The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 13:54:54   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Przez zas艂on臋 6
Disclamer: 艢wiat Mroku, systemy "Mag: Wst膮pienie" i "Wampir: Maskarada" nale偶膮 do wydawnictwa White Wolf. Postaci pojawiaj膮ce si臋 w historii s膮 w wi臋kszo艣ci stworzone przeze mnie i moich graczy. Kilka postaci zaczerpni臋tych z podr臋cznik贸w zosta艂o przetworzonych i zinterpretowanych zgodnie z widzimisie Mistrza Gry (czyli moim). Pairing: Sporo r贸偶nych, dotycz膮 g艂贸wnie postaci autorskich.




I am the princess in there,
nothing wrong in my fantasy world

I am the king, the nation,
no dictators or religions
no laws laid down for me
I have my own liberty inside of me
nothing to lose, I want to live here

As you see I'm the only survivor in this land
Lacuna Coil, To Myself I Turned


6
PANI NA ZAMKU




Niew膮tpliwie zabawn膮 rzecz膮 jest 艣wiadomo艣膰, 偶e jedzie si臋 na 艣lub w艂asnego kochanka. Wedle wszelkich dramatycznych prawide艂 powinienem zjawi膰 si臋 na nim po to, by w chwili, gdy kap艂an powie "...lub zamilknie na wieki." wpa艣膰 do ko艣cio艂a, krzycz膮c "Nie zgadzam si臋!". W sumie m贸g艂bym nawet mie膰 smoka i nie zawaha膰 si臋 go u偶y膰... C贸偶, dramatyczne sceny, jak wida膰, tw贸rcy "Shreka" wywr贸cili ju偶 na lew膮 stron臋, wi臋c po co mia艂bym pr贸bowa膰, skoro szokowanie ju偶 i tak by艂o skazane na pora偶k臋? Wi臋c planowa艂em przyj艣膰 na 艣lub, da膰 prezent, z艂o偶y膰 偶yczenia, zjawi膰 si臋 na weselu i wykorzysta膰 prawo do poca艂owanie tak panny m艂odej, jak i pana m艂odego. A potem bawi膰 si臋 do upad艂ego, zata艅czy膰 z ka偶d膮 kobiet膮 i ka偶dym facetem, o ile b臋dzie to mo偶liwe, wypi膰 sporo dobrego wina, naje艣膰 si臋 weselnego tortu i uci膮膰 sobie pogaw臋dk臋 z Sophi膮 Drugeth Hammonay i'Tzimizce. Plan dobry, cho膰 nieco ma艂o dramatyczny. Ale, nawet gdybym porwa艂 Daniela sprzed o艂tarza, co by mi z tego przysz艂o? W nocy przysz艂aby do nas Twilight i znowu sko艅czyliby艣my w tr贸jk膮cie. Zreszt膮, m贸j mistrz nie zamierza艂 nagle przechodzi膰 na monogami臋 i rezygnowa膰 z seksu z facetami.
Sp臋dzi艂em kilka dni na dobieraniu garderoby. Najwi臋kszym b贸lem okaza艂o si臋 znalezienie marynarki i przyznaj臋, 偶e posz艂a na ni膮 resztka pieni臋dzy, pozosta艂ych po ostatnim kliencie i planach remontu (ile to by艂o miesi臋cy temu... wi臋kszo艣膰 posz艂a na ksi膮偶ki i na jedn膮 now膮 p贸艂k臋, kt贸ra na jaki艣 czas wybawi艂a mnie od wolumin贸w zalegaj膮cych pod艂og臋). Ale z marynarki by艂em dumny - zielony aksamit by艂 tak elegancki, jak i nieortodoksyjny. Do tego za艂o偶y艂em czarne spodnie i jasnozielon膮 koszul臋, kolczyk i 艂a艅cuszek na szyi. Oto, prosz臋 pa艅stwa, Szymon Kubiak, metroseksualista prawie 偶e.
I oto pewnego pi臋knego dnia, na koniec wrze艣nia, gdy z艂ota polska jesie艅 trwa艂a w pe艂ni, stawi艂em si臋 przed ko艣cio艂em, niewielkim, starym ko艣cio艂em na obrze偶ach miasta. Widzia艂em, jak zbieraj膮 si臋 go艣cie - cz臋艣膰 z nich zd膮偶y艂em ju偶 pozna膰 w mi臋dzyczasie, jak cho膰by mag贸w, z kt贸rymi Daniel wsp贸艂pracowa艂, jego kaba艂臋: Alex, m艂od膮 kobiet臋 z Zakonu Hermesa, drugiego Hermetyka, Michaela Lancastera, Grze艣ka D膮browskiego, kt贸ry samego siebie nazwa艂 Wybra艅cem i Kultyst臋 Ekstazy Marka Sokolskiego, kt贸ry kiedy艣 widzia艂 m贸j 艣nieg. Poza tym Dorianne Daves w towarzystwie tajemniczego, opalonego blondyna - jak si臋 okaza艂o, Cajuna, M贸wcy Marze艅 z Nowego Orelanu, Ryan, Theora reprezentuj膮ca Senexa, Rama, Hjordis, Sigrid wraz z narzeczonym - postawnym Niemcem o nazistowskiej wr臋cz aparycji i minie, kt贸ra sprawia艂a, 偶e mia艂em ochot臋 odpowiedzie膰 mu "Nie ze mn膮 te numery, Brunner", Micha艂 Forgot, mentor Daniela, bardzo sympatyczny cz艂owiek, kt贸ry podarowa艂 mi kiedy艣 indyjski sztylet, Kazimierz Wi艣licki - opiekun miasta. Nawet jeden Technokrata - wsp贸艂pracownik Daniela, kt贸ry zjawi艂 si臋 tylko na chwil臋 i znikn膮艂 pr臋dko. Zachary Rice - m艂ody ucze艅 w Zakonie Hermesa, przyjaciel Twilight, przyjaciel Sariela. I 艢pi膮cy - rodzice Daniela, jego dalsza rodzina, koledzy z pracy... I matka Twilight, cudem odnaleziona w austriackim szpitalu psychiatrycznym, dot膮d pogr膮偶ona w d艂ugiej depresji...
Pi臋kny, pi臋kny happy end, czy偶 nie? Je艣li popatrzymy z punktu widzenia Twilight, kt贸ra przez niemal osiem lat nie mia艂a to偶samo艣ci, kt贸ra utraci艂a przybran膮 siostr臋 i pierwsz膮 mi艂o艣膰 swojego 偶ycia... Je艣li popatrzymy z jej perspektywy, to ten dzisiejszy 艣lub by艂 niemal melodramatyczny...
Nawet zakonnik, kt贸ry udziela艂 艣lubu, by艂 znajomym.
I m艂oda para - oboje jak z obrazka, ona delikatna, w bia艂ej koronkowej sukni w stylu retro, z gorsetem idealnie podkre艣laj膮cej jej tali臋 i cudowny biust, z r贸偶ami we w艂osach i per艂owymi kolczykami, on w srebrnym garniturze i z艂ocistym fularze pod szyj膮, perfekcjonista i ekscentryk, m贸j Daniel.
Obserwowa艂em to wszystko nie bez pewnego rozbawienia. Na ca艂e szcz臋艣cie, jak to powiedzia艂 Jaskier do Geralta, 偶ycie nie podlega krytyce literackiej.
Po ceremonii wyruszyli艣my, podstawionymi autokarami, na S艂owacj臋, do zamku Brekov. Jechali艣my przez g贸ry - Karpaty, pi臋kne, wynios艂e i niezmiernie dzikie. Ojczyzna i bastion klanu, z kt贸rego wywodzi艂a si臋 Sophia. Wje偶d偶ali艣my na teren wroga, jakby na to nie patrze膰...
Zamek wznosi艂 si臋 na skalistym wzg贸rzu, u jego st贸p rozci膮ga艂y si臋 lasy, pola i niewielka wioska, najbli偶sze miasto, Humenne, tak偶e dziedzictwo Drugeth贸w, le偶a艂o w pewnym oddaleniu. Wy艂o偶ona kamieniem droga bieg艂a na wzg贸rze zamkowe, za艣 w miejscu, gdzie odbiega艂a od g艂贸wnej szosy, ustawiono bram臋.
Roze艣mia艂em si臋, widz膮c, jak, zgodnie z tradycj膮, zostajemy napadni臋ci przez gromad臋 dzieciak贸w, domagaj膮cych si臋 okupu od go艣ci weselnych. Za dzie膰mi do autokaru wsiad艂a jednak ochrona, domagaj膮c si臋 od go艣ci - Przebudzonych go艣ci, 艢pi膮cym nic takiego nie przysz艂oby do g艂owy - oddania w depozyt broni i niebezpiecznych przyrz膮d贸w. Ja nie mia艂em nic - Ryan z niech臋ci膮 odda艂 pistolet. Pewnie czu艂 si臋 bez niego nagi...
Zawiesi艂em si臋 na moment. My艣l o Ryanie przywo艂a艂a my艣l o Cygnusie Moro. Gdzie艣 w moim umy艣le, w niezbadanej g艂臋bi akritesowych wspomnie艅, znajdowa艂 si臋 obraz zmasakrowanego, okaleczonego cia艂a. Co Ryan wie? Ile pami臋ta z tamtego 偶ycia? S膮 przecie偶 ludzie, kt贸rzy maj膮 wspomnienia przesz艂ych inkarnacji, bez pomocy nadnaturalnej interwencji - czy Ryan jest w艣r贸d nich?
Nawet je艣li by艂, nie wygl膮da艂 - nie teraz, kiedy wysiada艂 z autokaru na parkingu tu偶 przy zamkowej bramie. M贸g艂 odda膰 bro艅, ale wygl膮da艂 na nader zadowolonego - trudno by chyba by艂o, by zachowywa艂 swoj膮 ponur膮 min臋 na weselu przyjaciela?
Spojrza艂em w g贸r臋. Brama zamku Brekov wznosi艂a si臋 przede mn膮, flankowana malowniczymi basztami, ozdobiona proporcami. Dziedziniec ubrano kwiatami, kolejnymi proporcami i pochodniami, kt贸re mia艂y zap艂on膮膰 po zmroku. W jednym z jego rog贸w sta艂 stylizowany piec, przeznaczony na grilla, obok drewniane 艂awy. Schody o oplecionej girlandami barierce wiod艂y na pi臋tro, do reprezentacyjnych komnat. To tam, przy d艂ugim stole nakrytym obrusem z bia艂ego lnu, udekorowanym mosi臋偶nymi naczyniami i mn贸stwem 艣wiec, mi臋dzy 艣cianami pe艂nymi tarcz herbowych, tapisterii i zwierz臋cych sk贸r, mia艂 odby膰 si臋 uroczysty obiad - i tam udali艣my si臋, gdy tylko przybyli pa艅stwo m艂odzi, gdy powitali艣my ich ju偶, brawami, deszczem kwiat贸w, drobnych monet i cukierk贸w, na kt贸re rzuci艂a si臋 dzieciarnia - potomstwo pracownik贸w zamku.
I co, m贸j osobisty dybuku, nie wygl膮da ci to na zamek wampirzycy, co?
Hotel w zamku. Nieg艂upie. Jedzenie przyje偶d偶a samo.
