jdzie spa膰. Nie patrz膮c na pok贸j skierowa艂 si臋 do 艂azienki.
By艂o to du偶e, jasne pomieszczenie w tradycyjnym stylu. Jedyn膮 innowacj膮 by艂a plazmowa pod艂oga reaguj膮ca na dotyk. Kiedy szed艂, doko艂a jego st贸p pojawia艂y si臋 drobne, delikatne fale. Zupe艂nie, jakby spacerowa艂 po tafli jeziora. Poza tym wszystko by艂o niemal偶e staromodne: r臋cznie robione, b艂臋kitnawe kafelki w ciep艂ym odcieniu, wsuni臋ta w pod艂og臋 wanna z hydromasarzem, pod 艣cian膮 kabina prysznicowa. Armatur臋 pokryto 18 karatowym bia艂ym z艂otem, a umywalk臋, bidet i muszl臋 wykonano z 艣nie偶nobia艂ego marmuru. Oczywi艣cie temperatur臋 i nat臋偶enie strumienia wody sterowano g艂osem.
Po niespe艂na dziesi臋ciu minutach, opatulony w ciemnogranatowy, bawe艂niany szlafrok wr贸ci艂 do pokoju. Na ramionach mia艂 zarzucony r臋cznik. Wycieraj膮c w艂osy rozejrza艂 si臋 doko艂a. Nie, 偶eby spodziewa艂 znale藕膰 si臋 tam kt贸r膮艣 z opisanych przez Janice paczek. Jedna musia艂a by膰 w kuchni, druga w po艂膮czonym z bibliotek膮 gabinecie, trzecia w garderobie.
Nagle jego wzrok spocz膮艂 na 艂贸偶ku. Przetar艂 oczy. Nie, nie m贸g艂 si臋 pomyli膰. W jego sypialni, na jego 艂贸偶ku, w jego po艣cieli spa艂 ch艂opak. Mody, przystojny, ciemnow艂osy, z delikatn膮 opalenizn膮 i firank膮 ciemnych rz臋s zas艂aniaj膮cych oczy.
Pytania b艂yskawicznie przelecia艂y mu przez g艂ow臋. Kim by艂? Sk膮d si臋 wzi膮艂? Dlaczego Janice nic mu o nim nie powiedzia艂a? Na to ostatnie odpowiedzia艂 sobie natychmiast. Janice by艂a SI poszerzonej si贸dmej generacji z silnym emulatorem osobowo艣ci. Oznacza艂o to, 偶e nie tylko potrafi艂a podejmowa膰 w艂asne decyzje (cho膰 oczywi艣cie w bardzo ograniczonym zakresie), to jeszcze mo偶na by艂o j膮 do r贸偶nych rzeczy przekona膰. Na przyk艂ad, wymowny cz艂owiek, kt贸rego dodatkowo zna艂a, z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂by nak艂oni膰 j膮 do milczenia, gdyby chodzi艂o o przygotowanie niespodzianki gospodarzowi, albo co艣 w tym stylu. Oczywi艣cie odpowiednie oprogramowanie nie pozwala艂o jej na dzia艂anie na szkod臋 w艂a艣ciciela, ale po pomy艣lnym przej艣ciu procedur bezpiecze艅stwa, przemycenie "prezentu", nie stanowi艂o wi臋kszej trudno艣ci.
Przez sekund臋 zastanawia艂 si臋, czy jej nie wezwa膰 i nie wypyta膰, jednak szybko rozmy艣li艂 si臋. B臋dzie m贸g艂 zrobi膰 to p贸藕niej, p贸ki co nale偶a艂o wykorzysta膰 sytuacj臋. Podszed艂 do le偶膮cego ch艂opaka. Biedaczek, pomy艣la艂, musia艂 czeka膰 bardzo d艂ugo, skoro a偶 si臋 pospa艂. Pochyli艂 si臋 nad nim. Z bliska wygl膮da艂 jeszcze bardziej uroczo. Niemal偶e jak ma艂a dziewczynka. Mia艂 lekko rozchylone, pe艂ne usta i t膮 delikatn膮, aksamitn膮 sk贸r臋 艣wiadcz膮c膮 o szlachetno艣ci. Nie mia艂 si艂y d艂u偶ej walczy膰. Nachyli艂 si臋 nad nim.
