艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Droga do Naszhiar 2 |
My艣l臋, 偶e by艂a mi臋dzy nami jaka艣 ni膰. Wi臋藕, kt贸ra poprowadzi艂a go do mojej ukrytej przy drodze samotni. Gdy pewnego dnia znalaz艂em nowa plecionk臋 z rzemyk贸w, zawieszon膮 na tylnej 艣cianie kapliczki, wiedzia艂em, kto j膮 tam zawiesi艂. Moje serce zabi艂o mocniej, gdy przesun膮艂em po niej palcami. Wydawa艂a mi si臋 ciep艂a, jakby zachowa艂a ciep艂o jego cia艂a. Pami臋tam, 偶e nosi艂 j膮 na szyi, ciemnozielone rzemyki na szarob艂臋kitnym tle jego sk贸ry. Nosi艂 j膮 zawsze i teraz, gdy zobaczy艂em j膮 wisz膮c膮 w kapliczce mia艂em przeczucie, 偶e to nie tylko dar dla duch贸w - ale te偶 znak dla mnie. Wi臋c czeka艂em, sp臋dzi艂em tam reszt臋 dnia i przespa艂em noc oparty o 艣cian臋, z palcami zaci艣ni臋tymi na plecionce. Nie dba艂em o to, 偶e rodzice w艣ciekaj膮 si臋 i planuj膮 kary - nigdy nie dba艂em o moich rodzic贸w. P贸艂-spa艂em, p贸艂-czuwa艂em w ciemno艣ciach, a wiatr wpadaj膮cy przez szczeliny muska艂 moj膮 sk贸r臋 niczym czyje艣 widmowe palce.
Znalaz艂 mnie nad ranem. Obudzi艂 mnie z twardego snu, kt贸ry przyszed艂 do mnie dopiero po wschodzie s艂o艅ca, a dotyk jego d艂oni na moim ramieniu sprawi艂, 偶e dreszcz przeszed艂 po moim kr臋gos艂upie. Patrzyli艣my sobie w oczy.
"Szukali ci臋 ca艂y wiecz贸r." powiedzia艂.
"Ale tylko ty wiedzia艂e艣, gdzie powinni?"
"I 偶e chcesz by膰 sam - tak."
"Ale mimo to zabierzesz mnie st膮d?"
"Mam obowi膮zki tak偶e wobec twojego ojca" wyci膮gn膮艂 do mnie d艂o艅. Sama my艣l o dotkni臋ciu jego palc贸w, mocnych, stwardnia艂ych, spalonych s艂o艅cem Po艂udnia, sprawia艂a, 偶e robi艂o mi si臋 gor膮co i zimno na przemian. Nie chwyci艂em jednak jego r臋ki, czekaj膮c na jego ruch. "No chod藕" ponagli艂 mnie, nie cofaj膮c d艂oni. Teraz dopiero nie艣mia艂o wyci膮gn膮艂em w艂asn膮, ma艂膮 w por贸wnaniu do jego r臋ki, mokr膮 od potu. Nasze palce spotka艂y si臋. Jego u艣cisk by艂o mocny jak kleszcze, ale nie pr贸bowa艂em nawet wyrwa膰 si臋, gdy poci膮gn膮艂 mnie za sob膮. Szed艂em pos艂usznie i czu艂em si臋, jakbym st膮pa艂 w powietrzu. Nie s艂ysza艂em nawet w艂asnych my艣li. Tylko szum.
Nie odzywali艣my si臋 do siebie, ale po raz pierwszy od miesi臋cy czu艂em, 偶e znowu jeste艣my blisko. Tak blisko, jak jeszcze nigdy. Zatrzymali艣my si臋 dopiero na skraju lasu, gdzie, pomi臋dzy drzewami, by艂o ju偶 wida膰 zamek. M贸g艂 pu艣ci膰 moj膮 d艂o艅, ale nie zrobi艂 tego, 艣ciskaj膮c j膮 mocniej i patrz膮c mi g艂臋boko w oczy. Musia艂a by膰 mi臋dzy nami jaka艣 wi臋藕 i jestem pewien, cho膰 nigdy mi tego nie powiedzia艂, 偶e by艂 razeghe, nie mog臋 bowiem inaczej wyt艂umaczy膰 faktu, 偶e wiedzia艂 dok艂adnie, co my艣la艂em w tej chwili. Pochyli艂 si臋 nade mn膮 i poca艂owa艂 mnie bardzo delikatnie. Jego usta by艂y wyschni臋te i sp臋kane, dobrze pami臋tam ich szorstko艣膰, ale ten poca艂unek nie m贸g艂by mi sprawi膰 wi臋kszej przyjemno艣ci, nawet, gdyby mia艂 wargi mi臋kkie jak jedwab.