Mieli艣my - obaj - wielk膮 ochot臋 pozwiedza膰, ale zarz膮dca hotelu i mistrz ceremonii zarazem, oznajmi艂, 偶e na to przyjdzie czas po obiedzie. Oczywi艣cie, jeste艣my zaproszeni - w piwnicach zamku znajduje si臋 ekspozycja po艣wi臋cona historii i legendom regionu. Do naszej dyspozycji stoj膮 wszystkie pomieszczenia hotelowe - osobiste apartamenty "lady" s膮 zamkni臋te, podobnie jak pomieszczenia s艂u偶bowe. Sama "lady" przeprasza za sw膮 chwilow膮 nieobecno艣膰, wa偶ne sprawy (W domy艣le: wampirzy sen) op贸藕niaj膮 jej przybycie, niemniej jednak zjawi si臋, z艂o偶y膰 m艂odej parze gratulacje. A teraz, czas najwy偶szy zaj膮膰 miejsca i wznie艣膰 toast za nowo偶e艅c贸w.
Usadzili mnie pomi臋dzy Theor膮 a m艂od膮, ciemnosk贸r膮 kobiet膮, przyby艂膮 dopiero na wesele. U艣miechn膮艂em si臋 do niej, przypatruj膮c si臋 jej ciekawie. Chyba cudowny seks z Dorianne uczyni艂 mnie 艂asym na egzotyk臋, bo zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, jaka jest w dotyku ta 艣liczna Murzynka. Oczywi艣cie, nie przygl膮da艂em si臋 tylko jej - na weselu do艂膮czy艂o do nas wielu innych go艣ci, w tym, co zosta艂o powitane podnieconym szmerem zebranych, dw贸jka cz艂onk贸w Rady Dziewi臋ciu - arcymistrz Porthos z Zakonu Hermesa z towarzysz膮c膮 mu Werben膮 Charlotte Quay.
- Przybyli na chwil臋 - wyja艣ni艂a mi szeptem Theora. - Mistrz Porthos ma sze艣膰set lat, nie mo偶e d艂ugo przebywa膰 na Ziemi, grozi mu Paradoks. Dlatego Senex nie przyby艂.
Porthos! Porthos, o rany, nie藕le. Hmmm, wygl膮da nader dostojnie... cho膰 urod膮 nigdy nie grzeszy艂 - mrukn膮艂 w mojej g艂owie Akrites.
Moja s膮siadka z drugiej strony gapi艂a si臋 na starego maga jak na zwierz臋 nader egzotyczne i niebezpieczne - nie przymierzaj膮c, smoka.
Kiedy ju偶 wszyscy dziwaczni go艣cie (I gromada 艢pi膮cych, zupe艂nie nie zorientowanych, sk膮d Daniel 艢wi臋toja艅ski zna tak dziwaczne towarzystwo.) zaj臋li miejsca, kiedy ju偶 wypili艣my zdrowie m艂odej pary i par臋 os贸b zaintonowa艂o pierwsze weselne przy艣piewki (Zaczyna si臋 - i dobrze), odwr贸ci艂em si臋 do mojej ciemnosk贸rej s膮siadki.
- Szymon Kubiak - przedstawi艂em si臋 z u艣miechem.
Jej mina by艂a niesamowicie formalna, podobnie jak jej czarna sukienka i dyskretna bi偶uteria. No i zwr贸ci艂em uwag臋 na spory kolczyk w nietypowym miejscu... dziwnie to wygl膮da艂o.
- Nadine Ayao.
M臋偶czyzna siedz膮cy po jej drugiej stronie popatrzy艂 na mnie. Mia艂 rude, lekko kr臋cone w艂osy, niebieskie oczy i...
...i patrzy艂 si臋 na mnie z tak膮 niech臋ci膮, 偶e musia艂em, po prostu musia艂em skrzywi膰 si臋 i si臋 wycofa膰.
A temu co, do cholery?
Zrezygnowawszy, na razie przynajmniej, z flirtu z Nadine Ayao, powiod艂em wzrokiem po reszcie go艣ci. Nie widz臋 sensu w opisywaniu wszystkich, cho膰 wiem, 偶e wszyscy byli wa偶ni i w tamtej chwili ka偶dy z nich przyku艂 moj膮 uwag臋. Ale kilka os贸b zapad艂o mi w pami臋膰 i tego wieczora mia艂o si臋 zacz膮膰 dla mnie kilka szczeg贸lnych znajomo艣ci.
Zobaczy艂em wi臋c trzech m臋偶czyzn, dw贸ch Azjat贸w i Europejczyka (cho膰 chyba z lekk膮 domieszk膮 latynosk膮, jak si臋 p贸藕niej mia艂em dowiedzie膰...), siedz膮cych obok siebie. Przyci膮gali m贸j wzrok, stanowi膮c zaiste niezwyk艂e trio. Zw艂aszcza starszy z aAjat贸w, ewidentny Japo艅czyk, ubrany przepisowo, w hakam臋 i yukat臋, z monami wyszytymi na kamizeli. Wszystko, ka偶dy element jego stroju - by艂 bia艂y. Samuraj - ale zupe艂nie inny, ni偶 w filmach Kurosawy, bli偶szy raczej postaci z japo艅skiego komiksu, bo jego niew膮tpliwa uroda mia艂a niemal kobiece cechy - delikatn膮 twarz op艂ywa艂y d艂ugie, mi臋kkie w艂osy, wymykaj膮ce si臋 z wst膮偶ki, lu藕no zawi膮zanej na plecach. I, cholera jasna, te w艂osy by艂y bia艂e jak 艣nieg. Twarz faceta te偶 by艂a bia艂a, za wyj膮tkiem dw贸ch namalowanych na czole, ponad wygolonymi 艂ukami brwiowymi, kropek. W pierwszej chwili pomy艣la艂em, 偶e mam do czynienia z kolejnym wampirem, ale potem zorientowa艂em si臋, 偶e nie jest jeszcze ciemno - no przypomnia艂em sobie historie o ihorze, skazie 艣mierci. Ryan mia艂 go odrobin臋, ale od bia艂ow艂osego wia艂o ch艂odem na kilometr. Zaraz, Daniel co艣 wspomina艂 mi o nim... O cz艂onku Bractwa Akashic, cuchn膮cym Entropi膮 jak ma艂o kt贸ry Eutanatos. Wi臋c to musia艂 by膰 on...
Drugi Azjata chyba te偶 by艂 Japo艅czykiem, ale co艣 wydawa艂o mi si臋 nie do ko艅ca zgadza膰... By艂 natomiast m艂ody - dwadzie艣cia lat? Co艣 ko艂o tego. Jego twarz mia艂a w sobie niewiarygodn膮 ilo艣膰 艣wie偶ego, ch艂opi臋cego uroku, rysy by艂y delikatne w spos贸b, jaki mog膮 osi膮gn膮膰 tylko m艂odzi Azjaci. M贸g艂by z powodzeniem zosta膰 cz艂onkiem japo艅skiego zespo艂u rockowego - rzuci艂by fanki na kolana. Niemniej jednak nie by艂 ubrany w ekscentryczny spos贸b - prosta, granatowa marynarka, ciemna koszula. Zero bi偶uterii. Proste w艂osy, si臋gaj膮ce podbr贸dka i rozczesane r贸wno nad czo艂em. Spok贸j tchn膮cy z twarzy, kt贸ry sprawi艂, 偶e zatrzyma艂em na nim wzrok na d艂u偶ej.
Trzeci by艂 Europejczykiem, o nieco ciemniejszej karnacji i ciemnych oczach, do艣膰 niepozorny sam z siebie, gdyby nie dw贸ch naprawd臋 atrakcyjnych facet贸w obok, nie zwr贸ci艂bym na niego uwagi od razu. Br膮zowe w艂osy, uczesane podobnie jak u m艂odszego Japo艅czyka. Kolczyk w brwi. Ale co by艂o ciekawe, to to, jak zachowywa艂 si臋 w stosunku do bia艂ow艂osego... Drobiazgi, nic wprost, nic explicite, ale cholera, mia艂em wra偶enie, od pierwszego momentu, 偶e najbardziej na ca艂ym 艣wiecie chcia艂by go dotkn膮膰 - i najbardziej na ca艂ym 艣wiecie nie mo偶e. Jakby pan "w艂a艣nie-wyszed艂em-z-grobu" trzyma艂 go na dystans - jak i wszystkich, taka skaza odpycha, ale nikt inny, nawet ch艂opak, nie pr贸bowa艂 wedrze膰 si臋 w jego przestrze艅 osobist膮.
Ciekawe trio, nadzwyczaj ciekawe. Gapi艂em si臋 na nich, to na jednego, to na drugiego, to na trzeciego. Europejczyk nachyla艂 si臋 do bia艂ow艂osego azjaty, pr贸bowa艂 chwyci膰 jego d艂o艅, kosmyk w艂os贸w... M贸wi艂 co艣 - z mimiki obu wygl膮da艂o raczej na normalny dialog, rozpaczliwy, skazany na pora偶k臋 flirt rozgrywa艂 si臋 raczej na p艂aszczy藕nie gest贸w, ni偶 s艂贸w. Szczerze m贸wi膮c, mia艂em ochot臋 przyj艣膰 i da膰 bia艂emu Japo艅czykowi po 艂bie. Co on, rozkapryszona panienka, mog膮ca ot tak trzyma膰 faceta na odleg艂o艣膰 kija, a r贸wnocze艣nie pozwala膰 mu na beznadziejne pr贸by?
Mia艂em pozna膰 ich trzech bli偶ej... Naprawd臋 blisko, szczerze powiedziawszy. Ale to mia艂o sta膰 si臋 potem.
Jedli艣my, rozmawiali艣my. W ko艅cu zapad艂 zmrok i w sali zjawili si臋 ostatni go艣cie - Sophia wraz z synem. Wkroczyli oboje, w wielkim stylu, przez otwarte szeroko drzwi, ona wsparta na jego ramieniu, ubrani osza艂amiaj膮co, jak zwykle, tak, 偶e jedynie m艂oda para wygl膮da艂a lepiej od nich. On w czerni - tylko wielki, czerwony kamie艅 l艣ni艂 wpi臋ty w jedwabny fular. Ona - ca艂a w czerwieni, w sukni p艂yn膮cej za ni膮 jak ciecz, w naszyjniku przypominaj膮cym krwawe krople nanizane na ni膰. Spokojnie zaj臋li swoje miejsca. Obs艂uga zbli偶y艂a si臋, jakby mia艂a to w wytycznych, podano pani zamku kielich.
- Pragn臋, z op贸藕nieniem, niestety, powita膰 was w miejscu, kt贸re od wiek贸w znajduje si臋 w r臋kach mojej rodziny - rzek艂a. - Tak si臋 dzi艣 z艂o偶y艂o, 偶e obchodzimy uroczysto艣膰 za艣lubin dwojga ludzi, z kt贸rych jedno jest przyjacielem mojego syna. Tak wi臋c i ja witam ich jako przyjaci贸艂ka, szcz臋艣liwa, 偶e mog臋 by膰 艣wiadkiem ich szcz臋艣cia. Konwenans nakazuje, bym wznios艂a toast za ich zdrowie, lecz musz臋 z艂ama膰 zwyczaje - podnios艂a si臋, wznosz膮c kielich. Pe艂en by艂 czerwonej cieczy, w膮tpi艂em, by by艂o to wino. - Pragn臋 i powinnam wypi膰 za tych, kt贸rzy powinni znajdowa膰 sie teraz w naszym gronie, lecz nigdy ju偶 ich nie spotkamy.
Powiedziawszy to, przechyli艂a kielich, wylewaj膮c kilka kropel na pod艂og臋. Toast za zmar艂ych.
M贸j wzrok pobieg艂 w stron臋 m艂odej pary. Oboje patrzyli na Sophi臋 z wdzi臋czno艣ci膮, ale i ze smutkiem - czeg贸偶 innego m贸g艂bym oczekiwa膰? Twilght mia艂a w oczach 艂zy. W milczeniu wsta艂a i unios艂a w艂asny kieliszek, upi艂a 艂yk. Za ni膮 pod膮偶y艂 Daniel, za nim - pozostali.
Ilu z nich wiedzia艂o?
Poczu艂em b贸l. Nie m贸j. Akrites wiedzia艂, jak to jest - utraci膰 kogo艣 na wieczno艣膰. Akrites rozumia艂.