- Obud藕 si臋, 艣pi膮cy kr贸lewiczu.
Szepn膮艂, delikatnie go ca艂uj膮c. Ch艂opak nawet nie drgn膮艂.
Nagle zamar艂. Jednym szarpni臋ciem 艣ci膮gn膮艂 z niego ko艂dr臋. Odruchowo odskoczy艂 w ty艂 zas艂aniaj膮c usta. Ch艂opak le偶a艂 ca艂kiem nagi, wyra藕nie widzia艂 ca艂e szczup艂e cia艂o. I pod艂u偶n膮, w膮sk膮 ran臋 na wysoko艣ci t臋tnicy udowej. Ca艂y d贸艂 艂贸偶ka przesi膮k艂 krwi膮. By艂a jasnoczerwona, 艣wie偶a. Najwidoczniej zmar艂 niedawno.
Zarejestrowa艂 to mimowolnie. Zadziwiaj膮co spokojnie. Dzieciak by艂 martwy. Martwy w jego 艂贸偶ku.
Pogna艂 do 艂azienki i zwymiotowa艂.
Wr贸ci艂, kiedy ju偶 troch臋 och艂on膮艂. Musia艂 co艣 zrobi膰 z trupem, i to szybko. Ale co? Przez g艂ow臋 przelatywa艂y mu setki pomys艂贸w. Od zupe艂nie idiotycznych, poprzez ca艂kiem do rzeczy, do prawie prawdopodobnych, jednak 偶aden z nich nie przypad艂 mu do gustu. 呕aden go nie przekona艂. Musia艂 si臋 czego艣 napi膰. Na mi臋kkich nogach podszed艂 do barku w salonie. Nala艂 sobie kieliszek w贸dki, cho膰 r臋ce tak mu dygota艂y, 偶e spora partia wyl膮dowa艂a na blacie.
Wtedy us艂ysza艂 cichy szmer. Powoli si臋 odwr贸ci艂. W pokoju nie by艂o nikogo. Zupe艂nie nikogo. W ca艂ym mieszkaniu by艂 tylko on i trup. I Janice. Szybko wychyli艂 kieliszek. Spokojnie, powiedzia艂 sobie w my艣lach, to tylko nerwy. Spokojnie.
Szmer si臋 powt贸rzy艂. Zerkn膮艂 w bok i zamar艂. Na wysoko艣ci twarzy mia艂 niewielkiego owada, much臋 czy pszczo艂臋, nigdy nie umia艂 ich odr贸偶ni膰. Ale to nie by艂o wa偶ne, wcale si臋 nie liczy艂o. Zw艂aszcza, 偶e owad 贸w mia艂 na wp贸艂 przejrzyste skrzyd艂a, a jego korpus odbija艂 艣wiat艂o lampy. Ze zgroz膮 rozpozna艂 robota szpiegowskiego.
Wkr贸tce ca艂y 艣wiat obieg艂a sensacyjna informacja: Seraphin Colt, jeden z wice prezes贸w CAMPLEX'u, zosta艂 znaleziony w swoim apartamencie ze zw艂okami 14-letniej m臋skiej prostytutki.
Colt by艂 sko艅czony.
Cdn.
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 16 2011 13:25:50
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Max (delavere@wp.pl) 21:02 14-01-2005
Brak mi s艂贸w.
To opowiadanie jest niesamowite. Tworzysz tak specyficzny i pe艂en niepokoju klimat, 偶e nie spos贸b omin膮膰 cho膰by jednego zdania, przede wszystkim w obawie, 偶e umknie co艣 ma艂ego, lecz niezwykle istotnego dla ca艂ej fabu艂y. Postacie jak zwykle ciekawie zarysowane, tajemnicze. Budujesz napi臋cie powoli, nie wyja艣niasz wszystkiego na pocz膮tku, co czasami jest denerwuj膮ce (zw艂aszcza, gdy wy艂膮cza si臋 ta cze艣膰 m贸zgu, kt贸ra odpowiada za my艣lenie), lecz znacznie podnosi warto艣膰 opowiadania. Pazuzu, jestem zdecydowanie na TAK!!!