Kiedy mnie ca艂owa艂, sta艂em bez ruchu i nie odezwa艂em si臋 ani s艂owem, gdy przesta艂. On te偶 si臋 nie odezwa艂. Dalsz膮 drog臋 do zamku pokonali艣my w milczeniu, nie dotykaj膮c si臋 wi臋cej.
Wieczorem, kiedy mia艂em ju偶 za sob膮 awantur臋, kt贸r膮 urz膮dzili mi rodzice, przyszed艂 do mnie. Stan膮艂 przy drzwiach, opar艂 si臋 o 艣cian臋 i milcza艂 d艂ugo, bardzo d艂ugo.
"Czekasz, a偶 ja odezw臋 si臋 pierwszy?" spyta艂em w ko艅cu zniecierpliwiony.
"Tak." przyzna艂.
"Usi膮d藕." wskaza艂em mu miejsce na skraju mojego 艂贸偶ka.
"Nie. Postoj臋."
"Usi膮d藕!" powt贸rzy艂em tonem, kt贸rego m贸j ojciec u偶ywa艂 w stosunku do s艂u偶by. Nie pos艂ucha艂 i tym razem, wi臋c przesta艂em na niego naciska膰.
"Powinienem powiedzie膰, 偶e to by艂a chwila s艂abo艣ci, ze jest mi przykro i ze to si臋 nie powt贸rzy" oznajmi艂. "Ale wcale nie jest mi przykro . I chcia艂bym, 偶eby to si臋 powt贸rzy艂o. Ale je艣li si臋 nie zgadzasz, wyjd臋 teraz z tego pokoju i nie wejd臋 do niego wi臋cej."
"Usi膮d藕" powiedzia艂em po raz trzeci. Tym razem us艂ucha艂 i po chwili czu艂em je go zapach, a potem kolejne delikatne mu艣ni臋cia jego ust na mojej szyi. Obj膮艂em go za szyj臋, nie tylko poddaj膮c si臋 jego pieszczotom, ale i odpowiadaj膮c na nie. W ciszy letniej nocy spe艂ni艂y si臋 moje sny.
Wymkn膮艂 si臋 przed 艣witem, gdy jeszcze spa艂em i jedynym, co po sobie pozostawi艂 by艂 b贸l. Ten fizyczny, kt贸ry pali艂 moje cia艂o, i psychiczny, rozrywaj膮cy mi serce, b贸l, kt贸rego nie mog艂em zrozumie膰. Poniek膮d czu艂em si臋 zawiedziony, spodziewaj膮c si臋 uczucia szcz臋艣cia, a nie dziwnej pustki, jakby kto艣 zabra艂 mi kawa艂ek mnie. Nie czu艂em jednak obrzydzenia tak, jak z tamt膮 dziewczyn膮. I wiedzia艂em ju偶 jedno - zakocha艂em si臋 i to na dobre.