***

Nie siedzieli艣my oczywi艣cie ca艂y czas przy stole - wesela nie polegaj膮 na tym. Pr臋dko zacz臋艂y si臋 ta艅ce - z pierwszym, wyciskaj膮cym w艂a艣ciwie 艂zy, kiedy puszczono "It can't rain all the time" - jakby na podsumowanie historii m艂odej pary? - i kolejnymi, bardziej 偶ywio艂owymi. To by艂 m贸j 偶ywio艂, wi臋c zacz膮艂em obskakiwa膰 wszystkie panny i panie, od najstarszej danielowej ciotki, po wszystkie 艣liczne, czaruj膮ce dziewcz臋ta, kt贸rych te偶 na imprezie nie brakowa艂o.
W ko艅cu uzna艂em, 偶e trzeba zapozna膰 si臋 bli偶ej z paniami, kt贸re siedzia艂y ze mn膮 przy stole.
Wypatrzy艂em Nadine Ayao, ruszy艂em w jej kierunku, u艣miechaj膮c si臋 szeroko. Raz si臋 偶yje, kimkolwiek jest ta tajemnicza ciemnosk贸ra dama, trzymaj膮ca si臋 raczej na uboczu, zauwa偶y艂em, 偶e nie odmawia ta艅c贸w, wi臋c postanowi艂em j膮 poprosi膰.
Zbli偶y艂em si臋, u艣miechni臋ty, wyluzowany. Uj膮艂em ciemn膮 d艂o艅 - kobieta niemal cofn臋艂a si臋, podobnie, jak wcze艣niej Dorianne, jak Alex, wida膰 wi臋kszo艣膰 magi艅 nie by艂a przyzwyczajona do kurtuazji.
- Mo偶na prosi膰?
Nadine Ayao wygl膮da艂a na sko艂owan膮. Tym bardziej prowokowa艂a mnie, bym by艂 d偶entelmenem. Uca艂owa艂em jej d艂o艅.
I poczu艂em, 偶e kto艣 gapi si臋 na mnie z niech臋ci膮.
Unios艂em wzrok. Rudy. No tak, jasne, rudy. Pono膰 rude s膮 wredne i fa艂szywe. Wida膰 rudzi te偶.
Powiedzia艂bym, 偶e broni jej honoru i nie dopuszcza nikogo, ale par臋 rzeczy mi si臋 nie zgadza艂o. Po pierwsze, widzia艂em, jak paru facet贸w ta艅czy艂o z pann膮 Ayao. Po drugie, on nie warcza艂 na 偶adnego. Po trzecie, mia艂em wra偶enie, 偶e nie chodzi o moje zachowanie, ale o mnie, po prostu o mnie.
Je艣li istnieje mi艂o艣膰 od pierwszego wejrzenia, musi te偶 istnie膰 nienawi艣膰 od pierwszego wejrzenia.
- Co艣 ci si臋 nie podoba? - warkn膮艂em.
Rudy zbli偶y艂 si臋.
- A tobie?
Nie ka偶cie mi si臋 t艂umaczy膰 - mia艂em ochot臋 da膰 mu w mord臋.
On chyba te偶.
Nie wiem, kompletnie nie wiem, jak to si臋 sta艂o - trzyma艂em go za koszul臋. By艂 ode mnie nieco ni偶szy, w臋偶szy w ramionach, s艂abszy. Bez problemu m贸g艂bym cisn膮膰 nim o 艣cian臋. Czu艂em spojrzenia skupione na nas obu.
Jaka艣 cz臋艣膰 mnie chcia艂a przesta膰. Inna - st艂uc rudego na kwa艣ne jab艂ko.
Akrites by艂 gdzie艣 na pograniczu tych cz臋艣ci. Na Boga, byli艣my bardzo zgodni w naszej instynktownej niech臋ci do faceta.
Rudy wymierzy艂 mi kopniaka w nog臋. Mo偶e by艂 s艂aby, ale zwinny. Zabola艂o.
Zacisn膮艂em pi臋艣ci mocniej, ju偶, ju偶 chcia艂am facetem rzuci膰...
...Bogu dzi臋ki za kilka par ramion, wczepiaj膮cych si臋 w nas obu, za dono艣ny g艂os Mariusa Schwarzmanna, miotaj膮cy blu藕nierstwa na nasze g艂owy. To nas otrze藕wi艂o.
Stali艣my naprzeciw siebie, w k贸艂eczku obserwator贸w, kt贸rym bynajmniej nie zale偶a艂o na obserwowaniu b贸jki, lecz na zapobie偶eniu jej.
- Jak si臋 wam kurwa impreza nie podoba, to wypierdala膰! - grzmia艂 Niemiec. - By艂o kurwa powiedziane, 偶adnych pierdolonych awantur! 呕eby mag z magiem... Ja pierdol臋, kurwa! Jak was jeszcze raz, chuje jebane, zobacz臋 obok siebie, to nogi z dupy powyrywam, zobaczycie, kurwa ma膰!
- No, Szymon, chod藕 - poczu艂em na ramieniu d艂o艅 Micha艂a Forgota. Mistrz mojego mistrza odci膮ga艂 mnie na bok. - We藕 si臋 napij, dobrze ci zrobi... Zaczerpnij powietrza... no - Wcisn膮艂 mi w d艂o艅 kieliszek i podprowadzi艂 pod okno. - Przypilnuj go, Yoshi, co?
M贸wi艂 to do tego samego m艂odziutkiego Japo艅czyka, kt贸ry nie umkn膮艂 mojej uwagi wcze艣niej.
- Oczywi艣cie - ch艂opak odpowiedzia艂, ku memu zdumieniu, po Polsku. - Hej. Jestem Yoshi.
- Szymon.
艢cisn膮艂 moj膮 d艂o艅. Mia艂 zaskakuj膮co silne palce.
Kaszln膮艂em nerwowo.
- Nie mam zielonego poj臋cia, szczerze m贸wi膮c. Nienawi艣膰 od pierwszego wejrzenia.
- Z艂a karma z poprzedniego 偶ycia?
- Moje poprzednie 偶ycie nie chce mi si臋 przyzna膰... a zreszt膮, nie powinienem raczej nienawidzi膰 ciebie...?
- Durne przes膮dy.
- No - kiwn膮艂em g艂ow膮. - Wiesz co, chod藕 zata艅czy膰.
Popatrzy艂 na mnie zdziwiony. A ja skorzysta艂em z okazji, 偶eby chwyci膰 go za r臋k臋 i poci膮gn膮膰 na parkiet.
By艂... 艂adny. Do艣膰 wysoki, jak na Japo艅czyka, z du偶ymi oczyma i d艂ugim nosem, zdradzaj膮cymi domieszk臋 europejskiej krwi. To pewnie dlatego m贸wi艂 po polsku. Po艂贸wka. 艢liczna po艂贸wka. Czarne jak krucze skrzyd艂a w艂osy opada艂y po obu stronach delikatnej twarzy, dopasowana koszula sugerowa艂a zgrabne, muskularne cia艂o. Po艂o偶y艂em mu d艂o艅 na plecach. Zarumieni艂 si臋.
Cholera, cholera, cholera, czy ja ju偶 wspomina艂em, jak strasznie na mnie dzia艂a, kiedy si臋 facet lub laska czerwieni?
- Mo偶e nie...
- Jeste艣 nudny.
- Nie umiem ta艅czy膰.
- Och, naucz臋 ci臋. Czy potrzebujesz wi臋cej wypi膰? Wino maj膮 nieziemskie, Daniel si臋 jak cholera na nim zna.
- Mog臋 - Yoshi skin膮艂 g艂ow膮 - i艣膰 si臋 napi膰, ale upi膰 si臋 nie dam.
No i zawr贸cili艣my do sto艂u, zwin臋li艣my po kieliszku i przysiedli艣my na 艂awie podokiennej. Z zewn膮trz wia艂o przyjemnym, nocnym ch艂odem.
Dostrzeg艂em bia艂膮 sylwetk臋, prze艣lizguj膮c膮 si臋 jak duch po dziedzi艅cu. Jej towarzysza trudniej by艂o dostrzec, ale wiedzia艂em, 偶e te偶 tam jest.
- No i popatrz, twoi znajomi - wskaza艂em scen臋 palcem.
Yoshi pochyli艂 si臋, wypatruj膮c z uwag膮.
- Nadal nic - rzek艂, z wyra藕nym zawodem.
- O?
- To jest jak... Kr膮偶膮 wok贸艂 siebie. Nic, tylko kr膮偶膮.
Upi艂em wina i zamieni艂em si臋 w s艂uch. Ale Yoshi nie zdradzi艂 wiele wi臋cej.
- M贸j mistrz - powiedzia艂 tylko. - Onimura Shinsuke. Raven jest jego najlepszym przyjacielem.
Acha, ciekawym najlepszym przyjacielem - us艂ysza艂em komentarz w g艂owie. - Spali ze sob膮. Ciekawy uk艂ad, jak na Eutanatosa i Akashika.