P.S. Osobista pro艣ba: Wiem, 偶e artyst贸w si臋 nie pogania, ale PROSZ臉 miej lito艣膰 i nie ka偶 czeka膰 p贸艂 roku na kolejn膮 cze艣膰.
Vil (vil4@o2.pl) 13:49 27-01-2005
Niesamowite.
Ca艂kowicie zgadzam si臋 z przedm贸wc膮. Nie szkodzi, 偶e (pozornie) chaotycznie i 偶e nie podajesz wszystkiego od razu, jak na tacy. To jest w艂a艣nie klimat, dla kt贸rego nie da sie oderwa膰 od opowiadania ani na moment. Do艂膮czam si臋 r贸wnie偶 do osobistej pro艣by Max(a) o kontynuacj臋. Prosz臋, niech wkr贸tce oka偶e si臋... wkr贸tce
Natiss (natiss@tlen.pl) 21:57 31-01-2005
Powinno sie mnie ukarac, poniewaz przeczytalam to opowiadanie dopiero przed chwila.
Jest kapitalne, ten klimat i ta pewna tajemniczosc. Co prawda w niekt贸rych momentach mnie denerwowalo, ale nie moglam sie oderwac od monitora. Pazuzu jestes moim guru.^^
Pazuzu (pazuzu_chan@gazeta.pl) 23:27 14-02-2005
Nie zas艂uguj臋 na bycie guru, chyba, 偶e jakiej艣 fundametalnej sekty (a i to pod warunkiem, 偶e b臋dzie si臋 sk艂ada艂a tylko i wy艂膮cznie z przystojnych m臋偶czyzn ^_^). Ale ciesz臋 si臋, 偶e si臋 podoba艂o. Ci膮g dalszy ju偶 jest i nied艂ugo powinien tu trafi膰.
nache (Brak e-maila) 01:18 26-03-2005
a ja jestem zla ze siebie, ze skusilam na to opo. zawsze obiecuje sobie, ze juz nigdy nie zabiore sie za nic co nie bedzie skonczone, bo potem czlowiek dostaje dalna jak mu sie podoba i ma czekac na cd. a znajac ciebie, boje sie ze bede musiala dosc dlugo czekac na kolejne rozdzialy.
co do samego opa... hmm, dawno nie czytalam nic twojego autorstwa i zdziwilam sie ze jestem w stanie cos zrozumiec z tych pierwszych czterech czesci o.O\' zazwyczaj czlowiek nie kumal nawet kto jest glownym bohaterem [no dobraXD tutaj tak na wyczucie kumam kto ], a tu prosze, nawet udalo mi sie zrozumiec ze trzy watki O.O\' *pelen podziw dla siebie XD*
niespecjalnie przepadam za sf czy fantasy ale z dwojga zlego wole juz sience fiction i ten caly cyberpunk, choc czasem drazni mnie opisywanie wszystkich scen technicznych przy ktorych czlowiek musi sie skupic bo inaczej w pozniejszym czasie moze nie zrozumiec jakiegos watku, ale tak naprawde chce mu sie ziewac, aczkowiek przyznac musze, ze ty akurat jestes juz starym wyga w tych tematach [no przynajmniej jak dla mnie ^^, ja sie nie znam prawie wcale ] i umiesz w jakis sposob przykuc moja uwage piszac o jakichs tam robtach, ich wygladzie i funkcjach. za to chcialam ci dac plusa od siebie, bo raczej zadkokomu udaje sie sprawic ze nie zasypiam przy fragmentach tego rodzaju opowiadan ;-)
hm.. co dalej. mialam pochwalic narracje, szczegolnie na poczatku, ale pozniej jakos, wydaje mi sie, zeszlas stopien nizej, czesto zdarzaja ci sie zdania w takiej formie, ze akurat nie pasuja do sytuacji [szczegolnie raz膮 po oczach te z wyrazami potocznymi w niektorych fragmentach]. mysle ze tutaj tkwi klucz do ciekawej i niebanalnej narracji. mimo, ze wydaje sie nam, ze to zdanie lub ten wyraz fajnie brzmi, tak szpanersko albo tez slangowo [nie mam na mysli tego slangu ktory sama wymyslilas na potrzby opa, jak skalpel czy lod!] i sprawia wrazenie ze bedzie pasowal jak ulal zeby na chwile zatrzymac przy sobie czytelnika, to jednak, jak dla mnie, takie wyrwania z kontekstu bardzo burz膮 ogolny wyglad calej narracji w danych fragmentach fabuly czy akapitach.