Pami臋tacie kap艂ana, kt贸rego spotkali艣my par臋 dni temu? Nie wiedzia艂 nawet, kim jeste艣my i gdzie jedziemy. M贸wi艂 to wszystko o takich jak ja, jak m贸j kochanek. 呕e mi臋dzy dwiema osobami tej samej p艂ci nie mo偶e doj艣膰 do nawi膮zania prawdziwej wi臋zi. 呕e wszystko zawsze b臋dzie ogranicza膰 si臋 do brudnego, nienaturalnego po偶膮dania. Chcia艂em go wtedy uderzy膰, bo to co m贸wi艂 by艂o najwi臋kszymi bzdurami, jakie w 偶yciu s艂ysza艂em. To, co czu艂em, co wci膮偶 czuj臋, nie by艂o czystym po偶膮daniem. Nasze stosunki nie ogranicza艂y si臋 do cielesno艣ci, znali艣my si臋 przecie偶 dobrze, jeszcze zanim w og贸le przesz艂o mi przez my艣l, 偶e jakikolwiek m臋偶czyzna m贸g艂by budzi膰 moje po偶膮danie. Kocha艂em tego m臋偶czyzn臋 tak, jak kocha si臋 przyjaciela, opiekuna i nauczyciela, teraz za艣 pojawi艂o si臋 mi臋dzy nami po偶膮danie i szukali艣my ka偶dej okazji, by je zaspokoi膰. Kochali艣my si臋 w moim pokoju, w lesie, ca艂owali艣my si臋 ukradkiem w bibliotece podczas lekcji. By艂em szcz臋艣liwy, tak bardzo szcz臋艣liwy, 偶e zapomnia艂em o ostro偶no艣ci. M贸j kochanek, starszy i rozs膮dniejszy, zmuszony by艂 pami臋ta膰 o tym za nas obu i nieraz przypomina艂 mi, 偶e przed mieszka艅cami zamku nadal musimy gra膰 nauczyciela i ucznia. Denerwowa艂o mnie to cz臋sto, ten wymuszony dystans przy obiedzie, kiedy siedzieli艣my na przeciwleg艂ych ko艅cach sto艂u, ja mi臋dzy ojcem, 艣miej膮cym si臋 g艂o艣no do swoich przyjaci贸艂, kt贸rych zawsze by艂o u nas pe艂no, oraz matk膮, zamy艣lon膮 i nieobecn膮, za艣 po艣r贸d zaufanej s艂u偶by, cichy, milcz膮cy, nie zaszczycaj膮cy mnie ani jednym spojrzeniem.
"Nie kochasz mnie." m贸wi艂em potem, obra偶ony.
"Ale偶 kocham."
"Nie. Nie powiedzia艂e艣 nic w ci膮gu ca艂ego obiadu."
"A co niby mia艂em powiedzie膰?"
"Cokolwiek."
"G艂uptas." przyci膮ga艂 mnie do siebie i ca艂owa艂 gor膮co. Maj膮c zaj臋te usta nie mog艂em i nie chcia艂em wi臋cej protestowa膰. Musia艂em w ko艅cu zgodzi膰 si臋, 偶e jego ostro偶no艣膰 by艂a uzasadniona. Ostatni膮 rzecz膮, kt贸rej obaj pragn臋li艣my by艂o ujawnienie naszego romansu.
Mia艂em ju偶 prawie szesna艣cie lat i rodzice uznali, 偶e czas ju偶 przyzwyczai膰 mnie do obowi膮zk贸w, kt贸re czeka艂y mnie jako dziedzica posiad艂o艣ci. Musia艂em wi臋c sp臋dza膰 z ojcem wi臋cej czasu, s艂uchaj膮c nudnych, w moim mniemaniu, wywod贸w na temat ekonomii i polityki, albo znosi膰 towarzystwo jego przyjaci贸艂 i je藕dzi膰 z nimi na polowania, kt贸re moim zdaniem nie wiele mia艂y wsp贸lnego z prawdziw膮 przyjemno艣ci膮 obcowania z natur膮. My艣liwi tratowali traw臋 i krzewy, p艂oszyli drobn膮 zwierzyn臋, 艣miali si臋 g艂o艣no, a rozpalane przez nich ogniska grozi艂y podpaleniem lasu. M贸j nauczyciel oczywi艣cie nie uczestniczy艂 w tym wszystkim, co stanowi艂o dla mnie dodatkow膮 udr臋k臋. Polowanie potrafi艂o trwa膰 kilka dni, i kilka zimnych, samotnych nocy, podczas kt贸rych m贸j m艂ody, niewy偶yty organizm dos艂ownie wariowa艂.
"Pojed藕 ze mn膮" poprosi艂em kt贸rego艣 bladego poranka, le偶膮c z g艂ow膮 na jego brzuchu, g艂adz膮c d艂oni膮 jego udo.
"To tylko kilka dni. Wytrzymasz."
"Nie wytrzymam. B臋dzie tam mn贸stwo przyjaci贸艂 ojca. I nie b臋dzie tam ciebie."
"Musisz si臋 nauczy膰 偶y膰 beze mnie. Nie zawsze b臋d臋 przy tobie."
Podnios艂em wzrok i spojrza艂em prosto w jego czarne oczy. Nigdy dot膮d nawet nie przesz艂o mi przez my艣l, 偶e mogliby艣my si臋 rozsta膰, a on m贸wi艂 to z takim spokojem, jakby by艂o to zapisane w naszym przeznaczeniu.
"Nie!" zaprotestowa艂em.