A Ryan i Fei?
Ja zna艂em tylko Harouna i Bryz臋. Dystans a偶 do ko艅ca.
Mo偶e tu jest podobnie?
Akurat. To co艣 wi臋cej.
- Jeste艣 Akashikiem? - spyta艂em - No to w艂a艣nie 艂amiesz konwenans, pij膮c z Eutanatosem.
- Na weselu Eutanatosa - Yoshi u艣miechn膮艂 si臋 艣licznie - za 艂amanie konwenans贸w wi臋c.
Stukn臋li艣my si臋 kieliszkami.
Panowie na dziedzi艅cu znikn臋li gdzie艣.
- Wi臋c, sk膮d znasz Daniela?
- Jestem jego uczniem.
- No prosz臋 - za艣mia艂 si臋 - wymagaj膮cy jest, nie?
- Uczy艂 ci臋 czego艣?
- Mia艂em z nim zaj臋cia w prosektorium. Po艂owa roku uciek艂a wymiotowa膰, a ja nic. Przy Shinie - pokr臋ci艂 g艂ow膮 - uczysz si臋 rozumie膰 艣mier膰. Wi臋c stoj臋 tam, ani troch臋 nie zzielenia艂y i przygl膮dam si臋 uwa偶nie, jak profesor 艢wi臋toja艅ski, postrach uczelni, wyjmuje w膮trob臋 alkoholika. I nagle patrzy na mnie zza tej w膮troby, jakby chcia艂 mnie dodatkowo wystraszy膰 spojrzeniem, a wierz mi, by艂 wtedy naprawd臋 okropnym ponurakiem... A ja ani drgn臋. Wtedy si臋 zorientowali艣my.
- O cholera, mag, o cholera, Eutanatos.
- Tylko to pierwsze. Ravena zna艂em. No i Shina.
- Czyli studiujesz w Polsce, pewnie w po艂owie jeste艣 Polakiem. Genialnie - wyszczerzy艂em si臋 do niego - to ja musz臋 mie膰 kontakt do ciebie, wyskoczymy czasem na jak膮艣 imprez臋. Wiem, 偶e medycyna to wymagaj膮ca dyscyplina, ale, tak po ekstatycku, czas si臋 zawsze znajdzie.
- Widz臋 偶e og贸lnie rozrywkowy jeste艣...
- Mam - rzek艂em dopijaj膮c wino - cholernie du偶o z Ekstatyka. Mo偶esz zacz膮膰 si臋 ba膰.
Zacz膮艂 si臋 艣mia膰. Jego 艣miech mia艂 dziwn膮 w艂a艣ciwo艣膰, by艂 jak melodia - pi臋kna ale i niezmiernie spokojna. M贸g艂bym w nim uton膮膰.
Ale oto orkiestra zacz臋艂a gra膰 znowu, a ja stwierdzi艂em, 偶e z ch艂opakiem zapoznam si臋 lepiej kiedy indziej - przy piwie na przyk艂ad - a teraz trzeba si臋 ruszy膰 i zata艅czy膰 z kim艣... A 偶e pani tego miejsca siedzia艂a obserwuj膮c tylko, pod膮偶y艂em do niej i uk艂oni艂em si臋 g艂臋boko.
- Lady Drugeth. Zata艅czy pani?
U艣miechn臋艂a si臋, z zamkni臋tymi wargami.
- Z przyjemno艣ci膮.
Poda艂a mi d艂o艅. Poprowadzi艂em j膮 na parkiet. Gdybym by艂 nieco bardziej trze藕wy, czu艂bym si臋 藕le, bo mia艂em 艣wiadomo艣膰, 偶e ona umie ta艅czy膰 o wiele lepiej, ni偶 ja b臋d臋 umia艂 kiedykolwiek. Ale wystarczy艂o podda膰 si臋 muzyce i jej krokom - i ju偶 wirowali艣my po艣rodku sali, jej blada d艂o艅 w mojej r臋ce, jej suknia, czerwona jak krew, wiruj膮ca dooko艂a jej kostek.
Moja d艂o艅 na jej drobnej talii, palce wyczuwaj膮 ch艂贸d cia艂a przez ch艂贸d tkaniny. Jakie by艂yby jej plecy w dotyku, bez oddzielaj膮cego mnie od nich ubrania? Ona u艣miecha si臋, rozchylaj膮c wargi. Jej z臋by przypominaj膮 mi per艂y - malutkie, drobne. Nawet k艂y ma filigranowe, ostre jak szpilki, ale drobniutkie. Jej oczy l艣ni膮 biel膮, niesamowite oczy. Nie b艂yszcza艂y a偶 tak przed laty, gdy spotka艂 j膮 Akrites - ta my艣l pojawia si臋 nagle w mojej g艂owie.
I ta艅czymy - krok za krokiem. 艢ciskam jej palce i zaczynam j膮 prowadzi膰, odkrywaj膮c w sobie umiej臋tno艣膰 ta艅ca, kt贸rej si臋 nie spodziewa艂em. Coraz pewniej wiod臋 j膮 po parkiecie, okr臋caj膮c wok贸艂 siebie w ta艅cu, a ona wiruje, wiruje jej sp贸dnica, wiruj膮 jej w艂osy, i ca艂y 艣wiat wiruje wok贸艂 nas.
Widz臋 w blasku 艣wiec iskrz膮ce si臋 drobiny 艣niegu, widz臋, jak wirujemy w komnacie zniszczonego zamku, ca艂ej zasypanej 艣niegiem, 艣nieg spada nam na g艂owy, my za艣 ta艅czymy bez opami臋tania, ona i ja, jej blada d艂o艅 w mojej - z艂otej.
Odetchn膮艂em z ulg膮, gdy muzyka umilk艂a, gdy uk艂oni艂em si臋 pani zamku i odsun膮艂em si臋 ostro偶nie.
Co ja w艂a艣ciwie widzia艂em? Czy widzia艂em naprawd臋, czy tylko mi si臋 wydawa艂o?
Poczu艂em czyj艣 wzrok na karku. Obr贸ci艂em si臋.
Przy otwartym oknie sta艂 m臋偶czyzna, kt贸ry zdawa艂 si臋 nie pasowa膰 do ca艂o艣ci... kto bowiem przychodzi na imprez臋 w 艂achmanach - tak, dos艂ownie 艂achmanach, poszarpanych spodniach i p艂aszczu z oberwanym r臋kawem, w brudnym banda偶u owijaj膮cym po艂ow臋 twarzy, zas艂aniaj膮cym jedno z oczu. Nier贸wno obci臋te w艂osy wymyka艂y si臋 spod banda偶a, za艣 drugie oko spogl膮da艂o na mnie przeszywaj膮co.
Nie widzia艂em tego osobnika wcze艣niej. Musia艂 zjawi膰 si臋 niedawno. Opiera艂 si臋 teraz 艂okciem o parapet, zerkaj膮c to na mnie, to na m臋偶czyzn臋 stoj膮cego przy nim - przystojnego blondyna, w kt贸rym rozpozna艂em jednego z cz艂onk贸w danielowej Kaba艂y, Marka Sokolskiego. Jednooki wyci膮gn膮艂 d艂o艅, przywo艂uj膮c mnie do siebie.
Podszed艂em. Co mia艂em zrobi膰? Ciekawo艣膰 z偶era艂a, a poza tym, przed chwil膮 widzia艂em m贸j 艣nieg, i kij z tym, 偶e ju偶 wiedzia艂em, co on oznacza, Sokolski pewnie nie mia艂 zielonego poj臋cia, sk膮d te wizje, najpierw pojawiaj膮ce si臋, a potem znikaj膮ce, nie mia艂 poj臋cia, 偶e wszystko to by艂o wymierzone we mnie, a posz艂o w niego, pewnie dlatego, 偶e podobno mia艂 ten dar...
- To on, widzisz, Marku? - Jednooki u艣miecha艂 si臋 szczerz膮c wampirze k艂y. Ekstatyk gapi艂 si臋 na niego zafascynowany, pewnie nie mia艂 dot膮d du偶o do czynienia z Kainitami. - To on, to przez niego... dwoje w jednym... przedstaw si臋, cz艂owieku ze 艣niegiem?
Co艣 we mnie - nie we mnie, w Akritesie - zadr偶a艂o. "Dwoje w jednym..." Wampir poruszy艂 przykre strun臋.
- Szymon Kubiak, ale my si臋 ju偶 znamy - u艣miechn膮艂em si臋 do Sokolskiego.
- Nie, nie ty - Wampir potrz膮sn膮艂 owini臋t膮 banda偶em 艂epetyn膮. - Ten drugi.
Teraz dopiero zauwa偶y艂em, 偶e trzyma w d艂oni tali臋 poplamionych i pogi臋tych kart. Tasowa艂 je szybko, lecz jakby od niechcenia. Mo偶e jego d艂oniom po prostu wesz艂o to w nawyk.