widze, ze poprzedniczki pochwalily za klimat. no tak, trza przyznac, akurat klimat cyberpunku prawie kazdemu sie podoba [ze nie wspomne o fanach mangi], a jak ktos jeszcze umie ciekawie opisac, to juz w ogole miod z maslem ^.~ co prawda jak dla mnie na przyklad twoje mialo jakis taki klimat bardziej wyrazisty, ale tutaj tez nie jest zle.
jesli chodzi o fabule, to nie moge za wiele powiedziec, bo rozumiem, ze to dopiero poczatek czegos wiekszego, ale zapowiada sie bardzo ciekawie, licze na wielow膮tkowosc i rozbudowanie tej fabuly :-)
i nastepnym razem, zanim wyslesz prace do nami, balgam, daj to komus pod korekte, bo zauwazylam tu mase literowek, bledow ortograficznych i interpunkcyjnych, a niestety, takie rzeczy rowniez przeszkadzaja w czytaniu.
podsumowujac: chce ciagu dalszego i to jak najszybciej bo, nie daj boze, jeszcze mi sie jakis wazny motyw zapomni i poznij kicha przy czytaniu XD. nie mowie ze juz, natychmiast, sama wiem jak to jest, kiedy nie ma ochoty sie pisac tego danego opowiadania, ale miej litosc i nie kaz czekac zbyt dlugo 
ps. sory za bledy i literoki ale juz troche pozno jest, wiec wybaczcie mi tak jak i ja sobie wybaczylam ;D [i odposcilam XD]
nache (Brak e-maila) 01:21 26-03-2005
emm... tam, na koncu piatego akapitu mialo byc:
co prawda jak dla mnie na przyklad twoje \"Ko艂o\" mialo jakis taki klimat bardziej wyrazisty, ale tutaj tez nie jest zle.
sorry, nie wiem czemu mi to wcielo xD
Pazuzu (Brak e-maila) 20:32 03-05-2005
Dzi臋ki za d艂uga艣ny komentarz. Teraz si臋 zrewan偶uj臋.
Nie ukrywam, 偶e uwielbiam c-punka; pierwsze \"powa偶ne\" anime jakie widzia艂am (te n-lat temu) to Akira, potem GitS, Armitage, BGC itd. Z mang膮, RPGami, ksi膮偶kami a w efekcie moimi opkami te偶 tak by艂o. Wi臋c wybaczcie nowomodne klimaty ^_^.
Przy klimacie, rzeczywi艣cie, \"Ko艂o\" od razu uderza艂o mocno; ale by艂o jakie艣 cztery razy kr贸trze od \"Cennika\", wi臋c to co tam skondensowa艂am, tu rozwin臋艂am. Cho膰 jako autorka nie mam poj臋cia, czy b臋dzie r贸wnie klimatyczne i sugestywne co tamto ^_^. Ale nie chc臋 zbytni powtarza膰 tamtych wzor贸w, w ko艅cu i bohaterowie i miasto s膮 inni. \"Ko艂o\" m贸wi艂o o ludziach kt贸rych okoliczno艣ci zmieni艂y w potwory, \"Cennik\" o potworach kt贸re musz膮 偶y膰 w艣r贸d ludzi i ludziach kt贸rzy 偶yj膮 z nimi. Mo偶e to i spoiler, ale nie przejmujcie si臋. W ko艅cu zawsze mo偶na to traktowa膰 jako niezobowi膮zuj膮c膮 historyjk臋 (i by艂abym bardzo szcz臋艣liwa, gdyby tak by艂o).
Mam nadziej臋, 偶e cd b臋dzie si臋 podoba艂, wybaczycie d艂u偶yzny, chaos w narracji i wytrwacie do ko艅ca.
Za komentarze jak zwykle b臋d臋 wdzi臋czna, za wszystkie dotychczasowe bardzo dzi臋kuj臋, uwagi przyjmuj臋, popraw臋 obiecuj臋. Pozdrawiam wszystkich. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|