"Pos艂uchaj, kastiisa, nic nie trwa wiecznie." powiedzia艂, siadaj膮c, obejmuj膮c mnie ramionami i przyciskaj膮c moj膮 g艂ow臋 do swojej piersi. "Ty masz swoje 偶ycie tutaj i obowi膮zki, ja by膰 mo偶e nied艂ugo dostane od twoich rodzic贸w wym贸wienie. Poza tym, jeste艣 prawie dzieckiem. Pierwsza mi艂o艣膰 cz臋sto przemija, potem nie pami臋tasz ju偶, czemu kocha艂e艣... O偶enisz si臋, b臋dziesz mia艂 swoje dzieci, kt贸re odziedzicz膮 twoje imi臋 i zapomnisz..."
"Przecie偶 sam m贸wi艂e艣, 偶e mam dusz臋 kobiety i musz臋 po艣lubi膰 m臋偶czyzn臋." powiedzia艂em, prawie p艂acz膮c.
"Nikt nie udzieli 艣lubu dw贸m m臋偶czyznom. A co do ma艂偶e艅stwa... wierz mi, mo偶na do tego przywykn膮膰."
"Ale ja nie chc臋!" przycisn膮艂em twarz do jego ramienia i rozp艂aka艂em si臋. "Chc臋 by膰 z tob膮. Zawsze."
M贸j kochanek delikatnie uj膮艂 mnie pod brod臋 i popatrzy艂 mi prosto w oczy.
"Dobrze, hi kast, je艣li naprawd臋 tego chcesz, to zapami臋taj co ci teraz powiem. Je艣li w ci膮gu najbli偶szych pi臋ciu lat co艣 nas rozdzieli, a ty nadal b臋dziesz chcia艂 by膰 ze mn膮, spotkamy si臋 w Naszhiar. Pami臋taj. Naszhiar. Dok艂adnie pi臋膰 lat od dzisiejszego dnia. Pami臋tasz?"
Kiwn膮艂em g艂ow膮. U艣miechn膮艂 si臋 do mnie i przyci膮gn膮艂 moj膮 twarz do swojej. Ca艂owa艂 mnie bardzo d艂ugo i bardzo gor膮co, podczas gdy jego d艂onie w臋drowa艂y po moich plecach.
Chwil臋 p贸藕niej do drzwi pokoju zastuka艂 m贸j ojciec. Nie musz臋 chyba m贸wi膰, 偶e jego pukanie zasta艂o nas w bardzo intymnym momencie? Niech b臋d膮 dzi臋ki wszystkim pot臋gom, 偶e ojciec nie wszed艂 do mojego pokoju, a tylko za艂omota艂 w drzwi i kaza艂 mi wstawa膰. Wypl膮ta艂em si臋 wi臋c z ciep艂ych obj臋膰 kochanka i ubra艂em po艣piesznie, przeklinaj膮c fakt, 偶e moje cia艂o rozpaczliwie domaga艂o si臋 dalszych pieszczot. Po chwili bieg艂em ju偶 po schodach, potykaj膮c si臋 o stopnie.
Na dziedzi艅cu, w szarym blasku 艣witu, czeka艂 ojciec i trzech jego przyjaci贸艂, s艂u偶ba i osiod艂ane zwierz臋ta. Mieli艣my przejecha膰 do doliny, oddalonej od zamku o oko艂o p贸艂 dnia drogi, za艂o偶y膰 tam ob贸z i o 艣wicie nast臋pnego dnia rozpocz膮膰 polowanie.
M臋偶czy藕ni przywitali mnie g艂o艣nym 艣miechem, pytaj膮c, kt贸ra to ze s艂u偶膮cych zaj臋艂a mnie tak d艂ugo, 偶e zaspa艂em. W odpowiedzi burkn膮艂em co艣 pod nosem i chyba zrobi艂em si臋 fioletowy na twarzy. Ojciec uspokoi艂 艣miechy swoich przyjaci贸艂, m贸wi膮c, ze jestem jeszcze m艂ody i wstydliwy, ale wkr贸tce stan臋 si臋 prawdziwym m臋偶czyzn膮. Nie s膮dz臋, 偶eby m贸wi膮c to sugerowa艂 moje dziewictwo - fakt, 偶e rok wcze艣niej przespa艂em si臋 ze s艂u偶膮c膮, zd膮偶y艂 do niego dotrze膰, co wi臋cej, da艂 mu pow贸d do dumy.