I tym razem odezwa艂 si臋 Sokolski, zwalniaj膮c mojego ducha z obowi膮zku przedstawienia si臋.
- Akrites Solonikas.
- Tak - odpowiedzia艂o moje drugie ja.
- Widzia艂em twoj膮 wiadomo艣膰.
- Nie by艂a przeznaczona dla ciebie, jak widzisz... by艂y w niej luki. Wybacz.
Ekstatyk odchrz膮kn膮艂.
- No c贸偶...
- On ma dar - Wampir wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i przycisn膮艂 tali臋 kart do naszej piersi. - Ty widzia艂e艣 przysz艂o艣膰, on widzi przesz艂o艣膰. Ty zap艂aci艂e艣 za to, on zap艂aci, dar zawsze ma swoj膮 cen臋. My wszyscy tutaj... p艂acimy cen臋... Chod藕 - po艂o偶y艂 woln膮 d艂o艅 na ramieniu Sokolskiego. - poka偶.
I nagle zn贸w stali艣my w ruinach zamku... nie, nie w ruinach - po艣r贸d po偶aru. By艂a zima, pada艂 艣nieg, ale nie by艂 w stanie ugasi膰 p艂omieni trawi膮cych mury i sprz臋ty wok贸艂 nas.
Spojrzeli艣my przez okno. W dole, na dziedzi艅cu nieznany nam m臋偶czyzna broni艂 si臋 przed olbrzymi膮, pokraczn膮 besti膮. Stw贸r mia艂 b艂oniaste skrzyd艂a u ramion, nienaturalnie d艂ugie r臋ce zako艅czone olbrzymimi szponiastymi d艂o艅mi i paszcz臋k臋 wype艂nion膮 ostrymi jak no偶e z臋biskami. Nie by艂 pi臋kny, nie z szar膮 sk贸ra i mas膮 wyrostk贸w kostnych, nie ze zdeformowanym, nieproporcjonalnym cia艂em.
M臋偶czyzna, ku naszemu zaskoczeniu, tak偶e mia艂 szpony na d艂oniach, i to nimi pr贸bowa艂 odpiera膰 ciosy, lecz daremnie - bestia powali艂a go na ziemi臋 i wbi艂a pazury w jego cia艂o, rozrywaj膮c...
...i zmieniaj膮c go w chmur臋 prochu, kt贸ry zawirowa艂 w powietrzu, nim osiad艂 na 艣nie偶nej po艂aci.
Cofn臋li艣my si臋 od okna.
Jednooki wampir u艣miecha艂 si臋 do nas szeroko.
- Wszyscy p艂acimy.
- Tak. Jasne.
Oddalili艣my si臋 ostro偶nie. Do diab艂a, to mia艂a by膰 przyjemna impreza, wesele, tak? Wesele Daniela. Mia艂em si臋 doskonale bawi膰, wypi膰 troch臋, poderwa膰 kogo艣, obta艅czy膰 kogo si臋 da... Ale atmosfera robi艂a si臋 coraz bardziej groteskowa - i niestety, to nie by艂 jeszcze koniec...
Postanowi艂em zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza i ruszy艂em na przechadzk臋 po murach. Noc by艂a ch艂odna, zna膰 by艂o g贸rskie powietrze. W dole widzia艂em dziedziniec, ozdobiony kwiatami i proporcami, o艣wietlony pochodniami. Cz臋艣膰 imprezy przenios艂a si臋 tutaj, przy grillu siedzia艂a spora gromadka, dyskutuj膮c zapami臋tale, jaka艣 para tuli艂a si臋 do siebie w p贸艂cieniu, skryta pod arkadami. Opar艂em si臋 o drewnian膮 balustrad臋 i zacz膮艂em przygl膮da膰 si臋 im z zainteresowaniem. Wydawali mi si臋 r贸wnie odleg艂y, jak m臋偶czyzna zabity tu przed stuleciami.
I nagle us艂ysza艂em - szelest sukni i ciche st膮pni臋cia drobnych st贸p. Sophia wy艂oni艂a si臋 ku mnie z mroku - nieziemska w postawie, chodzie, blado艣ci sk贸ry. Sta艂em na blankach zamku, sam na sam z wampirzyc膮.
- Szymonie.
Poczu艂em, jak jej ma艂a, zimna i twarda d艂o艅 przykrywa moj膮. Lady Sophia unosi艂a twarz, patrz膮c mi prosto w oczy. Spojrzenie mia艂a nieodgadnione, ciemne i bezdenne jak ocean.
Drug膮 r臋k臋 po艂o偶y艂a na moim brzuchu. Zadr偶a艂em.
I nagle czu艂em ostre, twarde paznokcie... nie, szpony, ko艣ciane, zab贸jcze szpony, przez koszul臋 wbijaj膮ce si臋 w cia艂o. Identyczne, jak u m臋偶czyzny w wizji. Sykn膮艂em z b贸lu - albo ze strachu przed b贸lem.
- Akrites - wysycza艂a, mru偶膮c oczy do w膮ziutkich szparek, jarz膮cych si臋 w mroku niebezpieczn膮 biel膮.
Jezu.
Kurwama膰, czemu艣 mi nie powiedzia艂, 偶e艣 jej podpad艂? Czemu艣 mi nie powiedzia艂, 偶e b臋dzie chcia艂a mnie zabi膰 - zamiast ciebie?
Nie wiem - wydawa艂 si臋 by膰 r贸wnie zaskoczony, jak ja.
- Pani, prawa go艣cinno艣ci... - j臋kn膮艂em.
- Gdyby nie one, mia艂by艣 moje szpony w bebechach. Chc臋 rozmawia膰 z Akritesem.
- Tak, pani - kiwn膮艂em g艂ow膮, nie maj膮c wielkiego wyboru.
O kurwa, o kurwa, o kurwa. Czy to nie szczyt koszmarnych zbieg贸w okoliczno艣ci - zosta膰 wypatroszonym przez gospodyni臋 na weselu kochanka jej syna z kochank膮 jej przyjaciela... Z powodu tego, 偶e kiedy艣 co艣 zrobi艂o jej twoje poprzednie wcielenie...
- Sophio, prosz臋, zostaw go. Nie wiem, po co si臋 unosisz takim gniewem, a kierowanie go na niewinn膮 osob臋 jest zaiste niewskazane...
- Podaj mi jeden pow贸d, n臋dzny robaku - wycedzi艂a, napieraj膮c na m贸j brzuch mocniej - Jeden pow贸d, dla kt贸rego nie powinnam zabi膰 go, zaka艅czaj膮c jego cierpienia i twoje 偶a艂osne gierki.
Masz jaja, Sophio. To trzeba ci przyzna膰.
- Podaj cho膰 jeden pow贸d, dla kt贸rego ten ch艂opak zas艂uguje na 艣mier膰.
- To co martwe powinno pozosta膰 martwe, Akritesie.
- M贸w za siebie, Sophio. Nie pojmuj臋 twojej w艣ciek艂o艣ci. Co ci zrobi艂em?
- Nie powiedzia艂e艣 mi.
- Sophio, winisz mnie za rzeczy, kt贸re nie s膮 moj膮 win膮.
- Marius... Aleksiej... Sariel...
- Chcesz, 偶ebym si臋 licytowa艂, Sophio? 呕ebym zacz膮艂 wylicza膰 ludzi, kt贸rych JA utraci艂em? Czy s膮dzisz, 偶e gdybym m贸g艂 zapobiec twoim stratom, nie zapobieg艂bym te偶 i w艂asnym?
Stali艣my naprzeciw siebie, patrz膮c sobie w oczy. Sze艣膰set lat przyt艂acza艂o mnie - sze艣膰set lat zmian, ci臋偶ar historii na barkach tej drobnej kobiety... i na moich w艂asnych. B贸l Akritesa, motywuj膮cy go do dzia艂ania nawet po 艣mierci, b贸l Sophi towarzysz膮cy jej w nie偶yciu. I ja, uwi臋ziony pomi臋dzy nimi, ze szponami kt贸re chyba rozda艂y mi koszul臋.
- Nie chc臋 - ucisk zel偶a艂. - Wybacz.
- Wsp贸艂czuj臋 ci, Sophio. Widzia艂em tw贸j toast. To by艂 pi臋kny gest. Zazdroszcz臋 ci, 偶e mog艂a艣 go wykona膰. Ja nigdy nie mog艂em. Nikt nigdy nie wypi艂 za pami臋膰 Heylela Teomima.
- Kiedy艣, Akritesie, kiedy艣 kto艣 wypije.
- Teraz ty mi przepowiadasz przysz艂o艣膰?
- Tak - kiwn臋艂a g艂ow膮. - Mam do tego prawo, czy偶 nie?