Wsiad艂em na swojego wierzchowca. Potulne zwierz臋 zastrzyg艂o uszami i wolno ruszy艂o drog膮. Przede mn膮 jecha艂 ojciec i jego przyjaciele. Za mn膮 s艂u偶ba, juczne zwierz臋ta wioz膮ce namioty, prowiant i bro艅. Czeka艂a mnie d艂uga, nudna droga i jeszcze nudniejsze polowanie. Jak偶e wielkie by艂o moje zdziwienie, gdy us艂ysza艂em stukot kopyt wierzchowca zr贸wnuj膮cego si臋 z moim w艂asnym. Gdy spojrza艂em na jego je藕d藕ca, ku memu zaskoczeniu ujrza艂em twarz m臋偶czyzny, z kt贸rym kocha艂em si臋 nieca艂膮 godzin臋 wcze艣niej. U艣miecha艂 si臋 do mnie.
"Patrzcie, kto zaszczyci艂 nas swoj膮 obecno艣ci膮!" wykrzykn膮艂 m贸j ojciec, zauwa偶ywszy jego obecno艣膰. "C贸偶 to, reasoe-kashriz, nagle zmieni艂e艣 zdanie co do naszych rozrywek?"
"Reasoe, troch臋 ruchu i troch臋 towarzystwa co jaki艣 czas przyda si臋, dla odmiany" odrzek艂.
"Cieszy mnie to. Panowie" og艂osi艂 ojciec swoim przyjacio艂om "Kashriz zdecydowa艂 si臋 nam towarzyszy膰. Przekonamy si臋, jak tropi si臋 zwierzyn臋 na dzikim po艂udniu."
M贸j nauczyciel u艣miechn膮艂 si臋 tylko w odpowiedzi. Przez ca艂a drog臋 jecha艂 przede mn膮, nie odzywaj膮c si臋 do mnie wi臋cej, ni偶 by艂o trzeba, dbaj膮c, jak zawsze o zachowanie pozor贸w. Tym razem nie mia艂em do niego pretensji. By艂em bezgranicznie szcz臋艣liwy i dowarto艣ciowany - w ko艅cu to ja by艂em powodem, dla kt贸rego zdecydowa艂 si臋 do nas do艂膮czy膰. Chyba po raz pierwszy zdarzy艂o mu si臋 zrobi膰 co艣 tylko dlatego, 偶e mia艂o mi to sprawi膰 przyjemno艣膰.
Pod wiecz贸r byli艣my ju偶 na miejscu. Ojciec nie omieszka艂 oprowadzi膰 mnie po obozie, zaprowadzi艂 mnie te偶 na pobliskie wzg贸rze, z kt贸rego wida膰 by艂o okolic臋. Wida膰 by艂o tez stamt膮d ska艂y, w kt贸rych znajdowa艂a si臋 jaskinia g贸rskich azhere. Ojciec opowiedzia艂, ze bestie od lat gn臋bi膮 mieszka艅c贸w pobliskiej wioski, kt贸ra znajdowa艂a si臋 w granicach naszych w艂o艣ci, tak wi臋c do naszych obowi膮zk贸w nale偶a艂o dbanie o bezpiecze艅stwo mieszka艅c贸w. Co roku, t艂umaczy艂 mi ojciec cierpliwie, szuka艂 doj艣cia do jaskini, ale co roku jego wyprawy ponosi艂y fiasko. Podobnie wie艣niacy, doda艂 z pogard膮 w g艂osie, tak, jak zawsze m贸wi艂 o ludziach ni偶szego stanu.
Noc sp臋dzili艣my w obozowisku, kt贸re s艂u偶ba zd膮偶y艂a rozstawi膰 pod nasza nieobecno艣膰. Nie spa艂em bardzo d艂ugo, wpatruj膮c si臋 w le偶膮ce po drugiej stronie namiotu pos艂anie mojego kochanka. Mimo moich modlitw, nie da艂 mi 偶adnego znaku i tej nocy moje niecierpliwe cia艂o musia艂o zaufa膰 w艂asnym d艂oniom.
Nazajutrz zosta艂em obudzony jeszcze przed 艣witem i dosta艂em w swoje r臋ce prawdziw膮 my艣liwsk膮 kusz臋. Ojciec wyci膮gn膮艂 ze starannie opakowanego kufra sw贸j skarb - nowomodn膮 bro艅, kt贸ra po podpaleniu prochu wyrzuca艂a metalowe kule, mog膮ce strzaska膰 czaszk臋 nawet najwi臋kszemu zwierz臋ciu. Z dum膮 rozkr臋ci艂 j膮, zaprezentowa艂 mechanizm, a potem skr臋ci艂 z powrotem i strzeli艂 w powietrze, p艂osz膮c ptactwo i, jak podejrzewam, wszelk膮 drobn膮 zwierzyn臋 w okolicy. Przyjaciele ojca byli oczywi艣cie pe艂ni entuzjazmu, m贸j nauczyciel wykazywa艂 normalne zainteresowanie naukowca i 偶o艂nierza, tylko ja odporny by艂em na magi臋 broni palnej. Z mojej kuszy wystrzeli艂em kilka razy do pobliskiego drzewa, niezbyt celnie, nigdy bowiem nie mia艂em serca i r臋ki do broni bardziej skomplikowanej ni偶 n贸偶 czy 艂uk. Oczywi艣cie, przeciw zwierz臋ciu rozmiar贸w azher 艂uk, a tym bardziej n贸偶 nie jest skuteczn膮 broni膮 i spodziewa艂em si臋 raczej ucieka膰, ni偶 stan膮膰 oko w oko z g贸rsk膮 besti膮. Ojciec rzecz jasna wola艂by, 偶eby zwierze rozszarpa艂o mnie, ni偶 偶ebym okaza艂 strach, mia艂em wi臋c nadziej臋 nie musie膰 go okazywa膰.
By艂a jedna rzecz, kt贸ra mi si臋 w tym wszystkim podoba艂a - zawsze mog艂em powiedzie膰 ojcu, 偶e szukam doj艣cia do jaskini i znikn膮膰 w lesie na jaki艣 czas. Tak wi臋c gdy ojciec i jego przyjaciele zaj臋li si臋 szukaniem drobnej zwierzyny, ja wyruszy艂em na ma艂y rekonesans. Nigdy jeszcze nie by艂em w lesie tak oddalonym od mojego domu i wszystko dooko艂a mia艂o dla mnie urok nowo艣ci. Przedzieranie si臋 przez las, szukanie 艣lad贸w zwierz膮t, poznawanie nieznanych wcze艣niej kamieni i strumieni.
Drugiego dnia m贸j nauczyciel tak偶e oddzieli艂 si臋 od grupy, wyruszyli艣my wi臋c razem. Oczywi艣cie, nie zaszli艣my daleko - kr贸tki post贸j na ma艂ej polance nad strumieniem pr臋dko sta艂 si臋 d艂u偶szym postojem, kiedy zacz臋li艣my si臋 kocha膰 na roz艂o偶onych na trawie p艂aszczach.
Pami臋tam dobrze tamta chwil臋 i 偶a艂uj臋, 偶e nie wykorzysta艂em jej lepiej, bo to by艂 nasz ostatni raz. Tak, m贸j kochanek mia艂 racje - nie m贸g艂 by膰 przy mnie zawsze. Zastanawiam si臋, gdzie pope艂ni艂em b艂膮d, ale nie widz臋 偶adnego - to nie moja nieostro偶no艣膰 doprowadzi艂a do tragedii ani tym bardziej nie jego post臋powanie. Tak naprawd臋, nie rozumiem tego, co si臋 w贸wczas wydarzy艂o.
M臋偶czyzna, kt贸ry zast膮pi艂 nam drog臋 gdy wracali艣my do obozowiska, by艂 jednym z trzech przyjaci贸艂 ojca, tym, kt贸ry robi艂 na mnie zawsze najgorsze wra偶enie - a mo偶e tylko mi si臋 tak wydaje, kiedy oceniam go z perspektywy czasu. Wysoki, o jasnej sk贸rze, kt贸ra, jak sam twierdzi艂, jasnej jak kryszta艂 krwi, p艂yn膮cej w jego 偶y艂ach, chyba mnie nie lubi艂 - czasem zdarza艂o mu si臋 nazwa膰 mnie "barbarzy艅skim nasieniem".
"M艂odzie艅cze" powiedzia艂, staj膮c naprzeciw nas i splataj膮c ramiona na szerokiej piersi. M贸j nauczyciel by艂 w por贸wnaniu z nim niski i szczup艂y. "Tw贸j ojciec rozkaza艂 ci臋 szuka膰, i oto znajduj臋 w towarzystwie tego po艂udniowca."