***

By艂em sko艂owany. Zdecydowanie za du偶o mocnych wra偶e艅 jak na jedno wesele. Ca艂a gromada orygina艂贸w, z kt贸rych nie zd膮偶y艂em pozna膰 nawet po艂owy, bo jak mo偶na dobrze pozna膰 kogo艣, z kim zamieni si臋 par臋 s艂贸w zaledwie. Oczywi艣cie, prawie wywo艂a艂em b贸jk臋. Nie wiem, jakim cudem, ale fakt faktem. Potem um贸wi艂em si臋 na piwo z 艂adnym Azjat膮. Potem ta艅czy艂em z gospodyni膮. Potem mia艂em, za spraw膮 szalonego wampira, wizj臋. Potem gospodyni prawie wbi艂a mi szpony w 偶o艂膮dek. W mi臋dzyczasie obta艅czy艂em niemal wszystkie panie i paru pan贸w, posiedzia艂em przy grillu z Micha艂em Forgotem i Mariusem Schwarzmannem (nauczy艂em si臋 kilku niemieckich przekle艅stw), pozna艂em stadko danielowych ciotek, za choler臋 nie mog膮cych sobie przypomnie膰, czemu wydaje im si臋, 偶e 艢wi臋toja艅scy mieli c贸rk臋, poca艂owa艂em nami臋tnie tak pann臋 m艂od膮, jak i pana m艂odego... jak na nie m贸j 艣lub - porz膮dna dawka wra偶e艅.
Jednak ludzie rozchodzili si臋 poma艂u - m艂oda para znikn臋艂a skonsumowa膰 sw贸j legalny ju偶 zwi膮zek, inni te偶 albo ulotnili si臋 z zamku, albo szukali sobie cichego k膮cika.
Teraz - pomy艣la艂em - mam do wyboru i艣膰 spa膰 albo pr贸bowa膰 zapolowa膰 na jakiego艣 atrakcyjnego przedstawiciela rodzaju ludzkiego. Dorianne by艂a niedost臋pna, zaj臋ta swoim towarzyszem... porozmawianie z nim nie by艂oby g艂upie, swoj膮 drog膮, ale oboje ju偶 wyparowali... 艢liczna Nadine Ayao? Ha, akurat. Ta艅czy膰 z ni膮 nie mog艂em nawet, o co chodzi艂o temu rudemu? Nie zna艂em go ani troch臋... A mo偶e Yoshi? By艂, b膮d藕 co b膮d藕, zachwycaj膮cy...
No c贸偶, zobacz臋, na kogo trafi臋.
Zacz膮艂em b艂膮ka膰 si臋 bez celu po zamku - mury pogr膮偶one w mroku, korytarze... w oran偶erii dwie pary zaszy艂y si臋 pomi臋dzy ro艣linno艣ci膮, nawet nie sprawdza艂em, kto... Zab艂膮dzi艂em w ko艅cu i dotar艂em do ci臋偶kich drzwi o zdobionej klamce. Nacisn膮艂em j膮, zak艂adaj膮c, 偶e je艣li drzwi prowadz膮 do prywatnych cz臋艣ci zamku, b臋d膮 zamkni臋te.
Po drugiej stronie ujrza艂em gabinet urz膮dzony w 艣redniowiecznym stylu. W naro偶nym kominku p艂on膮艂 ogie艅 - jedyne 藕r贸d艂o 艣wiat艂a. Na wielkim stole sta艂a para kielich贸w i szachownica, kt贸rej bia艂e pola i figury wykonane by艂y z ko艣ci. W fotelu dostrzeg艂em drobn膮 kobiec膮 sylwetk臋 odzian膮 w czerwie艅. Jej oczy, wpatruj膮ce si臋 we mnie, nie porusza艂y si臋 i l艣ni艂y bia艂ym 艣wiat艂em.
Zacz膮艂em wycofywa膰 si臋 poma艂u.
- Zosta艅 - us艂ysza艂em.
Potrz膮sn膮艂em g艂ow膮.
- Wybacz, pani, ale lubi臋 moje wn臋trzno艣ci mie膰 w brzuchu.
- Zosta艅 - powt贸rzy艂a, wstaj膮c. Jej suknia zaszele艣ci艂a, gdy Sophia zbli偶a艂a si臋 do mnie.
Pi臋knie. Wpad艂em jak 艣liwka w kompot.
- Pani, nie mam ochoty...
- Zosta艅 - powt贸rzy艂a zn贸w, staj膮c przede mn膮.
Zacz臋艂a bawi膰 si臋 najwy偶ej po艂o偶onym guzikiem mojej koszuli. Prze艂kn膮艂em 艣lin臋. By艂a... uwodzicielska.
"Kiedy艣 da艂am chwil臋 zapomnienia pewnemu m艂odemu wizjonerowi" - zad藕wi臋cza艂y mi w uszach s艂owa, kt贸re wypowiedzia艂a przy naszym pierwszym spotkaniu.
Wi臋c ona i Akrites byli kiedy艣 kochankami?
- Wybacz mi - m贸wi艂a, patrz膮c mi w oczy. Mia艂a niesamowite spojrzenie. - Nie chcia艂am ci臋 zabi膰, ale ten 艂ajdak, kt贸ry siedzi w twojej g艂owie...
- Ja sobie z nim radz臋.
- Tak. Ale inni mog膮 nie.
- Nienawidzisz go?
- Nie wiem - pokr臋ci艂a g艂ow膮 - Chyba si臋 go boj臋... Ale... c贸偶, nie by艂 mi oboj臋tny.
- D艂ugo si臋 znali艣cie?
- Nie. Tyle, ile mog膮 si臋 zna膰 mag i wampirzyca, kt贸rzy spotkaj膮 si臋 w bizanty艅skim burdelu - za艣mia艂a si臋.
- Ach.
- Co to za mina?
U艣miecha艂a si臋 teraz - delikatna, ciep艂a, czy to by艂a jej maska, czy mask臋 nosi艂a, b臋d膮c wynios艂膮 arystokratk膮? A mo偶e obie te jej twarze by艂y r贸wnie prawdziwe?
- Zastanawia艂em si臋 przez chwil臋, czy byli艣cie kochankami, ale znaj膮c jego i znaj膮c ciebie, widz臋, 偶e tak.
- Czy偶by艣 zazdro艣ci艂? - spyta艂a, przesuwaj膮c d艂oni膮 po mojej szyi. Wiedzia艂em ju偶, 偶e jej palce s膮 g艂adkie i zimne, ale czuj膮c je w takim miejscu - nie mog艂em nie zadr偶e膰. Przyjemno艣膰 - i groza. Kobieta, kt贸ra grozi艂a mi, 偶e mnie zabije, teraz uwodzi艂a mnie.
- Mam by膰 zazdrosny?
- Nie.
Nachyli艂em si臋. Dziwnie si臋 j膮 ca艂owa艂o - nie jak cz艂owieka, nie z tymi zimnymi wargami, kt贸rym brakowa艂o mi臋kko艣ci 偶ywych ust, lecz kt贸re by艂y delikatne, g艂adkie, i, cho膰 twarde, nie przypomina艂y marmuru. Raczej jak co艣 po艣redniego pomi臋dzy 偶ywym cia艂em, a kamieniem.
Jak mam opisa膰, jak to by艂o - kocha膰 si臋 z wampirzyc膮? Przypomina艂o to wszystkie fantazje o seksie z nieumar艂膮 kobiet膮, lecz r贸wnocze艣nie... Pozwala艂a si臋 dotyka膰, przesuwa膰 d艂onie po zimnym ciele i znajdywa艂a przyjemno艣膰 w moim dotyku, ciep艂ym i 偶ywym. Ca艂owa艂a moj膮 szyj臋, nadgarstki, zgi臋cia 艂okci i pachwiny, m贸j cz艂onek i to, jak ogarnia艂o mnie podniecenie wydawa艂o si臋 fascynowa膰 j膮 w szczeg贸lny spos贸b. Krew, to jak przep艂ywa, to, jak przy艣piesza sw贸j bieg... Ca艂y proces narastania ekscytacji. Orgazm, podczas kt贸rego wpi艂a si臋 w moj膮 szyj臋, zadaj膮c mi b贸l, a potem rozkosz tak niewiarygodn膮, 偶e trudno by艂o wyobrazi膰 sobie co艣 podobnego. Przez moment dotkn膮艂em istoty jej nie偶ycia, przez moment oboje trwali艣my zawieszeni pomi臋dzy moim stanem i jej stanem. A potem, kiedy moja ekscytacja opada艂a stopniowo, Sophia trwa艂a przytulona do mnie, z g艂ow膮 na mojej piersi, nas艂uchuj膮c bicia mojego serca. Jej cia艂o ociepli艂o si臋 i zmi臋k艂o, rozgrzane moj膮 krwi膮, na policzkach wykwit艂y rumie艅ce i tylko oczy ma艂ej wampirzycy nadal l艣ni艂y nieziemsk膮 biel膮.
Obudzi艂em si臋 rano, zatopiony w wielkim fotelu, w kt贸rym kocha艂em si臋 z Sophi膮 tej nocy. Nagi i nieco zzi臋bni臋ty, bo ogie艅 w zd膮偶y艂 ju偶 dogasn膮膰. Znad kominka patrzy艂 na mnie portret m臋偶czyzny, niewiarygodnie podobnego do syna pani zamku - te same pi臋kne, lekko orientalne rysy, spiczasto zako艅czone uszy, faliste czarne w艂osy. Tylko ubranie inne - czarny kaftan i purpurowa koszula mia艂y wyra藕nie 艣redniowieczny kr贸j. Na palcu m臋偶czyzny l艣ni艂 z艂oty sygnet z rubinem. Podszed艂szy bli偶ej dostrzeg艂em, 偶e namalowany jest tak precyzyjnie, i偶 widz臋 wyra藕nie wyryty w kamieniu herb - oplecionego dooko艂a omegi smoka.
Krewny Tivadara? Krewny Sophii? Krewny ich obojga? Wampir, jak wnioskowa艂em z blado艣ci sk贸ry. Moja znikoma, bo nie jestem historykiem sztuki, wiedza podpowiada艂a mi, 偶e obraz mia艂 z pi臋膰set lat co najmniej, wykonano go jednak z wielkim kunsztem. No i niesamowicie fascynowa艂 mnie ten dziwny herb. Omega by艂a symbolem Chakravanti, prawda?
Marius - us艂ysza艂em g艂os w mojej g艂owie.
Rzeczywi艣cie, dostrzeg艂em podpis: Marius Drugeth Hommonay
Jej ojciec.
To jego imi臋 wymawia艂a wraz z imieniem Sariela i jeszcze trzecim - Aleksiej. M臋偶czyzna, kt贸rego widzia艂em, jak gin膮艂 tutaj, w tym zamku, wiele setek lat temu. Kto艣, kogo kocha艂a. Kto艣, kogo utraci艂a.
Jak wszyscy dooko艂a mnie, poza mn膮 samym.
Zebra艂em ubrania i wyruszy艂em szuka膰 czego艣 ciep艂ego do picia. W g艂owie mia艂em m臋tlik. Przekl臋ta - dos艂ownie! - niewiasta zdezorientowa艂a mnie. Najpierw chce mnie zabi膰, potem uwodzi mnie. I jeszcze wspomnienie obudzone w mojej g艂owie, ona i ja, nie, nie ja, lecz Akrites - razem na brzegu basenu, ustnik sziszy w jego d艂oni, zapach opium i ja艣minu, kt贸ry chyba towarzyszy艂 mojemu dybukowi od zawsze... Jak pachnia艂a Sophia? Jak kurz, zaschni臋ta krew, orientalne perfumy. Z nut膮 ja艣minu, tak, z nut膮 ja艣minu...
W wielkiej zamkowej kuchni tak偶e powita艂 mnie ja艣min - wsz臋dobylski, prze艣ladowa艂 mnie. Pod filarem sta艂 kuchenny st贸艂, na nim za艣 dymi膮cy czajnik. Ujrza艂em dwie postaci siedz膮ce na 艂awce, z paruj膮cymi kubkami w d艂oniach. Nie mia艂em problem贸w z rozpoznaniem ich i niemal wycofa艂em si臋. Niedoczekanie, 偶ebym w艂azi艂 w czyj膮艣 intymno艣膰, nawet tak dziwn膮 i milcz膮c膮.
Post膮pi艂em krok do ty艂u, opar艂em si臋 o drzwi, te zaskrzypia艂y.
- O, hej - us艂ysza艂em pogodny g艂os.
Cz艂owiek zwany Ravenem patrzy艂 prosto na mnie, u艣miechaj膮c si臋 szeroko.
- Chod藕 - przywo艂a艂 mnie gestem d艂oni.
Zbli偶y艂em si臋, staraj膮c si臋 nabra膰 pewno艣ci. Ten facet promieniowa艂 ciep艂em, ale jego towarzysz - wr臋cz przeciwnie.
Och, raz si臋 偶yje, na Boga, przed chwil膮 spa艂em z wampirzyc膮, czemu mam si臋 ba膰 jednego ska偶onego Akashika? Zw艂aszcza, 偶e wcze艣niej pi艂em z jego uczniem.
- Jestem Szymon Kubiak - przedstawi艂em si臋.
- Raven - m臋偶czyzna poda艂 mi d艂o艅.
- Onimura Shinsuke - przedstawi艂 si臋 drugi, nie wyci膮gaj膮c r臋ki, sk艂aniaj膮c si臋 tylko. Mia艂 niewiarygodnie cichy g艂os.
- Wiem. Znam pa艅skiego ucznia.
- Och - bia艂ow艂osy Japo艅czyk u艣miechn膮艂 si臋 lekko - a jednak umia艂! - To d艂uga znajomo艣膰?
- Nie - pokr臋ci艂em g艂ow膮 - dopiero od dzi艣, ale zamierzam go zdemoralizowa膰 i rozpi膰, jak porz膮dnego studenta mojej Alma Mater. Hmmmm, mog臋 herbaty?
Nie czekaj膮c na odpowied藕, nala艂em jej sobie. Pachnia艂a przekl臋tym ja艣minem, ale cholera, lubi艂em ten zapach, a od ja艣minowej herbaty by艂em w艂a艣ciwie uzale偶niony. Karma z poprzedniego 偶ycia? Za du偶o mieli艣my wsp贸lnych upodoba艅, ja i Akrites.
Usiad艂em sobie wygodnie na brzegu sto艂u i zacz臋li艣my sobie milcze膰 we trzech. Zabawnie to wygl膮da艂o - dw贸ch facet贸w znaj膮cych si臋 nawzajem bardzo dobrze... hmmm dog艂臋bnie... i ja, obcy w tym uk艂adzie.
A potem us艂ysza艂em znajomy g艂os wo艂aj膮cy jednego z nowych znajomych.
- Raveeeeen!
Hjordis, ubrana w ziele艅, 艂adnie zaokr膮glaj膮ca si臋 ju偶 na brzuchu, wparowa艂a do kuchni.
- Oooo, Shin - oznajmi艂a, mierz膮c obu m臋偶czyzn bacznym spojrzeniem, a potem westchn臋艂a, zrezygnowana, zawiedziona (ciekawe, czemu?) i wbi艂a wzrok we mnie. - Oooo, Szymon.
- Oooo, Hjordis - odpar艂em.
- Wy si臋 znacie? - spyta艂a, zbli偶aj膮c si臋.
- Od teraz - powiedzia艂 Raven, u艣miechaj膮c si臋. Ten jego u艣miech topi艂 g贸ry lodowe... poza jedn膮.
- Fajnie. Herbatka, jak mi艂o, daj - Wyci膮gn臋艂a r臋k臋, a gdy Shin chcia艂 poda膰 jej czajnik, cofn臋艂a j膮 - Bez urazy, Shin, ale jestem w ci膮偶y, nie b臋d臋 ryzykowa膰 dotykania ci臋. Sorry, stary. Mog艂e艣 si臋 gdzie艣 tego pozby膰. Mo偶esz przypilnowa膰, 偶eby si臋 pozby艂, Raven... Dzi臋ki za kubek, Raven, jeste艣 kochany... - pochyli艂a si臋 i cmokn臋艂a go w policzek, pog艂adzi艂a z czu艂o艣ci膮 po w艂osach. - Ale ta wampirzyca ma fajn膮 kuchni臋, ciekawe, co tu gotuj膮 normalnie, krwaw膮 kiszk臋 czy co?
- To hotel, Hjordis - zauwa偶y艂 Shinsuke.
- Fakt, hotel. Boska herbata. Ty parzy艂e艣, Shin, co? - nachyli艂a si臋 do bladego Akahsika, szczerz膮c z臋by. - Znasz si臋 na herbacie. Cholera, wampirzyca ma te偶 fajn膮 oran偶eri臋. Byli艣cie? Wiecie, co tam widzia艂am? Techolk臋 skesz膮c膮 si臋 w ro艣linkach, cudownie, nie?
- Techolk臋? - spyta艂em.
- No, t臋 Ayao ca艂膮. Przecie偶 si臋 o ni膮 pobi艂e艣... ranyboskie, to fajna babka, czemu takie trafiaj膮 do Technokracji...? A w艂a艣ciwie, o co ci posz艂o mi臋dzy ni膮 a rudym?
- Nie mam poj臋cia - pokr臋ci艂em g艂ow膮.
Ale szczerze m贸wi膮c, mia艂em niejasne przeczucie, 偶e Yoshi mia艂 racj臋 i 偶e Akrites m贸g艂by wiedzie膰. I 偶e ten cz艂owiek nie by艂 jedynym, z kt贸rego poprzednim wcieleniem 艂膮czy艂a mnie jaka艣 wi臋藕, a kt贸rego spotka艂em na tym weselu. 呕e mi臋dzy zebranymi przewija艂o si臋 kilka os贸b, z kt贸rymi spotka艂em si臋 ju偶 kiedy艣, w naszych poprzednich 偶yciach.
Dybuku, b臋dziesz musia艂 mi opowiedzie膰 - pomy艣la艂em, siedz膮c na wielkim stole w zamkowej kuchni, pij膮c ja艣minow膮 herbat臋 w towarzystwie tego dziwnego tria.
Opowiem ci wszystko, Szymonie. Miej cierpliwo艣膰 - odpowiedzia艂.