Zacisn膮艂em z臋by, s艂ysz膮c, jak szacunek, kt贸ry dot膮d okazywa艂 mojemu nauczycielowi znika bez 艣ladu z jego g艂osu. W u艂amek sekundy p贸藕niej by艂em ju偶 艣miertelnie przera偶ony - "On wie" my艣la艂em "On widzia艂 nas razem."
"Jestem nauczycielem ch艂opca" oznajmi艂 m贸j kochanek. Jego twarz pozosta艂a nieporuszona, podczas gdy ja czu艂em zimny pot sp艂ywaj膮cy po moim karku. "Jego ojciec powierzy艂 go mojej opiece. Czy偶by艣 sugerowa艂, reasoe, 偶e nadu偶ywam moich praw?"
"Je艣li dasz mi pow贸d, bym tak s膮dzi艂 - b臋d臋 szcz臋艣liwy" u艣miechn膮艂 si臋 m臋偶czyzna, wyci膮gaj膮c w nasz膮 stron臋 kusz臋. "Co mam powiedzie膰 ojcu ch艂opaka? 呕e nie zd膮偶y艂em ocali膰 mu 偶ycia, ale zd膮偶y艂em go pom艣ci膰?"
Teraz zupe艂nie przesta艂em rozumie膰. Jaki pow贸d mia艂by przyjaciel ojca, by mnie zamordowa膰? chwyci艂em kurczowo r臋kaw mojego nauczyciela. Odepchn膮艂 mnie, dobywaj膮c no偶a z pochwy zawieszonej przy pasie. Gwia藕dziste ostrze roz艂o偶y艂o si臋 ze szcz臋kiem.
"Najpierw musisz zabi膰 mnie - potem mo偶esz zrobi膰 z ch艂opcem co chcesz" powiedzia艂. Jego twarz mia艂a dziwny wyraz. Nigdy jeszcze nie widzia艂em go takiego, i przerazi艂 mnie ten widok - jego oczy pa艂a艂y rz膮dz膮 krwi.
"Nawet nie wiesz, ile lat na to czeka艂em" odpar艂 m臋偶czyzna i wystrzeli艂 w jego kierunku kilka be艂t贸w.
Dalsza walka by艂a kr贸tka, albo ja po prostu jako kr贸tk膮 j膮 zapami臋ta艂em. Po kilku chwilach m贸j kochanek sta艂 nad napastnikiem z ociekaj膮cym krwi膮 no偶em w d艂oni. Mia艂 nieobecny wyraz twarzy i czo艂o pokryte potem, zupe艂nie, jak w chwilach spe艂nienia. Ja za艣 sta艂em jak sparali偶owany, pierwszy raz b臋d膮c 艣wiadkiem morderstwa.
M贸j kochanek pierwszy doszed艂 do siebie. Chcia艂 mnie obj膮膰, ale wy艣lizgn膮艂em si臋 z jego obj臋膰. 艢mierdzia艂 ludzk膮 krwi膮.
"Hi kast, popatrz na mnie" nie mog膮c mnie dotkn膮膰, przykl臋kn膮艂 przede mn膮 i patrzy艂 mi w oczy. Takiego te偶 nigdy go nie widzia艂em: patrzy艂 na mnie z przera藕liwym smutkiem. "Hi kast, musz臋 odej艣膰."
"Dla... dlaczego?" spyta艂em 艂ami膮cym si臋 g艂osem. Nie rozumia艂em nic - ani cia艂a u naszych st贸p, ani smutku w jego oczach. "Bo go zabi艂e艣? Przecie偶 nas napad艂..."
"Hi kast, nie rozumiesz, zrobi艂em to, co mia艂em zrobi膰. Nied艂ugo dowiedz膮 si臋..."
"Czego?" nie opiera艂em si臋 ju偶, sta艂em biernie, pozwalaj膮c si臋 obejmowa膰.
"Je艣li mnie kochasz... je艣li mnie b臋dziesz kocha膰 - powiem ci. W Naszhiar. Za pi臋膰 lat."
"Ale..."
"Cicho, nie pytaj. Wybacz mi. Wybacz mi wszystko." Poca艂owa艂 mnie w czo艂o, potem poca艂owa艂 moje powieki. "Awa zir kast"
W tak nieoczekiwanych okoliczno艣ciach po偶egnali艣my si臋. Do obozu wr贸ci艂em sam, obmy艣laj膮c po drodze histori臋 w racjonalny spos贸b t艂umacz膮c膮 to wydarzenie. M贸j nauczyciel zabi艂 jednego z przyjaci贸艂 ojca i uciek艂. Dlaczego? Tego nie wiem do dzi艣. Pewne strz臋py informacji...
Tu Seider umilk艂 na chwil臋. Pozostali patrzyli na niego w milczeniu, ponad blaskiem dogasaj膮cego ogniska.
-Nie, nie powiem ju偶 wi臋cej - odezwa艂 si臋 w ko艅cu. - to koniec mojej historii. Pi臋膰 lat up艂ywa dok艂adnie za miesi膮c.
KONIEC
Uko艅czone 19 sierpnia 2004
|
|
Komentarze |
dnia maja 07 2016 22:45:40
T膮 cz臋艣膰 czyta si臋 jako艣 lepiej. Chyba dlatego, 偶e ju偶 si臋 jest po rozeznaniu w sytuacji. W og贸le to by艂 bardzo przyjemny fragment. I fabularnie te偶, tak naprawd臋 dopiero ta cz臋艣膰 mnie wci膮g艂a.
Lec臋 dalej
Co do tego poni偶ej - wiem, 偶e tu ju偶 nie b臋dziesz mog艂a edytowa膰 - wi臋c je艣li Ci臋 to denerwuje, nie b臋d臋 wi臋cej tego zaznacza膰. Tekst jest stary, a wiem, 偶e potrafisz pisa膰 - wi臋c chyba dalsze sobie daruj臋?
P贸ki co:
- Znalaz艂 mnie nad ranem. Obudzi艂 mnie (DRUGIE "MNIE" ZB臉DNE) z twardego snu
- "Szukali ci臋 ca艂y wiecz贸r. (ZB臉DNA KROPKA)" powiedzia艂.
- Jego u艣cisk by艂o (BY艁) mocny jak kleszcze
- Szed艂em pos艂usznie i czu艂em si臋 (ZB臉DNE "SI臉" , jakbym st膮pa艂 w powietrzu
- "Tak. (ZB臉DNA KROPKA)" przyzna艂.
- "Usi膮d藕. (ZB臉DNA KROPKA)" wskaza艂em mu miejsce na skraju mojego 艂贸偶ka.
-"Powinienem powiedzie膰, 偶e to by艂a chwila s艂abo艣ci, ze (呕E) jest mi przykro i ze (呕E) to si臋 nie powt贸rzy" oznajmi艂.
- "G艂uptas. (ZB臉DNA KROPKA)" przyci膮ga艂 mnie do siebie
- rozpalane przez nich ogniska grozi艂y podpaleniem (ROZPALONE+PODPALENIEM) lasu
- "Pos艂uchaj, kastiisa, nic nie trwa wiecznie. (ZB臉DNA KROPKA)" powiedzia艂,
-"Przecie偶 sam m贸wi艂e艣, 偶e mam dusz臋 kobiety i musz臋 po艣lubi膰 m臋偶czyzn臋. (ZB臉DNA KROPKA)" powiedzia艂em,
- Ojciec uspokoi艂 艣miechy swoich przyjaci贸艂, m贸wi膮c, ze (呕E) jestem jeszcze m艂ody
- Przez ca艂a (膭) drog臋 jecha艂 przede mn膮
- Ojciec opowiedzia艂, ze (呕E) bestie od lat
- obozowisku, kt贸re s艂u偶ba zd膮偶y艂a rozstawi膰 pod nasza (膭) nieobecno艣膰
- Ojciec rzecz jasna wola艂by, 偶eby zwierze (臉)
- Pami臋tam dobrze tamta (膭) chwil臋 i 偶a艂uj臋
- TEGO ZDANIA NIE ROZUMIEM: Wysoki, o jasnej sk贸rze, kt贸ra, jak sam twierdzi艂, jasnej jak kryszta艂 krwi, p艂yn膮cej w jego 偶y艂ach, chyba mnie nie lubi艂
- "On wie" my艣la艂em (KROPKA) "On widzia艂 nas razem."
- Jaki pow贸d mia艂by przyjaciel ojca, by mnie zamordowa膰? (Z DU呕EJ LITERY) chwyci艂em kurczowo |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|