Autorka uprzejmie prosi o komentarze, albowiem utwierdzaj膮 j膮 one w przekonaniu, 偶e warto publikowa膰.















Komentarze
Aquarius dnia pa糳ziernika 09 2011 21:20:31
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Cyrograf (Brak e-maila) 10:18 27-02-2010
O bo偶e, 艣wietne!
Cho膰 nie lubi臋 takiego typu narracji, gdzie wypowiada si臋 bohater w pierwszej osobie, to tutaj nie mog艂am si臋 oderwa膰. Mag, wilko艂ak, wampir? Heh, co jeszcze? Zobacz臋, co b臋dzie dalej, ale mam nadziej臋, 偶e nie b臋dzie stereotyp贸w z ko艂kiem i czosnkiem smiley Eh, mam ostatnio troch臋 偶alu do ludzi, kt贸rzy wprost kochaj膮 u偶ywa膰 schemat贸w typu trumna i nietoperze. Eh, dobra. Zobaczymi kim by艂 bohater no i co b臋dzie dalej.
Oh, i dz臋kuj臋 za t臋 mas臋 przymiotnik贸w xd
Cyrograf (Brak e-maila) 12:36 18-04-2010
Ale偶 publikuj, publikuj.
I wiesz co? Pewnie jestem odmie艅cem i tak dalej, ale jak widze tak d艂ugi tekst, to jako艣 nie mog臋 si臋 zebra膰 偶eby go przeczyta膰. Ksi膮zki kompletnie inna sprawa - uwielbiam te opas艂e tomy. Ale nie potrafi臋 si臋 jako艣 skupi膰 czytaj膮c co艣 w internecie. Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie obrazisz, gdy podsumuje m贸j wyw贸d pisz膮c, 偶e doczyta艂am jedynie do po艂owy. Nice XD. Jak bed臋 mia艂a wi臋cej czasu, to doko艅cz臋. Og贸lnie ostatnio rzadko w艂膮czam komputer...

Ale wiesz. Jak to jest? Puplikujesz dla siebie czy dla innych? B臋de wredna, ale ja tam nie robi臋 tego dla internaut贸w. Na nich nie mo偶na liczy膰, nie chce im si臋 komentowa膰 czy da膰 jakikolwiek znak, 偶e czytaj膮. Wiem, bo sama taka jestem smiley. Wi臋c "Porzu膰cie nadziej臋!" ( za du偶o historii xd).
Cyrograf (Brak e-maila) 11:21 04-05-2010
Aaaale si臋 czepiasz smiley. Z tym tytanem to by艂a przeno艣nia, 偶eby pokaza膰, 偶e jest bardzo twarde xd.

No i co艣 z tym jest (umieszczaniem w internecie). Przez jakie艣 czas pisa艂am na bloga. Na pocz膮tku pojawia艂y si臋 komentarze, lecz potem ani jednego przez d艂ugi czas. B臋d臋 teraz zapewne hipokrytk膮, ale wytrzyma艂a tylko kilka miesi臋cy. W ko艅cu za艂o偶y艂am blog specjanie dla czytelnik贸w i pisa艂am dla nich (cz臋sto nie by艂am zadowolona, bo raczej stara艂am si臋 powiela膰 schematy z innych blog贸w. Tak powsta艂o Gangsta, kt贸re sko艅czy艂am, jednak pisze od pocz膮tku, 偶eby by艂o cho膰 troszk臋 oryginalne smiley)

Aha, jakby艣 mog艂a to jednak podaj mi te b艂臋dy stylistyczne. Wci膮偶 mam z tym problem. Z艂e skomponowanie zdania, albo o kt贸ry podmiot si臋 rozchodzi itp.
marika66tk (Brak e-maila) 12:42 27-09-2010
zaskakuj膮co zaczytowywa艣ne xD
An-Nah (Brak e-maila) 23:16 14-02-2011
Nast臋pne cz臋艣ci je艣li b臋d膮 to... nie tu.

Dzi臋kuj臋 za uwag臋. Opowiadanie jest pora偶k膮, jak wida膰.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum